logo
Środa, 24 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Bony, Horacji, Jerzego, Fidelisa, Grzegorza – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Tomasz Balon-Mroczka
Boży doping
Wydawnictwo Rafael
 


redakcja: Tomasz Balon-Mroczka
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy RAFAEL
Rok wydania: Kraków 2000
ISBN: 83-913189-1-5
Format: 165 x 240
Stron: 240
Rodzaj okładki: miękka

 
Andrzej Gołota
 
Z walk wygranych przez nokaut nie spowiadam się. Wiara w Boga pozwala mi uwierzyć, że jestem w stanie przenosić góry...
 
Urodzony w 1968 roku. Jedyny polski bokser zawodowy ze światowej czołówki pięściarzy wagi ciężkiej. Niedługo po zdobyciu w 1988 roku brązowego medalu na Igrzyskach Olimpijskich w Seulu wyemigrował do USA. Mieszka z rodziną w Chicago. Stoczył m.in. pasjonujące pojedynki z Riddickiem Bowe'em, przegrał w walce o mistrzostwo świata z Lennoxem Lewisem.

 
Czym dla pana jest boks?
 
Oprócz rodziny, najważniejszą sprawą na świecie. Na co dzień nim żyję, oddycham, czerpię inspirację. Po każdej porażce rozwodzę się z nim na stałe. Przyrzekam sobie, że więcej nie założę rękawic, nie wejdę do ringu, ale po jakimś czasie wracam z jeszcze większą pasją i zacięciem. Mało kto zdaje sobie sprawę z obciążeń psychicznych, jakie niesie z sobą każdy pojedynek. Liczy się tu tylko wynik, nikt nie rozlicza nikogo z ilości godzin ciężko przepracowanych na siłowni czy w ringu.
 
Jest pan osobą wierzącą, więc w jaki sposób wiara wpływa na uprawiany przez pana ten trudny, ale i kontrowersyjny rodzaj sportu?
 
Wiara w Boga pozwala mi uwierzyć, że jestem w stanie przenosić góry. Gdy przed walką boję się przeciwnika, bo wiem, że jest bardzo silny, że nokautuje seryjnie rywali, to właśnie wiara dodaje mi otuchy, utwierdza mnie w przekonaniu, że mogę wygrać, że wszystko jest możliwe. Nie ukrywam tego, że się boję przed każdym wejściem na ring, bo zdaję sobie sprawę z niebezpieczeństw. Ale modlitwa pomaga mi opanować ten strach. Nigdy nie proszę Boga o wygraną, jedynie o uniknięcie kontuzji. Wiedząc, że dałem z siebie wszystko na treningach, że solidnie się przygotowałem, powierzam Mu losy walki. Przed wyjściem na ring moja żona Mariola błogosławi mnie zawsze znakiem krzyża.
 
Głęboko chrześcijańska zasada mówi: "nie czyń bliźniemu, co tobie niemile". Pan jako chrześcijanin wchodzi jednak na ring z zamiarem "zniszczenia" rywala. Czy nie pozostaje to w sprzeczności z etyką chrześcijańską?
 
Uważam, że zasada ta dotyczy przede wszystkim zachowań podyktowanych złośliwością, czy próbą odwetu. Gdy wychodzę na ring absolutnie nie nastawiam się na to, by komuś wyrządzić krzywdę z premedytacją. Moim jedynym celem jest wygrać, udowodnić, że jestem lepszym sportowcem, że dysponuję większymi umiejętnościami. Liczę się z tym, że nie tylko sam mogę oberwać, ale że mogę też sprawić komuś ból. To jest wkalkulowane w ryzyko mego zawodu. Nigdy intencjonalnie nikogo nie zraniłem, a jeśli zdarzyło się to przypadkowo, to nie wydaje mi się, że popełniłem jakiś grzech.
 
A co pan czuje, gdy nokautuje swych rywali, czy nie męczą pana później wyrzuty sumienia?
 
Jestem szczęśliwy, że udało mi się ich pokonać w taki sposób. Nokaut jest w boksie niepodważalnym dowodem supremacji. Każdy pięściarz zdaje sobie sprawę, że może w trakcie walki "zaliczyć deski". Jego organizm jest przygotowany na taki cios. Do tej pory każdy ze znokautowanych przeze mnie przeciwników wstawał o własnych siłach, a później nie miał z tego powodu żadnych komplikacji zdrowotnych. Nie wiem jakbym się czuł, gdyby z powodu mojego uderzenia ktoś odniósł poważną kontuzję. W każdym bądź razie nigdy nie męczyły mnie wyrzuty sumienia, ponieważ wiem, że zadane ciosy były wynikiem zdrowej, sportowej rywalizacji. Kiedyś sam trafiałem do szpitala z powodu rozbitej szczęki. Po walce z Lewisem także byłem w szpitalu. Ale nigdy nie miałem najmniejszych pretensji, czy żalu do przeciwnika. Pretensje miałem tylko do siebie, że pozwoliłem się pokonać. I podobnie myślą wszyscy moi rywale, których pobiłem w ringu. Z wygranych przez nokaut nie spowiadam się w konfesjonale.
 
Jak wygląda pana codzienna praktyka religijna?
 
Gdy tylko jestem w Chicago, w każdą niedzielę chodzę z rodziną do kościoła, regularnie przystępuję do spowiedzi i Komunii świętej. Wielkim moim przeżyciem była Pierwsza Komunia Święta mojej córeczki, Oli. W trakcie obozów treningowych jest o tyle trudniej, że najczęściej organizowane są one w maleńkich miejscowościach, w odosobnieniu, gdzie trudno znaleźć kościół katolicki.
 
Czy to wystarcza, by być dobrym chrześcijaninem?
 
Zdaję sobie sprawę - zwłaszcza gdy jestem na niedzielnej Mszy - że godzina dla Pana Boga raz w tygodniu, czy okresowa spowiedź, to trochę za mało. Bo przecież Bóg dał nam wszystko, świat, przyrodę, rozum. I mimo że każdy z nas doświadcza w życiu większych czy mniejszych tragedii, to nie brakuje powodów do radości. I za nie powinniśmy nieustannie, a nie tylko od święta, Bogu dziękować. Dziękować nie tylko słowami, ale przede wszystkim dobrymi uczynkami.
 
W pana życiu nie brakowało trudnych momentów. Czy nauczyły one pana czegoś? Czy po tych minionych doświadczeniach stał się pan lepszym człowiekiem?
 
Trudno mi przeprowadzać autosąd. Na temat tego, czy jestem lepszy, mogą wypowiedzieć się osoby, które mnie znają. Wiem jedno - w momentach, gdy na moim osobistym niebie pojawiały się czarne chmury, jeszcze żarliwiej modliłem się. Katastrofy życiowe zawsze mnie umacniały. Dużo w takich chwilach rozmyślałem i robiłem rachunek sumienia. Na nowo budowałem, a właściwie ugruntowywałem, własną hierarchię wartości. Po utracie bliskich osób jeszcze bardziej zacząłem doceniać życie i rodzinę. Dawniej próbowałem często migać się od najprostszych, codziennych obowiązków, choćby odwiezienia córki do szkoły. Dziś cenię każdą chwilę spędzoną z dziećmi. Wiem, że nie zawsze będą one małe i nie zawsze będą czekały na mój powrót z treningu czy wyjazdu. Staram się też maksymalnie zapewnić bezpieczeństwo rodzinie.
 
W obliczu silnych, trudnych doświadczeń ludzie często załamują się, zaczynają wątpić i buntować przeciw Bogu. Czy przegrane pojedynki, ale nade wszystko pasmo tragedii, jakimi w ciągu zaledwie dwóch miesięcy były: śmierć ukochanej babci, teściowej, zabójstwo przyjaciela z Polski oraz śmierć Krzysztofa w wypadku samochodowym, w którym i pan ucierpiał - nie złamało pana wiary?
 
Na pewno nie. Jestem człowiekiem, który przyjmuje z pokorą wszystko, co daje mu los. Umiem pogodzić się ze stratami. Oczywiście, przetrawienie porażek i klęsk zajmuje mi trochę czasu, ale zawsze wracam do równowagi. Należę do osób skrytych. Wszystko chowam w środku. I modlę się.
 
Przed pana walkami amerykańska telewizja pokazywała pana na przemian z Janem Pawłem II...
 
Nie kryję, że Ojciec Święty jest dla mnie największym autorytetem moralnym. To najwybitniejszy Polak, jaki przyszedł na świat. Darzę Go ogromnym szacunkiem. Niestety, nie miałem okazji spotkać się z Nim osobiście, choć byłem tego bardzo bliski. Gdy wyznaczono mnie i żonie datę spotkania, pojechaliśmy do Rzymu, ale okazało się, że Ojciec Święty udał się w odosobnienie na tygodniowe rekolekcje wielkopostne i nie było mowy, by Mu w tym przeszkodzić. Nie pomogła nawet interwencja biskupa. I słusznie, bo dlaczego mieli dla nas czynić wyjątek. Jednak nadal marzymy z Mariolą o takim spotkaniu. Ojciec Święty imponuje mi każdym swoim wystąpieniem. Nikt tak jak On nie próbował zjednoczyć wszystkich wierzących na całym świecie, bez względu na rodzaj wyznawanej religii. Podziwiam Go za ten wysiłek i trud.
 
wywiad z lutego 2000 r.

Zobacz także
ks. Marek Dziewiecki
Świętość rodzi się z miłości. „Miłość jest duszą świętości” (KKK 826). Święty to ktoś, kto odkrył, że jest kochany przez Boga. Bezwarunkowo i nieodwołalnie. I że – jeśli zechce – to z pomocą Boga może stać się podobny do Tego, który jest Miłością. Święty jest pewien tego, że Bóg stworzył świat z nicości, ale nas – ludzi – uczynił z Miłości, czyli z samego siebie, na swój obraz i podobieństwo...
 
ks. Bernard Witek SDS
Przykazania Nie będziesz kraść (Wj 20,1; Pwt 5,19) oraz Nie będziesz zeznawać fałszywie przeciw bliźniemu twemu (Wj 20,16; Pwt 5,20) na pozór nie mają ze sobą wiele wspólnego. W Księdze Kapłańskiej, tzw. Kodeks Świętości (17-26) niejednokrotnie nawiązuje do Dekalogu, grupując przykazania tematycznie. Znajdujemy tam następujące sformułowanie: Nie będziecie kraść, nie będziecie kłamać, nie będziecie oszukiwać jeden drugiego, nie będziecie przysięgać fałszywie na moje imię. (19,11-12).
 
Ks. Szymon Stułkowski
Kiedy byłem małym chłopcem, jeździłem z rodzicami w góry. Lubiliśmy wówczas z rodzeństwem w czasie górskich wędrówek skracać sobie drogę, by szybciej wejść na szczyt, który był celem naszej wyprawy. Słyszeliśmy wtedy gromkie słowa rodziców: w górach nie wolno chodzić na skróty! Pokazywali nam przy tym skutki takiego skracania sobie drogi, rozdeptane szlaki i górskie hale oraz opowiadali o nieszczęśliwych wypadkach osób, które nie trzymały się wyznaczonej drogi...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS