DRUKUJ
 
o. Jacek Salij OP
Dlaczego kocham Kościół?
 


Dlaczego kocham Kościół?

W okresie Oświecenia sformułowano powody, dla których Kościoła nie należy lubić, i po dziś dzień z tych właśnie powodów wielu ludzi Kościoła nie lubi. Mianowicie, wobec Kościoła należy zachować dystans, bo religia w ogóle, a chrześcijaństwo w szczególności, jest zjawiskiem negatywnym. Kościoły to w gruncie rzeczy rodzaj organizacji przestępczych. Jeżeli się przypatrzeć historii - "wyjaśniono" nam w okresie Oświecenia - to widać morze krwi. Oto co pisze Jan Jakub Rousseau na temat Kościoła i religii w źródłowym dla nowożytnego antyklerykalizmu i antychrześcijaństwa "Liście do arcybiskupa De Beaumont": "Wśród tych religii, które panują obecnie lub panowały w przeszłości, nie ma ani jednej, która by nie wyrządziła ludzkości krzywd najokrutniejszych. Wszystkie wyznania prześladowały swoich braci, wszystkie składały Bogu w ofierze krew ludzką. Bez względu na źródło tych sprzeczności, ich istnienie jest faktem. Czyż chęć ich pokonania jest zbrodnią?"

To tutaj bardziej niż w historii tkwi źródło czarnej legendy na temat inkwizycji. Rzecz jasna, nie była to instytucja, którą należałoby się chlubić. Natomiast nawet historycy bardzo dalecy od chrześcijaństwa podkreślają, jak bardzo zwielokrotnia się zło związane z działaniem tej instytucji. Po prostu, jeżeli założy się z góry, że Kościół jest instytucją, która ma na swoim sumieniu bardzo duże zbrodnie, to sam duch postępu wymaga, żeby patrzeć na jego historię jako na historię organizacji przestępczej.

Tutaj leży też jedna z bardzo ważnych przyczyn tak rozpowszechnionego przeświadczenia, że religia jest sprawą prywatną. Bo, między nami mówiąc, religia to okropne zło, ale nie da się go wykorzenić. Ludzie są do tego zła przywiązani. Wobec tego musimy religii okazywać tolerancję. Chodzi tylko o to, żeby ją możliwie spychać z jej miejsca w życiu publicznym, żeby ją zepchnąć w prywatne kąciki - niech sobie tam umiera.

Ale zostawmy pytanie, dlaczego niektórzy ludzie nie lubią Kościoła. Nas interesuje pytanie, dlaczego kocham Kościół. Otóż: chrześcijaństwo jest jedyną religią, której wyznawcy nazywają siebie świątynią, kościołem. Spróbujmy się przypatrzeć, co to jest takiego, co ja kocham.

Świątynia, jeżeli tak najbardziej ogólnie spojrzeć na religijną treść tego słowa, to są trzy części. To jest, po pierwsze, miejsce szczególnej obecności Boga wśród ludzi. To jest, po wtóre, miejsce, w którym składana jest ofiara miła Bogu. I po trzecie, szczególne miejsce świadectwa wobec niewierzących. Jesteśmy Kościołem, bo zostaliśmy uzdolnieni do realizowania tych trzech treści.

Nie mam odwagi zbytnio przedłużać tego wystąpienia, toteż pominę cały, pasjonująco ciekawy temat, że tak się wyrażę "świątynności", "kościelności" samego Pana Jezusa. Przypomnijmy sobie, co Słowo Boże mówi na temat naszej "kościelności". Oto fragment Listu do Efezjan: "Bracia, nie jesteście już obcymi i przychodniami, ale jesteście współobywatelami świętych i domownikami Boga - zbudowani na fundamencie apostołów i proroków, gdzie kamieniem węgielnym jest sam Chrystus Jezus. W Nim zespalana cała budowla rośnie na świętą w Panu świątynię. W Nim i wy także wznosicie się we wspólnym budowaniu, by stanowić mieszkanie Boga przez Ducha" (Ef 2, 19-22). Zatem widzimy, że Kościół to nie jest jakaś organizacja ziemska, choćby nawet założona przez samego Pana Jezusa i choćby nawet dla celów życia wiecznego. Kościół, czyli my, jesteśmy świątynią jakby dopiero w trakcie budowy. Jesteśmy Kościołem. Ale tak naprawdę, tak ostatecznie, to Kościołem dopiero się staniemy. Jesteśmy Kościołem, żeby nim być na wieki wieków. W Chrystusie Jezusie my, Kościół Boży, jako budowla rośniemy, ażeby w końcu osiągnąć swoją ostateczną pełnię. I ten Kościół został założony przez Jezusa Chrystusa. To nie jest tylko tak, że Kościół jest instytucją przeznaczoną do pomagania nam w drodze do życia wiecznego. Sam Kościół, my wszyscy, jesteśmy wezwani do życia wiecznego. Zbawiony ma być nie tylko ty i ja, ale zbawieni mamy być my wszyscy, wypełnieni w sposób dla nas niewyobrażalny obecnością Bożą, która nas będzie uszczęśliwiać na życie wieczne.

