logo
Piątek, 19 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Alfa, Leonii, Tytusa, Elfega, Tymona, Adolfa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Marian Zawada OCD
Antologia mistyki polskiej
Wydawnictwo Karmelitów Bosych
 


Antologia mistyki polskiej
Marian Zawada OCD
Ilość stron: t.1 - 312, t.2 - 400
Format: 19,5 x 12,5 cm
Rok wydania: 2008
Oprawa: Twarda
ISBN: t.1 - 978-83-7305-236-9
ISBN: t.2 - 978-83-7305-241-3
Kup tą książkę

 
Bł. Marcelina Darowska CSIC
 
Marcelina z Kotowiczów Darowska urodziła się 16 stycznia 1827 r. w Szulakach na Ukrainie, w wielodzietnej, patriotycznej rodzinie. W 1849 roku wychodzi za mąż za Karola, który umiera dwa lata później na tyfus. Po śmierci syna, nie zaniedbując wychowywania swej córki Karoliny, składa ślub czystości. W roku 1857 wraz z Józefą Karską, przy współpracy o. Hieronima Kajsiewicza, założyła w Rzymie Zgromadzenie Sióstr Niepokalanego Poczęcia NMP dla pracy nad odrodzeniem rodziny przez formację polskich kobiet w duchu obywatelskim. W roku 1863 przeniosła je do Jazłowca (archdiec. lwowska). Umiera 5 stycznia 1911. w Jazłowcu. Beatyfikowana 6 października 1996 r. przez papieża Jana Pawła II w Rzymie. W archiwum sióstr niepokalanek przechowywane są maszynopisy Kartek.
 
Teksty
 
Budzenie duchowych zmysłów
 
Chciałabym spojrzeć na Pana w tym Jego osobnym zadaniu w stosunku do duszy, w tym jakby nowym jej stwarzaniu w stosunku do Niego. Ale Jego nie [można] objąć, nie określić, nie ująć w formę słów, w granicę skutków. Z nocy wychodzi promień – z ciemności dla oka ludzkiego nieprzeniknionej – światło. To spojrzenie Pana wszechświata, nieskończonego, niepojętego; spojrzenie miłości w duszę na wskroś ją przejmujące. Ona Go poznaje, widzi, czuje całym uczuciem istoty swojej, całą odczuwa prawdę Piękna nieporównanego, które odtąd [jest] jej skarbem, życiodajnym dobrem. Świat nowy odkrył się jej oczom. To ten przeczuwany, ten do którego dusza usychała: to źródło ożywcze, pokarm nasycający, morze błogości, szczęścia nie będącego na ziemi. Czasem nie spojrzeniem, lecz dotknięciem On się objawia, dotknięciem niczemu niepodobnym, nieporównanym, jakby iskrę elektryczną przenikającym stan istoty, przenoszącym ją w świat ducha i Ona tam z Nim niewysłowionym porozumiewa się, a w tym porozumieniu – we dwoje stają się jednym. Niekiedy to ani spojrzenie, ani dotknięcie, lecz słowo z ust Jego wpada w głąb duszy – prawdę wnosi, prawdą zalewa, druzgoce starego człowieka, stwarza nowego.I w zdroju prawdy o[b]myty, ukorzony, złamany, na proch starty – rodzi się Panu na wieczne z Nim życie. W szkielecie, bez maski staje przed nim marność świata, nikczemność zmysłowości, bezwstydpłochości, ohyda grzechu – i dusza kona z żalu, odżywa miłością. I pieśń nowa chwały i uwielbienia z wtórem aniołów wznosi się do nieba.Czasem to jeszcze co innego: to promień ze słońca prawdy, nagły i błyskawiczny, przez rozum przedziera się do duszy, wykrywa Ukrytego, rozświetla prawdę, w jej świat wprowadza. Gdzie prawda, tam miłość: ona tajemnicą prawdy: nie poznać jej bez ukochania; - nie ukochać bez oddania, poświęcenia jej życia. I dusza z bezczynnej stanie się heroicznie czynną; z ciemnej – jasną; z powierzchownie dotykającej – głęboką; z przeczuwającej i marzącej – mądrą. Bo słońce do wnętrza przyjąć – to jakby się w słońce zamienić.I jeszcze bywa inaczej. Atmosfera Boża, wonna i aksamitna, łagodna i cicha, obejmująca i przenikająca, jak zefir z nieba spływa na duszę, utula ją Nieobojętnym, upieszcza[1], wprowadza w podwoje nieba i daje w przeobfitym ziszczeniu przeczucie więcej niż pragnąć umiała. I w objęciach miłości ona obumiera sobie i światu, a pełna życia w Życiodawcy, woskiem się staje w ręku Oblubieńca: na wszystko gotowa, wszystko jej dobre, nie trudnym, nic jej nie zwycięża, a wszystko do zwycięstwa prowadzi. Kocha i jest kochaną – i to w nią wlewa nadludzką siłę, moc i wytrwałość.Czasem pocałunkiem pan zbudzi uśpioną i na skrzydłach miłości z Sobą do nieba wzniesie. I ona oczy otworzy, poczuje "jak słodki jest Pan", z Nim frunie ponad ziemię, wszystko rzuci, boć wszystko bez wartości już dla niej – i już jakby nie tu, a tam... zaczną życie we dwoje. A w tym życiu tajemnice, w tym życiu bogactwa, przepychy, a z niego potoki i na świat łaski, ubłogosławienia.Czasem na koniec jakby wszystko razem było: i spojrzenie, i dotknięcie, i atmosfera, w tym słowo, światło, pocałunek; i wszystkie z nich skutki, owoce, następstwa duszy. Bóg panem, daje gdzie chce, co i jak chce. Niekiedy podoba sobie, zamiast dzielić dary, całą garścią sypać je na stworzenie swoje, zalać strumieniami łaski, ukochać stokrotną miłością, wybrać wśród wybranych, tu z nią nierozdzielnie się połączyć, jakby chciał za wszystkie stracone dusze posiąść ją tu i na wieczność. […] Czy w takim objawieniu się Pana może być złudzenie?... Nie. Szatan go nie przewidzi, natura nie dosięgnie...M. Marcelina od Niepokalanego Poczęcia NMP, Kartki (w dwóch częściach), część II, mps Archiwum Główne Sióstr Niepokalanek, Szymanów s. 7-9
 
