DRUKUJ
 
Agnieszka Myszewska
O prawdziwej historii smutku i tęsknoty
eSPe
 



Nietrudno wyobrazić sobie owo niezwykłe podniecenie i radość, jakie stałyby się naszym udziałem, gdyby jakaś szczególnie piękna baśń okazała się prawdziwa w "pierwotnym" sensie tego słowa, gdyby jej fabuła objawiła się jako zdarzenie historyczne, nie tracąc przy tym owego mitycznego i alegorycznego znaczenia, które miała jako baśń. Nietrudno, gdyż byłaby to ta sama radość, (choć na pewno bardziej intensywna), która wywołuje szczęśliwy "zwrot" baśniowej akcji: ma ona posmak pierwotnej prawdy. (...) Taka jest też i gloria - radość chrześcijanina - choć o wiele bardziej wzniosła i promienna. Bo też i sama Ewangelia jest bardziej wzniosła - i jest prawdziwa.

J.R.R. Tolkien, O baśniach

 Smutek i tęsknota są ze sobą związane. Smutek wypływa z tęsknoty, a tęsknota rodzi smutek. Nie chodzi tu jednak o ból spowodowany konkretnym zmartwieniem, ale raczej o budzące się wewnątrz poczucie pustki, pragnienia, które niekoniecznie musi być związane z jakimś wydarzeniem. Prawdziwy smutek nie jest rozpaczą, zaciętością widoczną na twarzy i w całej postaci. Jest raczej cieniem, który towarzyszy cierpieniu, cichą żałobą po utraconym lub nieosiągalnym pięknie. Ból i rozpacz może dotyczyć konkretnych osób i rzeczy, smutek nie skupia się na osobach i rzeczach, ale na zerwanych relacjach, niedokończonych, lub może nawet nigdy nie zaistniałych, rozmowach, nie ujrzanych krajach i nie przeczytanych książkach. Smutek i tęsknota są wiecznym zaniepokojeniem, wiecznym szukaniem ukrytego piękna, którego poznanie pozwoliłoby wejść w bramy upragnionego świata. Taki smutek odczuwał Mojżesz, gdy prosił Pana: Spraw, abym ujrzał Twoją chwałę! (Wj 33,18). Smutek człowieka tęskniącego za bliskością Boga, tą bliskością, którą niegdyś utracił. Niepokój, który w sobie nosi, ów ból, którego doświadcza, gdy widzi nietrwałość wszystkich rzeczy zarówno tych, które zastaje jak i tych, które sam tworzy, gdy widzi poszerzający się wokół siebie krąg śmierci, jest odbiciem tego pierwotnego lęku, jaki powstał w nim, gdy utracił to, co Pismo ukryło pod nazwą rajskiego ogrodu. Jakąś nieskrępowaną wolność, radość jak pełne śmiechu źródło, możliwość rozmów nie tylko z Bogiem, ale też z innymi stworzeniami. Albowiem od dnia upadku ciąży na nas cudzy los i cudza wina. Inne stworzenia są jak krainy, z którymi człowiek ongiś zerwał kontakt i teraz widzi je tylko od zewnątrz, z dystansu - albo prowadząc z nimi wojnę, albo utrzymując dość niepewne zawieszenie broni (Tolkien).

Prawdziwa rzeczywistość stała się baśnią, a człowiek pogrążył się w świecie, który sam dla siebie stworzył, bezskutecznie próbując wmówić sobie, że jest to ten najlepszy dla niego świat. Jednak tęsknoty, owej niezrozumiałej melancholii przychodzącej znikąd i donikąd zmierzającej, nie zdołało w nim nic zagłuszyć. Człowiek próbując oszukać sam siebie, przestaje patrzeć w niebo i oczekiwać anioła, i kieruje wzrok ku ziemi. Nie wierzy w anioły, bo nie mieszczą się w jego świecie, bo nie może ich dotknąć i pochwycić; nie wierzy w cuda, bo nie mają miejsca w świecie czystej logiki i w końcu nie wierzy w Boga, bojąc się, że wiara porwie go z tego bezpiecznego, logicznego świata i wyniesie znowu pod niebo każąc pośród pustyni wypatrywać Ziemi Obiecanej, która po wieloletniej wędrówce stała się legendą, uroczą co prawda, ale legendą. I tak rodzi się w smutku i w smutku umiera, tęskniąc całe życie i nie wiedząc za czym tęsknił, oszukując się błyskotkami, wiedząc, że to tylko oszustwo albo szukając ucieczki od tego świata materii i przyciągań. Gdzieś w głębi czuje, że to nie może być wszystko, że takie wszystko byłoby zbyt okrutne wziąwszy pod uwagę jego pragnienia. I że musi być jakaś Moc, jakaś Rzeczywistość, jakiś Świat, gdzie to, za czym tęskni, ma własne oblicze i Imię.

Ta tęsknota nie jest pochodną cywilizacji, choć trzeba przyznać, że cywilizacja paradoksalnie bardzo ją zaostrza. Smutek i tęsknota towarzyszyły ludziom od początku. Dokładnie od chwili, gdy postanowili oni znaleźć szczęście na własną rękę. Mocno obecna w świecie starożytnym owocowała podaniami, baśniami i legendami, a przede wszystkim tym, co określa się nazwą religii, bowiem to właśnie religia umożliwiała ludziom kontakt z innym rodzajem rzeczywistości. Ale chaos obecny w człowieku odbił się także w jego wierze w różnorodności, bogactwie postaci, personifikowaniu żywiołów albo, idąc w drugą stronę, w nadawaniu ludziom przymiotów boskich, takich, jakie sami pragnęliby posiadać. Wielość - politeizm, wielu bogów, wiele religii, wiele prób zaspokojenia tęsknoty serca. A gdzieś w tym wszystkim, na peryferiach wielkich imperiów, mały naród trzymający się z uporem wiary w jednego Boga, jakoś dziwnie spokojny wobec wszelkich nawałnic zewnętrznego świata. Mały statek na wzburzonym morzu. Dla którego wiara była życiem, a życie wiarą, gdzie Boży świat, ludzki i anielski przenikały się wzajemnie jakby była to rzecz najnormalniejsza na świecie. Ziemia, na której można było spotkać tych, którzy rozmawiali z Bogiem, którzy nieśli przez wieki Jego słowa jak najkosztowniejszy klejnot. Miejsce, gdzie tęsknota stała się wręcz nie do zniesienia, gdyż oddzielała ją od poznania tylko zasłona, zasłona zaciągnięta na twarzy wszystkich ludów (por Iz 25,7-8), ale tu dziwnie cienka, tak że przeświecało przez nią łagodne światło Bożej obecności. Izrael wybrany i umiłowany, któremu dano wiele poznać i zbliżyć się tak bardzo, jak tylko człowiek mógł się zbliżyć do pełnego grozy i majestatu Boga, trawiącego ognia. Winorośl zasadzona ręką Najwyższego.
 

 
strona: 1 2