logo
Piątek, 19 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Alfa, Leonii, Tytusa, Elfega, Tymona, Adolfa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Dariusz Kowalczyk SJ
Aktualność Ignacego Loyoli
Życie Duchowe
 
fot. Jacob L | Unsplash (cc)


Czym jest charyzmat zakonny? To określona historia, która za­czyna się od konkretnego spotkania Boga z człowiekiem, a potem owocuje założeniem zakonnej wspólnoty i zarazem określonym nurtem duchowości dostępnym dla wszystkich. Tak było w przy­padku Benedykta z Nursji, Dominika Guzmána, Franciszka z Asy­żu czy też Ignacego Loyoli, w których Bóg rozpalił ewangeliczną gorliwość. U tego ostatniego wszystko zaczęło się 20 maja 1521 roku, kiedy to przyszły założyciel jezuitów został poważnie ran­ny w nogę podczas bitwy o Pampelunę. Czas powrotu do zdrowia był dla Ignacego także czasem nawrócenia i budzenia się pragnie­nia służenia Chrystusowi i Jego Kościołowi. Po dwudziestu latach Ignacy zakłada wraz z pierwszymi towarzyszami zakon Towarzy­stwa Jezusowego. Umiera w 1556 roku, a 12 marca 1622 roku zostaje kanonizowany. Te rocznice – pięćset lat od nawrócenia waleczne­go Baska i czterysta lat od jego kanonizacji – skłoniły jezuitów, by ogłosić Rok Ignacjański.

 

Jest co wspominać i za co dziękować! Ignacy Loyola i jego ducho­wi synowie mieli znaczący wpływ na dzieje Kościoła. Nasuwa się jednak pytanie, czy dziedzictwo ignacjańskie jest nadal aktualne, a jeśli tak, to co z tegoż dziedzictwa jest dziś szczególnie ważne.

 

Duchowość na czas zamętu

 

„W Chrystusie ujrzeć wszystko na nowo” – tak brzmi hasło Roku Ignacjańskiego. Streszcza ono w pewnej mierze duchowość igna­cjańską. Fundamentem tej duchowości są Ćwiczenia duchowe, owoc doświadczeń Ignacego Loyoli, którego sam Bóg cierpliwie prowadził. Książeczka Ćwiczeń duchowych nie tyle jest do czyta­nia, jak wiele innych „pobożnych” książek, ile do odprawiania. Na całym świecie są setki, a raczej tysiące centrów rekolekcyjnych, w których proponowane są różne formy rekolekcji opartych na metodzie Ignacego. Jednak wszystkie one zmierzają właśnie do tego, by pomóc rekolektantowi ujrzeć rzeczywistość, własne życie, w nowym, Chrystusowym świetle. Ćwiczenia duchowe to najwięk­szy skarb dziedzictwa Ignacego Loyoli, który jest wciąż aktualny i potrzebny. Metoda i treści Ćwiczeń są na tyle uniwersalne, że dają się zharmonizować z innymi charyzmatami zakonnymi, du­chowościami i nowymi ruchami kościelnymi. Dlatego też przez jezuickie domy rekolekcyjne przewijają się świeccy, osoby zakonne, księża diecezjalni. Co więcej, nierzadko niejezuici prowadzą ośrodki, w których proponuje się ignacjańskie Ćwiczenia. Szacu­je się, że na świecie około dwóch milionów ludzi rocznie odpra­wia rekolekcje inspirowane charyzmatem św. Ignacego. W Polsce funkcjonuje dziesięć ośrodków, w których udziela się rekolekcji ignacjańskich, a ponadto wiele serii rekolekcji dawanych jest w in­nych domach, zakonach, centrach diecezjalnych itp.

 

Duchowość ignacjańska jest chrystocentryczna, a także trynitar­na, z wyraźnym rysem maryjnym, czyli na wskroś chrześcijańska i katolicka. Ćwiczenia są drogą porządkowania uczuć i postaw, by szukać i znajdować wolę Bożą, a następnie – z odniesieniem do Kościoła – podejmować właściwe decyzje i konsekwentnie je re­alizować. To propozycja szczególnie skuteczna na czasy zamętu, a w takich czasach niewątpliwie żyjemy. W XX wieku mieliśmy zbrodnicze „ideologie zła”, komunizm i nazizm. Dziś mamy róż­nego rodzaju neomarksistowskie ideologie lewicowo-liberalne, które w „białych rękawiczkach” robią antropologiczną, kulturową rewolucję, narzucając zmianę znaczenia podstawowych pojęć, jak płeć, małżeństwo, rodzina, dzieci. Z drugiej strony mamy klasycz­ne dyktatury, które odwołują się do brutalnej siły militarnej, czego wojna na Ukrainie jest dramatycznym przykładem.

