logo
Sobota, 20 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Agnieszki, Amalii, Teodora, Bereniki, Marcela – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Mirosław Rucki
Bóg, który stworzył świat
Miłujcie się!
 
fot. NASA | Unsplash (cc)


Każde dziecko wie, że bałagan w pokoju robi się sam, podczas gdy uporządkowanie wszystkiego wymaga pracy. Fizycy nazywają to drugą zasadą termodynamiki: nic w przyrodzie nie porządkuje się samo. Z tego wynika, że na początku całe stworzenie było o wiele doskonalsze i bardziej uporządkowane niż dzisiaj…
 
Druga zasada termodynamiki jest nieubłagana i nie istnieje w przyrodzie nic, co by się jej sprzeciwiło. Dobitnie ujął to wybitny kosmolog Arthur Eddington:
 
„Jeśli ktoś stawia ci zarzut, że twoja teoria dotycząca Wszechświata jest sprzeczna z równaniami Maxwella – to tym gorzej dla równań Maxwella. Jeśli mówią, że jest sprzeczna z wynikami eksperymentów – cóż, eksperymenty mogą zawierać błędy.
 
Ale jeśli twoja teoria nie zgadza się z drugim prawem termodynamiki, to nie ma dla ciebie nawet słowa otuchy: nie czeka cię nic poza upokarzającym upadkiem” (za: R. Penrose, Road to Reality).
 
Wynika z tego, że kosmologia wskazuje nie tylko na konieczność istnienia Boga Stwórcy, ale też potwierdza Jego obserwację po ukończeniu dzieła stworzenia:
 
„Bóg widział, że wszystko, co uczynił, było bardzo dobre” (Rdz 1,31).
 
Nie ma żadnego mechanizmu naturalnego, który wyjaśniałby doskonałość wszechrzeczy w chwili stworzenia, gdyż „precyzja, z jaką zostały wybrane warunki początkowe dla Wszechświata, jest nadzwyczajna” (P. Gusin, Entropia Wszechświata, „Postępy Fizyki” 2010, t. 61, z. 6, s. 222-228).
 
Przypadkowe powstanie życia?
 
Z technicznego punktu widzenia organizmy żywe są maszynami, które przetwarzają energię, ukierunkowują ją i w ten sposób porządkują materię według zakodowanej w genach informacji.
 
Zbudowanie najprostszego mechanizmu nie byłoby możliwe, gdyby nie został on najpierw wymyślony, a potem zmontowany zgodnie z dokumentacją z dostępnych materiałów i z wykorzystaniem dostępnej energii.
 
Nie muszę chyba tłumaczyć, że sam tylko dopływ energii nie powoduje uporządkowania materii – nikt nie oczekuje chyba, że w wyniku trzęsienia ziemi zbuduje się nowe osiedle. Raczej widzimy, że zgodnie z II zasadą termodynamiki domy się rozsypują. Dlatego też naukowcy podkreślają:
 
„Życie nie jest przykładem samoczynnego porządkowania się [materii]. Tak naprawdę procesy życiowe są podporządkowane (…) instrukcjom pochodzącym z oprogramowania genetycznego zakodowanego w DNA (lub RNA)” (P. Davies, The Fifth Miracle – the Search for the Origin of Life, London 1999).
 
Gdyby było inaczej, wystarczyłoby 11,8 dnia, by dzięki energii dostarczanej przez Słońce materia zorganizowała się samoczynnie w cały biosystem, który obserwujemy na Ziemi (taką liczbę wyprowadza z obliczeń samej tylko entropii S. L. Morris, Creationism and the Laws of Thermodynamics, „Reports of the NCSE” 2005, Vol. 25, No. 5-6, s. 31-32).
 
Jaki zatem jest powód do ateistycznej wiary w samoczynne, przypadkowe powstanie życia? Czytamy bowiem w popularnych encyklopediach i oglądamy w programach, a nawet dowiadujemy się z podręczników szkolnych, że życie powstało samo z siebie (obawiam się, że gdyby jakiś uczeń na lekcji biologii powiedział, że Bóg stworzył życie, nie otrzymałby pozytywnej oceny). Jednak zastanówmy się uczciwie, czy są podstawy do wiary w to, że życie powstało samo.
 