Tekstów apostolskich, mówiących o tym, że jesteśmy kościołem, świątynią, jest naprawdę dużo. Np. w Drugim Liście do Koryntian apostoł Paweł pyta: "Jakaż jest wspólnota Chrystusa z Beliarem lub wierzącego z niewiernym? Co wreszcie łączy świątynię Boga z bożkami? Bo my jesteśmy świątynią Boga żywego - według tego, co mówi Bóg: Zamieszkam z nimi i będę chodził wśród nich, i będę ich Bogiem, a oni będą moim ludem" (2 Kor 6,15-16).

Jeszcze tylko przypomnę dwa teksty święte, żebyśmy sobie odświeżyli poczucie tożsamości duchowej, co to znaczy, że jesteśmy Kościołem. Apostoł Piotr pisze tak: "Zbliżając się do Tego, który jest żywym kamieniem, odrzuconym wprawdzie przez ludzi, ale u Boga wybranym i drogocennym, wy również, niby żywe kamienie, jesteście budowani jako duchowa świątynia, by stanowić święte kapłaństwo, dla składania duchowych ofiar" (1 P 2, 4-5). Właśnie, jeśli nie ma w naszej świątyni, w naszym Kościele, składania ofiar miłych Bogu, to i w świątyni nie ma. Rzecz jasna, centrum jest ofiara Eucharystii czyli uobecnienie jedynej ofiary krzyżowej. Ale znika moja kościelność, jeżeli moje życie nie jest - za łaską Bożą - ofiarą miłą Panu. Zanurzona, i tam mająca swoje źródło, w ofierze Eucharystycznej: "Jesteście budowani jako duchowa świątynia, by stanowić święte kapłaństwo, dla składania duchowych ofiar, przyjemnych Bogu przez Jezusa Chrystusa".

Jeszcze małe uzupełnienie do dość popularnej, ale stosunkowo jednostronnej tezy, że Kościołem jesteśmy wszyscy. To prawda, że wszyscy, ale to o wiele za mało. List do Hebrajczyków wyjaśnia, że jesteśmy Kościołem więcej niż wszyscy. Autor Listu do Hebrajczyków kontrastuje lud Starego Przymierza z ludem Nowego Przymierza: "Bracia, wyście nie przystąpili do góry Synaj, do błyskawic, grzmotu, trzęsienia ziemi. Przystąpiliście do góry Syjon, do miasta Boga żyjącego, Jeruzalem niebieskiego, do niezliczonej liczby aniołów, na uroczyste zebranie, do Kościoła pierworodnych, którzy są zapisani w niebiosach, do Boga, który sądzi wszystkich, do duchów sprawiedliwych, które doszły do celu, do Pośrednika Nowego Testamentu - Jezusa, do pokropienia krwią" (Hbr 12, 22-24). To jest Kościół. Zatem nie tylko my. Kościół to jest sam Pan nasz Jezus Chrystus, kamień węgielny naszej świątyni; Kościół to nie tylko aniołowie i święci, nasi przodkowie, także ci, których znaliśmy, z którymi przebywaliśmy za naszych doczesnych dni, a którzy odeszli do Pana. To jest Kościół, świątynia budowana na całe życie wieczne.