 

W nakreślonej powyżej sytuacji łatwo się przestraszyć, zagubić, ulec ideologiom, dlatego trzeba bardziej niż kiedykolwiek powra­cać do tego, co najważniejsze. Czas kryzysu i zamętu potrzebuje – jak to podkreśla Benedykt XVI – postawienia na nowo kwestii obecności Boga i ustanowienia drogowskazów. Ćwiczenia ducho­we przypominają nam właśnie fundamentalne prawdy i wynikają­ce z nich reguły postępowania. Ignacy stwierdza dobitnie: „Czło­wiek po to jest stworzony, aby Boga, a Pana naszego chwalił, czcił i Jemu służył, a przez to zbawił duszę swoją” (ĆD 23). A potem prowadzi rekolektanta przez wiele medytacji, by ten odnalazł się przed Chrystusem ukrzyżowanym i zmartwychwstałym i zobaczył rzeczywistość w nowej, Bożej perspektywie.

 

Jezuicki teolog Karl Rahner powiedział, że chrześcijanin przy­szłości będzie albo mistykiem, albo w ogóle go nie będzie. Nie chodziło mu o „mistyczne” bujanie w obłokach, ale o żywe doświadczenie obecności Boga, także wśród ludzi, którzy nie wierzą w Jezusa, a nawet są wrodzy chrześcijaństwu. Minął bowiem czas, kiedy w Europie bycie chrześcijaninem stanowiło pewną społecz­ną oczywistość. Dziś otoczenie raczej utrudnia, niż pomaga być praktykującym katolikiem. Dlatego trzeba być twardo stąpającym po ziemi „mistykiem”, aby się ostać w wierze. Takiego mistycyzmu uczy nas Ignacy Loyola.

 

Odnowa gorliwości

 

W liście na zakończenie Roku Jubileuszowego 2000, Novo mil­lennio ineunte, Jan Paweł II nawiązuje do pytania, które zada­no Piotrowi po jego mowie wygłoszonej w dniu Pięćdziesiątni­cy: „Cóż mamy czynić?” (Dz 2,37). Papież Polak zauważa, że nie istnieje jakaś magiczna formuła czy też superstrategia, która by rozwiązała problemy Kościoła i świata. „Nie, nie zbawi nas żadna formuła – podkreśla – ale konkretna Osoba oraz pewność, jaką Ona nas napełnia: Ja jestem z wami! Nie trzeba zatem wyszuki­wać «nowego programu». Program już istnieje: ten co zawsze, zawarty w Ewangelii i w żywej Tradycji” [1]. Założyciel jezuitów, chociaż on i jego zakon zasłynęli odwagą w poszukiwaniu no­wych sposobów ewangelizacji i katechizacji, zapewne zgodziłby się z wizją Jana Pawła II. Nowatorstwo Ignacego nie ma bowiem nic wspólnego z nowinkarstwem, pogonią za modami świata czy też sileniem się na oryginalność, by zabłysnąć. Śmiałość w podejmowaniu nowych dróg brała się u niego ze skoncentrowania na Chrystusie i z odnowionej gorliwości, by we wszystkim chwa­lić Boga.

 

Jak Ignacy odpowiedziałby dzisiaj na pytanie: „Cóż mamy czynić?”. Raczej nie próbowałby nas zaskoczyć wskazywaniem całkiem no­wych zadań, ale powtórzyłby to, co znajdujemy w tzw. Formułach Instytutu, czyli pierwszych, zatwierdzonych przez papieży, doku­mentach, które określają naturę i misję zakonu jezuitów. Czytamy w nich, że jezuici chcą przyczyniać się „do postępu dusz w życiu i nauce chrześcijańskiej […] przez Ćwiczenia duchowne i uczynki miłosierdzia, a szczególnie przez nauczanie dzieci i ludzi prostych chrześcijańskiej wiary i przez niesienie pociechy duchowej wier­nym podczas spowiedzi” [2]. A zatem – można by powiedzieć – nic nadzwyczajnego, czego nie byłoby wcześniej. Wszak od początku Kościół głosił Słowo, sprawował sakramenty i podejmował dzie­ła caritas. Nowa była twórcza gorliwość, z jaką pierwsi jezuici po­dejmowali te zadania.

 

Dziś Kościół zajmuje się bardzo wieloma różnymi sprawami. I do­brze, ale niekiedy można mieć wątpliwości, czy się zbytnio nie roz­drabnia ze szkodą dla tego, co podstawowe i najważniejsze. Czy nie traci spojrzenia wertykalnego, w tym kwestii przebaczenia grzechów oraz życia wiecznego, i nie wikła się w niejednoznaczne kwestie społeczne w ich wymiarze horyzontalnym? Absolutnie nie chodzi o to, aby ograniczać się do perspektywy życia po śmierci, ale o właściwe proporcje i właściwy kontekst. Pierwsi jezuici ro­zeznawali, co można i trzeba robić w konkretnych sytuacjach, po­dejmowali różne zadania, ale nigdy nie zapominali o prawdzie, że ostatecznie chodzi o „pomoc duszom”, by przyjęły Chrystusa i osiągnęły życie wieczne.

 

Przypomina się tutaj to, co w jednym z listów napisał były generał jezuitów, o. Peter-Hans Kolvenbach: „Tym, co najbardziej nas za­dziwia u św. Franciszka Ksawerego, jest jego żarliwe przekonanie o palącej potrzebie głoszenia Ewangelii, gdy tymczasem my wo­bec perspektywy ewangelizacji pozostajemy dość bierni. Fakt, że dzieło ewangelizacji wymaga dziś szacunku dla ludzkich sumień i różnorodności kultur oraz postawy dialogu, że musi brać pod uwagę religijny pluralizm i obojętność religijną, powinien skła­niać nas do dzielenia ksaweriańskiej żarliwości, a nie utwierdzać w rezygnacji, jak gdyby już nic nie było do zrobienia”. Ignacy i jego pierwsi towarzysze uczą nas, że istotą wszelkiej odnowy w Koście­le jest nowa gorliwość służenia Chrystusowi, a nie mnożenie pro­gramów układanych przy zielonych stolikach.

 

Ewangeliczna roztropność i przebiegłość

 

„Bądźcie roztropni (przebiegli) jak węże, a nieskazitelni jak gołę­bie” (Mt 10,16) – to wezwanie Jezusa, które Ignacy Loyola i jego duchowi synowie wzięli na serio. Co prawda niektórzy kryty­kowali jezuitów, że owszem, byli przebiegli, ale nie zawsze nie­skazitelni. Ignacemu przypisano maksymę, że cel uświęca środ­ki, choć jej autorem był Niccolo Machiavelli. W niektórych językach przymiotnik „jezuicki” stał się synonimem bycia pod­stępnym. Oczywiście, zdarzało się, że ktoś mylił roztropność z cwaniactwem, a nawet z cynizmem. Niemniej ewangelicznej roztropności i przebiegłości potrzeba dziś Kościołowi bardziej niż kiedykolwiek.

 

Jezuici walczyli słowem i świadectwem życia z herezjami. Odegra­li istotną rolę w powstrzymaniu protestantyzmu w Europie. Dziś o herezjach się już nie mówi, a oponenci Kościoła katolickiego de­klarują, że chcą go jedynie zreformować dla jego własnego dobra. Dlatego trzeba nam zaczerpnąć z dziedzictwa Ignacego tej dobrej przebiegłości, która nie daje się oszukiwać i zwodzić i wie, kiedy się uśmiechnąć i poklepać po plecach, a kiedy jasno i wyraźnie się przeciwstawić. Święty Ignacy był człowiekiem caritas discre­ta, czyli miłości roztropnej. Dlaczego nie wystarczy samo słowo „miłość”? Po co dodawać przymiotnik „roztropna”? Ano po to, by uniknąć ześlizgnięcia się w jakąś karykaturę miłości, sentymen­talizm, egzaltację, buonizm czy też po prostu pseudoewangelicz­ną naiwność. Dzisiejszy świat często szermuje hasłami tolerancji i miłości, aby odwracać kota ogonem i zło przedstawiać jako do­bro, a dobro jako zło. Kościół musi być odporny na tego rodzaju manipulacje.

 

W jednym z listów Ignacy Loyola zauważa: „Nieprzyjaciel wcho­dzi cudzymi drzwiami, a wychodzi swoimi […]. Podobnie i my możemy postępować, by osiągnąć dobro. Pochwalamy więc albo zgadzamy się z naszym rozmówcą w jakiejś szczegółowej rze­czy dobrej, nie zwracając na razie uwagi na inne rzeczy, mające w sobie domieszkę zła. W ten sposób pozyskujemy jego przychylność. […] Tak więc wchodząc jego drzwiami, wychodzimy naszymi” [3]. Dziś, niestety, zdarza się, że uprzejmie wchodzimy czyimiś drzwiami, ale już tam pozostajemy i nigdy nie wycho­dzimy swoimi drzwiami. Brakuje nam silnego charakteru, roz­tropności, ewangelicznej przebiegłości? Jeśli tak, to uczmy się od Ignacego i pierwszych jezuitów. Uczmy się roztropnej gorliwości i gorliwej roztropności.

 

Na zakończenie o przyszłości jezuitów

 

Pytanie o aktualność Ignacego to także pytanie o zakon jezuitów, choć ignacjańskie dziedzictwo jest oczywiście szersze niż samo Towarzystwo Jezusowe. Pod koniec Soboru Watykańskiego II na świecie było trzydzieści pięć tysięcy jezuitów. Dziś niespełna pięt­naście tysięcy. Cóż się stało? Czy to oznacza, że zakon Loyoli jest coraz mniej aktualną propozycją dla myślących o życiu zakon­nym lub kapłaństwie? Taki wniosek byłby raczej nieuprawniony. Wszak jezuici to wciąż duży zakon prowadzący wiele ważnych lokalnie i na płaszczyźnie międzynarodowej dzieł. A problem po­wołań dotyczy większości zakonów i diecezji. Trzeba też pamię­tać, że każdy zakon, każdy charyzmat nie jest sam dla siebie, ale dla Kościoła, bo tylko Kościół otrzymał obietnicę trwania do koń­ca czasów.

 

W tej sytuacji synowie Ignacego powinni działać według kolej­nej zasady przypisywanej Świętemu: „Ufaj Bogu tak, jakby całe powodzenie spraw zależało wyłącznie od Niego; tak jednak dokła­daj wszelkich starań, jakbyś ty sam miał wszystko zdziałać, a Bóg nic zgoła” [4]. Innymi słowy, trzeba działać gorliwie i roztropnie, z całych sił, a Bogu za wszystko dziękować.

 

Dariusz Kowalczyk SJ
Życie duchowe Lato 111/2022
__________________
Przypisy:

 

[1] Jan Paweł II, Novo millennio ineunte, Rzym 2001, 29.
[2] Paweł III, Regimini militantis Ecclesiae, 1, w: Konstytucje Towarzystwa Jezusowego wraz z przypisami Kongregacji Generalnej XXXIV oraz Normy uzupełniające zatwierdzone przez tę samą Kongregację, Kraków–Warszawa 2006, s. 29–30.
[3] Św. Ignacy Loyola, Listy wybrane, Kraków 2017, s. 53–54.
[4] Por. Św. Ignacy Loyola, Pisma wybrane, t. I, oprac. M. Bednarz, Kraków 1968, s. 588.

 
Zobacz także
Jan Paweł II
LIST APOSTOLSKI Papieża Jana Pawła II do odpowiedzialnych za środki społecznego przekazu ogłoszony 24 stycznia 2005, we wspomnienie świętego Franciszka Salezego, patrona dziennikarzy...
 
Przemysław Radzyński

Tym, kto ma plan na nasze życie i wie, czego naprawdę potrzebujemy, jest Bóg. Ten, który nas stworzył i zna nas lepiej niż my sami siebie, jest więc najwłaściwszym Adresatem pytania o to, jaką drogę wybrać w konkretnej sytuacji. Bóg jest obecny w swoim Słowie, dlatego w rozeznawaniu powołania konieczne jest spotkanie z Biblią.

 
ks. Henryk Zieliński

To właśnie Uroczystość Wszystkich Świętych przypomina, że świętość jest wpisana w nasze życie, jest naszym powołaniem. Jest bardziej możliwa do osiągnięcia, niż nam to się na co dzień wydaje. Osiągnęło ją już tak wielu, że chyba nikt poza Bogiem samym nie potrafi ich wszystkich zliczyć. Biblia mówi symbolicznie o 144 tysiącach świętych stojących w niebie przed tronem Boga. Liczba ta oznacza liczbę Ludu Bożego (12), podniesioną do kwadratu (12x12) i pomnożoną przez tysiąc, czyli przez pełnię (10) podniesioną do sześcianu (10x10x10). Oznacza więc nieprzeliczone tłumy.

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS