logo
Sobota, 20 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Agnieszki, Amalii, Teodora, Bereniki, Marcela – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Radosław Molenda
Adwent to nie wczasy
Idziemy
 
fot. Martin Adams | Unsplash (cc)


Rozmowę z o. Leonem Knabitem OSB prowadzi Radek Molenda

 

Dlaczego Adwent ma być czasem radosnym?

 

Dawniej Adwent był traktowany na równi z Wielkim Postem. Jednak obecnie Kościół podkreśla, że Wielki Post kończy się – zanim nastanie zmartwychwstanie Chrystusa – Jego męką. Możemy więc, aby być razem z Jezusem, w jakiś sposób włączać się w tę mękę. Adwent natomiast kończy się od razu zawołaniem „Chwała na wysokości Bogu”. Możemy więc już od początku Adwentu cieszyć się nadchodzącą jutrzenką Bożego Narodzenia.

 

I czuwać, aż Bóg, który nas zbawi, przyjdzie. Co to oznacza?

 

Liturgia adwentowa wskazuje na pewną postawę człowieka w ogóle. Przypominam sobie afisz przed pielgrzymką Jana Pawła II do Polski, na którym było napisane „Czekamy”, a który kard. Franciszek Macharski skomentował słowami: „Nie czekamy. Wychodzimy naprzeciw”. W Piśmie Świętym czytamy: „Oto Pan przychodzi, wyjdźcie Mu na spotkanie”. Mamy czynnie oczekiwać na przyjście Pana Boga. Adwent przypomina potrójne przyjście: najpierw w Betlejem, następnie przychodzenie wciąż Boga do człowieka, wreszcie trzecie przyjście – na końcu czasów. Adwent zachęca nas do gotowości na przyjście Boga do nas w każdej chwili. To Adwent historyczny, zaktualizowany: Pan Bóg jest i przychodzi. Bądź gotów wyjść Mu na spotkanie.

 

Czy świątobliwi benedyktyni tynieccy potrzebują prostować ścieżki swojego życia dla Pana?

 

Tak, jak każdy. Kiedy patrzę na siebie i na współbraci – nikogo gotowego na przyjście Pana nie widzę. Może i są, ale to wie tylko Pan Bóg. Ale warto się starać. Czym więcej światła rzucamy na nasze życie, tym więcej jeszcze widać plamek, niedoskonałości. Gdybym miał wszystko wyprostowane, to pewnie już by Pan Bóg mnie zabrał do siebie, ale nie zabiera. Tak więc mimo moich 87 lat wciąż mam ze sobą trudności, nad którymi trzeba wciąż pracować.

 

Ma Ojciec sposób na dobre przeżycie Adwentu?

 

W klasztorze nie mamy właściwie własnych pomysłów na przeżywanie szczególnych okresów liturgicznych. Każdy taki okres to jest u nas przede wszystkim liturgia oficjum: śpiewy, melodie, klimat, kolor szat, roraty... Jest w duszy coś intymnego, co pozwala przeżyć liturgię nie tylko jako rzeczywistość historyczną, ale też jako prawdziwe uobecnienie. W Adwencie liturgia pomaga mi uobecnić sobie i oczekiwanie na przyjście do nas Boga, i samo Jego przyjście. Tak więc mój sposób to jedynie włączyć się w to, co w klasztorze nam daje liturgia, jej klimat itd.

 

To też pewnie działa w przypadku osób świeckich – dobrze przeżyć Adwent przez włączenie się w adwentową liturgię, rozważanie liturgicznych czytań, uczestnictwo w roratach?

 

Wszyscy, dla których Eucharystia jest centrum przynajmniej tygodnia, natychmiast wchodzą w symbolikę i problematykę duchową, którą niesie ze sobą liturgia Adwentu. Pozostali natomiast nawet nie wiedzą, że jest coś takiego jak Adwent. Z kolei jako takie pojęcie, że będą święta Bożego Narodzenia, mają dzięki obyczajom handlowym, które nierzadko zaraz po Halloween zaczynają hałaśliwie reklamować świąteczne gadżety.

 

Mówi się, że benedyktyni tynieccy na Adwent i Wielki Post wynoszą ze swoich cel dosłownie wszystko, a potem wnoszą z powrotem jedynie to, co niezbędne, pożyteczne dla duszy. Resztę oddają innym lub wyrzucają.

 

Takie porządki, kiedy pozbywano się tego, co niepotrzebne, robiło się dawno temu, po rekolekcjach, ale już nawet nie za moich czasów. Ubóstwo ubóstwem, ale jak się było proboszczem czy katechetą, trzeba było mieć jakieś, sznureczki, guziczki, pudełeczka, które się dzieciom zawsze mogły przydać. A w moim wieku myśli się, jak się w ogóle wyzbyć wszystkiego, żeby po mojej śmierci nie było kłopotu, co z tym zrobić. Ale kiedy patrzę czasem po celach braci – mają naprawdę, na szczęście, bardzo niewiele.

 

Może warto, byśmy porobili na Adwent podobne porządki?

 

Święty Józef, kiedy trafili z Maryją do stajni w Betlejem, zrobił tam porządek na okoliczność narodzenia Jezusa. Wielu ludzi nie ma tego szczęścia, by na co dzień żyć z Bogiem. Warto więc wykorzystać tę sprzyjającą okoliczność Adwentu i jako przygotowanie do świąt porobić porządki w stajni swojego „Ja”. Podjąć jakieś umartwienie, opanować używanie mediów i używek, poprawić relacje z bliźnimi, a w razie potrzeby odbyć gruntowniejszą spowiedź. I przez to wznieść się ponad – cenny skądinąd – świąteczny folklor.

 

Potrzebujemy w Adwencie umartwienia?

 

Każdy człowiek potrzebuje pewnego zdyscyplinowania swojego życia z miłości dla Pana Boga. I tak jak chłopiec dla kochanej dziewczyny uszczupla swój stan posiadania, by kupić jej prezent, lub rezygnuje z ulubionego przyzwyczajenia, by być z nią dłużej w dzień jej urodzin czy imienin, tak i człowiek kochający Boga rezygnuje z pewnych rzeczy, przywiązań czy zwyczajów, przygotowując się do Jego uroczystości. Na przykład śpioch zrywa się codziennie na roraty.

 

Jak to umartwienie może konkretnie wyglądać?

 

Chodzi najczęściej o drobne, codzienne rzeczy. Chociażby o przyjmowanie drugiego człowieka bez zniecierpliwienia. Niekiedy ktoś nam zawraca głowę, chcielibyśmy go spławić. Ale nie – jak Pan Jezus nie odmawiał człowiekowi żadnej prośby, tak my możemy starać się robić to samo.

 

Można sobie zrobić postanowienia upraszczania życia: w pokarmach, przez ograniczenie korzystania z komputera do tego, co potrzeba. Można opanowywać to, co jest tylko ciekawością, ćwiczyć swoją wolę, by nie być chorągiewką targaną przez wiatr rozmaitych chętek i chęci. Można także umartwiać sobie wzrok: odwrócić głowę, gdy widzimy coś niestosownego, czy też – zamiast pogardy lub utajonej chętki – modlić się za kobiety, które się źle prowadzą, odmawiając za nie „Zdrowaś Maryjo”, albo wezwać ich Anioła Stróża: „Gdzie ty jesteś? Śpisz, do licha? Przecież to jest twoja dusza!”.

 

Każdy może sobie wyznaczyć umartwienie według swoich potrzeb duchowych, ale i według potrzeby dyscypliny wewnętrznej. Prymas Józef Glemp mówił, że każdy ma swój poziom heroizmu. Dla mnie pewne rzeczy, jak np. zachowywanie milczenia, nie będą umartwieniem, a dla innych to będzie bardzo duże wyzwanie. Jesteśmy skrzywieni grzechem pierworodnym i nasze emocje czasami zasłaniają rozum, zajmujemy się rzeczami niepotrzebnymi, przyjemnościami, które nie dają nam radości, a nas zatruwają.

 

Żołnierz, kiedy ma wolne, chodzi, gdzie i jak chce, ale gdy jest na defiladzie, musi trzymać fason i maszerować z innymi żołnierzami, tak jak przewiduje regulamin. Adwent to trochę taka duchowa defilada przed Bogiem. To nie są wczasy. Warto się sprężyć, defilując przed Panem Bogiem. Ze względu na wszystko dobro, którym nas wciąż obdarza.

