DRUKUJ
 
Ks. Mirosław Cholewa
Modlić się jak dziecko
 


Modlić się jak dziecko

Każdy z Apostołów wraz z wezwaniem: "Pójdź za Mną" (por. Mt 4,19), został jednocześnie zaproszony do szkoły modlitwy prowadzonej przez samego Jezusa. Mogli uczyć się modlitwy u boku Mistrza, towarzysząc Mu na co dzień i będąc świadkami Jego modlitwy. Jednak to im nie wystarczało i dlatego prosili Go: "Naucz nas modlić się" (Łk 11,1). Otrzymali wówczas modlitwę "Ojcze nasz" (Łk 11,2-4), w której zawarte jest to, co istotne w chrześcijaństwie - zwracać się jak dziecko do Boga Ojca, Abba-Tatusiu. Także w innych sytuacjach spotykamy w Ewangeliach naglące wezwanie, by stać się jak dzieci przed Bogiem: "Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego" (Mt 18,3).

Przed kilku laty byłem kapelanem wspólnoty "Wiara i Światło", gdzie spotkałem osoby upośledzone umysłowo (muminki), które uczyły mnie ewangelicznego dziecięctwa. Przykład muminków może być pomocą także dla nas w ukonkretnieniu tego, co to znaczy modlić się jak dziecko.
 

Być tu i teraz

Pierwszym aspektem postawy dziecięcej wobec Boga jest całkowita obecność tu i teraz. Podobnie jak wspomniane wyżej muminki, które angażowały się całkowicie w to, co się aktualnie działo. Gdy była to zabawa - całe były zabawą, gdy była modlitwa - całe były modlitwą, gdy była  jakaś praca - całe były pracą, gdy było spotkanie z drugim człowiekiem - całe były zaangażowane w tę aktualną relację.

Pokusą wobec której stajemy na modlitwie jest trudność całkowitego zaangażowania się tu i teraz. Często pojawiają się rozproszenia, które odciągają naszą uwagę od tego, co jest, do tego, co było lub co będzie. Gdy ulegamy tym rozproszeniom, w modlitwę wkrada się połowiczność, bo tylko fragment naszego serca jest przy Bogu, a reszta serca znajduje się gdzie indziej. Tymczasem wezwanie Boże jest jednoznaczne: "Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem" (Mt 22,37).

Dlatego pierwszym aktem modlitwy powinno być stanięcie w obecności Bożej, podobnie jak Mojżesz, który stanął przed Bogiem Abrahama, Izaaka, Jakuba objawiającym się w krzewie gorejącym i usłyszał: "Nie zbliżaj się tu! Zdejm sandały z nóg, gdyż miejsce, na którym stoisz, jest ziemią świętą" (Wj 3,5). Po tych słowach "Mojżesz zasłonił twarz, bał się bowiem zwrócić oczy na Boga" (Wj 3,6).

Mistrzowie duchowi zachęcają nas do tego, by zaangażować w relację z Bogiem wszystkie swoje władze: umysł, pamięć, wyobraźnię, wolę, zmysły, emocje, a także nasze ciało. Zanim rozpoczniemy osobistą modlitwę dobrze jest złożyć akt uszanowania Bogu, na przykład złożyć głęboki ukłon lub przyklęknąć i ucałować ziemię, albo upaść na twarz w postawie czci i uniżenia. Przychodzę i staję przed Bogiem  takim jakim jestem i z tym, co obecnie przeżywam. Zatrzymuję się wobec żywego Boga, Który patrzy na mnie, słucha mnie i przyjmuje z miłością.

To zatrzymanie się w obecności Boga wiąże się w modlitwie z kolejną cechą, którą jest poczucie sacrum. To świadomość i wiara przenikająca całą istotę człowieka, który stając do modlitwy znajduje się wobec Świętego Świętych. Zauważyłem, że to poczucie sacrum mają osoby nawet bardzo głęboko upośledzone umysłowo. Wyrażało się to w skupieniu wewnętrznym i pełnej uszanowania postawie zewnętrznej podczas modlitwy lub podczas sprawowania Mszy Świętej, ponieważ wierzą, że znajdują się w obecności Boga.

Izraelici mieli tak wielkie poczucie sacrum, że bali się iż umrą, kiedy staną z Bogiem twarzą w twarz. Przypomnijmy sobie choćby Eliasza, któremu objawił się Bóg w łagodnym powiewie (1 Krl 19,13), czy Zachariasza, któremu objawił się anioł Pański (Łk 1,12). Dla Żydów takim miejscem obecności Boga była świątynia jerozolimska, a w niej Święte Świętych, czyli pomieszczenie, gdzie przechowywano arkę przymierza z kamiennymi tablicami przykazań. Do tego miejsca wchodził tylko raz w roku arcykapłan, by złożyć przepisane ofiary i tylko raz w roku w tym miejscu wymawiał imię Boga: JHWH. Poza tym używano zarówno w tekstach biblijnych, jak i w osobistej modlitwie i w modlitwie synagogalnej innych synonimów wskazujących na Boga. Wynikało to właśnie z głębokiego poczucia sacrum, tego że imię Boga jest święte, bo sam Bóg jest Święty.

Jeśli staję do modlitwy, to nie po to, aby "spełnić obowiązek", ale po to, żeby spotkać żywego Boga, a któż wobec Świętego może czuć się godnym? Dlatego potrzeba, bym przystępował do modlitwy ze skruchą i bojaźnią Bożą, która nie jest paraliżującym lękiem przed Bogiem, lecz wyrazem głębokiego szacunku.


Prostota i bezpośredniość

Drugim aspektem dziecięcej postawy na modlitwie jest prostota i bezpośredniość.  W kontakcie z muminkami właśnie ich prostota była widoczna w pierwszej kolejności. Pamiętam swoje pierwsze spotkanie ze wspólnotą "Wiara i Światło". Kiedy wszedłem do pomieszczenia, w którym miało się odbywać spotkanie, kilkoro muminków od razu podeszło do mnie i serdecznie mnie przywitało. Niektórzy wręcz rzucili mi się na szyję, przyjmując jak kogoś najbliższego. Inni zainteresowali się tym, czy mam pod sutanną spodnie i po prostu to sprawdzili. Jeszcze inni zapytali o moje imię i w sposób bardzo bezpośredni zaczęli rozmawiać ze mną jakbyśmy się znali od lat. Podobnie jak małe dzieci, które nie mają zahamowań, aby zwracać się w bezpośredni sposób zarówno do swojego kolegi-rówieśnika, jak i prezydenta państwa.

Pokusa zakładania jednej z masek: powagi, kogoś ważnego, świętego, mędrca lub wielu innych pośrednich form, okazuje się czymś co, krępuje i utrudnia nasze codzienne relacje zarówno z ludźmi, jak i relacje z Bogiem na modlitwie.

Pamiętamy przestrogę wynikającą z przypowieści o modlitwie faryzeusza i celnika (por. Łk 18,9-14). Przed Bogiem nie muszę nikogo grać, nie muszę zabiegać o Jego akceptację, nie muszę wspinać się na palce: wobec Niego mogę być autentyczny, taki jaki naprawdę jestem. Pan Bóg jest prawdziwym przyjacielem, który wie o mnie wszystko i nie przestaje mnie kochać, a może nawet bardziej mnie kocha w moim zagubieniu i w mojej biedzie. Na modlitwie nie muszę być piękny, ale prawdziwy. Nie jest ważne, abym dobierał wyszukane słowa czy konstruował nadzwyczajne formuły modlitewne. Mogę poddać się w modlitwie prowadzeniu Ducha Świętego i wypowiadać te słowa, które On rodzi w głębi mojego serca: czasem słowa wdzięczności i uwielbienia, a czasem słowa bólu i skargi na to, co przeżywam.


Miłość bezinteresowna

Kolejnym aspektem postawy dziecka jest miłość bezinteresowna. Wzruszała mnie w kontakcie z muminkami właśnie ta ich cecha. Dla nich nie było ważne ani wykształcenie człowieka, którego obdarzali miłością, ani jego wygląd, ani grubość jego portfela, lecz po prostu to, że jest i chce się z nimi spotkać. Wzruszała mnie zwłaszcza spontaniczna modlitwa wiernych, w jaką włączały się muminki. Zawsze modlili się oni za konkretne osoby, które były przed laty we wspólnocie, a później wyjechały do swoich miejscowości. Pamiętam muminka Rysia, którego modlitwa, ledwie zrozumiała z powodu trudności wymowy, do dziś dźwięczy w moich uszach: "Módlmy się za mojego przyjaciela Krzysia i moją przyjaciółkę Jadzię". Mimo że Krzysztof, magister teologii, wyjechał już 4 lata wcześniej, a Jadwiga też już od pięciu lat nie była we wspólnocie, pozostali nadal w wiernej pamięci modlitewnej Rysia.

Istnieje niebezpieczeństwo traktowania Pana Boga jak PZU, innymi słowy, "na wszelki wypadek warto zachować z Nim dobry układ handlowy". W skrajnej formie może to prowadzić wręcz do instrumentalnego traktowania Pana Boga, który miałby realizować moje plany osobiste. Taka mentalność ma coś z religijności naturalnej, wyrażającej się w lapidarnej formule: "Daję, abyś dał". Jest to mentalność całkowicie przeciwna do postawy wiary, gotowej wszystko przyjąć z ręki Boga, także dary trudne.

Jeśli trwamy przy Bogu w dobrej i złej doli, nie tyle ze względu na dary, które od Niego otrzymujemy, ile ze względu na Niego samego, to możemy posmakować coś z tej bezinteresownej miłości dziecka. Zwłaszcza modlitwa uwielbienia i adoracja mają wyraźną cechę bezinteresowności: "po prostu On patrzy na mnie, a ja patrzę na Niego". Gdy dodatkowo wynikają one z miłości, która niczego nie oczekuje i zadowala się jedynie obecnością Umiłowanego, pozwalają  dosięgnąć tego, co najgłębsze i najbardziej prawdziwe w człowieku trwającym przy Bogu. Pozwalają przeczuć, czym jest Boży obraz i Boże podobieństwo, na które zostaliśmy stworzeni (por. Rdz 1,26).


Zdolność do wdzięczności i do zachwytu

Dodajmy do tego aspektu jeszcze jeden element, na który chcę zwrócić uwagę w postawie dziecka, to zdolność do wdzięczności i zachwytu. Muminki okazywały swoją wdzięczność nawet wówczas, gdy otrzymywały drobne podarunki, ponieważ wyczuwały, że te drobiazgi są wyrazem prawdziwej przyjaźni i sama przyjaźń jest najważniejsza. Były też zdolne do zachwytu nad wszystkim, co prawdziwie jest piękne, choć pozornie zwyczajne, jak rosnąca przy drodze stokrotka, brzęcząca pszczoła, czerwony zachód słońca czy pachnący żywicą las.

Może powstać pokusa traktowania takich drobiazgów lub innych delikatnych znaków Bożej miłości, troski, piękna, jako czegoś tak oczywistego, że aż banalnego i nudnego. Tę pokusę można określić jako postawę niewrażliwości lub pretensjonalności w podejściu do codziennych Bożych darów. Człowiek niekiedy bardziej zwraca uwagę na zewnętrzną "wartość" i niezwykłość daru, a nie na niezwykłość miłości Boga jako źródła tego daru.

Z postawy dziecka na modlitwie trzeba się uczyć wdzięczności za pozornie drobne znaki Bożej miłości, aby za tymi znakami odnaleźć samego Boga. Ta niekłamana wdzięczność staje się jakby soczewką, w której koncentruje się nasza wiara i pozwala rozpoznać wielką twórczość Boga. Podobnie jak uważne przyjrzenie się płatkom śniegu pozwala zobaczyć, że nie ma dwóch takich samych płatków, czy podziwianie zachodu słońca pozwala stwierdzić, że nie ma dwóch takich samych zachodów. Za każdym razem kiedy wybieram się na znane mi szlaki górskie w Tatrach, odkrywam coś nowego, mogę spojrzeć głębiej. Kiedy szedłem po raz pierwszy na przełęcz "Pod Chłopkiem", myślałem po prostu o tym, aby tam dojść. Kiedy szedłem po raz drugi, zacząłem podziwiać góry, a gdy szedłem po raz trzeci zobaczyłem kwiatki rosnące przy szlaku.
Pielęgnowanie wdzięczności wobec Boga i zachwytu nad Jego dziełami jest kolejnym krokiem dojrzewania do modlitwy kontemplacyjnej. W ten sposób umacnia się w nas bezinteresowna miłość.


Ufność i zależność

Jest wreszcie jeszcze jeden aspekt postawy dziecka: ufność i zależność. Kolejny raz nawiążę do swoich doświadczeń związanych z muminkami. Może ktoś nazwie ich zachowanie naiwnością, ale dla mnie ufność jaką okazywały muminki swoim opiekunom, jest niedościgłym wzorem mojej relacji z Panem Bogiem. Upośledzeni przyjmowali ze strony opiekunów właściwie wszelkie propozycje: zabawy, modlitwy, wycieczek. Z wielkim zaufaniem, bez lęku i bez szemrania powierzali się prowadzeniu przez swych opiekunów, także w nieznanym terenie. Wynikało to również z daleko idącej zależności, w jakiej znajdowali się ze względu na swoje upośledzenie.

Może najbardziej niebezpieczną pokusą, która nas atakuje w relacjach z ludźmi i z Panem Bogiem, to nieufność i chęć niezależności. W tym celu jesteśmy kuszeni do tworzenia wielu, tylko doczesnych, zabezpieczeń: władzy, pieniądza, pozycji społecznej, siły, wiedzy. 

W postawie dziecka ufnie powierzamy się w ręce Boga - dobrego Ojca, pewni Jego miłości i codziennego prowadzenia, podobnie jak Abraham, który na głos Boga wyruszył z Ur chaldejskiego (por. Rdz 12,1 nn). W modlitwie wyraża się to w relacji całkowitego ubóstwa wobec Boga i zależności od Niego: "Panie, prowadź mnie tam, gdzie chcesz, i w sposób, jaki chcesz - daję Ci zupełną swobodę dysponowania moim życiem".

Istnieje głęboka zależność pomiędzy odkrywaniem Bożego dziecięctwa w swym wnętrzu, a odkrywaniem prawdziwego oblicza Boga jako Ojca, jako Kogoś kochającego i bliskiego. Im bardziej pozwolę Duchowi Świętemu, aby oczyszczał we mnie obraz dziecka i prowadził mnie w modlitwie do obecności, ubóstwa, prostoty, bezinteresownej miłości, wdzięczności, ufności wobec Boga, tym bardziej odsłoni się przede mną prawdziwe oblicze Abba-Tatusia.

Ks. Mirosław Cholewa