Dotknięcie Boże
 
Pierwszym promykiem laski szczególnej, przechodzącej granicę łask zwykłych, jest dotknięcie Pana duszy. Dotknięcia mnogie są rodzaje, jak nieprzeliczone w nich stopnie siły.Nie mówię tu wcale o poruszeniu wewnętrznym sumienia, które trącając, że się tak wyrażę, duszę, budzi ją z uśpienia, ostrzega, zwraca jej uwagę, wzrusza obawę, żalem do zmiany życia prowadzi, itd. Chcę mówić o działaniu Bożym, które rozumiemy pod wyrazem "dotknięcie Pana".Jak Bóg jest niewysłowiony, nie ujęty w żadną formę, dla tego tylko zrozumiały, komu znany – temu znany, komu się odkryć chce – tak i dotknięcie Jego we właściwościach swoich jest nie do oddania. Pod nim, w jednej błyskawicznej chwili, moc jakaś z niczym nie dającym się porównać, w sobie jedyna, silna a łagodna, słodka a czysta, upajająca [się] a trzeźwa, błoga nad wszelki wyraz, rozlewa się w całej naszej istocie, wnika w nią i przejmuje na wskroś całą. A wnosi to, co wnieść chce. Powiedziałabyś: "Pan jest!" i w tym wyraziłabyś wszystko. Bo to On taki. On jeden. Nikt podobnie.Może być dotknięcie obecności Bożej. Bóstwa albo człowieczeństwa Pana Jezusa, Ducha Św., Trójcy Przenajśw. Jedno jakby muśnięcie lekkiego wiatru, jakby woń kwiatu dolatująca z daleka, nagle a delikatnie, wszakże przejmujące, odbijające się w całej naszej istocie; drugie głębokie, ujmujące potężnie istota naszą, naginające ja wedle woli Bożej, wyciskające na niej myśl swoją, jakkolwiek zawsze każde jednosekundowe.W dotknięciu obecności Bożej odczuwamy, że Bóg jest, że obecny jest dla mnie, jest w tej sprawie moim świadkiem, moim sędzią. Uczuwamy się pod Jego opieką, w Jego mocy, przed Nim.Dotkniecie Bóstwa Pana Jezusa działa głownie na duszę, a rozlewa się na wszystkie władze, wszystkie w nadprzyrodzony charakter, duszę w Boga, w świat jej odpowiedni wprowadza, wszystko wznosi, święci, łączy w sposób niewymowny z Bogiem.
 
