DRUKUJ
 
Lidia i Eugeniusz
Siła modlitwy
Posłaniec
 


Siła modlitwy

Wieczorem 13 listopada 1995 roku nasza czteroipółletnia córeczka skarży się, że pieką ją oczy. Rankiem następnego dnia dziecko twierdzi, że nie widzi telewizora, więc tego samego dnia udajemy się do okulisty. Podczas wizyty lekarz informuje nas, że Renatka ma zmiany w mózgu i ucisk na nerw wzrokowy.
Szpital, badania... Lekarze gorączkowo próbują stwierdzić, co się dzieje w główce Reni. Cała rodzina modli się i prosi Pana Boga o zdrowie dla dziecka. Kolejne badania potwierdzają trzy zmiany wewnątrz mózgu. Lekarze nie kryją przed nami, iż w takiej sytuacji życie dziecka jest bardzo zagrożone.
Zostajemy przewiezieni do szpitala specjalistycznego, jednak lekarze nadal nie mogą zdiagnozować Renatki. 13 grudnia 1995 r. lekarz okulista stwierdza u dziecka zanik nerwu wzrokowego i ślepotę. Błagamy Boga o Miłosierdzie i w Nim pokładamy nadzieję. U Renatki narastają niedowłady: dziecko nie może chodzić, dostaje ataków epilepsji, w szpitalu noszą je na rękach. Lekarze, nie mogąc postawić diagnozy, leczą córkę "na ślepo". Po pewnym czasie wykryto wirus neurologiczny i zmianę w wątrobie (w miejscu niebiopsyjnym), które, zdaniem lekarzy, nie mogły być przyczyną choroby.

W Święta Bożego Narodzenia wiozę córeczkę na wózku do kaplicy szpitalnej, do Matki Bożej Nieustającej Pomocy. (Nie wiedziałam wtedy, że w modlitwie nie byliśmy sami, bo oprócz rodziny i przyjaciół modlili się w intencji uzdrowienia Renatki członkowie grupy Apostolstwa Modlitwy). W czasie modlitwy w kaplicy szpitalnej wydaje mi się, że Matka Boża uśmiecha się do mnie tak jakoś dziwnie, jakby chciała powiedzieć, że dobry Bóg szykuje nam coś dobrego. W moje serce wstępuje otucha. Czuję teraz, że cokolwiek postanowimy, Bóg nas nie opuści.
Wyznaczono datę kolejnego rezonansu, a po nim biopsję mózgu. Jesteś-my przerażeni, a lekarze są bezradni.
Pod koniec grudnia zauważyłam, że Renia zaczyna widzieć.
Rezonans wykazuje już siedem zmian w mózgu, jest podejrzenie procesu chłonnego. Renatka jest coraz słabsza, prawie nic nie je, ma zaburzenia mowy.
Rodzina, która nas wspierała od początku choroby dziecka, pomaga nam podjąć decyzję - wracamy z Renatką do domu.

Lekarze dali dziecku 2-3 miesiące życia. Po odprawionej Mszy św. Renia otrzymuje sakrament chorych.
Na modlitwę do naszego domu przychodzą cztery siostry z Apostolstwa Modlitwy. Modlimy się przed obrazem Najświętszego Serca Pana Jezusa. Panie przyniosły nowennę do Serca Pana Jezusa za pośrednictwem Służebnicy Bożej Rozalii Celakówny. Odprawiłam ją, prosząc S.B. Rozalię o uproszenie łaski uzdrowienia dla Renatki. Czuję ogromną wdzięczność dla tych, w gruncie rzeczy, obcych kobiet, za ich trud, modlitwę, współczucie.

Córeczka jest bardzo chora. Noszę ją na rękach i wiem, że jest to czas próby, że Pan Bóg próbuje naszą wiarę. Cały czas się modlimy. Raz w tygodniu przychodzi lekarz neurolog. W chwilach trudnych wspierają nas: koleżanka, kuzynka i szwagier.
Lekarz nie daje żadnej nadziei, twierdzi, że dziecko umrze, a na moje stwierdzenie, że jeszcze jest Bóg, mówi: Bóg jest daleko i takimi sprawami się nie zajmuje.
Kiedy przez dwa miesiące Renia nic nie mówi, nie sygnalizuje potrzeb fizjologicznych i musi być karmiona strzykawką do gardła, wracamy do szpitala. Lekarze są przekonani, że to ostatnie chwile życia dziecka. Córeczka już się zaflegmia. W odruchu rozpaczy nachodzą mnie myśli samobójcze.
Grupa Apostolstwa trwa na modlitwie.

