logo
Czwartek, 25 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Jarosława, Marka, Wiki – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Bill Hybels
Bóg, którego szukasz
Wydawnictwo Esprit
 


format: 130x200 mm, 280 stron
Wydanie I, Kraków 2006
ISBN 978-83-60 040-21-8
Tłumaczenie: Stanisław Bocian
Wydawnictwo Esprit SC
www.esprit.com.pl
 
Kup tą książkę

 
Rozdział 6
 
Patrz ponad siebie!
 
Jak twierdzi dr William Kilpatrick, profesor Boston College, standardy cnoty i moralności nie były na Zachodzie zasadniczo kwestionowane aż do XVIII wieku. W książce Why Johnny Doesn’t Know Right From Wrong dr Kilpatrick pisze, że gdy ludzie chcieli wiedzieć, co jest dobre, a co złe, patrzyli się ponad siebie. Zgadzali się, że Bóg jest sprawiedliwym Bogiem i że Jego sprawiedliwe prawa powinny kierować naszym zachowaniem. Oczywiście, taka zgoda nie zapewniała przestrzegania praw i nie oznaczała, że nie było ludzi starających się z całej siły złamać każdego z nich. Ale mimo to zgadzano się, że transcendentne, sprawiedliwe prawa istniały i że prawa te pochodziły od Boga. Większość ludzi sądziła także, że społeczeństwo działałoby lepiej, gdyby praw tych przestrzegano, zamiast je odrzucać.
 
Mniej więcej w połowie XVIII wieku, jak zauważa Kilpatrick, powstały alternatywne teorie. Filozof Immanuel Kant zapoczątkował racjonalizm. W największym skrócie, mówił on: „Jeśli chcesz poznać różnicę między dobrem a złem, nie musisz spoglądać ponad siebie. Jesteś inteligentny, musisz tylko użyć swojego czysto ludzkiego rozumu. Jeśli starannie to przemyślisz, jeśli będziesz kontemplował i medytował nad tym, jeśli rozważysz problem w swoim umyśle, będziesz w stanie odkryć, co jest dobre, a co złe dla ciebie”(2).
 
Po nim działał szwajcarski filozof Jean-Jacques Rousseau. Podczas gdy Kant mówił: „Patrz w swój umysł”, Rousseau powiedział: „Patrz w swoje serce”. Jest to romantyzm. Ludzkie serce było dla niego pięknym, rozwijającym się kwiatem. Sądził on, że ludzie są z natury dobrzy i będą mogli zrealizować tę dobroć, jeśli tylko pójdą za głosem swojego serca. Dlatego też radził, aby w razie konieczności dokonania moralnego wyboru robić to, do czego prowadzą nas nasze uczucia.
 
Ostatnim był Friedrich Nietzsche. Jego nauka brzmiała: „Nie patrz ponad siebie. Kieruj się swoją wolą i weź władzę w swoje ręce. Przejmij kontrolę nad swoim życiem. Zdecyduj się, co chcesz robić, jak przejawiać swoją energię, i zrób to”(3). Do jak katastrofalnych skutków może prowadzić teoria Nietzschego, ujawniło się, gdy młody niemiecki polityk Adolf Hitler zaczął działać, kierując się takim rozumowaniem. Wola Hitlera zdecydowała, iż źle jest, że Żydzi żyją, i zaczął działać w kierunku ich eliminacji. Jest w tym ironia, że historycy nazywają stupięćdziesięcioletnie rządy teorii Kanta, Rousseau i Nietzschego „Oświeceniem”. Kilpatrick twierdzi, że okres ten zakończył się w połowie XX wieku i nazywa następny okres „Zaciemnieniem”. Nazwa ta odnosi się do zaciemnienia ludzkiej duszy, na potwierdzenie którego Kilpatrick cytuje wprawiające w osłupienie i przygnębienie statystyki, które tak dobrze znamy – rosnąca liczba rozwodów, przestępstw, samobójstw i tym podobne. Zgodnie z tym, co pisze Kilpatrick, jeśli nie skończymy czynić bożków z naszego umysłu, serca i woli, zamiast używać ich do spojrzenia ponad siebie – to znaczy, o ile nie przywrócimy sprawiedliwych Bożych standardów jako ostatecznego testu tego, co jest naprawdę dobre i naprawdę złe – nie ma dla nas nadziei.
 