Charakter dotknięcia człowieczeństwa Zbawiciela, mniej niedostępny dla naszej ludzkości, mniej duchowy; w poprzednim ta nic nie otrzymuje, przeciwnie: wyniszcza się, umarza: tu ma całe doskonałe szczęście. Ono działa szczególniej na naszą osobę, najszczególniej na nasze serce, odrywa je od stworzeń, rozmiłowuje w Panu, z Nim brata.Dotknięcie Ducha Św. wnosi jakby przewiewem właściwości Jego w różnych odcieniach darów Jego, stosownie do wymagania Bożego względem duszy. Zapala ją miłością albo oświeca światłem Jego mądrości, daje moc, wiedzę, itd. Także niezmiernie duchowe, a pociechą przenikające duszę. Ona się poczuwa przybytkiem Pana, na chwałę Jego przeznaczoną, – wszystko, co doczesne maleje, niknie dla niej, na niczym ludzkim nie śmie się opierać.O dotknięciu Trójcy Przenajśw. mało śmiem powiedzieć. Porównałabym je z dotknięciem obecności Bożej, z tą różnicą, że tamta ogólniejszy ma charakter, świadczy nam o Bogu ogólnie bez wyróżnienia osób, gdy w tym ostatnim uczuwamy wszystkie trzy Osoby Boże, a pełniejsze jest, bogatsze, bardziej znaczące. Wszelkie, tak jest nagłe a chwilowe że w następstwie dopiero przypatrzeć się im można, w samym trwaniu – niepodobna, bo samo trwanie dotknięcia Bożego jest takie, jak samo słowo wyraża: jak okamgnienie, jak błysk. Zdarza się spotykać takie określenie działania Pańskiego: "Pod dotknięciem Pana pochłaniającym i obejmującym duszę całymi dniami, przemieniła się wewnętrznie i zewnętrznie" itd. W tym może nie być nic niewiernego, ale tam [mamy] działanie nazwane dotknięciem, a my tu mówimy o dotknięciu właściwym, w ścisłym znaczeniu wyrazu, rodzaju łaski.Cel tych dotknięć [jest] najmiłosierniejszy: doprowadzenia duszy do tego, co Bóg dla niej zamierzył, a do czego by nie doszła bez tych cudownych pomocy. Pan ich udziela zwykle duszom, powołanym do wyższej doskonałości, do spełnienia ważnych zadań, a nie obfitującym w pomoc ludzką. Daje, bo one odpowiadają drodze duszy, myśli Jego, należą do bezpośredniego z nią stosunku.Taki cel jest ogólny: celów szczególnych każdego dotknięcia nie zliczyć, nie [można] objąć, a niekiedy w naszym ograniczonym pojęciu rządów Boskich na tym biednym świecie – nie [można] zrozumieć. Tyle ich jest, ile dotknięć.Skutki dotknięć są nadzwyczajne, jak ich charakter.
 
Łaski te wnoszą do duszy wedle celów Bożych to, co Bóg zamierzył, w sposób rychły, jasny, stanowczy, pełniejszy niż wszelkie książki, nauki, [czy] przewodnicy dać by zdołali, a przy szczególnych wedle myśli Bożej owocach, jakby na dnie tych wszystkich, jest koniecznie zrozumienie wymagania Bożego, odwaga, hart, siła, poznanie Pana Jezusa, zbliżenie się z Nim, zawiązanie stosunku, wdzięczność, miłość. Oto jakby odbicie w duszy dotknięć Bożych. Wedle wierności duszy i dalszego jej odpowiadania łasce, ona się albo zaciera, słabnie albo wysuwa niekończącym się pasmem błogosławionych następstw.Na wstępie powiedziałam, że dotknięcie Boże jest początkiem łask nadzwyczajnych. Tu dodam, że zdarza się wszakże, że inne łaski tę poprzedzają, równie jak to, że i w późniejszych epokach stosunku bezpośredniego z Bogiem ono powtórzyć się może, owszem, zwykle się powtarza. Zawsze jednak właściwością jest pierwszych epok, w których to dusza potrzebuje dowodów szczególnych miłości Bożej, aby rozumieć mogła na każdą chwilę wymagania Pana i utrzymać się zdołała na drodze nadprzyrodzonej doskonałości, na którą wola Jego ją zawezwała. Niekiedy dotknięcia te się zdarzają i pod koniec życia na drodze onej, pomimo ustalonego stosunku między duszą a Bogiem, a to wtedy zwykle, gdy nadzwyczajne okoliczności wymagają nagłych i niezwykłych wskazówek woli Bożej, aby przyniosły owoce, których Pan pożąda.Szatan dotknięć naśladować nie może; zdaje mi się, że ich wcale nawet nie schwytuje, bo nadto w[ew]nętrzne, duchowe i bezpośrednie (directement) roztaczają wpływ Bogu tylko właściwy, którego by zły duch dać wcale nie zdołał. Natura może przynieść coś podobnego: może dać jakieś tknięcie instynktowo, magnetyczne, ale zmysłowo, lecz kto pierwszych zaznał, pozna się bez żadnej trudności na tych drugich i ułudzić się nie da. Doświadczenie tu najpewniejszym sędzią.
 
