DRUKUJ
 
Rozmowa z o. Janem Andrzejem Kłoczowskim OP
Sadzawka młodości
eSPe
 


Sadzawka młodości

Rozmowa z ojcem profesorem Janem Andrzejem Kłoczowskim OP

- Jak w dzisiejszej kulturze wygląda stosunek do ciała i duszy?

To, co ciągle panuje w naszej kulturze, to jest dualistyczne myślenie o człowieku, to jest ten Platon, który mówi, że człowiek to jest dusza, która ma ciało. Materializm, hedonizm i rozmaite inne bardzo praktyczne pomysły na moralność powiadają, że człowiek jest ciałem, które ma duszę, ale nie jest to takie konieczne. Ja myślę, że człowiek jest zarówno materialnym, jak i cielesnym i tutaj jest problem znalezienia relacji pomiędzy nimi i to jest bardzo ważne i istotne.

- Dzisiejsza kultura na przekór tym poszukiwaniom kładzie nacisk wyłącznie na ciało, na kult tego ciała...

Nie jest to tyle kult ciała, co kult młodości. Jest taki piękny obraz Lukasa Cranacha Starszego, który przedstawia "Źródło młodości". W centrum znajduje się sadzawka z wodą. Z lewej strony liczne wozy przywożą stare, pomarszczone, nad grobem znajdujące się kobiety, które wchodzą do tej wody, kąpią się i wychodzą promienne, czyste, młode i od razy tańczą i bawią się. Jest w ludziach nieustanne pragnienie pozostania wiecznie młodym. Jeśli mówimy o kulcie ciała to pamiętajmy, że mówimy o kulcie młodego, zdrowego ciała.

- Czy taka postawa nie jest oznaką lenistwa człowieka?

To jest niedojrzałość! To jest lenistwo o ile utożsamimy ją z niedojrzałości. Wstyd dziś być starym i pomarszczonym. To wzbudza litość, a nie szacunek. Dobre jest to, co jest młode i prężne.

Mamy problemy

- Jak to więc jest z ciałem i duszą u ludzi nam współczesnych? Radzimy sobie, czy jesteśmy nieporadni?

Niewątpliwie mamy problemy... Problem z tożsamością samego siebie. Problem dusza-ciało wynika z głębszego kryzysu człowieka i kryzysu wynikającego z tego, że człowiek za bardzo nie wie, po co się pojawił. Czy chodzi tylko o to, abym maksymalnie długo tu pożył, w miarę możliwości przeżył parę interesujących rzeczy, a potem wszystko się skończy? Czy człowiek jest jednak powołany do czegoś więcej, czyli również do życia po tym życiu? Problem duszy i ciała jawi się jako kryzys wiary w życie wieczne. Człowiek wątpi czy życie będzie trwało po śmierci. Współczesny człowiek chętnie ucieka w taką pseudo duchowość. Dlatego że się boi swojej cielesności, tej bolącej strony cielesności. Boimy się cierpienia, boimy się śmierci, boimy się prawdy o tym, jacy jesteśmy na prawdę.

- Dlaczego, w świecie, gdzie wciąż żywy jest ten, jak ojciec mówi, "Platon", gdzie ciało jest przekleństwem dla duszy, gdzie tak trudno jest uwierzyć w zmartwychwstanie, człowiek ma jeszcze kochać ciało?
 
Dlaczego?... Bo ma kochać siebie... "Miłuj bliźniego swego, jak siebie samego." Ma kochać siebie, jako człowieka, jako osobę, ale również swój cielesny wymiar. Tak! My ciągle myślimy po platońsku i ciągle nie została przemyślana do końca wielka nauka Arystotelesa podniesiona na gruncie chrześcijańskim przez św. Tomasza, gdzie człowiek jest właśnie jednością psychofizyczną. Tomasz wyraźnie wskazuje, że nie można mówić o człowieku, że to jest dusza, która ma ciało.
 
Cena za miłość

- Przed dwoma tysiącami lat narodził się Jezus Chrystus. Dlaczego Bóg wcielił się w człowieka?

Bóg wcielił się, albowiem chciał nam pokazać ludzką drogę wiodącą do siebie. Dwa są klucze, które mogą nam pomóc w zrozumieniu tajemnicy wcielenia. "Słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami." To słowo zamieszkało "między nami", zamieszkało na sposób ludzki. Drugie to słowa Chrystusa: "Kto widzi mnie, to widzi i Ojca". Nie znamy twarzy Boga, możemy jednak znaleźć tą twarz w ludzkiej twarzy Chrystusa. A teraz mniej metaforycznie. To etyczne wezwanie, które z tego płynie, to konieczność pójścia w ślady Chrystusa. Naśladowanie go, to jest wskazanie nam drogi prowadzącej do Boga.

- Patrząc na Chrystusa widzimy rany, widzimy cierpienie. Czy w tym cierpieniu widzimy także Pana Boga?

Tak... Właśnie w Jezusie Chrystusie Bóg cierpi nad naszymi grzechami. Tutaj dotykamy bardzo tajemniczego wymiaru. Wymiaru, w którym miłość sprawia, że człowiek staje się bezbronny, a jako bezbronny jest cierpiący. Znakomity myśliciel japoński Daisetz Teitaro Suzuki, który bardzo dużo zrobił dla upowszechnienia Zen w krajach anglosaskich, zastanawiał się, jak to się dzieje, że my chrześcijanie możemy czcić trupa? Dlaczego wieszamy go na naszych ścianach? Dlaczego nie patrzymy na ich Buddę, który jest taki pulchny, uśmiechnięty, szczęśliwy, a tylko z cierpienia robimy kult i religię? Ale my przecież nie wieszamy krzyża jako znaku cierpienia, tylko krzyż, jako znak miłości. "Nikt nie ma większej miłości, jak ten, kto daje życie za przyjaciół."

- Człowiek też cierpi. Czy przez to cierpienie zbliżamy się do Boga?

Taka jest właśnie droga, jaką próbuje pokazać nam Ewangelia. Często, niestety, zaczyna się tu wielkie zmaganie się człowieka. To nie jest takie proste. Nie można powiedzieć, że cierpienie samo człowieka uszlachetnia. To jest taka mitologia, którą czasami pisarze rosyjscy uprawiają, mówiąc, że Rosjanie są tacy niezwykli, bo cierpieli więcej niż inni. Nieprawda! Cierpienie może upodlić człowieka i zniszczyć zupełnie. Odebrać mu nie tylko jego cielesność, ale i jego duchowość. Cierpienie przeżyte z Jezusem, komuś ofiarowane, kiedy staje się w tajemniczy sposób jakimś językiem, komunikatem, czy ceną płaconą za miłość, to wtedy zaczyna odsłaniać się prawdziwy sens tego cierpienia.


- Czy temu właśnie potrzebne są zakony żebracze, posty, umartwienia - wszystko żywo obecne w kulturze chrześcijańskiej?

...jak w każdej autentycznej kulturze duchowej. Nie trzeba tu nawet przypominać postu muzułmańskiego. Nie jeść przez cały dzień, jak się jedzie na wielbłądzie po pustyni, to naprawdę jest bardzo dolegliwe.
Jest ogólną ludzką mądrością to, że ciało i dusza są ze sobą bardzo ściśle związane. Umartwianie, pewne dyscyplinowanie ciała jest drogą, która wiedzie do dyscyplinowania również duszy. Nie chodzi tu o umartwianie się, ale o dyscyplinowanie siebie. A druga rzecz, bardzo istotna, skoro twarz drugiego jest tą twarzą, w której można znaleźć Boga, to umartwienie, czyli odmawianie sobie czegoś jest po to, żeby to, co zaoszczędzisz przekazać na biednych. I znowu, asceza jest bardzo ściśle związana z problemem miłości. Jeśli asceza miałaby być niszczeniem człowieka tylko dlatego, żeby zadawać sobie ból i niszczyć ciało, to jest funta kłaków warta.

Bałagan w celi

- W jaki sposób praca nad ciałem pomaga duszy?

Nie odpowiem wielką teorią, ale ze swojego doświadczenia. Jak tak troszkę poposzczę, w tym dobrym sensie, to mi się zdecydowanie lepiej pracuje, a jak w święta się najem, to śpię.

- Ciało i dusza są wzajemnie od siebie zależne?

Ależ oczywiście! Jest tak dlatego, że człowiek jest jednością psychofizyczną i stąd jedno drugie dyscyplinuje. Jeżeli wszystko jest w duszy uporządkowane, to wtedy człowiek ma większy porządek i ład w sobie. Ja tego też doświadczam. Kiedy sobie pozwolę na takie rozleniwienie, to zaczynam mieć bałagan w swojej celi. Wewnętrzne scalenie czy nawrócenie zaczynam od tego, że muszę uporządkować u siebie wszystkie graty. Okazuje się wtedy, że ta moja przestrzeń zewnętrzna, w której jestem zakorzeniany też jest jakąś formą mojej cielesnej obecności w świecie. Bałagan w celi powoduje, że później mam bałagan w środku, nie umiem się skupić, nie umiem zająć się czymś poważniejszym.

- Zastanawialiśmy się: równowaga czy konflikt. Wychodzi na to, że równowaga...

W moim przekonaniu tak. I dlatego bardzo wierzę w to, że jesteśmy wezwani do życia wiecznego w cielesności. Do życia wiecznego, czyli do zmartwychwstania. Człowiekowi jednak bardzo trudno jest uwierzyć w zmartwychwstanie.

- Czy tym, co jest nam szczególnie zadane jest właśnie ciało?

Cały człowiek... Cały człowiek jest nam zadany, dlatego że człowiek jest jakąś potencjalnością, która ma się urzeczywistnić. Z tym, że jest w człowieku ten podwójny dynamizm. Ten rosnący i to będzie ten duchowy, jeżeli się rozwija, i ten drugi, cielesny podległy determinizmowi biologicznemu, który zanika, kurczy się i zamiera, aby potem, jak wierzę, być odrodzonym do nowego życia... Kiedy będzie nowe Niebo i nowa ziemia...

rozmawiał: Robert Kępa