Spoglądanie wewnątrz nie pozwoliło nam stworzyć bardziej prawego świata, a nieprawość zdecydowanie nie uczyniła z nas szczęśliwych ludzi. Jest faktem, że sprawiedliwość Boża przetrwała ataki Kanta, Rousseau, Nietzschego i wszystkich pozostałych. Nie ulega wątpliwości, że prawa rewolucja nie zrodzi się z jakiejś nowej filozofii. Zamiast tego, poszczególni ludzie, każdy z osobna, muszą być uwolnieni ze zniewalającej mocy nieprawości.
 
***
 
Rozrywanie więzów nieprawości
 
Wiele lat temu zacząłem się spotykać z młodym mężczyzną. Był człowiekiem poszukującym. Spędziliśmy sporo godzin dyskutując nad problemem istnienia Boga, motywami wiary i wszystkim, co – jak mówił – przeszkadzało mu zostać chrześcijaninem. Po kilku miesiącach uzmysłowiłem sobie, że nie ma żadnego argumentu, który mógłby przekonać go do przyjęcia chrześcijaństwa. Zgodziliśmy się, że dalsza dyskusja nie doprowadzi do niczego, i pomyślałem, że nie ujrzę go już nigdy więcej.
 
Kilka lat później przywitał się ze mną po niedzielnym nabożeństwie. Potrząsnął moją ręką z nadzwyczajną energią i opowiedział mi o tym, jak przyjął Chrystusa. Byłem oczywiście zaskoczony, gdyż wcześniej wydawał się tak zamknięty. Mój młody przyjaciel wyjaśnił: „Gdy spotykaliśmy się, wszystkie twoje argumenty wydawały mi się słuszne, ale w tym czasie mieszkałem razem z dziewczyną.
Gdybym został chrześcijaninem, musiałbym przestać z nią sypiać. Krótko mówiąc, nie chciałem przestać – i cokolwiek byś nie powiedział, nie mogło pokonać tej przeszkody”.
 
Ten młodzieniec wiedział, że wiara chrześcijańska jest prawdziwa i słuszna. Zgadzał się, że Bóg może zażądać jego posłuszeństwa, ale zniewolenie przez nieprawość powstrzymywało go przed czynieniem tego, co naprawdę chciał zrobić. Rozumowe argumenty były po prostu wybiegiem, chroniącym jego niemoralne decyzje. List do Rzymian uczy nas: „Dzięki jednak niech będą Bogu za to, że gdy byliście niewolnikami grzechu, daliście z serca posłuch nakazom tej nauki, której was oddano, a uwolnieni od grzechu oddaliście się w niewolę sprawiedliwości” (6,17–18). Gdy apostoł Paweł pisał ten list, niewolnictwo było powszechne i dlatego użył tego obrazu, aby przekazać swoją myśl. Mówi on: „Każdy jest w niewoli – albo Boga, albo grzechu. Nie oszukuj się. Jesteś uzależniony od nieprawości i nie możesz uwolnić się od niej własnymi siłami”.
 
Czy byłeś kiedyś w wesołym miasteczku, gdzie można wznieść się w balonie wypełnionym gorącym powietrzem? Balon taki nie może jednak unieść się zbyt wysoko w niebo, ponieważ jest przywiązany liną do ziemi. Wszyscy jesteśmy na uwięzi naszego grzechu i dopóki ta lina nie zostanie przecięta przez moc inną od nas, nie wzniesiemy się zbyt wysoko. Możemy zgadzać się ze sprawiedliwymi wymogami Boga, ale bez Jego pomocy nie będziemy nigdy w stanie wcielić ich w nasze życie.
 
Gdy zakładaliśmy Willow Creek Community Church, pewien niewierzący adwokat, który pomagał nam z papierkową robotą, odciągnął mnie na bok i powiedział:
– Bill, chcę cię przestrzec przed czymś, ponieważ cię lubię. Jesteś idealistycznym młodym człowiekiem. Chcesz założyć ten kościół i bez wątpienia myślisz, że zmienisz ludzkie życia.
Ja jestem adwokatem od dwudziestu lat i jeśli pozwolisz, muszę ci powiedzieć, że ludzie się nie zmieniają. Cudzołożnicy cudzołożą, chciwcy stają się bardziej chciwi, ludzie pełni gniewu są coraz bardziej zaciekli. Ludzie, którzy nie potrafią się kontrolować, nie uczą się tego. Jeśli masz nadzieję na jakieś fundamentalne zmiany w ludzkim życiu, to jedynym skutkiem będzie twoje rozczarowanie. Dwadzieścia lat później widzę, że miał on i jednocześnie nie miał racji. Jeśli nie uwzględnić mocy Chrystusa, miał całkowitą rację. Spotykam ciągle ludzi, którzy mają zamiar „kiedyś” zmienić swoje życia, ale są nadal tak samo zrzędliwi, pożądliwi, żądni władzy i materialistyczni jak zawsze. Bez Chrystusa w ich życiu stali się nawet jeszcze bardziej nieprawi. Taka jest po prostu ludzka natura.
 
Widziałem jednak także ludzi, którzy oddają swoje życie Chrystusowi i poddają się sprawiedliwemu Bogu. Widziałem, jak ich życie radykalnie zmieniło się na lepsze. Nigdy nie osiągnęli doskonałości, ale skierowali się we właściwym kierunku i ostatecznie porzucili samolubstwo i koncentrację na sobie.
Apostoł Paweł mówi: „Uwolnieni od grzechu oddaliście się w niewolę sprawiedliwości” (Rz 6, 18). Pamiętasz o uwięzi, która trzyma twój balon przy ziemi? Ona może zostać przecięta. Przez oddanie swojego życia Chrystusowi, możesz zobaczyć, jak zostajesz podniesiony do Bożej prawości. Tak więc szukając idei dobra i zła, musimy skierować swój wzrok do Boga. Musimy rozerwać nasze naturalne więzy nieprawości i oddać swoje życia Chrystusowi. I ostatecznie, musimy udać się do szkoły prawości.
 
***
 
Zapisz się do szkoły prawości
 
Niedawno zdarzyło mi się, że rano obudziłem się w koszmarnym nastroju. Nie miałem powodu, aby być kłótliwy – po prostu byłem. Poszedłem do garażu i potknąłem się o buty dzieci. Mówiłem im ze sto razy: „Chowajcie buty do szafki, żeby ludzie się o nie nie potykali”. Zapominają – im także brak prawości. Zirytowany, kopnąłem je na bok. Nasz piesek czmychnął do kąta. Skomląc, popatrzył na mnie z wyrazem oczu, który mówił: „Lepiej się dobrze schowam, bo Bill wygląda dzisiaj na niebezpiecznego”.
 
Jadąc do kościoła, pomyślałem: „Pies ma rację, jestem w tej chwili niebezpieczny”. Znowu zacząłem odchodzić od prawości. Powróciłem myślą do lekcji, której nauczyłem się dawno temu. Kiedy wiesz, że jesteś niebezpieczny, kiedy nieprawość zaczyna cię kusić, lepiej zrób coś, żeby to zmienić. Wszedłem do biura, chwyciłem notatnik i zacząłem pisać: „Dobry Boże, jestem niebezpieczny. Mój pies mi to powiedział – tak to było oczywiste. Nie trzeba nawet być człowiekiem, by to zobaczyć. Najsmutniejsze jest, że nawet nie wiem, dlaczego jestem w tak złym nastroju.
 
Wiem jednak, że nie zdołam odnosić się do innych z miłością, jeśli coś we mnie się nie zmieni. Jeśli ktoś mnie zaczepi, choćby trochę – a to zdarzy się na pewno – będą problemy. Nie chcę, żeby tak było. Chcę być prawym człowiekiem, chcę być pełny miłości do bliźnich”.
 
Skończyłem wypełniać dziennik, otworzyłem Biblię i przeczytałem trzynasty rozdział Pierwszego Listu do Koryntian, tak znany Hymn o Miłości, często odczytywany na ślubach. Przypomniał mi on, że najważniejszym kryterium, według którego będzie oceniane nasze życie, jest miłość. Pozwoliłem, aby słowa brzmiały przez chwilę w moim umyśle, po czym uklęknąłem i zacząłem się modlić:
„Panie, nie chcę tego dnia odejść od prawości. Nie chcę ranić ludzi. Nie chcę powiedzieć czegoś, czego będę później żałował”.
 
