DRUKUJ
 
Tomasz Talaczyński
Święty Papież Jan
List
 


Święty Papież Jan

Przyszedł na świat w ubogiej chłopskiej rodzinie w diecezji Bergamo na północy Włoch. Angelo był trzecim z dziesięciorga dzieci Jana Batisty i Mariany Roncallich. Wierna prostym formom tradycyjnej religijności rodzina była miejscem naturalnego wzrastania w wierze wszystkich jej członków. Wieczorem mieszkańcy domu gromadzili się wokół kuchennego stołu, by odmawiać różaniec. W zimowe wieczory, senior rodu, stryj ojca Zavier czytał domownikom Historię Świętą lub rozważania z pobożnych książek. Po latach właśnie jego Jan XXIII wspominał jako tego, który miał wielki wpływ na wzrost jego młodzieńczej wiary.

Surowa pobożność

Zainteresowanie sprawami życia wewnętrznego młodego Angelo było na tyle zdecydowane, że w 1892 roku zaledwie jedenastoletni chłopiec został posłany do Małego Seminarium Duchownego w Bergamo. Prowadzony przez niego od 1896 roku aż do ostatnich lat życia dziennik duszy pozwala śledzić drogi jakimi Bóg prowadzi przyszłego papieża.

Pierwsze zapiski dziennika to przede wszystkim rozważanie osobistej niedoskonałości. Angelo wyrzuca w nich sobie brak skupienia na modlitwie, gadatliwość, przesadną miłość własną. Pomimo przyrzeczeń poprawy wielokroć tydzień po tygodniu ze smutkiem stwierdza, że nic si w nie zmieniło, że pełen jest nieprzezwyciężalnych braków.. W pobożności młodego Roncallego wielką rolę odgrywa szczegółowy rachunek sumienia, częste nawiedzanie Najświętszego Sakramentu, czytanie żywotów świętych i pragnienie ich naśladowania. Wiele w niej myśli "o usuwaniu błędów", a także codziennych przyrzeczeń i postanowień, które mają stać się momentem przemiany życia.

Jednak pomimo surowości wobec siebie Angelo pozostaje ufny wobec Bożego miłosierdzia. "Straszne są, o mój Boże, wyroki Twej sprawiedliwości, na samo ich wspomnienie drżę ze strachu. Lecz kto potrafi zgłębić bezmiar Twego miłosierdzia? Niech inni wysławiają, jeśli chcą, takie Twoje przymioty, jak mądrość i potęgę, co do mnie - nie przestanę nigdy opiewać Twego miłosierdzia. " - pisze w notatkach z rekolekcji. Bóg dla Angela jest kimś bliskim i ukochanym. Zewnętrzna surowość kształtującej go pobożności nie przysłania mu tego, że ważniejsza od osobistej doskonałości jest zażyłość z Bogiem. Przechodząc kolejne etapy duchowego wtajemniczenia Angelo odkrywa, że w oczach Boga jest kimś ważnym i jedynym, a jego świętość, której tak pragnie, nie ma być naśladowaniem innych: " Z cnoty świętych muszę brać to, co istotne, a nie rzeczy przypadkowe. Nie jestem świętym Alojzym i nie mogę się uświęcić w ten sam co on sposób, lecz tak jak tego wymaga moje odmienne jestestwo, mój charakter i moje warunki. Nie mogę być sztywną i martwą kopią choćby nawet najdoskonalszego wzoru". - notuje w 1903 roku.

