DRUKUJ
 
Andrzej Jerominek MIC
Ikona chrztu Jezusa
Pastores
 


„Nasza chora natura wymagała uzdrowienia; upadła – potrzebowała podniesienia, martwa – wskrzeszenia. Utraciliśmy posiadane dobra, trzeba było je nam przywrócić. Byliśmy zamknięci w ciemnościach, trzeba było przynieść nam światło. Będąc w niewoli oczekiwaliśmy Zbawiciela (...). Czy te powody były bez znaczenia? Czy nie zasługiwały one na wzruszenie Boga, na to, by zniżyć się aż do poziomu naszej ludzkiej natury i nawiedzić ją, skoro ludzkość znajdowała się w tak opłakanym i nieszczęśliwym stanie?” (św. Grzegorz z Nyssy).


Moc i prawdziwość tych słów przedstawia ikona chrztu Pańskiego, która poprzez grę kolorów, światła i cienia, ruchu i bezruchu wprowadza nas w tajemnicę Święta Epifanii, czyli Objawienia Pańskiego. Warto wspomnieć, że w tradycji Kościoła wschodniego było też ono nazywane „Świętem Oświecenia” albo „Świętem Światła”, gdyż Objawieniu się prawdziwego Boga towarzyszy niezwykła światłość. Św. Jan Chryzostom w ten sposób podkreśla doniosły charakter tego święta: „To nie dzień, w którym Chrystus się narodził, powinien być nazwany Epifanią, ale dzień, w którym został ochrzczony. Nie poprzez swe narodziny stał się znany wszystkim, ale poprzez swój chrzest”.


Ikony o tej tematyce zaczęto pisać już wówczas, gdy na Synodzie w An­tiochii orzeczono przeciw poglądom Pawła z Samosaty, iż Jezus Chrystus jest Synem Bożym przez naturę, a nie przybranie (adopcję). Z kolei I Sobór Powszechny w Nicei w 325 roku ogłosił w Credo, że „Syn Boży jest «zrodzony, a nie stworzony, współistotny Ojcu»” (KKK, 465).

 

Zgłębiając tajemnicę ikony, posłużymy się metodą lectio divina, gdyż „słowo i wizerunek wzajemnie na siebie wskazują” (L. Uspienski).


Lectio: zanurzenie w wody śmierci – wody życia

 

Tłem ikony jest pustynia, porośnięta ubogą roślinnością. Z jej urwistych szczytów, które przechodzą w dolinę, wypływają wody Jordanu. Te szczegóły wskazują na miejsce chrztu Jezusa. W centrum znajduje się postać Chrystusa, który ukazany jest tu jako mężczyzna w średnim wieku z długimi, spadającymi na plecy włosami oraz krótką brodą. „Odziany w nagość Adamową”, wchodzi do wody i w widocznym na ikonie ruchu podąża do Jana Chrzciciela z lekko pochyloną głową. W ten sposób ikonopisarz chciał wyrazić kenozę Jezusa, który stając się człowiekiem, był do nas we wszystkim podobny oprócz grzechu. Nagość Jezusa to, z jednej strony, akceptacja ograniczoności i skończoności stworzenia wobec Boga, z drugiej zaś, świadomość istnienia jedynie w Bogu, poza którym jest tylko nicość. Tak rozumiana nagość jest radosnym i pełnym skromności przeżywaniem życia przed obliczem Boga, to nie-pożądanie niczego dla siebie, lecz bezgraniczne bycie dla drugiego. „Jezus stał się pierwszym człowiekiem, który przyjął do końca status człowieka obnażonego, pozbawionego wszelkiej chwały, (...) lecz z ufnością czekał na przyobleczenie Go chwałą przez Ojca” (ks. bp Z. Kiernikowski).


Jezus prawą dłonią błogosławi wodę i uświęca ją przez swoje zanurzenie, aby stała się wodą chrztu, a więc grobem dla grzechu i łonem, z którego dzięki Niemu bierze początek nowe stworzenie. Zanurzając się w falach Jordanu, Odkupiciel bierze na siebie grzech świata i już zapowiada swoją śmierć i zmartwychwstanie dla zbawienia wszystkich ludzi.


W drugiej dłoni Jezus trzyma zwój Pisma, na znak, że w Nim wypełniają się wszystkie starotestamentalne proroctwa. U stóp Zbawiciela w wodach Jordanu widać dwie małe ludzkie postacie. Pierwsza z nich przedstawia nagiego mężczyznę – alegorię Jordanu, który rozstąpił się przed Elizeuszem po tym, jak ten uderzył weń płaszczem Eliasza. Wydarzenie to najlepiej tłumaczy Troparion na niedzielę przed Epifanią w liturgii wschodniej: „Elizeusz swym płaszczem bieg rzeki Jordanu zawrócił (...) a wody rozdzielone zostały na jedną i drugą stronę i dno rzeki było dla Elizeusza suchą drogą jako prawdziwy obraz chrztu”. Druga postać przedstawia kobietę, która jest wyobrażeniem Morza Czerwonego – starotestamentalnej figury chrztu – i odnosi się do cudownego przejścia Izraela suchą nogą po jego dnie. Autor ikony w wodach Jordanu umieścił również pływające ryby. Są one symbolem odrodzonych przez chrzest chrześcijan. „Jesteśmy małymi rybami. Rodzimy się z wody, tak jak nasza ryba Jezus Chrystus, i możemy być ocaleni tylko, jeżeli pozostaniemy w wodzie” (Tertulian).


Po prawej stronie Chrystusa na brzegu rzeki stoi Jan Chrzciciel, którego ascetyczny wygląd wskazuje na surowy tryb życia. „Jan nosił odzienie z sierści wielbłądziej i pas skórzany około bioder, a jego pokarmem były szarańcza i miód leśny” (Mt 3,4). Cały nachylony ku Jezusowi i wpa­trzony w Jego twarz, wyciąga prawą rękę w obrzędowym geście chrztu. W oddali na brzegu leży odłożona przez Jana siekiera. Oznacza ona, że kara za grzech ustępuje miejsca przychodzącemu Miłosierdziu. Po drugiej stronie rzeki uczestniczą w tym świętym obrzędzie aniołowie przyodziani w różnokolorowe szaty jako duchy gotowe do posługi Jezusowi. Z pokorą i uwielbieniem skłaniają przed Nim swe głowy, a ukryte w fałdach sukni ich dłonie wskazują na pełną bojaźni cześć, jaką otaczają Chrystusa. W górnej części ikony widzimy otwierające się niebo, symbol obecności Boga, który ogłasza boskie synostwo Jezusa: „Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie” (Mt 3,17). Z kręgu nieba wychodzi świetlisty promień Ducha Świętego, spoczywający na Chrystusie w postaci cielesnej niby gołębica. On rozpala całe wydarzenie żarem ognia, co zostało podkreślone przez ikonopisarza ognistą czerwienią tła. On namaszcza też i posyła Jezusa, aby ubogim głosił dobrą nowinę, więźniom ocalenie, niewidomym przejrzenie, aby zniewolonych uczy­nić wolnymi i ogłosić rok łaski od Pana (zob. Łk 4,18-19).


Meditatio: Jezus jako prorok, kapłan i król

 

Chrzest, udzielany przez Jana w wodach Jordanu, był rytem pokutnym, mającym na celu odpuszczenie grzechów. „Wówczas ciągnęły do niego Jerozolima oraz cała Judea i cała okolica nad Jordanem. Przyjmowano od niego chrzest w rzece Jordan, wyznając swoje grzechy” (Mt 3,5-6). Jezus Chrystus nie potrzebował żadnego oczyszczenia, był bowiem całkowicie niewinny. Przyjął jednak chrzest jako znak solidarności ze wszystkimi grzesznikami potrzebującymi zbawienia. Poprzez ten akt zanurza się On w historię mojego życia, we wszystko, co je zniewala, pomniejsza, czyni nieznośnym i trudnym. On przyjmuje na siebie moją „nagość” odkrytą przez grzech, mój wstyd, moją nieprawość, by przyoblec mnie swoją ła­ską i chwałą. „Tylko On, jedyny święty, jedynie dobry, może mnie oczyścić, uwolnić od wszystkiego, co jest we mnie nieuporządkowane. Utożsamia się z moim życiem, ale nie z grzechem” (K. Wons SDS).


Ewangeliści opowiadają, że gdy Jezus został ochrzczony, otwarły się nad Nim niebiosa i Duch Święty zstąpił na Niego w postaci cielesnej niby gołębica i usłyszał głos Ojca: „Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie” (Łk 3,22). W ten sposób Ojciec objawia światu swojego umiłowanego Syna, a udzielając Mu Ducha Świętego, przyodziewa Go swoją mocą potrzebną do spełnienia czekającej Go misji. Syn zaś, który jest „obrazem Boga niewidzialnego”, w tym samym Duchu objawia wszystkim oblicze Boga łaskawego, dobrego i miłosiernego, który nikim nie gardzi, ale każdego uznaje za syna. „Na mocy boskiego synostwa udzielonego przez chrzest, do każdej osoby ochrzczonej i wszczepionej w Chrystusa odnoszą się słowa Ojca: «Tyś jest mój syn umiłowany»” (Jan Paweł II). Jakże trudno usłyszeć ten pełen miłości głos w świecie, w którym inne głosy przekonują i krzyczą: „Do niczego się nie nadajesz, jesteś bezwartościowy, brzydki, godny pogardy, jesteś zerem”. Kiedy uwierzymy w to, że nikt nas nie kocha i że jesteśmy bezwartościowi, wówczas sukces, prestiż, pieniądz i władza postrzegane będą jako skuteczne lekarstwa na brak miłości, mogącej być jednak w pełni zaspokojoną tylko przez Boga. Dzięki tej miłości nasze życie nabiera dopiero prawdziwego sensu, bo „powierzając się Chrystusowi, nie tracimy nic, a zyskujemy wszystko” (Benedykt XVI).


W czasie chrztu w Jordanie Jezus, namaszczony przez Ojca Duchem Świętym, został ustanowiony kapłanem, prorokiem i królem, aby zgładzić grzech świata. Należy pamiętać, że wszyscy ochrzczeni uczestniczą w tej potrójnej misji Jezusa i ponoszą odpowiedzialność za misję i służbę, jakie z niej wynikają.


Jezus Chrystus jest Arcykapłanem, ale Jego kapłaństwo nie ma pochodzenia lewickiego, gdyż jest ono innego rodzaju – zostało zapowiedziane przez postać Melchizedeka, będącego równocześnie królem i kapłanem. Myśl tę rozwija List do Hebrajczyków, który powołuje się na Psalm 110. Jest w nim mowa o „Panu” zaproszonym przez Boga, aby zasiadł po Jego prawicy: „Siądź po mojej prawicy” (postawa króla), i kapłaństwie, jakie ten nabywa: „Tyś jest kapłanem na wzór Melchizedeka”. Autor Listu do Hebrajczyków mocno podkreśla związek ofiary, jaką z siebie samego, umierając na krzyżu złożył Jezus Chrystus, a Jego królewską intronizacją. „On to zamiast radości, którą Mu obiecywano, przecierpiał krzyż, nie bacząc na jego hańbę, i zasiadł po prawicy na tronie Boga” (Hbr 12,2). Królewskie wyniesienie, którego dostępuje Jezus, jest owocem Jego synowskiego posłuszeństwa Bogu, aż do śmierci krzyżowej.


Powołani do nowego życia przez sakrament chrztu świętego wszys­cy mamy udział w królewskim kapłaństwie Chrystusa. „Wy zaś jesteście wybranym plemieniem, królewskim kapłaństwem, narodem świętym, ludem Bogu na własność przeznaczonym, abyście ogłaszali chwalebne dzieła Tego, który was wezwał z ciemności do przedziwnego swojego światła” (1 P 2,9). Nasz udział w kapłańskiej misji Jezusa wyraża się zasadniczo w życiu liturgicznym wspólnoty przez pilne słuchanie słowa Bożego, uczestnictwo w sakramentach, zwłaszcza w Eucharystii. To wła­śnie w niej nasze chrześcijańskie życie, zapoczątkowane w chrzcie świętym, zostaje przekształcone w „duchową ofiarę” i staje się nią wówczas, gdy z uległością przyjmujemy natchnienia Ducha Świętego i odpo­wiedzialnie kierujemy swoim życiem osobistym, rodzinnym i zawodowym. „Miłość do Chrystusa wyraża się w pragnieniu życia zgodnego z myślami i uczuciami Jego serca. (...) Nie może zabraknąć uważnego wsłuchiwania się w natchnienia, które On przekazuje nam przez swoje Słowo, przez osoby, które spotykamy, przez sytuacje z codziennego życia” (Benedykt XVI).


Jezus Chrystus „nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie jako okup za wielu” (Mt 20,28). Idąc za Jego wzorem, chrześcijanin potwierdza swoje królewskie pochodzenie przez służbę ubogim i cierpiącym, w których rozpoznaje oblicze udręczonego i ubogiego Zbawiciela. „Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25,40). Św. Leon Wielki, podkreślając wielką godność chrześcijanina, pyta retorycznie: „Cóż jest bardziej królewskiego niż to, że dusza potrafi kierować swoim ciałem w poddaniu Bogu? Cóż jest bardziej kapłańskiego, jak poświęcić Panu czyste sumienie i składać na ołtarzu serca nieskalane ofiary pobożności?”.


Jezus, nauczając w synagogach, czyniąc liczne znaki i cuda, rozpoznawany był jako wyjątkowy prorok: „Wielki prorok powstał wśród nas i Bóg nawiedził lud swój” (Łk 7,16). Głosząc Dobrą Nowinę, nawoływał On wszystkich do nawrócenia i przemiany życia: „Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię!” (Mk 1,15).