O światłach wewnętrznych
 
[…] Wszakże Bóg podoba sobie niekiedy tę istotę, którą dla siebie na wieczność stworzył, zbliżyć jakoby nowym cudem ze sobą, jeszcze na ziemi, z jej świadomością, z nią się porozumiewać, z nią żyć we wspólności, w podziale. A na to Mu potrzeba nie tylko wewnętrznej niż przez same dzieła swe zewnętrzne przed nią się odsłonić, ale ją podnieść do siebie. Jednym ze środków dzielniejszych ku temu to światła w[ew]nętrzne, te iskry mądrości Bożej, wyprowadzające z ciemności i obłędu umysł ludzki, wyświecający prawdę, podnosząc do niej człowieka.Nie chcę tu mówić o świetle czyli jasności we władzach, towarzyszącej duszy w stanie łaski, podnoszącej się w miarę doskonałości duszy, wedle stopnia w niej łaski. Mówię o rodzaju łaski, zwanym światłem wewnętrznym. Tu znowu nie [można] wyliczyć rodzajów, stopni, odbłysków. Światło w[ew]nętrzne, jak wszystko, co spływa na nas ze szczególnej i nadzwyczajnej łaski, bezpośrednio z Boga, przychodzi nam bez żadnej naszej pracy, bez żadnego naszego udziału, przychodzi nagle samo z siebie, to jest z Pana, który [jest] światłością; przejmuje jądro władz naszych samowładnie i skutecznie. Nigdy dosięgnienie prawdy najdłuższą pracą i siłą potęgi rozumu ludzkiego nie sprosta głębokości, przenikliwości, wierności, wszechstronności w przejęciu tej, w sposób nadprzyrodzony, z łaski. Gdyby uczeni, mędrcy świata znali i pamiętali, że wszystkie badania, cała nauka nie da im w takiej pełni, w takim bogactwie tego, co przynosi niekiedy prostaczkowi jedno dotknięcie w jakikolwiek bądź sposób łaski, mniej by cenili wielkość swoją, mniej by się zbijali w pychę, zrozumieliby prawdę i wartość słów onych; "Szukajcie Królestwa Bożego i sprawiedliwości Jego, a wszystko wam będzie przydane".
 
Niekiedy to iskra, to błyskawica, światło jednochwilowe, a to do dojmuje, wyświeca z nieporównaną jasnością, dokładnością, przenikliwością, jak żadne nasze dociekania, badania, jak żadne książki, nauki, mistrze. Powiadam: "to, co dojmuje" – pada ono bowiem na całość, przedmiotu albo na jedną stronę jego; czasem w samo dno jego wnika, wszystkie tajemnice odsłania, czasem znowu całość powierzchnią tylko obejmuje i rozświeca, stosownie do myśli, upodobania, do celów Bożych. Bywają znowu całe strugi światła, zalewające duszę, kąpiące ją, przenikające i przetwarzające, i jest się jakby w światłości przedwiecznej, w królestwie prawdy. Niekiedy to tylko mgnienie światełka, a dostateczne, aby dusza poznała swój błąd albo wymagania Pana, aby na drodze Jego postawioną została.Wszystko dla biednego człowieka nie już tylko na tamtym świecie, w nieznanej mu zgoła wieczności, ale tu, na tym doczesnym, pełnym tajemnic. Władze jego ujęte w prawo natury zniżonej w następstwie grzechu, mają swoją granicę; posłannikami i współpracownikami władz są zmysły, zmysły dojmujące powierzchnie tylko przedmiotów, a wszędzie, we wszystkim co stworzone jest myśl Boża, wszystko ma swoją prawdę, dno. Otóż światła te po większej części nie mają za przedmiot rzeczy nadzwyczajnych, nieznanych, wyższych nad wszelką władzę ludzką, ale one wyświetlają głąb, dno niepojęte dla zmysłów i dla władz człowieczych tego, co nam podane prawem ogólnym nauki Kościoła, wiedzy ludzkiej, przyrody. Tamże, s. 26-28
 
Atmosfera Boża
 
Do objawów Bożych w duszy, na których bez złej woli zawieść się trudno, należy atmosfera Boża ogólnie wzięta, albo Ducha Św. i atmosfera anielska.Szatan nawet się nie porywa, aby ją naśladować, bo wytrącony sprzed oblicza Pana, w niełasce Bożej, nie zna jej, wyobraźnia nie wytworzy nic, co by przy zdrowym, jasnym rozumie za tę wziąć się mogło. Co to jest to atmosfera w sobie?... tego nie [można] oddać, jak nie [można] oddać atmosfery fizycznej; powiedzieć można: powietrze z morza, albo powietrze z ziemi, itd., ale aby to zrozumieć, trzeba wiedzieć, co [to] jest powietrze, atmosfera, a jak je bliżej określić, jeśli wyraźnego przymiotu nie ma?... Tym bardziej nie do wypowiedzenia jest to, co z ducha spływa, a żadnej formy, barwy, smaku, żadnego ludzkiego przymiotu nie posiada. Powiedziałabym o atmosferze Bożej równie jak o anielskie: ona zdradza obecność Boga, obecność aniołów, wieje z nieba, niebem przenikam jego ma smak, koloryt, ale to wszystko są przenośnie, literalnie brać się nie może. Ona podnosi nad ziemię, z niebem łączy, upaja głównie gdy z Ducha Św. spływa, a wytrzeźwia ze wszystkiego, co ludzkie, zmysłowe; upieszcza ogałacając, miłością przejmuje zabijając ludzkie. I w tym, jak we wszelkim innym działaniu Bożym, są stopnie: niekiedy to jak gdyby powiew zefiru z krain nadziemskich, budzący człowieka w uśpieniu zmysłowym, przypominający mu istnienie lepszego świata. Innym razem to siła zwycięska, powalająca zmysły, wznosząca duszę nad nie, wprowadzają ją w świat inny, niż ten, który jedno znała, w którym tonęła. A wszystko nie do ujęcia, raczej [po]znać się daje w skutkach, niż w rysach jakichkolwiek wyrazistszych. Słyszałam o jednej młodej osobie z powołaniem zakonnym w duszy, rzuconej w odmęt świata, w salony brzmiące muzyką, iskrzące światłami i czarującymi przepychami strojów. Otoczona, schlebiana, sama za wszystkimi właściwościami młodości, byłaby pochwycić się i upoić dała złudnymi ponętami świata. Ale atmosfera anielska, spuszczona miłością Pana Jezusa, spłynęła, owiała duszę jakby niebiańskim obłoczkiem, zmysły ukoiła, ducha podniosła i noc jej zeszła jakby w objęciach oblubieńczych, wobec którego wszystko co stworzone [było] małe, mdłe i odrażające. I dusza wyszła z zasadzki czystsza, duchoniejsza, bardziej należąca do Boga.Atmosfera jest jakby obecnością dalszą, tą kryjącą, a przynoszącą jej właściwości. Bywa wtedy, gdy dusza już obeznana z Panem.Tamże, s. 35-36
 