W służbie wielkiego biskupa

W 1905 roku biskupem diecezji zostaje Giacomo Radini-Tedeschi, jeden z głównych twórców nowoczesnego katolickiego ruchu społecznego. Młody, rok wcześniej wyświęcony ksiądz Angelo Roncalli, po zakończeniu studiów teologicznych w Rzymie otrzymuje nominację na jego sekretarza. Przez 10 lat pełni tę funkcję przyglądając si z bliska pracy duszpasterskiej i społecznej wybitnego biskupa. Prowadzi również wykłady z historii Kościoła w Seminarium Duchownym, redaguje biuletyn diecezjalny, zostaje przewodniczącym kobiecej sekcji Akcji Katolickiej w diecezji. Pomimo wielu obowiązków zachowuje wewnętrzy spokój. Wśród notatek w dzienniku duszy nie ma śladu trudów, których doświadczał i sporów, w których przyszło mu uczestniczyć. Są natomiast notatki z przebytych rekolekcji, podziękowania Bogu za darowany pokój serca i troska o to, by miłość do Jezusa w nim wzrastała.
Ostatnie lata pracy u boku biskupa Radiniego mają burzliwy charakter. Roncalli jako wykładowca w Seminarium Duchownym zostaje oskarżony o modernizm, jako członek diecezjalnego komitetu społecznego uczestniczy w sporach wokół zaangażowania katolików w wybory parlamentarne. Sprawy opierają się o Watykan. Pomimo ostatecznego zwycięstwa orędownicy aktywnego uczestnictwa katolików w życiu społecznym i politycznym mają poczucie, że nie cieszą się zaufaniem Ojca Świętego. Z tego okresu przyszłemu Papieżowi pozostanie wielkie zrozumienie dla kwestii społecznych i niechęć do wszelkiego rodzaju podejrzliwości, donosów i intryg. Jego życzliwa, prostoduszna niemal, natura poprzez te doświadczenia otrzymała zachętę do wielkodusznego i wspaniałomyślnego traktowania ludzi, w szczególności tych, z którymi dzielić go będą poglądy i racje.

W dyplomacji watykańskiej

Po śmierci biskupa jego były sekretarz odsuwa się od wielkich spraw. Trwa I wojna światowa. Roncalli otrzymuje powołanie do wojska i zostaje mianowany kapelanem wojskowym szpitala w Bergamo. W 1920 roku Papież Benedykt XV, wzywa go do Rzymu, do pracy w Dziele Rozkrzewiania Wiary. Gdy instytucja ta zostaje przez Piusa XI podniesiona do rangi Świętej Kongregacji zostaje jej prezesem. Aż do 1925 roku, kiedy to otrzymuje nominację na Wizytatora apostolskiego w Bułgarii i otrzymuje sakrę biskupią, jeździ po Włoszech i Europie propagując katolickie dzieło misyjne.

Misja dyplomatyczna w Bułgarii, następna w Turcji i Grecji, a wreszcie we Francji były , jeśli oceniać je pod kątem skuteczności pasmem porażek arcybiskupa Roncallego. W Bułgarii nie udało mu si skłonić króla Borysa do zawarcia katolickiego ślubu z włoską księżniczką, w Turcji będącej państwem muzułmańskim musiał przyjąć upokorzenie jakim był zakaz noszenia stroju duchownego przez księży katolickich, we Francji przyszło mu uczestniczyć w zabliźnianiu ran po II wojnie światowej. Francuski rząd domagał si bowiem usunięcia biskupów katolickich, którzy współpracowali w czasie wojny z rządem z Vichy. Można jednak w tej wędrówce dostrzec rękę Bożej Opatrzności. Przez kilkadziesiąt lat służby Kościołowi przyszły papież miał okazję poznać różne kultury, sposoby życia, doświadczenia historyczne narodów. Obdarzony naturalną życzliwością za spotykające go niepowodzenia nie obwiniał ludzi i nie zachowywał urazów w sercu. Doświadczenie różnorodności wniesie później do Watykanu, pragnąc objąć podczas swojego pontyfikatu troską wszystkich, również pozostających z dala od Rzymu.

Nareszcie głoszę ewangelię

Praca dyplomaty nigdy nie była pragnieniem księdza Roncallego. Przyszła wbrew jego woli i wypełniał ją w myśl hasła, które uczynił swym biskupim mottem. Jego dewizą były "Posłuszeństwo i pokój". Z wielką radością przyjął nominację na arcybiskupa Wenecji, którą wraz z kapeluszem kardynalskim otrzymał w 1953 roku. "Jest zastanawiające - pisze w dzienniku - że Opatrzność przywiodła mnie znów do tego, co obudziło we mnie powołanie kapłańskie, a mianowicie do służby duszpasterskiej. Urząd, który obecnie przypadł mi w udziale, jest pełnią bezpośredniej służby duszom. Prawdę powiedziawszy, uważałem zawsze, że - gdy chodzi o kapłanów - tak zwana dyplomacja powinna być zawsze przepojona duchem pasterskim, inaczej bowiem niewiele jest warta i ośmiesza świętą misję. Teraz wreszcie stanąłem wobec prawdziwych problemów Kościoła, związanych z jego celem, jakim jest zbawianie dusz i prowadzenie ich do nieba."

Arcypiskupem w mieście św. Marka był tylko sześć lat. Zdążył jednak w tym czasie zyskać wielką sympatię i szacunek diecezjan. Prostoduszność i bezpośredniość w postępowaniu, cierpliwość i lojalność jaką okazywał współpracownikom odróżniały go od poprzednika niezwykle aktywnego, ale też często niecierpliwego i szorstkiego kardynała Agostini. Wizyty składane w parafiach. Krótkie i bardzo serdeczne, pisane prostym językiem listy do wiernych pozwalały mu robić to, czego całe życie pragnął - głosić ewangelię.

Życie moje ukryte w Bogu

"W dniu 25 listopada tego roku rozpoczynam sześćdziesiąty ósmy rok życia. Wczoraj wieczór odbyłem spowiedź u ojca przeora Germain Barbiera z Auxerre. W duszy mej panuje pokój. Na moim benedyktyńskim łóżku przygotowałem się na do dobrej śmierci, odmawiając wolniutko osiem modlitw przewidzianych przez Bossueta do tego ćwiczenia. Teraz uważam moje życie za skończone. Jeśli Pan zechce mi jeszcze udzielić czy to lat, czy dni, uważać je będę za darowane. Muszę często sobie powtarzać słowa św. Pawła i nimi żyć: Jestem umarłym i życie moje ukryte jest z Chrystusem w Bogu".- Słowa te zapisane zostały przez arcybiskupa Roncallego w listopadzie 1948 roku na zakończenie rekolekcji w Calat, jeszcze przed nominacją na arcybiskupa Wenecji. Dokładnie w dziesięć lat później Angelo Roncalli rozpocznie ostatni etap darowanej reszty życia, posługę św. Piotra w Rzymie.

Miał być papieżem przejściowym. Spodziewano się krótkiego i spokojnego pontyfikatu. On sam również był świadom, że pozostało mu niewiele czasu, "Wybaczcie, drodzy bracia i synowie (...) nie mamy prawa spoglądać przed siebie, jakby ścieliła się przed nami daleka droga..." - mówił w swoim pierwszym papieskim wystąpieniu. Przyjmując godność biskupa Rzymu całkowicie zdawał się na wolę Stwórcy, który jak wierzył kieruje sprawami świata i Kościoła.

Będąc już papieżem notuje w dzienniku: "Sam Pan Jezus, założyciel Kościoła świętego, kieruje mądrze, z mocą i nie dająca się opisać dobrocią wszystkimi wydarzeniami, wedle swego upodobania, dla większego dobra swoich wybranych, którzy tworzą jego umilowaną , mistyczną oblubienicę. (...) Muszę się strzec zuchwałości, jaką mają ci, co zaślepieni lub otumanieni przez ukrytą pychę sądzą, że czynią coś dobrego w Kościele, nie będąc do tego przez Boga powołanymi, jak gdyby boski Odkupiciel potrzebował ich nędznej pomocy czy w ogóle pomocy jakiegokolwiek człowieka."

Niespodziewany Sobór

Ogłoszona w kilka tygodni po wyborze decyzja o zwołaniu Soboru zaskoczyła wszystkich. Kardynałowie Kurii Rzymskiej po jej ogłoszeniu - o czym mówił później w przemówieniu do Wenecjan sam Papież - stali w ciszy, niezdolni do żadnej reakcji. Powszechnie sądzono, że czas Soborów w Kościele minął. Uważano, ze sformułowana na I Soborze Watykańskim definicja nieomylności papieskiej oraz scentralizowane, wyposażone w wielką władzę urzędy Kurii Rzymskiej są wystarczającym narzędziem do zapewnienia Kościołowi jedności.

Postanowienie o zwołaniu tak ważnego dla Kościoła wydarzenia nie było owocem debat ani osobistych kalkulacji. Uformowany przez tradycyjną pobożność i nieskłonny do gwałtownych zachowań Papież nie zamierzał rozpoczynać wewnątrzkościelnej rewolucji. Myśl o zwołaniu Soboru zaskoczyła jego samego. "...Nie lubię powoływać się na jakieś szczególniejsze natchnienia. - mówił zwracając się do obserwatorów niekatolickich Kościołów chrześcijańskich zaproszonych na Sobór - Trzymam się nauki świętej: ona uczy, że wszystko pochodzi od Boga. Z tej więc perspektywy uznałem, że myśl o Soborze, (...) była myślą z natchnienia Bożego". Zapraszając Kościół do zgromadzenia się wokół następcy św. Piotra podczas obrad Soboru Jan XXIII nie pragnął naśladować soborów przeszłości, które zajmowały się przede wszystkim sprawami doktryny. Zgromadzenie według jego zamierzeń miało być początkiem odnowy współczesnego Kościoła. -Oczekuję od niego świeżego powietrza dla kościoła - miał odpowiedzieć jednemu z ambasadorów na pytanie o oczekiwania wobec Soboru.

