To nie był spokojny wieczór. Jezus wiedział, że od kilku dni Żydzi, Jego współwyznawcy, chcieli Go zabić. Bezpośrednią przyczyną miało być oskarżenie o bluźnierstwo. Że On, będąc człowiekiem, Boga nazywał Ojcem, a przez to czynił się Mu równym. Atmosfera gęstniała od kilku dni. Zamiary dojrzewały. Gdy na szczęść dni przed Paschą był w Betanii, arcykapłani już dawno zdecydowali o zabiciu Jezusa. I On miał tego świadomość, gdy mówił, że Maria namaściła Go na pogrzeb.
Odczytywana podczas dzisiejszej liturgii Ewangelia mówi o niesłychanym wręcz lekceważeniu, jakiego doznał Pan Jezus w rodzinnym Nazarecie. Nikt nie negował Jego mądrości nauczyciela i nie podważał cudotwórczej mocy. Mieszkańcy Nazaretu chcieli widzieć w Jezusie tego samego Nazarejczyka, jakim Go zapamiętali. Nadzwyczajne znaki i pełną mocy naukę postanowili zignorować i dać do zrozumienia, że skoro jest jednym z nich, to nie może być też lepszym niż oni. Upór mieszkańców Nazaretu w tym względzie jest tak wielki, że, jak zanotował św. Marek, Jezus dziwił się ich niedowiarstwu.