Objawienia a światła wewnętrzne
 
Działanie, przez które Bóg odsłania duszy czy to tajemnice, Jego samego dotyczące, czy szczególne względem niej wymagania swoje, których by sama z siebie ze zwykłą łaską pojąć nie zdołała; czy prawdy zakryte dla ogółu, czy na koniec przyszłość w mgłach nieprzeniknionych dla oka ludzkiego pogrążoną – zowiemy objawieniem.Jaka jest różnica między światłem w[ew]nętrznym a objawieniem, kiedy obu skutki są podobne?
Cała jest różnica: po pierwsze w przedmiocie, po drugie w celu, po trzecie w charakterze, w naturze rzeczy, po czwarte w stanie duszy wśród działania.
 
Ad.1. Przedmiotem światła rozjaśniającego rozum nasz, jest prawda, która znana [jest] nam, ale której całkowicie przeniknąć nie jesteśmy w stanie. W objawieniu [natomiast] przedstawiona nam jest rzecz obca albo nowa, niepojęta dla ludzkości, której nie byłybyśmy zgoła znali bez tego zwiastowania Bożego. Np. Bóg daje światło Najśw. Pannie na zrozumienie marności świata w wieku, w którym inne dzieci, zaledwie rozwijać się zaczynają w pojmowaniu rzeczy zwykłych. […]
 
Ad 2. Celem świateł w[ew]nętrznych jest podniesienie duchowe człowieka uczynienie z ciemnego, nie rozumiejącego rzeczy Bożych, mądrego. Celem objawienia jest odkrycie mu tajemnicy niezgłębionej, wymagania Bożego nadzwyczajnego, niekiedy powierzenie mu szczególnej myśli Bożej, dzieła, Bożego, o którym by bez tego nigdy nie pomyślał.
 
Ad 3. Światło jest z łaski, z przymiotu Bożego: z mądrości; objawienie przychodzi bezpośrednio z Boga samego albo przez Jego aniołów. Objawieniu towarzyszy koniecznie atmosfera Bożą z tchnienia Bożego, albo atmosfera anielska uduchawiająca człowieka, czyniąca go jakby podobnym Bogu, aniołom, podnosząca go nad siebie, wcielająca go, że tak się wyrażę, w niebo; jest chociażby chwilowe podniesienie ducha nad zmysły, zawieszenie tych chociaż jednostronne.
 
Objawienie dojmuje duszę, działa na nią; światło działa na rozum, a przez pośrednictwo jego wpłynąć może na duszę. I to czyni czwartą, w samym stanie duszy wśród działania tych dwóch łask, różnicę. Oto jaka mi się przedstawia różnica między światłem a objawieniem.Pomiędzy wszystkimi objawieniami, których mam jakiekolwiek pojęcie, najrdzenniejszym w stosunku do duszy, najgłębszym, najcenniejszym dla niej: objawienie się jej Boga samego. Jak to się staje?... nikt nie wypowie. On się odsłania, odkrywa, udziela się, wylewa, przejmuje Sobą. Dojęta w samym dnie swoim, nad zmysły wzniesiona, ona pierwszy raz czuje siebie tym jądrem, którego dojąć nie mogła w zwykłym porządku natury zmysłami i władzami ludzkimi. I wtedy staje się dla niej jakoby nowe stworzenie; w pierwszym dusza się bezwiednie dla siebie wcieliła, istota stała się fizycznie; w drugim stała się duchowo; nie istnieć i wegetować, żyć zaczęła; w pierwszym otrzymała zarys podobieństwa z Bogiem, w drugim to podobieństwo używotniło się, dało inne rozmiary, inną doniosłość jej władzom, jakoby ducha w niej stworzyło; dało poznanie Stworzyciela, Boga Ducha, Boga prawdziwego we wszystkich nam przez Kościół tajemnicach, prawdziwego w duszy – położyło jakoby podwalinę, początek na połączenie jej z Nim w wieczności. Ona się w onej chwili objawiania się Boga, Bogu narodziła, stała się Jego tu, Jego na wieczność. Nie, wszelkie wyrażenia ludzkie nie dadzą poznać w całości prawdy tego nowego narodzenia duszy; trzeba go doświadczyć, aby zrozumieć, co się kryje pod tymi prostymi wyrazami, jakich używam. Spójrzmy na Szawła w pierwszej epoce jego życia, spójrzmy nań po objawieniu się mu Boa Odkupiciela, a nabierzemy wyobrażenia o skutkach w duszy tego rodzaju łask Bożych.Objawienie się Boga duszy zostawia w niej niezatarte piętno: ono nie niknie (o ile pojmuję) w niebie, a ogniwem będzie miedzy nią a Bogiem; nie zatarłoby się w piekle, gdyby z nim dusza w piekło popadła. Nadto dusza go w próbach najcięższych tego żywota nie zapomni, bo ono ją stworzyło w tym drugim życiu i ona i wśród prób w tym stworzeniu trwa, ma w sobie życie z niego, życie z Bogiem; jeśli go nie czuje, to za nim tęskni, jeśli nie tęskni, to cierpi, że nie tęskni, co wszystko [jest] dowodem istnienia w niej tego drugiego stworzenia, dowodem życia Bogiem duszy. Wszakże i w objawieniach różne są stopnie: najlżejsze tracą swój właściwy charakter, a stają się światami w[ew]nętrznymi.  Tamże, s. 36-38
 
O zachwytach
 
Zachwyt – to objęcie Boże. W widzeniu moim istoty ludzkiej, wszystko w niej troiste. I tak troiste życie: życie natury, życie nadprzyrodzone, i życie ducha, życie Boże... Boga samego w duszy. Podobnie władze przyrodzone, ludzkie, władze nadprzyrodzone, wedle łaski, i władze ducha. Na koniec zmysły zwierzęce, to jest takie, jakie spostrzegać się dają w zwierzętach, zmysł nadprzyrodzony tj. zmysł na rzeczy Boże, i zmysły duchowe, na ujęcie tego, czego tamte nie dojmują [tj. sięgają]: rzeczy górnego świata. Widzę te trzy sfery różnie najwyraźniej. W zachwytach ani śladu nie już tylko pierwszych, lecz ustają drugie, a żyją tylko pełnym życiem ostatnie. Te nie działają same, ale odbierają wrażenia. W niższych wszakże stopniach zachwytu nie są one całkiem bez czynu, zdają się najzupełniej nie pamiętać o reszcie istoty swojej tak jakoby do niej nie należały; ta jednak ma z nimi, ze szczytem swoim, związek, i działania jego w niej, jakby w bardzo oddalonym zwierciadle, mają pewne odbicie, tj. ona wie jakoś o nich.
 
W zachwycie Bóg obejmuje duszę całą, podnosi nad ludzkość [tj. to, co ludzkie], nad świat zmysłowy, przenosi ją w krainy nadziemskie, w Siebie, daje się jej, w sobie zanurza, zalewa światłością, cuda w niej przeprowadza, odkrywa tajemnice prawdy, tajemnice przedwieczne, niezmienne w sobie, będące bez początku i końca. Pan je odsłania o tyle, o ile Mu się podoba przed stworzeniem swoim i ono je przyjmuje tym szczytem istoty swojej, pokrewnym Bogu, w sposób, jak jej to dane. Rozumie, uczuwa, widzi, słyszy, dotyka – a czasem tylko odbiera biernie, duchem, bez żadnego czynu, na co nie mam wyrazu (jest jej dane, dane duchowi, który siebie nie zna, a zna Boga... jest weń wlane...) Działanie Ducha na ducha samego jest wyższe nad wszystko mi znane, nie mogące się ująć w żadne słowa mowy ludzkiej, najpełniejsze właściwościami i owocami. […]W zachwycie jest się w Bogu, a w Bogu jest wszystko: światłość prawdy, pełność mocy i miłości, więc się ma wszystko: wiedzę i widzenie, uczucie jakoby dotknięcia, posiadanie, pełność życia i w bezczynie cały czyn, bo owoc z niego.
 