 

Jak Ojciec się umartwia?

 

Nie dość (śmiech). Zwyczajnie, np. postawą ciała, kiedy rozmawiamy. Staram się siedzieć prosto, ale jako staruszek mógłbym się na tej pufie, gdzie siedzimy, położyć. Czasem odmawiam sobie jakiegoś posiłku, wypicia kawy czy nieosłodzenia jej, a lubię słodką! Staram się też nie denerwować na to, co mnie irytuje i złości. Czasem mnie wewnętrznie nosi, ale mówię sobie: „Spokój! Cisza! Pan Bóg to widzi”. To jest opanowanie swojego ducha wobec sytuacji, które są trudne, a na które nie mamy wpływu. Opanowanie umiejętności milczenia jest równie ważne, co opanowanie umiejętności mowy.

 

Trzeba też – jak pisał św. Josemaria Escriva – szukać takiego umartwienia, które nie umartwi innych.

 

To bardzo ważne. Opowiem historię pewnej dentystki, do której przyszła z wizytą lekarską siostra zakonna. Prosiła, by jej nie znieczulać. „Będę cierpiała dla Pana Jezusa” – tłumaczyła. Gdy lekarka wzięła się do pracy, siostrzyczka z krzykiem podskoczyła na fotelu. I potem znowu. Usłyszała więc: „Chce siostra umartwiać się dla Pana Jezusa, to proszę potłuc sobie cegłę i uklęknąć na tym gołymi kolankami. Ale teraz proszę dać mi pracować”. Dentystka dała jej zastrzyk znieczulający i mogła spokojnie zabrać się do zęba. Umartwianie siebie, kiedy ktoś na tym cierpi, ma z tego powodu jakiś kłopot, jest nieuczciwe. Mamy się tak umartwiać, żeby tego nie było widać.

Czego o. Leon Knabit życzy czytelnikom „Idziemy” na Adwent i na Boże Narodzenie?

 

Żeby w poczuciu odpowiedzialności za siebie, za bliskich i za Kościół, na serio potraktowali swój kontakt z Panem Bogiem. Jezus nas wszystkich kocha, przebacza. Narodził się po to, by za nas wszystkich umrzeć. Życzę wszystkim, żeby wiara w to przykryła wszystko, co jest miłe i piękne, ale traktowane tylko jako folklor, jako tradycja. Żeby ten folklor wtopił się całkowicie w naszą szczerą i czynną miłość do naszego Zbawcy – Emmanuela.

 

Rozmawiał Radek Molenda
Idziemy nr 49/2017 | 28 listopada 2017

 
Zobacz także
Krzysztof Osuch SJ

Przypowieść Jezusa, do której się odnosimy (Mt 18,21-35), jest dla nas jednocześnie arcypoważną przestrogą i wspaniałą ewangelią – dobrą wiadomością. Jesteśmy zachęcani do ufnego proszenia Boga o przebaczenie i do zaofiarowania go naszym bliźnim. Trzeba koniecznie nauczyć się przyjmować przebaczenie i zaofiarowywać je naszym bliźnim, by nie podpaść pod sankcję z tego zdania Jezusa: I uniesiony gniewem pan jego kazał wydać go katom, dopóki mu całego długu nie odda...

 
ks. Andrzej Orczykowski SChr
Wieczernik, miejsce ustanowienia Eucharystii, w życiu uczniów Chrystusa ma wyjątkowe znaczenie. W tej sali na górze, przygotowanej na polecenie Mistrza przez Apostołów Piotra i Jana, Chrystus podczas Ostatniej Wieczerzy ofiarował Bogu Ojcu pod postaciami chleba i wina swoje Ciało i swoją Krew i dał je ludziom do spożywania (Mk 14,12-17; Łk 22,7-12)...
 
Zofia Kubińska
Wychowanie do mass mediów, czyli kształtowanie pozytywnych postaw wobec nich to zadania dla rodziców, pedagogów, opiekunów i teoretyków wychowania. Adam Lepa wymienia trzy postawy niezbędne w wychowaniu do mass mediów, które są wskazywane również w najważniejszych dokumentach kościelnych podejmujących problematykę mass mediów...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS