DRUKUJ
 
o. Herbert Alphonso SJ
Powołanie osobiste
 


Tak naprawdę możemy czynić tylko jedno w głęboki sposób – tak jak spotkany przeze mnie jezuita. Sekretem jego modlitwy była „dobroć Boga”, ponieważ modlitwa nie polega na tym, że dajemy coś Bogu (my nie możemy dać Mu niczego!), ale jest przede wszystkim otwarciem swego serca, tak aby Bóg mógł dać nam samego siebie. A gdzie nasze serce otworzy się bardziej, jeśli nie w głębi naszego istnienia, tam gdzie jesteśmy najbardziej wrażliwi, najbardziej prawdziwi, gdzie każdy z nas jest kimś jedynym w swoim rodzaju? Tajemnicą apostolatu wspomnianego jezuity, jego relacji, rozrywek i rekreacji także była „dobroć Boża”, ponieważ w tych wszystkich sprawach – jak sam mówił – nie miał nic innego do zrobienia, jak być dobrym dla innych. „Dobroć Boża” do tego stopnia wypełniła jego serce i całe istnienie, że widział w niej jedyny cel swego życia. Stała się ona dla niego zadaniem, by być przekaźnikiem „dobroci Bożej” wobec innych, zarówno w apostolacie jak i w relacjach z innymi, w czasie rekreacji i odpoczynku. Jego powołanie osobiste, „dobroć Boża”, stało się dla niego rzeczywiście tajemnicą jedności i integracji całego życia.

Mógłby ktoś zapytać, jak „dobroć Boża” może być niepowtarzalnie jedyna. Wydaje się, że jest ona czymś bardzo ogólnym. To prawda, bo jeśli sięgniemy do Biblii, znajdziemy „dobroć Bożą” na każdej niemal stronie. Pozwólcie mi posłużyć się tutaj obrazem: jeśli ja otwieram Biblię i znajduję wyrażenie „dobroć Boża”, oczywiście dostrzegam wagę tych słów, ale wśród innych równie ważnych. Inaczej w przypadku wspomnianego jezuity: kiedy otwierał Biblię i jego wzrok padał na słowa „dobroć Boża”, nie wydawały mu się one tylko czymś ważnym, lecz ich znaczenie paliło jak ogień, były one dla niego „duchem i życiem” (zob. J 6,63).

Istnieje również głęboka racja psychologiczna, która pozwala nam zrozumieć, w jaki sposób zwrot „dobroć Boża” może stać się dla kogoś czymś niepowtarzalnym. Jeśli kiedyś zdarzyło nam się rozmawiać z kimś bliskim o swych głębokich doświadczeniach osobistych, to wiemy, że dochodzi się do pewnego punktu, w którym nie da się już nic więcej powiedzieć. Musimy po prostu poddać się, mówiąc: przykro mi, nie jestem w stanie przekazać ci tego, czego doświadczyłem. Jeśli nie pytasz mnie o to – wiem, jeśli zaś pytasz – nie wiem! Ponieważ „persona est ineffabilis, persona est incommunicabilis” (to co jest najbardziej osobiste, jest niewyrażalne, to co najbardziej osobiste jest nieprzekazywalne). Poznanie osobiste, albo jak nieustannie powtarza św. Ignacy w Ćwiczeniach, „poznanie wewnętrzne”, nie jest czymś pojęciowym, ale dokonuje się w sercu. Słowami można wyrazić tylko to, co da się ująć w pojęcia. Dlatego, gdy dzielimy się głębokim doświadczeniem osobistym, możemy je opisać tylko w przybliżeniu, posługując się ubogimi ludzkimi słowami. Nie dziwmy się więc, że kiedy staramy się sformułować to, co odkryliśmy jako swoją niepowtarzalność daną nam przez Boga – tzn. najgłębsze doświadczenie osobiste – posługujemy się ludzkimi, nieadekwatnymi słowami, które brzmią bardzo stereotypowo. Nie oddają one zupełnie tego, co istnieje w naszej głębi, naszego najbardziej wewnętrznego i prawdziwego „ja”, naszej niepowtarzalnej „jedyności”.

Moje osobiste doświadczenie pomagania ludziom w odkryciu ich powołania osobistego w całości to potwierdza. Niektóre z tych osób wspaniałomyślnie pozwoliły mi zacytować słowa, które stały się dla nich osobistym powołaniem. Oto kilka z nich: „Ja jestem z tobą”; „Miłość jest cierpliwa”; „Miłość, która przebacza”; „bezwarunkowa akceptacja”; „trwaj w Mojej miłości”; „po prostu dar”; „tylko On zawsze tam może” (słowem kluczowym w tym przypadku jest: „tam” – określenie głęboko osobiste dla zainteresowanego).

Nie mam najmniejszej wątpliwości, że powołanie osobiste Jezusa – Boga, który stał się człowiekiem, wyraża się w słowie „Abba”, które zamyka w sobie całe Jego życie i misję. Jest to wołanie, które można usłyszeć w całej Ewangelii (przeczytaj np. J 5-10, aby dostrzec jedyny argument, jakim posługuje się Jezus w swych dyskusjach z uczonymi w Piśmie i faryzeuszami; Łk 10,21, by zobaczyć Jego reakcję w chwili radosnego pocieszenia oraz Łk 22,39nn w głębokim strapieniu; Jezus zawsze powtarza: „Abba”!). Wszystkie przytoczone wyżej powołania osobiste, także „Abba” Jezusa, wydają się bardzo ogólne. Również my możemy mówić „Abba”, ponieważ Jezus podzielił się z nami tym słowem. Dla Jezusa jednak „Abba” było czymś bardzo osobistym i jedynym, zupełnie różnym od tego, co słowo to znaczy dla nas. Cień tej niepowtarzalności i jedyności możemy dostrzec w Ewangelii. Tak więc wyrażenie w słowach powołania osobistego wydaje się być  – dla tych, którzy tego słuchają lub o tym czytają – czymś bardzo ogólnym. Dla człowieka jednak, który odkrywa swoje osobiste powołanie jest ono czymś absolutnie niepowtarzalnym.

Nie ma zatem nic dziwnego, że wiele osób wyraża swe osobiste powołanie tymi samymi nieudolnymi ludzkim słowami, np. „jestem z tobą”. Słowa te jednak mają dla poszczególnych osób absolutnie niepowtarzalne znaczenie. Nauczyłem się tego w mojej posłudze kierownictwa duchowego. Dane mi jest namacalnie doświadczać owej szczególnej jedyności wyrastającej z osobistego doświadczenia osoby i jej sposobu życia.

 
strona: 1 2 3 4