Popatrzmy na dusze w zachwyt wchodzącą, w zachwycie. Ona się modli, ona przed Panem, myślą, sercem, duszą w panu. Cała jej istota w uspokojeniu, u stóp Pana, pod Jego panowaniem. On ją przenika łaską Swoją i wskutek tej, ona się czuje w prawdzie bytu swego; czuje się nicestwem... czuje się nędzą... zepsuciem; zepsucie rozpostarte w całej jej istocie... wnika we wszystkie jej poruszenia i czyny... upokorzenie ściera ją na proch przed Panem wszechwładzy, wszechświętości, przed Bogiem! Wdzięcznością i miłością przenika... I oto zniszczona tym upokorzeniem, jakby przestała być...I ten pył ziemi, ten atom istności, podoba się Bogu w tym nicestwie swoim. Pan wszechstworzenia skinieniem woli swej zawiesza prawo natury, wyzwala ducha spod władzy ludzkości [tj. tego, co ludzkie] i daje mu przystęp do Siebie, aby poznał początek swój i przeznaczenie. Właściwości człowieczeństwa przestają go krępować. Właściwości Boże przenikają na wskroś i dusza, ujęta w zachwyt, rącza jak gołębica, wzlatuje ku oblubieńcowi. Podwoje niebieskie otwierają się przed nią i Tym, który jest, dają jej używać, co On jej przygotował. […] Czasem to schwycenie przez Boga nagłe i od pierwszej chwili całkowite; czasem stopniowo obejmujące; czasem w martwość wprowadza ciało, czasem w zawieszeniu tylko trzyma władze i zmysły. Dusza przestaje te czuć, a żyje pełnością życia, jakiej przedtem nie znała, zanurzona w źródle żywota i prawdy, światłości i szczęścia.
 
Stopniowo władze ludzkie zaczynają wychodzić jakby z uśpienia, z martwości, i wracają do zwykłego ruchu. Tchnienie Boże, które trzymało duszę w zachwycie jakoby w objęciach Bożych, z wolna się usuwa i dusza wraca we właściwości swoje ludzkie, cała jeszcze pod wpływem przejścia, przez które Pan ją przeprowadził.Teraz ostrożności, bo cała otchłań przed nią niebezpieczeństwa. Tu niewytrzeźwienie, że się tak wyrażę, z atmosfery górnych sfer, plątające jej baczność; tu działalność władz przyrodzonych, wyobraźni w szczególności; tu szatan zazdrośnik, spostrzegający coś nadzwyczajnego a przechodzącego władzę jego, pragnie z następstw przynajmniej łaski dla niego niedojętej[2] duszę okraść i tę pokalać. I wtedy to ona, bez złej nawet woli i świadomości, ująć może coś z natury, z tych przyrodzonych władz swoich, jak pszczółki czynnych i brzęczących, z szatanem nawet, przebiegłego i zamaskowanego, i przydać albo przymieszać do przejścia z istotnej łaski, wziąć swoje i szatańskie nawet na Boże. Albo na koniec po wyjściu za stanu podniesienia, ludzkimi władzami swymi ujmuje zewnętrznie to, co jej łaska była odsłoniła, inne temu sama, bez złej woli, nadaje znaczenie i błędnie drugim przedstawia.Tamże, s. 54-57
 
Przepaści Boże
 
Następnie bywa coś jeszcze innego. Duch Boży sprowadza duszę w przepaści Boże. Władze ludzkie ich nie dojmują [tj. nie mogą osiągnąć], dusza duchem w nich zatopiona, jak kropla w morzu rozpływa się i niknie, czując tylko właściwości tych słów: przestaje być w Tym, który Jeden jest. Czasem to przepaść Boża, Boga niepojętego, Nieobjętego, Niewysłowionego. Czasem to tylko przepaść mądrości Bożej albo Bożej miłości albo wszechmocy, sprawiedliwości, itd. Ale tyle tylko istota ludzka zapamiętać i wyrazić umie. Wszakże onaq coraz więcej zna Boga, do Niego należy, powiedziałabym: kocha, wielbi Boga, gdyby to kochanie i wielbienie nie przestawało być dla niej w mikroskopijnej swojej małości wobec Niewymownego, Nieskończonego, niebem i ziemią nieobjętego!Dusza wyszedłszy z przepaści zapomina, że istnieje... pełna Bogiem. Nim żyje. Wszystko dla niej małe, Bóg wielki we wszystkim, najmiłosierniejszy, godzien miłości wszechświata, wszechstworzeń... A stan ogołocenia, a gromy i pociski tylko się zwiększają dla jej człowieczeństwa... biją w nią... a jakby o cierpieniu jego nie wiedziała. Bóg będący przed nią jej wystarcza i podtrzymuje czyn, życie... życie bez życia na ziemi... ale wszakże ona czuje, że to życie...
 