Zbliżają się Święta Wielkiej Nocy. Szwagier rozprowadza nowennę do Miłosierdzia Bożego. Modlą się dzieci, grupy znanych i nieznanych nam osób. Modlą się moi przyjaciele z Polskiego Związku Niewidomych. Dochodzą do nas informacje, że zaczynają się modlić osoby niewierzące. Myślę, że to od serc rozmodlonej grupy Apostolstwa Modlitwy sam Pan Jezus rozpala inne serca ludzkie.

Wielki Czwartek. Badanie USG potwierdza zmianę w wątrobie. Przewożą nas na hematologię. W Wielki Piątek grupa specjalistów po przeprowadzeniu badań wyklucza proces chłonny. Ponowne badanie USG nie wykazuje żadnej zmiany w wątrobie.
Bóg jest potężny!
Wracamy z powrotem do naszego szpitala.

Dzień Zmartwychwstania Pańskiego. Jesteśmy obie w izolatce. Opowiadam Reni bajkę i nagle dziecko mówi: Tak. Wielbię Boga.
Lekarze nie wierzą, ale po kilku dniach uwierzyli. Jest coraz lepiej. Odwiedzają nas siostry z Apostolstwa Modlitwy. One są jak najbliższa rodzina, pełne troski i miłości.
Jesteśmy już w domu. Czekamy na kolejny rezonans. Renatka czuje się coraz lepiej. Idę do kościółka, by podziękować Panu Jezusowi za ocalenie życia córeczki. Stojąc przy obrazie Miłosierdzia Bożego podczas Mszy św., słyszę słowa: Pragnę, by królestwo moje było już tu, na ziemi. Jestem bardzo poruszona, w pobliżu nie ma nikogo.

Na początku maja jadę wraz z siostrą z Apostolstwa Modlitwy do Krakowa na czuwanie nocne do Bazyliki Najświętszego Serca Pana Jezusa, by podziękować i poprosić o dalsze zdrowie dla Renatki. W pociągu opowiadam siostrze o zdarzeniu z kościółka.
Jesteśmy w Bazylice. Rozpoczyna się Msza święta. I tutaj znowu słyszymy słowa: Pragnę, by królestwo moje było już tu, na ziemi. To orędzie skierowane przez Pana Jezusa do Rozalii Celakówny.
W Bazylice ofiarowuję Panu Jezusowi wszystkie cierpienia dziecka i moje, naszą drogę w chorobie w intencji Intronizacji Najświętszego Serca Pana Jezusa.
Jest Boże Ciało. Renatka woła: siusiu. Od tamtej pory sporadycznie przy drgawkach nie zgłasza potrzeb fizjologicznych.

Trzy lata temu kapłani powiedzieli, że leczenie energią nie jest Boże. Posłuszni Panu Bogu i Kościołowi definitywnie porzuciliśmy wcześniejsze próby takiego leczenia córeczki. Poświęciliśmy naszą rodzinę Najświętszemu Sercu Pana Jezusa. Intronizowaliśmy Chrystusa na Pana i Króla naszej rodziny. Od tego czasu nadal wszyscy doświadczamy Jego miłosiernej miłości i błogosławieństwa.
Minęło pięć lat. Grupa Apostolstwa Modlitwy z ewangeliczną wytrwałością modli się w intencji Renatki i całej naszej rodziny. Myślę, że odpowiedzią Pana Jezusa jest powolne poprawianie się stanu zdrowia córeczki. Renatka sama się porusza w pomieszczeniu, choć ma niedowład. Mówi, rozumie mowę innych, ale ma kłopoty z pamięcią. Pięknie się modli i choć jest niepełnosprawna, jest radością naszego życia. Jednoczy naszą rodzinę. Trzeci rok raz w miesiącu modlitwą wstawienniczą o uzdrowienie Renatki prosi Pana Boga Ojciec Franciszkanin.

Jesteśmy z mężem przekonani, iż tej trudnej drogi nigdy byśmy sami nie pokonali; tylko dzięki żywej obecności Jezusa Chrystusa, Jego łasce i modlitwie kochających ludzi, mogliśmy wytrwać do końca. Nasza rodzina doświadczyła żywego i prawdziwego Kościoła. Jesteśmy Panu Bogu bardzo wdzięczni za miłość, jaką nas obdarza, i za wszystkie ludzkie serca pełne miłości. Życzymy wszystkim polskim rodzinom tego wspaniałego Króla i Pana, jakim jest nasz Pan Jezus Chrystus. Jezu, ufamy Tobie.

Lidia i Eugeniusz