Biochemia wie bardzo wiele o tym, jak skomplikowane i wzajemnie zależne układy odpowiadają za funkcjonowanie każdej komórki. Wzajemna zależność jest tak ogromna, że gdyby zabrakło kilku składników, cały system nie mógłby działać. Czy istnieje zatem jakiekolwiek prawdopodobieństwo samoczynnego powstania najprostszego organizmu żywego?
 
Profesor F. Hoyle z uniwersytetu w Cambridge, analizując wzajemną zależność różnych elementów organizmu żywego, podaje taki przykład: wyobraźmy sobie 1050 osób niewidomych. Notabene taka liczba osób ustawionych jeden przy drugim wypełniłaby cały nasz Układ Słoneczny i jeszcze wszyscy by się nie zmieścili.
 
Każda z tych niewidomych osób miałaby układać kostkę Rubika. Jakie jest prawdopodobieństwo, że wszyscy ułożą swoje kostki jednocześnie? Mniej więcej takie samo jak przypadkowe samoczynne powstanie tylko jednego z wielu biopolimerów, bez których życie jest niemożliwe. Dlatego też prof. Hoyle (choć nie był on człowiekiem wierzącym) stwierdza:
 
„Mówienie, że nie tylko same biopolimery, ale również oprogramowanie sterujące żywą komórką mogło powstać przypadkowo w pierwotnej zupie na Ziemi, jest ewidentnym nonsensem najwyższego rzędu” (F. Hoyle, The Big Bang in Astronomy, „New Scientist” 1981, No. 92 (1280), s. 527).
 
Przypadkowy rozwój?

Równie niewiarygodnie wygląda opowiadanie o ewolucyjnym rozwoju organizmów żywych, którym miałyby sterować przypadkowe mutacje, dryft genetyczny oraz dobór naturalny.
 
Brytyjski profesor Andrew McIntosh zwraca uwagę na fakt, że w ogóle porządkowanie materii w organizmach żywych (na poziomie molekuł, komórek, organów i całego organizmu) jest możliwe dzięki oprogramowaniu zakodowanemu w genach. W swoim artykule zaznacza on:
 
„Rzeczywisty system informacyjny nie może być definiowany wyłącznie w kategoriach materii i energii. […] Zatem entropia logiczna (podobnie jak sterowanie mikroprzełącznikami) zamiast być źródłem, powinna raczej być rozumiana jako wynik działania systemu zawierającego informację.
 
Z materialistycznego punktu widzenia zaakceptowanie takiego wyjaśnienia jest trudne, ale fakty dotyczące termodynamiki żywych organizmów właśnie na to wskazują” (A. C. McIntosh, Information and entropy – top-down or bottom-up development in living systems?, „Int. J. of Design & Nature and Ecodynamics” 2009, Vol. 4, No. 4, s. 351-385).
 
Mówiąc normalnym językiem, ktoś musiał najpierw napisać oprogramowanie, by organizm żywy mógł rosnąć i funkcjonować. Lepsze oprogramowanie nie może samoczynnie „rozwinąć się” z gorszego. Druga zasada termodynamiki jest nieubłagana…
 
Dodatkowym problemem jest czas, w którym ewolucja miałaby rzekomo się dokonać. W „najlepszym” razie mogłoby to być 4,5 mld lat, bo na tyle szacuje się wiek naszej planety; jednakże mówi się, że dopiero 3,8 mld lat temu powierzchnia Ziemi wystygła i pojawił się twardy grunt.
 
Paleontologia natomiast wskazuje, że przed ok. 520 mln lat istniały tylko mięczaki, rośliny i bakterie. Ile informacji mogło być w ich DNA? (Pomińmy teraz pytanie, jak ona mogłaby samoczynnie powstać).
 
Tymczasem ilość informacji zawartej w genach jednej tylko komórki człowieka odpowiada w przybliżeniu trzem miliardom liter – mniej więcej tyle naliczylibyśmy w 1000 tomach książek formatu encyklopedii.
 
Gdybyśmy mieli zmieścić się w 500 mln lat z ewolucją człowieka, musielibyśmy przyjąć, że co najmniej sześć bitów nowej informacji jest dodawanych co roku do naszego materiału genetycznego.
 