Wtedy to stworzenie Boże, ta istota dochodzi do stałego w dnie duszy połączenia z Bogiem swoim, bez przypływów i odpływów łaski wyraźnych, bez wyraźnej obfitości i ogołocenia, oschłości w modlitwie. Czuje Boga nie tylko będącego, ale czuje Go dla siebie, dla siebie ziarnka prochu, nicestwa i kału; czuje Go w sobie, czuje, że ona cała dla Niego, ale się i nad tym nie zatrzymuje. Płomieni ognistych w sercu jej nie ma: bo wszystko, co z ludzkości żywiołem na ogień, przetrawione; jest tylko żar utajony na zewnątrz, warstwa nieszkodliwego popiołu, niegasnący nigdy, jest w następstwie połączenia, spotęgowania woli (z Boga złożonej). Pokusy, trudności dla niej ustały; nie żeby ich nie było lub nawet nie było wcale, owszem, być muszą, bo rdzeń zepsucia tkwi do śmierci w gruncie naszym, bo szatan świadom tego, a władający (o ile mu Bóg pozwala) mocami zewnętrznymi, nie zmienił się zgoła. Ale pierwszy, ujarzmiony pod jej nogami, siły nie ma nią zawładnąć i jakby być przestał; król zaś piekła, po niezliczonych porażkach straciwszy nadzieję zwycięstwa, aby siebie nie narażać na nowe przegrane, a duszy nie przyczyniać nowych zasług, na nią nie śmie się już targnąć, a tylko bardziej niż kiedykolwiek pałający nienawiścią, rzuca się na jej sprawy, czyny, na wszystko, co jej Bóg do przeprowadzenia powierzył, robi wszystkie możliwe wysiłki, aby je popsuć, splątać, wywrócić, a przynajmniej owoce z nich umniejszyć, pokalać – i posługuje się w tej pracy na podkopywanie i rozwalanie budynku, który Bóg ku chwale swej wznosi, wszystkim co mu się jako narzędzie odpowiednie przedstawia: ludźmi pysznymi, zawistnymi, złej lub tylko nieczystej woli, albo słabymi i nie rozumiejącymi; posługuje się nawet samymi żywiołami przyrody w sobie niewinnymi.
 
Dla duszy z Bogiem połączonej, która jakby już osobnego życia nie miała, wszystko dobre; ona dalej sięga... dla siebie niczego nie pragnie, jak niczego się nie obawia; prosi Pana, by co Jego nietknięte ocalało i myśl się Jego wedle jego woli i upodobania spełniła. Tylko to, Boże, dla niej ważne. Jak połączenie jej z Bogiem stałe, tak stałe widzenie siebie w prawdzie, dawniej w promieniach łaski błyskającej. A z tej prawdy stałe w niej uczucie, że nic tak srogiego, okrutnego na ziemi nie ma, co by niej sprawiedliwością nie było; tylko niewytłumaczone, niezmierzone miłosierdzie Boże czyni, że Bóg na ziemi, ludzie wśród siebie cierpliwie ją znoszą; że każdej chwili jeszcze po tylu łaskach Boga utracić by Go zdolna, gdyby ją odstąpił, a każda jej, w przekonaniu drugich najlżejsza niewierność zbrodnią przed nią cięższą od wszystkich grzechów świata. Łaski Boże wyryły się w duszy tej, odkupionej Krwią Chrystusa, niezatarte; wszakże gdyby Kościół ich nie uznał, ona by sama uznać ich nie chciała i spokoju by nie straciła, bo Bóg w sobie być nie przestaje i nie przestałby być dla niej, jak ona dla Niego, poza wszystkimi łaskami. Nadto ma Go wyrytego w sobie, nadto z Nim połączona, jakoby w jedno zlana miłością, aby cokolwiek bądź rozłączyć ją z Nim mogło. Tamże, s. 62-64 
 

Przypisy:
[1] Nadać cechy pieszczotliwe, obsypywać pieszczotami.
[2] Niedostępnej.

Zobacz także
O. Marian Zawada OCD
Człowiek nosi w sobie bardzo pierwotną zdolność upodobnienia. Pochodzi ona z wnętrza aktu stworzenia, gdy Ojciec wszystkich rzeczy zaproponował: Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam... (Rdz 1, 26). Jaśniał zatem boskim pięknem i chwałą, a Stwórca podziwiał go odnajdując w nim swą dostojność i majestat. Można by powiedzieć, że piękno Boga i człowieka wzajemnie się potęgowały. W tym objawiała się potęga wzajemnej miłości, gdyż ona najintensywniej czyni podobnym do umiłowanego...
 
O. Marian Zawada OCD
Liturgiczny okres Adwentu posiada podwójny charakter. Pierwsza jego część, która kończy się 16 grudnia, akcentuje oczekiwanie na ostateczne przyjście Chrystusa na końcu czasów. Tego ducha oddaje pierwsza prefacja adwentowa: On przez pierwsze przyjście w ludzkiej naturze spełnił Twoje odwieczne postanowienie, a nam otworzył drogę wiecznego zbawienia.
 
ks. Jan Kaczmarek
Ludziom trzeba zawsze mówić o tym wszystkim, co stanowi treść Bożego Objawienia. Należy mówić prawdę w porę i nie w porę. Teolodzy dostrzegają dziś niepokojący fakt – coraz mniej katolików wierzy w istnienie i działanie szatana, osobowego zła. Równocześnie wzrasta liczba osób, które wierzą w złego ducha, ale oddają mu boską cześć...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS