logo
Piątek, 19 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Alfa, Leonii, Tytusa, Elfega, Tymona, Adolfa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Maciej Biskup OP
A Słowo stało się… czułością
Przewodnik Katolicki
 


Grzech pierwszych rodziców poskutkował lękiem i chłodem w relacjach, więc Boże Narodzenie zapoczątkowało „rewolucję czułości”.
 
Poprzez słowa się komunikujemy, wprowadzamy innych w swój świat, językiem wyrażamy siebie drugiemu, jak pisał śp. ks. Józef Tischner: „Naprzeciw siebie staje Pytający i Zapytany”.
 
Erozja słowa
 
Każda matka uważnie oczekuje na ten moment, gdy jej dziecko wydobędzie z siebie pierwsze sylaby, a w domu zapanowuje wielkie święto, gdy malcowi uda się złożyć pierwsze, nieporadne słowo. Chrześcijaństwo wyrosło z korzenia tego niepowtarzalnego spotkania w dialogu, w którym Bóg zapragnął rozmawiać z Izraelem. Dzięki temu zaproszeniu, człowiek uczy się słuchać i opowiadać Bogu swoją życiową historię. Niestety, na skutek diabelskiej niesłowności (łac. diabollo – rozdzielać, niszczyć dialog) i oszczerstwa (łac. diabolos – oszczerca), które w biblijnych rodzicach zaszczepił Zły, powątpiewamy w słowa. Skutkuje to brakiem zaufania do składanych sobie nawzajem obietnic. Jak zatem wierzyć Słowu Boga, które było na początku i przez które wszystko się stało? Wątpliwości te wyraził Stanisław Barańczak w wierszu Daję ci słowo, że nie ma mowy: „Daję ci słowo, że nie ma mowy / takiej i takich słów, które by można / dać komuś tak, jak rękę na zgodę się daje, / dam sobie uciąć rękę, że nie ma / mowy o takich słowach, że dać słowo znaczy / dać gardło za coś, co i tak nie przejdzie / przez nie, co jest z góry dawaniem za wygraną; / kto daje słowo, nie daje nikomu / posłuchu ani spokoju, niczemu / nie daje wiary i w niczym nie daje / sobie rady i wszystkim daje do myślenia, więc / daję ci słowo, że nie ma mowy, / że nie ma rady, że nie ma sensu, / że nie ma tu do kogo ust otworzyć i że / jednak dano nam tylko słowo do wyboru”.
 
Słowa nie wystarczą. Potrzebujemy gestu, bliskości, która przygarnie i przemówi bardziej niż tysiące słów. W czułej obecności ukryta jest niepojęta siła hojności i bezinteresowności.
 
Rewolucja czułości 
 
Radykalizm chrześcijańskiego przesłania tkwi w tajemnicy wcielenia: „Słowo stało się ciałem”. Bóg wypowiedział się przez tak radykalny gest, którego człowiek nie mógł przewidzieć: „Wielokrotnie i na różne sposoby przemawiał Bóg do ojców przez proroków, a w tych ostatecznych czasach przemówił do nas przez Syna” (Hbr 1, 1). Nazwę miasta dawidowego Betlejem w hebrajskim (Be Leem) tłumaczy się jako  „Dom Chleba”, a w arabskim (Bajt Lahm) „Dom Mięsa”. Owa cielesność Boga miała się okazać uzdrawiającą łaską. W osobie Jezusa, którego imię oznacza JESTEM, Bóg uobecnia się jako człowiek. To antidotum na naszą notoryczną nieobecność po grzechu pierworodnym („skryli się przed Panem Bogiem wśród drzew” – Rdz 3, 8). Grzech pierwszych rodziców poskutkował lękiem i chłodem w relacjach, więc Boże Narodzenie zapoczątkowało „rewolucję czułości”. Dopomina się dziś o nią papież Franciszek: „nasza rewolucja musi obejmować czułość, radość, która staje się zawsze bliskością, która zawsze staje się współczuciem i prowadzi nas do zaangażowania się, aby służyć, w życiu innych” (słowa wypowiedziane w czasie pielgrzymki na Kubę). Wcielenie stało się wyłomem w murze obojętności i obcości. Otworzyły się przepastne podwoje Miłosierdzia, przez które nachodzi Ojciec, by nas objąć swoimi dłońmi: Synem i Duchem (św. Ireneusz z Lyonu).  „Jezus – miłosierna czułość  Ojca”, pisze papież Franciszek, wciela się, by objawić niespotykaną u ludzi intensywność bliskości osoby, okazać niezrozumiałą dla nas hojność daru: „czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry?” (Mt 20, 15). Odpornym na Słowo Bóg otworzył drzwi naszego serca swoją ludzką i boską czułością.

