DRUKUJ
 
O. Rufus
O dzisiejszej młodzieży słów kilka
Franciszkański Świat
 


O dzisiejszej młodzieży słów kilka...
(Część I)

Przeczytałem ostatnio w jakieś gazecie artykuł o młodzieży. Kiedy skończyłem, byłem nieźle "wkurzony". Wynikało z niego, że wszyscy młodzi ludzie są do niczego i cała odpowiedzialność za wszelkie zło, które obserwujemy wokół siebie: w życiu społecznym, gospodarczym czy politycznym, to nie wina kogo innego, ale właśnie młodzieży. A w ogóle, to nawet koniec świata, też przez nich będzie zawiniony.

Patrząc dokoła siebie, faktycznie mogę również zauważyć wielu młodych ludzi wyzutych z wartości, które dla ludzi dorosłych są bardzo ważne, stanowiąc fundament wartości jakiegoś człowieka. Dostrzegam cały cynizm wielu młodzieniaszków karmiących się filmami video, muzyką płynącą z walkmanów, w dyskotekach czy koncertach z wykonawcami, z których wielu powinno znaleźć się na "detoksie", w szpitalu, klinice psychiatrycznej albo poddać się egzorcyzmom; wiele ton papieru można by jeszcze zużyć na biadolenie.... Mam jednak pewne "ale", a nawet co najmniej dwa takie "ale":

Jedno "ale" - czy my, dorośli, daliśmy dobry przykład bycia człowiekiem (a potem chrześcijaninem)...

Człowiek, zanim jego wiara i system wartości ustabilizują się, musi przejść przez burzliwy okres oczyszczenia i swego rodzaju "dramatu wyborów"; nie tylko między tym, co złe i dobre, ale również między tym, co dobre, lepsze czy wybitne i tym, co złe, gorsze czy wręcz ohydne. Obok "świata ideałów" ma również, i to znacznie bardziej doświadczany i odczuwany, "świat życia", "świat przykładów" i "praktycznych rozwiązań". Im więcej "idei" z tego "świata ideałów" widzi młody człowiek w "świecie życia", tym jest mu łatwiej dokonywać rozmaitych (wielkich i małych) wyborów, opowiadać się za tym, co dobre, lepsze, a nawet bohaterskie. Brak potwierdzenia w codziennym doświadczeniu, nawet najgorliwiej i zapamiętalej głoszonych ideałów, tę decyzję pójścia za tym, co dobre czy lepsze, utrudnia.

Rozdźwięk między głoszonymi prawdami, a codziennym życiem, występujący u ludzi dorosłych, zwłaszcza kiedy są lub starają się odgrywać rolę autorytetów, zaciemnia i rozmazuje młodemu pokoleniu obszar, w którym dochodzi do podejmowania odpowiedniej decyzji. Prawda, piękno, dobro, bezinteresowność, gościnność, miłosierdzie, przebaczenie stają się pustymi słowami, które coraz trudniej ukazać na przykładach z życia.
Rodzice nie dostrzegający prawdziwego dobra dziecka, mogą stać się przeszkodą w osiągnięciu przez nie szczęścia. Jest to tym bardziej przykre, że w większości nie są świadomi tego, że ich dobre chęci czy szczera miłość nie wystarczą; budując "szczęście" swoich dzieci według własnego planu, w rzeczywistości potrafią to szczęście uniemożliwić, a nawet zrujnować.

"Nie wylewa się dziecka z kąpielą" - mówi przysłowie. Niestety, młodzi często przypominają właśnie takiego nierozgarniętego człowieka, który wylewa dziecko z kąpielą - razem z brudami zawartymi w wodzie po kąpieli wylewają swój wielki skarb.
Wielu młodych odrzucając chrześcijaństwo, Kościół i Jezusa, w rzeczywistości szukało Go, ale na swojej drodze życia nie mieli okazji zobaczyć właściwej postaci Kościoła, życia chrześcijańskiego czy świadectwa życia Ewangelią. Zbyt często słyszeli "ja też jestem katolikiem, ty idź do kościoła, ty musisz iść na Mszę, jestem też katolikiem ale..", widząc przy tym życie, którym nie kierowała Ewangelia, przykazania, lecz prawo dżungli (z całym szacunkiem dla zwierząt), a Bogiem nie był Bóg Pisma św., lecz zupełnie inni bogowie: pieniądz, kariera, sława, dobra opinia, zachłanność, przyjemność, dobry samochód...

Jeśli młody człowiek w takiej sytuacji nie zadał sobie trudu, aby poznać, odszukać, a czasem wręcz odkopać, co znaczy być katolikiem czy należeć do Kościoła, a zachłysnął się rozmaitymi ochłapami proponowanymi przez różne filozofie i sekty czy cudowne kuracje i kursy oferujące osiągnięcie szybkiego sukcesu duchowego lub materialnego, to przypomina właśnie człowieka, który wylał własne dziecko z wodą po kąpieli. Nie zgadzając się z wykrzywionym obrazem Kościoła i chrześcijaństwa czy nawet samego Boga, w rzeczywistości szukał tego Boga, pragnął życia we wspólnocie Kościoła i tęsknił za prawdziwą nauką Jezusa.

Szukając prawdy, miłości, prawdziwego pokoju i możliwości wewnętrznego rozwoju czy osobowego spotkania z Bogiem i patrząc na postawy tzw. "katolików", od których aż się roi (a im mniej mają wspólnego z Jezusem i Kościołem, tym bardziej są krzykliwi i obnoszą się swoimi poglądami), młody człowiek odrzuca takie chrześcijaństwo, które wykrzywia i zasłania obraz prawdziwego Boga. I całe szczęście, ponieważ musiałaby zbyt często przyjmować wartości, sposób życia i postawy, które są zaprzeczeniem tego, o czym mówi Jezus i Kościół, którego Jezus jest Głową.

Wielu z Was, młodych, żyje w środowiskach ludzi, którzy mówią o sobie: "Jesteśmy chrześcijanami", "jesteśmy katolikami". Jednak ich system wartości, według którego żyją, sposób postępowania, myślenie, słowa i czyny są sprzeczne z nauką Jezusa, z dobrze pojętym człowieczeństwem, a nieraz łamią przykazanie "Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną". Zamiast: "Jestem katolikiem", powinni mówić: "Chociaż mówię, że jestem katolikiem, moje życie temu przeczy".
Ten sposób postępowania części ludzi nie wpływa jednak na fakt, że Bóg nadal jest Dobry, że Jezus dalej poprzez Kościół zbawia człowieka i ludzkość, i że przez Niego mamy dostęp do Ojca.

o. Rufus