DRUKUJ
 
Cezary Sękalski
Między monologiem a dialogiem. O modlitwie wstawienniczej
Głos Ojca Pio
 


W trakcie pobytu w San Giovanni Rotondo, w korytarzu za klauzurą natknąłem się na wiszące na ścianie małe drewniane pudełko z ponumerowanymi krążkami. Korzystali z niego starsi zakonnicy — także Ojciec Pio. Kiedy tamtędy przechodził, wybierał losowo jeden krążek i wrzucał go do niewielkiej urny, a na pobliskiej tablicy odczytywał przyporządkowaną numerowi intencję modlitewną.

 

Ja też sięgnąłem do pudełka i wylosowałem numer 41. Przypisana mu intencja brzmiała: „Za dusze cierpiące w czyśćcu z powodu braku posłuszeństwa”. W drodze do kaplicy odmówiłem krótką modlitwę w tej intencji. Wcześniej tylko czytałem o tej starej praktyce zakonnej. Teraz, kiedy przyszło mi ją wypełnić, nagle uświadomiłem sobie, że ukryta jest w niej niezwykła mądrość duchowa.

 

Nie tylko prośba


Modlitwa na ogół kojarzy się nam z prośbą. Prosimy o coś Pana Boga i oczekujemy od Niego jakiejś reakcji. We wspomnianej praktyce prośba również na pierwszy rzut oka wydaje się pierwszoplanowa. W końcu to my wstawiamy się za duszami czyśćcowymi. Jednak losowo wybrana intencja zawiera w sobie ponadto ogromny ładunek formacyjny.

 

Kiedy podjąłem modlitwę za osoby nieposłuszne, od razu zrodziło się we mnie pytanie: A jak jest z moim posłuszeństwem? Wprawdzie nie składałem zakonnego ślubu posłuszeństwa przełożonym, ale i w życiu osoby świeckiej ta ewangeliczna rada w pewien sposób obowiązuje. Jako osoba ochrzczona powinienem przede wszystkim być posłuszny Bogu, a jako obdarowany sakramentem małżeństwa — również swojej żonie, zgodnie z zaleceniem św. Pawła z Listu do Efezjan: Bądźcie sobie wzajemnie poddani w bojaźni Chrystusowej! (5, 21). A zatem coś, co wydawało mi się prostą intencją modlitewną, nagle odsłoniło przede mną swój drugi, nie mniej istotny wymiar.

 

Coś nieprzewidywalnego


Niebagatelna w tej praktyce modlitewnej jest również rola przypadku. Fakt, że przy wyborze intencji zdajemy się na ślepy traf, nie wynika z lenistwa czy z zaniechania pracy rozumu, ale jest sposobem otwarcia się na coś nieprzewidywalnego.

 

W Starym Testamencie istniały losy Urim i Tummim, za pomocą których Izraelici próbowali odczytać wolę Bożą (por. Pwt 33, 8). Również w Dziejach Apostolskich wybór Macieja Apostoła dokonał się przez losowanie, a jego skutek jednoznacznie uznano za wolę Bożą. Nie jest to oczywiście zachęta do tego, aby dzisiaj wszystkie nasze ważne wybory życiowe rozstrzygać za pomocą rzutu monetą. Chodzi jedynie o to, aby dostrzec, że modlitewne zdanie się na przypadek może być stwarzaniem w swoim życiu miejsca dla Innego, dla Pana Boga.

 

Jeśli modlitwa rzeczywiście ma być dialogiem, musi stać się miejscem otwarcia na nieprzewidywalne, trzeba w niej wygospodarować przestrzeń na rzeczywistą wymianę darów. Taka modlitwa nie jest rzeczą łatwą. Nieodłącznie towarzyszy jej pewien niepokój i zmaganie. Jest podobna do modlitwy autostopowicza, który stojąc przy szosie, prosi Boga o „okazję”. Jakże inny ma ona smak, tak różny od tej praktykowanej w zaciszu domowym, kiedy wszystkie potrzeby mamy zaspokojone i nie towarzyszy nam żaden element ryzyka...

 

Okazuje się, że największym zagrożeniem dla prawdziwej modlitwy jest rutyna i przyzwyczajenie. W sytuacji dostatku i wygody łatwo staje się ona jedynie nudnym monologiem, w trakcie którego na nic się już nie czeka i niczego się nie spodziewa.

 

Faryzeusz czy celnik?


Jezus piętnował taką postawę modlitewną w swojej przypowieści o faryzeuszu i celniku. Już sam wybór postaci do tej przypowieści był swoistą prowokacją. Faryzeusz bowiem to przedstawiciel bardzo religijnego ugrupowania w łonie judaizmu, można by się zatem spodziewać, że będzie w przypowieści postacią pozytywną. Z kolei celnik dla wielu współczesnych Jezusowi był synonimem chciwego grzesznika, który w dodatku dla pieniędzy kolaboruje z rzymskim okupantem. Jakże zatem spodziewać się, że modlitwa kogoś takiego będzie wysłuchana?

 

W przypowieści czytamy: Faryzeusz stanął i tak w duszy się modlił: Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam (Łk 18, 11-12).