Żeby odpowiedzieć na pytanie: dlaczego kocham Kościół?, najpierw trzeba nam sobie uprzytomnić, że ten Kościół, tak jak go sobie opisaliśmy, został założony przez Jezusa Chrystusa. Nie mają racji ci chrześcijanie, którzy twierdzą, że Pan Jezus założył Kościół jedynie niewidzialny. Po prostu nie mają racji, bo Biblia mówi co innego. Pod Cezareą Filipową Pan Jezus powiada do Piotra: "Ty jesteś Skałą. A na tej skale zbuduję mój Kościół. Bramy piekielne go nie zwyciężą. I tobie dam klucze królestwa niebieskiego". To się nie odnosi do jakiegoś Kościoła tylko niewidzialnego, którego oczyma fizycznymi nie sposób zobaczyć. O tym, że Pan Jezus założył Kościół widzialny świadczy fakt, że na patriarchów Kościoła wybrał dwunastu apostołów. Niewątpliwie w nawiązaniu do dwunastu synów Jakuba - patriarchów ludu Starego Przymierza. Pan Jezus chciał założyć lud nowy, lud Nowego Przymierza.

Co więcej, Pan Jezus zakładając Kościół, okazał niesamowite zaufanie apostołom oraz tym swoim wyznawcom, którzy mieli być pasterzami w Kościele. Posłuchajmy: "Kto was słucha - Mnie słucha, kto wami gardzi - Mną gardzi" (Łk 10, 16). "Komu odpuścicie, są im odpuszczone, komu zatrzymacie - są im zatrzymane" (J 20, 23). "I tobie dam klucze Królestwa niebieskiego: cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie" (Mt 16, 19). Bibliści powiadają, że w ten sposób Pan Jezus udzielił Kościołowi "szaliah", czyli bezwarunkowego pełnomocnictwa. "Szaliah" było oryginalną instytucją prawa staroizraelskiego, nieznaną w kulturze greckorzymskiej.

Pan Jezus dobrze zna naszą grzeszność i ułomność, a przecież nie możemy Go posądzać o lekkomyślność. Jeśli udzielił swojemu Kościołowi bezwarunkowego pełnomocnictwa w zakresie posługi zbawczej, to dlatego, że zarazem daje temu Kościołowi swojego Ducha Świętego, który będzie go do końca świata napełniał swoim światłem, swoją mocą, swoją łaską.

Rzecz jasna, wolelibyśmy, żeby już teraz Kościół był wolny od zła. Ale przecież my wszyscy, również nasi pasterze, jesteśmy grzesznikami dążącymi dopiero do zbawienia. Dopiero w Kościele życia wiecznego zła nie będzie. Natomiast na tej ziemi, w Kościele jest i będzie zło do końca świata. Oczywiście musimy robić wszystko, żeby tego zła było jak najmniej, żeby zbawienie ogarniało nas coraz więcej. Natomiast nie wolno nam przyjmować oświeceniowo - marksistowskich założeń, że na tej ziemi możliwe jest zrealizowanie utopii.

Przejdźmy wreszcie do pytania: dlaczego kocham Kościół? Pierwszy powód, dla którego ja kocham Kościół jest bardzo prosty: bo Kościół kocha Pan Jezus. Mówi o tym sławny tekst z Listu do Efezjan, który bardzo często czytany jest na liturgii ślubnej: "Mężowie miłujcie żony, bo Chrystus umiłował Kościół". I to jak umiłował: "Wydał za niego samego siebie, aby go uświęcić, oczyściwszy obmyciem wodą, któremu towarzyszy słowo, aby osobiście stawić przed sobą Kościół jako chwalebny, nie mający skazy czy zmarszczki, czy czegoś podobnego, lecz aby był święty i nieskalany" (Ef 5, 25-27). To jest eschatologiczny cel Kościoła. Chrystus kocha Kościół i jest to miłość przemieniająca. To jest trochę tak, jak w małżeństwie: dziewczyna była taka sobie zwyczajna, nawet nie specjalnie urodziwa, ale mąż ją kocha i ona jawnie pięknieje. Po prostu miłość przemienia ku dobremu. Człowiek kochany pięknieje nie tylko na twarzy, lecz także duchowo, wypełnia go radość, chęć życia. Takie są prawa miłości.

Te prawa dotyczą także Kościoła. Kościół, nas grzesznych, kocha Chrystus. Jeżeli pozwalamy się Chrystusowi kochać, piękniejemy. W cytowanym tekście Paweł mówi o czymś, co na język polski jest nieprzekładalne. Mianowicie, tam, gdzie jest mowa o oczyszczeniu obmyciem wodą (chodzi oczywiście o chrzest). Paweł używa terminu "to lutron". Termin ten oznacza rytualną kąpiel panny młodej. Zatem chrzest był jakby naszą kąpielą ślubną, ażebyśmy byli piękni i mili Chrystusowi, żeby Chrystus mógł nas doprowadzić w końcu do momentu, kiedy będziemy Kościołem chwalebnym, nie mającym skazy ani zmarszczki czy czegoś podobnego, lecz byśmy byli święci i nieskalani.

Chrystus Pan do tego stopnia kocha Kościół, że nie waha się z Kościołem utożsamiać. Wystarczy przypomnieć tak znane z Nowego Testamentu obrazy, Kościół jako ciało Chrystusa, czy Kościół jako Oblubienica Chrystusa. Święty Augustyn fascynował się tym, że pod Damaszkiem Chrystus Zmartwychwstały zapytał swojego prześladowcę, Szawła: "Szawle, Szawle, dlaczego Mnie prześladujesz?" Nie zapytał: "Dlaczego prześladujesz moich wyznawców?, Dlaczego prześladujesz Mój Kościół?", ale "Dlaczego mnie prześladujesz?". Do tego stopnia Chrystus Pan utożsamia się z Kościołem.

Przy okazji warto zwrócić uwagę na dość popularną ostatnio tendencję: Chrystus - tak, Kościół - nie. Zauważmy, że "tak" jest tu powiedziane nie Chrystusowi prawdziwemu, ale jakiemuś "Chrystusowi" wykreowanemu przez ludzką niewiarę. Chrystus prawdziwy nie tylko ceni Kościół i go kocha, ale On sam nas Kościołem obdarza.

Kocham Kościół, bo Chrystus go kocha. Kocha do tego stopnia, że życie swoje oddał za swój Kościół. Ale kocham Kościół również dlatego, że jest on w moim pokoleniu takim cudownie niestrudzonym świadkiem prawdy o człowieku. To jest niezwykłe, że w czasach kiedy różni ludzie z taką zapalczywością walczą o prawo do dokonywania aborcji, eutanazji, najrozmaitszych uwłaczających godności ludzkiej eksperymentów, Kościół, nie bacząc na to, że będzie okrzyczany ciemnogrodem, że przysporzy sobie w ten sposób ludzi niechętnych, głosi z całą jasnością, że dzieci nie wolno zabijać, że człowiek cierpiący i umierający bardziej niż ktokolwiek inny domaga się prawdziwej miłości. Po prostu ja Kościół kocham, bo daje świadectwo tej prawdzie w czasach, kiedy różnym ludziom zaczyna się wydawać, że homoseksualiści powinni mieć prawo do zawierania małżeństw, do adoptowania dzieci, a jeżeli są to lesbijki do wszczepiania im dzieci, żeby mogły je urodzić bez męża. Ja Kościół kocham za to, że z całą jasnością powiada: Nie godzi się! Człowiek ma swoją godność, której deptać nie wolno!

Kocham Kościół dlatego, ze w tym Kościele widzę taki bezmiar świętości. To jest niezwykłe - być księdzem. Być księdzem to jest niczym niezasłużona szansa oglądania niesamowitych cudów Boga na co dzień. Ale także przyglądania się z bliska różnorakiej ludzkiej świętości. Nie takiej, że on czy ona taki święty. Tylko - jak potężny i kochający jest nasz Bóg. Kocham Kościół bo, wśród moich współczesnych obserwuję tyle świętości, której się nie zauważa, którą się gardzi, a która jest oczywista. I być może tą świętością świat stoi. I kiedy patrzę na historię Kościoła, widzę bezmiary świętości. Nadziwić się nie mogę tym ludziom, którzy w historii Kościoła widzą przede wszystkim zło.

Powtarzam: kocham Kościół, bo i dziś w jego historii obserwuję takie bezmiary świętości. Kocham Kościół, bo owszem, różne rzeczy niedobre, powierzchowne, w niedobrym tego słowa znaczeniu doczesne, cielesne, nie wiem jak to nazwać, w Kościele się zdarzają i sam je obserwuję. W Kościele mogą się zdarzyć także różne, głębokie i zawstydzające przeoczenia. Ale jedno wiem na pewno, że Kościół jest wewnętrznie niezdolny do tego, żeby w jakimś przeoczeniu trwać. Dlaczego? Dlatego, że Kościół czyta Ewangelię. Toteż wcześniej czy później nasze rozbieżności w stosunku do tego, co napisano w Ewangelii, my zauważyć musimy. I ja Kościół za to kocham.

o. Jacek Salij OP