Tymczasem 100 lat badań na przykład nad muszkami owocówkami nie wykryło żadnego samoczynnego procesu dodawania informacji do genów.
 
Naukowcom przykładowo udało się wyhodować owocówki z czterema skrzydłami, ale jedynie w warunkach zaplanowanego eksperymentu, przeprowadzanego na całej serii pokoleń muszek, gdzie były sztucznie utrzymywane przy życiu osobniki niezdolne do samodzielnego funkcjonowania. Dodatkowo druga para skrzydeł okazała się nie tylko bezużyteczna (nie ma odpowiedniego umięśnienia), ale przeszkadza owocówkom. Naukowcy przyznają:
 
„Ten dokładnie zaplanowany i przeprowadzony eksperyment niewiele mówi nam o tym, co mogą wyprodukować nie ukierunkowane mutacje w dzikiej przyrodzie” (S. C. Meyer i in., Explore Evolution: The Arguments for and Against Neo-Darwinism, London 2007, s. 105).
 
Co gorsza, powszechnie znanym faktem jest to, że mutacje są prawie wyłącznie szkodliwe lub neutralne. W rzeczywistości mutacje są błędami odczytu i przechowywania informacji, dlatego każdy organizm ma mechanizmy korygujące owe błędy. Nawet encyklopedia szkolna o tym mówi (np. Biologia. Encyklopedia szkolna WSiP, Warszawa 2005, s. 454).
 
Naukowiec Nicholas Wade podkreśla:
 
„Nowe odkrycia wprowadzają zamieszanie do teorii ewolucji, ponieważ, jak się okazuje, następuje naprawa mutacji, która mogłaby wygenerować coś nowego w organizmach” („New York Times”, 23 marca 2005 roku).
 
Chodzi o zjawisko, w którym dwie zmutowane rośliny wydawały potomstwo nie mające mutacji rodziców. Niewiadomym sposobem został u nich odtworzony materiał genetyczny z pokolenia dziadków, choć oboje rodziców miało jednakowe uszkodzenia genów. Wygląda to tak, jak gdyby gdzieś poza samym DNA była przechowywana jeszcze „zapasowa kopia” oprogramowania genetycznego, pozwalająca naprawiać błędy w przyszłych pokoleniach!
 
Słoń w salonie
 
Profesor H. S. Lipson z uniwersytetu w Manchesterze zauważa:
 
„Ewolucja przekształciła się w swoistą religię naukową: prawie wszyscy naukowcy ją zaakceptowali i wielu jest gotowych do dopasowywania do niej swoich obserwacji”.
 
Laureat Nagrody Nobla Francis Crick, który był współodkrywcą helisy DNA, zwracał uwagę na to, że „biolog musi zawsze pamiętać, iż to, co widzi, nie zostało zaprojektowane, tylko wyewoluowało”. Nawet jeśli naukowiec widzi, że nie mogło wyewoluować, nie wypada mu do tego się przyznać.
 
W swojej książce Creation and Evolution Jay Seegert przytacza wywiad z biologiem molekularnym, który przyznał, że nikt ze znanych mu naukowców badających geny nie wierzy w ewolucję zawartej w nich informacji. Tenże biolog uważa, że informacja ta musiała być stworzona przez „geniusza nad geniuszy”, a jednak w swoich artykułach naukowych musi pisać, że ona „wyewoluowała”. Gdyby pisał inaczej, artykuły nie byłyby publikowane w czasopismach naukowych, a on straciłby dofinansowanie badań i w konsekwencji zostałby zwolniony z pracy.
 
Biolog ten powiedział, że w ten sposób naukowiec musi decydować się na dwa szaleństwa: z jednej strony szaleństwem byłaby wiara w ewolucję, kiedy się widzi prawdę naukową, a z drugiej szaleństwem byłoby mówienie, że w ewolucję się nie wierzy.
 
Tę sytuację naukowiec porównał do przechowywania słonia w salonie i udawania, że go tam nie ma. Słoń trąbi, tupie, na coś nadeptuje i coś zrzuca, pożera tony siana i śmierdzi jak słoń – a przy tym wszystkim trzeba udawać, że go tam nie ma!
 
Co z tego wynika?
 
Podsumowując, chciałbym zacytować Jonathana Greya:
 
„Odkryłem dla siebie kilka rzeczy, do których każdy musi się ustosunkować:
 
Naukowcy nigdy nie zaobserwowali, by związki chemiczne mogły układać się w skomplikowane cząsteczki DNA. Życie nie może powstawać samoczynnie z nieżycia. Najprostsze organizmy żywe są nieredukowalnie złożone [tzn. nie istnieje żadna prostsza forma życia, z której mogłyby się one rozwinąć – przyp.: M. R.].
 
Cząsteczki DNA nie produkują nowej informacji, tylko ją odtwarzają.
 
Z tego wynika, że nie istnieją procesy naturalne, które mogłyby doprowadzić do powstania i rozwoju życia. Nie ma naukowo potwierdzonych mechanizmów tego typu. Taki stan rzeczy wymaga tylko jednego racjonalnego wyjaśnienia: od początku życie musiało być zaprojektowane, a potem stworzone” (The Forbidden Secret, 2011, s. 46).
 
Biorąc pod uwagę nieubłaganą II zasadę termodynamiki, musimy przyjąć do wiadomości, że samoczynny rozwój czegokolwiek jest niemożliwy i że na początku wszystko było o wiele doskonalsze niż dzisiaj. W ten sposób dane naukowe prowadzą nas do uznania Boga Stwórcy, który stworzył nas na swoje podobieństwo (zob. Rdz 1,27) i pragnie, byśmy Go poznawali.
 
Święty Paweł mówił na areopagu:
 
„Ja wam głoszę to, co czcicie, nie znając. Bóg, który stworzył świat i wszystko na nim, On, który jest Panem nieba i ziemi, […] w rzeczywistości jest On niedaleko od każdego z nas. […] Nie zważając na czasy nieświadomości, wzywa Bóg teraz wszędzie i wszystkich ludzi do nawrócenia, dlatego że wyznaczył dzień, w którym sprawiedliwie będzie sądzić świat przez Człowieka, którego na to przeznaczył, po uwierzytelnieniu Go wobec wszystkich przez wskrzeszenie Go z martwych” (Dz 17,23-31).
 
Nawróćmy się więc do Niego, odwróćmy się od grzechów i oczyśćmy się w spowiedzi świętej, byśmy „zwlekli z siebie dawnego człowieka z jego uczynkami, a przyoblekli nowego, który wciąż się odnawia ku głębszemu poznaniu [Boga], według obrazu Tego, który go stworzył” (Kol 3,9-10).
 
Mirosław Rucki
Miłujcie się!, listopad 2018 
 
Zobacz także
ks. Tomasz Jelonek
Abraham pojawia się jako człowiek, któremu Bóg stawia zadanie, a dopiero potem złoży mu obietnicę. To zadanie wymaga zawierzenia Bożemu słowu i jest wymagające. W dalszej historii zbawienia bardzo często powołanie będzie łączyło się z nakazem opuszczenia tego wszystkiego, co stanowi dotychczasową treść życia...
 
ks. Marek Dziewiecki
Już małe dzieci marzą o tym, by żyć w kochającej się rodzinie, a gdy stają się nastolatkami, zaczynają marzyć o tym, by spotkać jakąś niezwykłą osobę, którą pokochają na dobre i złe, na zawsze, i która ich pokocha podobną miłością. Nie jest jednak łatwo zrealizować marzenia o wielkiej miłości. Pierwszą przeszkodą w dorastaniu do wielkiej miłości są rozczarowania innymi ludźmi – zwłaszcza bliskimi w rodzinie – a także rozczarowanie samym sobą i własną słabością.
 
ks. Roman Pindel
Biblię można porównać do dynamitu. Odłożona na półkę jest podobna do bezpiecznie ułożonej skrzynki z materiałem wybuchowym. Biblia może być jednak źle użyta i stanowić wielkie zagrożenie – podobnie jak dynamit – nie tylko dla tego, kto bierze ją do ręki. Księga ta została dana człowiekowi, by z niej korzystał w sposób mądry...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS