DRUKUJ
 
Łukasz Grzejda SCJ
Ideałem jest okazywanie serca
Czas Serca
 


W czasie, gdy powódź dotknęła połowę Polski, ludzie dobrej woli dzielili się z poszkodowanymi swoimi dobrami materialnymi. Wykazali niezmierną solidarność i podnosili na duchu rodaków, którzy stracili wszystko. To był rok 1997, a zespół Hej śpiewał niezapomniany utwór: „Nic, naprawdę nic nie pomoże, jeśli ty nie pomożesz dziś miłości”. Wydaje mi się, że to wspomnienie oddaje coś ważnego z istoty sercańskiego powołania. Jest ono propozycją stylu życia opartego na Ewangelii, na który zdecydowało się wielu księży i braci zakonnych oraz niemała liczba rodzin.

 

Kim jesteśmy?

 

Jako sercanie jesteśmy duchowymi synami o. Leona Dehona. Wiara tego człowieka, żyjącego na przełomie XIX i XX wieku we Francji, zaowocowała w Kościele nowym instytutem zakonnym, inspirowanym duchowością Najświętszego Serca Jezusa. Życie Leona Dehona było nacechowane wieloma przeciwnościami. Najpierw brak zgody ze strony ojca na to, by mógł zostać księdzem. Później wczesna śmierć rodziców nakładająca się czasowo z pożarem w kolegium św. Jana w Saint-Quentin, którego był założycielem i dyrektorem. Nadto trudne relacje z niektórymi biskupami diecezji Soissons i kasata powołanego do istnienia zgromadzenia zakonnego. Wszystkie dzieła, które zrealizował o. Leon, miały swoją wspólną cechę. Były wykonywane z głębokim przekonaniem, że miłość Chrystusa domaga się służby względem potrzebujących.

 

Przypowieść o miłosiernym ojcu z Ewangelii wg. św. Łukasza daje nam wskazówkę, którą o. Dehon dostrzegł w swoim życiu. Mianowicie tę, że gdy popełnimy błąd lub uczynimy zło wobec naszych bliskich i wobec Boga, historia naszego życia się nie kończy. Utracona godność jest nam na nowo dana i zadana. Kiedy Leon Dehon otrzymał wiadomość o rozwiązaniu założonego przez siebie zgromadzenia zakonnego, podjął się na nowo pisania konstytucji zakonnych, aby w bardziej świadomy i roztropniejszy sposób wznowić dzieło, którego – jak wierzył – pragnął od niego Pan Bóg. Gdyby nie wiara w ten plan, cała sprawa znalazłaby swój szybki koniec. Dla Dehona dwa dni miały głęboki wymiar duchowy: 8 grudnia 1883 roku – consumatum est („wykonało się” – wypowiedziane przez Jezusa w momencie śmierci) oznaczające rozwiązanie instytutu, a następnie 25 lutego 1888 roku, czyli oficjalne uznanie Zgromadzenia Księży Najświętszego Serca Jezusa.

 

Jacy jesteśmy?

 

Istnieje dziś ogromna potrzeba, aby ludzie byli empatyczni. Oznacza to zdolność do rozumienia i wczuwania się w sytuację drugiego człowieka. Naszym sercańskim ideałem jest okazywanie serca drugiemu człowiekowi. Chodzi o umiejętność wyrozumiałego i pogłębionego spotkania. Budzenie empatii wiąże się ze znaną w Ewangelii postawą miłosiernego samarytanina, który okazał się empatyczny wobec napotkanego na drodze rannego człowieka.

 

Dlatego serce jest dla nas znakiem, który odzwierciedla rzeczywistość miłości. Największej miłości możemy doświadczyć, gdy rozważamy tajemnicę przebitego Serca Jezusa Chrystusa. Powieszony na krzyżu Syn Boży poniósł śmierć. Wtedy z Jego Serca popłynęły krew i woda. Bóg sprawił, że niewinna osoba w czynie miłości oddała życie, aby je znów odzyskać. Dla osób poświęconych Sercu Jezusa droga do miłości prowadzi przez wiele wyrzeczeń i cierpień, a najczęściej kończy się uznaniem, że warto było je znosić. Dla miłości jesteśmy w stanie poświęcić najwięcej.

 

W pewnym sensie światem rządzi ekonomia. Nie jest to żadne nowe odkrycie. Sercański charyzmat przypomina jednak, że ponad grubość portfela ważniejsza jest gotowość i chęć człowieka do gorliwego wykonywania swoich obowiązków, za które nikt nie da nawet złotówki. Chodzi o coś więcej niż wolontariat. Ksiądz Dehon używał słów „oblacja” oraz „immolacja”. W tym sensie mówił o wewnętrznej ofiarności, wyrażającej się w zgodzie na przyjęcie trudu i cierpienia życia codziennego, bez chęci domagania się jakiejś rekompensaty. Chodzi zatem o pewną zdolność receptywności. Ta umiejętność pozwala z uwagą i satysfakcją przyjmować rozmaite okoliczności i warunki życiowe, które mogą zaistnieć bez naszego udziału. Postawę taką znamy z kart Nowego Testamentu. Gdy do młodej dziewczyny z Nazaretu przyszedł anioł z propozycją macierzyństwa, Maryja powiedziała: „Oto ja, służebnica Pańska”. Taka postawa jest sercańskim priorytetem.

 

Po co jesteśmy?

 

Jesteśmy prorokami miłości. Prorok to ktoś, kto odważnie mówi o sprawach najważniejszych, jest przy tym szczególnie wrażliwy na zło. Abraham Heschel w książce Prorocy pisze: „Dla nas pojedynczy akt niesprawiedliwości – oszukiwanie w interesach czy wyzyskiwanie biednych – to drobnostka; dla proroków zaś to zbrodnia”. W pewnym sensie prorok myśli jak Bóg, patrzy jak On i czuje jak On.

 

Jako sercanie jesteśmy po to, by w różnych sytuacjach i kulturach ewangelizować na rozmaitych polach: edukacji i wychowania, katechizacji, formacji księży i świeckich, poprzez obecność w świecie kultury, działalność misyjną. Sercańska orientacja apostolska jest bardzo szeroka. Jednak nie to, „co” robimy, ale „jak” to robimy jest naszym fundamentem.

 

„Błogosławieni, którzy żyją dla sprawiedliwości”. W tym duchu jako sercanie jesteśmy po to, aby zaspokajać pragnienia ludzkie. Naszą misją jest upowszechnianie wartości godności osoby ludzkiej. Już samo życie według rad ewangelicznych (czystości, ubóstwa i posłuszeństwa), a w przypadku ludzi świeckich życie małżeńskie czy rodzinne, uzdalnia nas do wyjścia naprzeciw potrzebom ludzi słabych, cierpiących, zdemoralizowanych i zmarginalizowanych.

 

Sercański charyzmat jest dziś potrzebny, bo streszcza w sobie całą rzeczywistość Kościoła. Uważam, że mieści się w małym kawałku chleba, ofiarowanym i przyjmowanym podczas każdej Mszy Świętej. Możemy w nim mieć swój udział, bowiem „nic, naprawdę nic nie pomoże, jeśli ty nie pomożesz dziś miłości!”.

 

ks. Łukasz Grzejda SCJ
Czas Serca nr 163