Realizując wizję odnowy Kościoła Jan XXIII wbrew opinii o swojej prostoduszności wykazał się uporem i konsekwencją. Wielokroć łamał opór mnożących trudności urzędników kurii, w chwilach sporu podejmował decyzję sprzyjające orędownikom zmian, jako ekspertów do komisji soborowych zaprosił wybitnych teologów, m. in. ojców de Lubaca i Congara, którzy do niedawna spotykali się w swojej pracy z przeszkodami ze strony Watykanu.

Balsam na rany ludzkości

Pragnienie jednoczenia ludzi wokół Chrystusa, głoszenie z miłością ewangelii było impulsem, który nieustannie wzywał go do podejmowania nowych działań. Budowanie pokoju i braterstwa w podzielonym świecie uważał za wyzwanie swego pontyfikatu. Wszelkie inicjatywy ekumeniczne i pokojowe, które podejmował lub wspierał wypływały z głębokiego przekonania, ze zadaniem papieża jest zbliżać ludzi ze sobą. "Wzniosłym, świętym i boskim obowiązkiem papieża wobec całego Kościoła, a biskupów wobec ich diecezji jest głoszenie ewangelii, prowadzenie ludzi do zbawienia wiecznego, przy równoczesnym czuwaniu, by żadna inna ziemska sprawa nie przeszkadzała, nie krępowała i nie zawadzała w wykonywaniu tego najważniejszego zadania. Zwłaszcza przekonania polityczne, dzielące ludzi, wysuwające przeciwstawne sobie sposoby odczuwania i pojmowania, mogą tu stanowić przeszkodę. Ponad wszystkie partie i przekonania, niepokojące i nurtujące społeczeństwa i całą ludzkość wznosi się ewangelia". (...) Zawsze, a zwłaszcza w dzisiejszych czasach, rolą biskupa jest wylewanie kojącego balsamu na rany ludzkości."

Troska o sprawy społeczne zaowocowała dwiema encyklikami. Pierwsza nosząca tytuł "Mater et Magistra" poświęcona jest przemianom życia społecznego. Papież nie rysuje w niej modelu ponadczasowego porządku społecznego, lecz próbuje w świetle ewangelii zobaczyć nowe stojące przed jego pokoleniem wyzwania społeczne. Pozostając w zgodzie z optymistycznym duchem swoich czasów, dostrzega, że rozwój naukowy i techniczny, poszukiwania nowych sposobów zapobiegania nędzy stwarzają nadzieje na rozwiązanie problemu ubóstwa.
W drugiej, wydanej krótko przed śmiercią, "Pacem in Terris" Jan XXIII podnosi problem fundamentów trwałej i sprawiedliwej współpracy między narodami. Zwraca uwagę na konieczność pomocy słabiej rozwiniętym społecznościom, by z czasem samodzielnie mogły rozwiązywać swoje problemy.

Ten zwykły papież

Ostatnie lata życia Jana XXIII, tak bardzo wypełnione pracą, są jednocześnie zmaganiem z chorobą nowotworową. Już nie tylko Papież i jego otoczenie wiedzą, że koniec jest bliski. Niespełna miesiąc przed śmiercią, 10 maja 1963 roku, osłabiony odbiera nagrodę pokoju Fundacji im. Balzana. Przemawiając mówi: "Ten zwykły papież, który do was mówi, dobrze wie, że osobiście wobec Boga jest tak małą rzeczą. Jedynie co powinien uczynić to uniżyć się, podziękować Panu, który go tak wyróżnił."
"Na tym polega tajemnica mojego życia. - zwierzał się bliskim kilka lat przed śmiercią. Nie szukajcie innych wyjaśnień. Powtarzam zawsze zdanie św. Grzegorza z Nazjanzu: "Twoja wola, Panie, jest naszym pokojem". Ta sama myśl zawarta jest w innych słowach, które były mi dobrym towarzyszem przez całe życie: "Oboedientia et Pax".

Tomasz Talaczyński
tekst pochodzi z Miesięcznika 'List'
Redakcja zaprasza na swoje strony:
www.list.media.pl