 

Na pierwszy rzut oka można się zdziwić, dlaczego Jezus skrytykował tak rozbudowaną modlitwę? W końcu mamy w niej żarliwe dziękczynienie i wyczerpujące uzasadnienie wyrażanej wdzięczności. Kiedy jednak przyjrzymy się jej dokładniej, dostrzeżemy, że w wypowiedzianych słowach Bóg jest jedynie pewnym dodatkiem, religijnym ornamentem, a cała materia modlitwy stanowi w istocie barwny kobierzec wypleciony na własną cześć. Taka „modlitwa” jest sprzeczna z duchem prawdziwej religijności. Pełno w niej egocentryzmu, porównywania się z innymi, wręcz ich osądzania. W modlitwie faryzeusza nie ma miejsca na dialog, bo jest on zamkniętą w sobie monadą, z lubością przeżywającą własną pełnię i samowystarczalność. Człowiek, który modli się w taki sposób, nie potrzebuje zbawienia, nie jest otwarty na żadne treści z zewnątrz, ponieważ jego wewnętrzny świat wydaje mu się wystarczający. Jego modlitwa staje się zatem wyłącznie adorowaniem własnego ja.

 

W Apokalipsie św. Jana Jezus jeszcze dosadniej piętnuje tego typu postawę, tym razem odnajdując jej symptomy nie wśród przedstawicieli judaizmu, ale w Kościele z Laodycei. A zatem taka przypadłość grozi nam wszystkim, a zwłaszcza tym, którzy uważają się za religijnych. Jezus tak zwraca się do wspomnianego Kościoła: Znam twoje czyny, że ani zimny, ani gorący nie jesteś. Obyś był zimny albo gorący! A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust. Ty bowiem mówisz: Jestem bogaty, i wzbogaciłem się, i niczego mi nie potrzeba, a nie wiesz, że to ty jesteś nieszczęsny i godzien litości, i biedny i ślepy, i nagi. Radzę ci kupić u mnie złota w ogniu oczyszczonego, abyś się wzbogacił, i białe szaty, abyś się oblókł, a nie ujawniła się haniebna twa nagość, i balsamu do namaszczenia twych oczu, byś widział (3, 15-18).

 

Jakże inaczej wyglądała modlitwa celnika! W przypowieści czytamy: Celnik stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi i mówił: Boże, miej litość dla mnie, grzesznika (18, 13).

 

W modlitwie tej przede wszystkim uderza uniżenie człowieka. Nie stawia on siebie w centrum modlitwy, ale to miejsce pozostawia Bogu. Celnik przeczuwa Jego wielkość i majestat, i dlatego nie śmie nawet oczu wznieść ku niebu. W obliczu świętości Boga doświadcza własnej grzeszności i słabości, stąd też wypływa jego gorąca prośba o Boże zmiłowanie. Dopiero taka modlitwa tworzy przestrzeń dla prawdziwego dialogu: człowiek zdaje sobie sprawę z tego, że nie jest samowystarczalny i potrzebuje Bożej pomocy, zbawienia; w takiej modlitwie widać otwartość na Bożą ingerencję w życie człowieka i gotowość do jej przyjęcia.

 

Jezus kończy swoją przypowieść słowami: Powiadam wam: Ten odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten (18, 14 a). Dla Niego ważny jest nie modlitewny monolog, choćby wyrażony najpiękniejszymi słowami, ale dialog.

 

Życiowy konkret


Wielowiekowa tradycja duchowości chrześcijańskiej zna wiele szkół modlitwy, które mają wspierać chrześcijan w otwieraniu się na modlitewny dialog. Dla każdej z nich właściwym tworzywem modlitwy są: życie konkretnego człowieka wraz z jego pragnieniami, potrzebami, dziękczynieniem albo uwielbieniem oraz otwartość na działanie Boga przez Jego słowo, natchnienie, łaskę czy wspomniany przypadek.

 

Trudno oczekiwać, aby na naszą modlitwę Bóg odpowiadał zawsze jakimś szczególnym objawieniem prywatnym. Taki przywilej dany był wielu mistykom. Nam niejednokrotnie pozostaje karmienie się objawieniem pozostawionym w Piśmie Świętym. Może być ono doskonałym miejscem do szukania Bożej odpowiedzi na nasze problemy i trudności. Święty Ojciec Pio powiedział kiedyś: W modlitwie i medytacji sami mówimy do Pana, natomiast w czasie religijnej lektury Bóg do nas przemawia. Jest to jeszcze jeden sposób szukania Bożej inspiracji dla naszego życia.

 

Bóg często odpowiada także przez różne życiowe wydarzenia. Modlitwa osobista może być zatem szczególnym miejscem odczytania ich w świetle wiary. Wreszcie spotkania z ludźmi również mogą być ważnym przyczynkiem do modlitewnego dialogu.

 

Tylko wtedy nasza modlitwa będzie prawdziwym dialogiem, kiedy w całym naszym życiu będziemy potrafili dostrzec Boże działanie.

 

Cezary Sękalski
Głos Ojca Pio 42, wrzesień/październik 2006
www.glosojcapio.pl