Chrześcijanin pełni prorocką misję Chrystusa, trwając niezachwianie w wierze nawet wtedy, gdy wielu chciałoby zafałszować słowo Zbawiciela i usunąć z Ewangelii prawdy dla nich niewygodne. W ten sposób wypełniając wiernie obowiązki stanu, staje się on świadkiem Chrystusa w swoim środowisku. Warto wziąć sobie do serca napomnienie Benedykta XVI: „Każdy chrześcijanin winien konfrontować własne poglądy ze wskazaniami Ewangelii i Tradycji Kościoła, aby dochować wierności słowu Chrystusa, nawet gdy jest ono wymagające i po ludzku trudne do zrozumienia”.


Jan Chrzciciel jest w kontemplowanej przez nas ikonie wspaniałym przykładem chrześcijańskiego życia w pełni oddanego Bogu. Stał się prorokiem, kapłanem i królem – najpierw, gdy wskazał swoim uczniom na Jezusa: „Oto Baranek Boży” (J 1,36), a ci poszli za Nim; potem, gdy bronił obyczajów nawet wobec króla Heroda: „Nie wolno ci mieć żony twego brata” (Mk 6,18); i wreszcie, gdy umierając śmiercią męczeńską, dał Chrystusowi najpiękniejsze świadectwo miłości.


Oratio: wobec Jego darów

 

Kontemplując ikonę chrztu Jezusa, podziękuję Mu za dar chrztu świętego, za to, że zechciał włączyć mnie w tajemnicę swojej śmierci i zmartwychwstania, oraz za to, że jestem umiłowanym dzieckiem Ojca. Rozraduję się w duchu przyjaźnią, którą zostałem obdarowany przez Ducha Świętego.


Przez sakrament chrztu Chrystus wszedł w moje życie, we wszystko to, co jest w nim kruche, słabe i mocne. Otworzę przed Nim swoje serce i oddam Mu swój grzech, niemoc i wszystko to, co najbardziej mnie zniewala i nie pozwala w pełni smakować życia.


Będąc umiłowanym dzieckiem Ojca, mam udział w prorockiej, królewskiej i kapłańskiej misji Jezusa. Dlatego najpierw zastanowię się, czy swoim życiem daję świadectwo wiary w moim środowisku, czy nie wstydzę się przyznać do Chrystusa w sytuacji, gdy prawdy wiary są kwestionowane i wyśmiewane. Czy pogłębiam swoją wiarę przez lekturę Pisma Świętego i nauczanie Kościoła, aby dać świadectwo nadziei, która we mnie jest? Czy będąc katechetą, solidnie przygotowuję się do lekcji religii, czy będąc księdzem, z zapałem głoszę słowo Boże? Przeproszę Je­zusa za wszystkie sytuacje, w których zawiodłem Go, nie dając innym przejrzystego świadectwa o Nim.


Następnie, mając przed oczyma Jezusa, który przeszedł przez ziemię, „dobrze czyniąc i uzdrawiając wszystkich, którzy byli pod władzą diabła” (Dz 10,38), zastanowię się nad królewskim wymiarem swojego życia. Czy jestem człowiekiem miłosierdzia i służby przede wszystkim wobec tych, którzy żyją ze mną pod jednym dachem? Czy poświęcam swój czas, uwagę i umiejętności wtedy, gdy oni tego potrzebują, nawet jeśli nie jest mi to na rękę? Czy mam serce otwarte na ubogich i cierpiących, których Bóg stawia na mojej drodze, i czy z odwagą staję w obronie pokrzywdzonych? Przeproszę Jezusa za swój egoizm, który nie pozwala mi być wra­żliwym na potrzeby innych.


Na koniec uświadomię sobie mocno, że mam udział w kapłańskiej misji Chrystusa. Zapytam siebie, czy rzeczywiście ze swojego życia uczyniłem ofiarę żywą, świętą, Bogu przyjemną i doskonałą jako wyraz mojej rozumnej służby Bożej (por. Rz 12,1). Czy wobec tego gorliwie i z miłością uczestniczę w Eucharystii i mam świadomość, że dotykam Ciała i Krwi Chrystusa, który dla mnie umarł i zmartwychwstał? Czy po­śród moich zajęć znajduję czas na modlitwę, która stawia mnie w obecno­ści Bożej? Czy z cierpliwością znoszę udręki codziennego życia, choroby i cierpienia? Czy w tym wszystkim jednoczę się z umęczonym Jezusem, by dopełnić braki Jego udręk dla dobra Kościoła? Przeproszę za gnuśność i ospałość w pełnieniu przeze mnie woli Bożej.


Na znak mojej przynależności do Chrystusa odnowię obietnice chrztu świętego albo odmówię z wdzięcznością wyznanie wiary.


Contemplatio: przed obliczem Jezusa

 

Jak Jan Chrzciciel będę trwał w skupieniu i adorował oblicze Jezusa, który przychodzi do mnie, abym Mu służył w braciach.

 

Andrzej Jerominek MIC
Pastores 46(1)2010
pastores.pl