Byłem do tego stopnia zatroskany, że zadzwoniłem do przyjaciela.
– Słuchaj, dzisiaj czuję się jakoś zakręcony – mówię.
– Dlaczego?
– Jeszcze do tego nie doszedłem, więc mnie nie naciskaj!
– No dobrze, dobrze – odpowiedział.
Widząc, że faktycznie mam jakiś problem z nerwami, przyjaciel po prostu zaczął ze mną rozmawiać. Stopniowo przez ćwiczenia duchowe i utrwalony zwyczaj modlitwy, czytania Pisma, prowadzenia dziennika, braterstwa i ustępowania, zacząłem nieco poprawiać zachowanie. Nie miałem zamiaru pozwolić, aby zły dzień „po prostu się zdarzył”. W południe nie byłem już tak niebezpieczny. A wieczorem wróciłem znowu na dobrą drogę.
 
O co tu chodzi? Tak łatwo popaść nam z powrotem w nieprawość, że jeśli nie zwiążemy się zwyczajami i nie otoczymy ludźmi, którzy pomogą nam żyć w sposób prawy, to prawdopodobnie powrócimy do niej. Pierwszy List do Tymoteusza (6, 11) mówi mi: „podążaj za sprawiedliwością”. Nie mówi: „czekaj tu sobie, aż przyjdzie do ciebie”. Musimy jej aktywnie poszukiwać. Pierwszy List do Tymoteusza 4, 7 wyraża to w jeszcze inny sposób: „Ćwicz się w pobożności!”.
 
Zakończę ten rozdział, jeśli wolno, ostatnią myślą. Wyobraźcie sobie, jaka stoi przed wami szansa, dzięki temu, że służycie sprawiedliwemu Bogu. Niektórzy z was są w jednej trzeciej drogi przez życie, inni w połowie, jeszcze inni mają za sobą trzy czwarte drogi. Dlaczego nie spróbujesz uczynić odcinka od dzisiaj do ostatniego dnia twoje życia chociaż trochę sprawiedliwszym? Dlaczego nie postępować jak należy w małżeństwie? W pracy? Dlaczego nie wychowywać porządnie dzieci?
 
W głębi serc pragniemy być prawymi ludźmi i chcemy poznać sprawiedliwego Boga. Nie chcemy Boga, który kieruje się kaprysem, na którym nie można polegać, że uczyni to, co należy. Na szczęście, Bóg, którego szukamy, jest sprawiedliwy z natury i będzie taki na wieki. Dzięki Jego przykładowi i Jego sile możemy mieć udział w tej sprawiedliwości.
 
 
Przypisy:
2 - William Kilpatrick, Why Johnny Doesn’t Know Right From Wrong, New York 1993.
3 - Tamże.

Zobacz także
ks. Radosław Warenda SCJ
Gubimy się nieco w pojęciu dźwigania krzyża. A to lubując się w patrzeniu na krzyże innych, które dają złudzenie, jakoby do moich ramion lepiej pasowały, niż to, co jest, a to w samym podejściu do cierpienia. Czy można je sensownie znosić, skoro nie ode mnie ono zależy? Spada na człowieka ot tak. Gdzie wolność, o której tyle Bóg mówi i sam jej nie gwałci?
 
ks. Waldemar Irek
Otwartość na świat, konstytuująca refleksję człowieka o samym sobie, jak się wydaje, nigdy nie odpowie człowiekowi na podstawowe pytanie dotyczące jego samego. Nie przypadkiem Grecy na pytanie, kim jest człowiek – udzielali odpowiedzi z perspektywy kosmosu. Świat jednak nie udzieli ostatecznej odpowiedzi na pytanie człowieka o jego ostateczne przeznaczenie.
 
Aneta Pisarczyk
Ile to już razy widzieliśmy małe dzieci, które próbują wymusić coś na swoich rodzicach. Nowa zabawka, kolejna czekoladka, jeszcze kilka minut spędzonych na huśtawce – pojawiające się w dziecięcych umysłach potrzeby domagają się natychmiastowego zaspokojenia. Dziecko chce i już. Nie zawsze można mu wytłumaczyć, że to, czego tak pragnie, nie jest dla niego dobre w danym momencie. 
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS