To nie był spokojny wieczór. Jezus wiedział, że od kilku dni Żydzi, Jego współwyznawcy, chcieli Go zabić. Bezpośrednią przyczyną miało być oskarżenie o bluźnierstwo. Że On, będąc człowiekiem, Boga nazywał Ojcem, a przez to czynił się Mu równym. Atmosfera gęstniała od kilku dni. Zamiary dojrzewały. Gdy na szczęść dni przed Paschą był w Betanii, arcykapłani już dawno zdecydowali o zabiciu Jezusa. I On miał tego świadomość, gdy mówił, że Maria namaściła Go na pogrzeb.
Msza święta — pojęta, przemyślana i urzeczywistniana jako ofiara Chrystusa i Kościoła — mocą wewnętrznej sakramentalnej prawdy tego związku (Eucharystia–ofiara) pomaga właściwie rozumieć i przeżywać relację z Bogiem, życie, miłość. Jest ona ową „świetlną równowagą” z wiersza Federico Lorki, od korzeni uzdrawia „moją cywilizację”, chorą, tę z cytowanych zdań de Saint–Exupéry’ego. Zapytajmy i w tym momencie: Dlaczego?