Dla ewangelicznego Zacheusza Boże Narodzenie dokonało się pamiętnego dnia, gdy usłyszał w Jerycho: „Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu”. Wcześniej, w swej charakterystycznej dla dzieci otwartości i ciekawości, chciał zobaczyć Jezusa. I stało się coś zaskakującego. Przyjmując w swoim domu czułą obecność Jezusa, rodzi się dla królestwa: „Wszystkim tym jednak, którzy Je [Słowo] przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi,  tym, którzy wierzą w imię Jego – którzy ani z krwi,  ani z żądzy ciała,  ani z woli męża, ale z Boga się narodzili” (J 1, 12–13). Tak, trzeba stać się dzieckiem, nie przejmując się opiniami „sprawiedliwych” i wejść na swoją sykomorę, by zrozumieć bezinteresowność i hojność Boga. Pewien święty miał powiedzieć: „Widzisz, gdybyś umiał bawić się z Bogiem, byłoby to największe osiągnięcie ludzkości. Wszyscy traktują Boga tak poważnie, że czynią Go śmiertelnie nudnym […]. Baw się z Bogiem, synu. Bóg jest najlepszym towarzyszem zabaw”. W niejednej zabawie jest wiele pieszczoty, stąd Bóg pragnie się z nami bawić, by nas przekonać, że „takie jest Boże miłosierdzie: jest to wielkie światło miłości i czułości. Bóg przebacza nie za pomocą jakiegoś dekretu, ale przytuleniem, pieszczotą” – mówił papież Franciszek w trakcie jednej z porannych Mszy św. w kaplicy Domu św. Marty. Ci, do których Zacheusz należał w porządku „krwi”, jako syn Abrahama, okazali się zbyt „sprawiedliwi”, by na podobieństwo Chrystusa otworzyć podwoje swojego serca. „A swoi Go nie przyjęli” – nie tylko Chrystusa w Jego własnej osobie, ale w każdym, z którym się całkowicie utożsamia, bo był głodny, spragniony, był przybyszem, był nagi, był chorym i był w więzieniu. Można zamknąć się w niemiłosiernej postawie zaciśniętego serca: „A wszyscy, widząc to, szemrali: Do grzesznika poszedł w gościnę”.
 
Gość - inność
 
„Słowo stało się Ciałem i zamieszkało między nami” – tłumacząc dosłownie brzmi to: „[Słowo] rozbiło namiot”, bo nasze doświadczenie życiowe jest przejściowe, prowizoryczne, nie mamy tu miejsca stałego. Ale Bóg, stając się człowiekiem, nie wzgardził niepewnością ludzkiego losu, przyjął Go jako solidarny z nami. Na ikonie Bożego Narodzenia, która teologicznie ukierunkowana jest w swej treści na Paschę, żłóbek przypomina grotę grobu Pańskiego. Ikona tak opisuje dramatyzm ludzkiego losu: nieskończony wymiar tęsknoty za bezpieczeństwem i czułością z jednej strony, a z drugiej strony skończone i ubogie ludzkie możliwości, które nie mogą dać szczęśliwej i kojącej odpowiedzi. Przez wcielenie Chrystus – Bóg i Człowiek spotyka w sobie tę nieskończoność pragnień i ludzką niemożność ich niespełnienia, tu na ziemi. Chrystus, w którym słyszymy i widzimy niepokój i wołanie człowieka, w całkowitym darze z siebie ukazuje nadzieję przełamania ludzkiego dramatu. Chrystus stał się domownikiem naszego losu, ale kiepska byłaby to dla nas pociecha, gdyby On nie przyszedł jako brama otwarta na inny Dom: „Bóg stał się człowiekiem, abyśmy mieli udział w Jego Bóstwie” – odważnie nauczają ojcowie Kościoła. Chrześcijanie głęboko wierzą, że przez wcielenie  nasza „nadzieja rymuje się z historią” (Seamus Heaney). W tej obietnicy nie ma żadnej ukrytej ceny, która miałaby podważyć darmowość Bożej miłości. Widzimy ją w historii Zacheusza i historii każdego człowieka. „Tak Bóg umiłował świat”, że poszedł na krańce ludzkiego doświadczenia, by bez naszej zasługi stać się tym kimś przez Boga spotkanym, przyjętym i obdarowanym. Wcielenie Syna Bożego przywraca każdemu człowiekowi, wychodzące z dobroci Ojca, spojrzenie błogosławieństwa, którego owocem jest wyzwolenie w miłości: „Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie”. Zmiana moralna nie jest zapłatą, która by nas uczyniła zasługującymi na bliskość Boga, lecz pełną wdzięczności, choć kruchą odpowiedzią daru na dar.
 
Staropolskie słowo „gościnność” zawiera w sobie zaskakujące treści: „gość” oraz „inność”. Serdeczność przyjęcia dotyczy kogoś zupełnie innego od nas. Całkowicie Inny od nas Bóg stał się jednym z nas oraz przyjął nas – innych w gościnę do swojego Domu, na całą wieczność. Oby puste miejsce, które tradycyjnie zostawiamy przy wigilijnym stole dla „innego” nie okazało się pustym, chłodnym i kultywowanym bez przekonania gestem. Otwarte drzwi Roku Miłosierdzia wzywają nas do ludzkiej, a wręcz przecież boskiej, gotowości na przyjęcie „innego”. Ten Inny – Chrystus może nadejść bowiem w chorym, samotnym, starym, poczętym, w uchodźcy czy grzeszniku. Papież Franciszek w bulli ogłaszającej Rok Miłosierdzia pisał: „O jakże pragnę, aby nadchodzące lata były naznaczone miłosierdziem, byśmy wyszli na spotkanie każdej osoby, niosąc dobroć i czułość Boga”. Czułość Boga względem człowieka i wagę Słowa pięknie też oddaje Wojciech Młynarski w wierszu Drzwi odemknij: „Wierzę w twą dobroć a czułość twoja jest mi niezbędna / Więc mnie wysłuchaj, serca niepokój w nadzieję przekuj / To ma modlitwa o ciebie i twa na wieki wieków... / Myśl gorejąca, myśl współczująca przed drzwi twych progiem / Więc drzwi odemknij, jesteś człowiekiem – ja jestem Bogiem”.
 
Maciej Biskup OP
Przewodnik Katolicki 50-51/2015