logo
Piątek, 19 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Alfa, Leonii, Tytusa, Elfega, Tymona, Adolfa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Krzysztof Wons SDS
Być synem, aby stać się ojcem
Pastores
 


Walczyć z pokusą niezależności
 
Jezus stał się człowiekiem, mężczyzną, także po to, aby przekonać nas o jeszcze innej prawdzie: nigdy bardziej nie jesteśmy sobą, nigdy nie jesteśmy bardziej męscy, nigdy bardziej nie żyjemy pełnią powołania, jak wtedy, gdy jesteśmy radykalnie zależni od Ojca. Istnieje taka zależność, która w niczym nas nie determinuje, nie zniewala, nie zabiera nam godności, ale ciągle ją daruje i pozwala żyć w pełni – zależność, która wprowadza nas w najgłębsze doświadczenie własnej wartości. Największą zaś pokusą, która uderza w istotę naszej godności i tożsamości, jest pokusa uniezależnienia się od Boga. Wydaje się niewiarygodne, że także my, przebywający codziennie w prezbiterium, możemy tej pokusie ulec. A jednak. Wobec nas zachowuje się ona bardzo subtelnie. Jeśli z nami wygra, uczyni z nas ludzką karykaturę, a karykatura człowieka w sutannie czy habicie jest szczególnie odrażająca. Jeśli dobrze się w siebie wsłuchamy, zauważymy, że gdzieś z tyłu naszej męskiej głowy nierzadko nawiedza nas myślenie, że będziemy wreszcie sobą, męscy, silni i autonomiczni, gdy będziemy niezależni. Jeśli zaczniemy tym myślom ulegać, zorganizujemy sobie w Kościele własny skrawek „raju”, w którym będziemy chcieli być „jak Bóg”.
 
A musimy przyznać, że potrafimy nieraz ubóstwiać siebie, dbać o nasze „kapłańskie przywileje”, podkreślać naszą posługę, zazdrośnie bronić swojego terytorium i naszych duszpasterskich racji, adorować własną klerykalną zarozumiałość. Można się tego nauczyć już w seminarium. Nie daj Bóg! Potrafimy nieraz podkreślać naszą posługę, adorować własną klerykalną zarozumiałość. Ilekroć tak się dzieje, w sposób bardziej lub mniej świadomy zaczynamy traktować kapłańską łaskę stanu jako przywilej stanu. Tymczasem łaska stanu związana z sakramentalnym kapłaństwem nie ma nic wspólnego z przywilejem stanu. Przypomina, że w naszej kapłańskości wszystko jest łaską. Kapłaństwo sakramentalne ze swej natury domaga się od nas postawy synów, którzy czują się wybrani bez jakiejkolwiek zasługi, zdolni dzielić się darem kapłaństwa jedynie na mocy łaski! Jesteśmy bezradnymi dziećmi w sutannach i habitach, które bez łaski stanu nie potrafią „przesylabizować” nawet jednego słowa z Credo tak, aby stało się słowem zrozumiałym i życiodajnym dla naszych owieczek. Ks. Henri Nouwen, ceniony wykładowca na największych amerykańskich uczelniach, zrezygnował z kariery, będąc u szczytu profesorskiej sławy, i zamieszkał z upośledzonymi w jednej ze wspólnot Arki, w której wszystkie jego atrybuty nie były już do niczego potrzebne. Gdy stanął przed nimi ze swoim nagim człowieczeństwem, pozbawionym tytułów i naukowych sukcesów, uświadomił sobie coś, co jak dziecko wyznał w jednym z esejów: „Jesteśmy grzesznymi, połamanymi i słabymi ludźmi, którzy potrzebują tyle samo troski, co każda z tych osób, które zostały nam powierzone. Tajemnica posługi kapłańskiej polega na tym, że zostaliśmy wybrani do tego, aby naszą ograniczoną i bardzo warunkową miłość uczynić bramą dla nieograniczonej i bezwarunkowej miłości Bożej” [9].
 
Historia naszych prarodziców z trzeciego rozdziału Księgi Rodzaju przestrzega, że kiedy zaczniemy chorować na niezależność i przestaniemy słuchać w Kościele Ducha Ojca, który mówi do nas także przez maluczkich, kiedy zaczniemy postrzegać siebie jako jedyny punkt odniesienia, kiedy zawłaszczymy nie nasze kapłaństwo, zamieniając je na prywatny urząd, kreując się na nieznośnych bogów, wtedy będziemy marnieli w naszym człowieczeństwie i kapłaństwie, a ludzie Kościoła, w pierwszej kolejności ci najmniejsi, będą od nas uciekali. A gdy pewnego dnia odsłoni się nasze nagie człowieczeństwo, już nie skryjemy się za „krzakami” naszych pożądanych urzędów czy funkcji, nie przykryjemy go „listkiem figowym” naszych pozorów.
 
Jak długo nie będziemy potrafili stanąć przed Bogiem i ludźmi w całej prostocie, jak długo nie staniemy się w Kościele jak dzieci, tak długo nie będziemy potrafili być także ojcami. Zamiast ojcami, staniemy się tyranami. Będziemy dominować zamiast kochać, panować zamiast służyć, rządzić zamiast prowadzić i towarzyszyć. Musimy bardzo uważać, aby nie pomylić boskości kapłaństwa, która z namaszczenia Ducha pochodzi od Ojca i Jezusa, z klerykalnym bałwochwalstwem. Jeśli naszą posługę, podobnie jak Jezus, będziemy budowali na dziecięcej zależności od Ojca, na pokornym posłuszeństwie Kościołowi, na wsłuchiwaniu się w maluczkich, zachowamy w sobie synowskie dziecięctwo i wstąpimy wraz z Synem w boskość [10]. Ludzie prości, którzy „mają wyjątkowego nosa”, rozpoznają nas z daleka. Będą mówili: „To jest Boży kapłan” i będą do nas lgnęli.
Albo dziecięctwo, albo maska
 
Tym, co może nam pomóc rozwijać w kapłaństwie postawę dziecka i chronić przed pychą władzy, jest ubóstwo. „Dziecko – zauważa J. Ratzinger – samo z siebie nie posiada nic. Żyje dzięki innym i właśnie tak, nie mając żadnej władzy i niczego nie posiadając, jest wolne. Nie ma jeszcze żadnej pozycji, która jak maska przesłania to, co jego specyficznie własne. Posiadanie i władza to dwie wielkie pokusy człowieka, który staje się niewolnikiem swego mienia i oddaje mu swoją duszę” [11]. Trzeba dokonać wyboru: albo ubóstwo, albo maska, albo dziecięca prostota, albo zewnętrzne nadymanie własnego ego. Jeśli, nie daj Boże, pozbędziemy się dziecięcej prostoty i ubóstwa, będziemy musieli zaopatrzyć się w maski. Dziecko potrafi być sobą w każdym miejscu i w każdej sytuacji. Kto nie potrafi być dzieckiem, ten w głębi siebie czuje się zagubiony, zmuszony zakładać maski na różne okazje. W życiu można nagromadzić wiele masek. I można tak się z nimi zżyć, że uwierzymy, iż to one są naszą prawdziwą twarzą. Zakładanie masek może stać się sposobem na życie. Można uczynić maskę nawet z kapłańskich posług. Zajmowana pozycja, funkcja, urząd w Kościele, zamiast być służbą pełnioną z prostotą, mogą stać się rodzajem maski, za którą będziemy próbowali ukryć wewnętrzną pustkę po utracie bliskiej relacji z Ojcem. Można zamienić życie w żałosną maskaradę, zakładając maski wszędzie i przed wszystkimi, nawet przed Bogiem. Ksiądz w masce przed Bogiem to żałosna sytuacja, która może zrujnować wiarę. Wiarę bowiem można przeżywać jedynie w postawie dziecka, bez maski. Wiara księdza, podobnie jak każdego innego wierzącego, rośnie w takiej mierze, w jakiej na duszy staje się on dzieckiem. Trzeba stawać przed Bogiem z całą prawdą o swoim ubóstwie. Trzeba, jak dziecko, nauczyć się rumienić przed Ojcem, gdy widzimy, jak patrzy na nasze „umorusane życie” i nie przestaje nas kochać. To wielka zdolność: umieć się zarumienić przed Bogiem. „Niektórzy z nas – pisze Abraham Joshua Heschel – rumienią się, inni wkładają maskę. Wiara to rumieniec wywołany obecnością Boga” [12]. Albo rumieniec, albo maska! Ksiądz, który ma duszę dziecka, umie się zarumienić przed Bogiem, także wtedy, gdy jest „wziętym” teologiem, wykładającym z charyzmą Boże prawdy. Jeśli natomiast zabraknie mu dziecięcej więzi z Bogiem, którego „wykłada”, to może wydarzyć się najgorsze: żyjące i skuteczne (energes) słowo Boże (Hbr 4,12) w ustach księdza – teologa bez energii będzie jedynie zimną, martwą literą, która mrozi a nawet zabija w owieczkach pasję poznawania Boga o sercu ojca. Św. Grzegorz Nazjanzu powiedziałby o takich teologach, że „zamienili teologię w technologię”. Kard. Tomáš Špidlik z dozą humoru dopowiada, że o jednym z takich racjonalistów w sprawach wiary mówiło się żartobliwie, że gdyby umarł i spotkał Boga twarzą w twarz, powiedziałby Mu: „Panie kolego!” [13]. Dziecko natomiast, nieważne, ile ma lat i jakie funkcje pełni, w sutannie czy bez, gdy spotka Boga, rzuci Mu się na szyję i zawoła: „Ojcze!”. Najbardziej spełnieni w kapłaństwie będziemy wtedy, gdy inni, patrząc na nasze posługiwanie, słuchając naszych słów, nie zobojętnieją, nie oddalą się od Boga, ale będą mieli ochotę podbiec do Niego i rzucić Mu się na szyję.
 
Krzysztof Wons SDS 
Pastores 67(2)2015 

fot. Barney Moss Orange Tunnel, Man and Boy - 124/365 
Flickr (cc)
______________________
Przypisy:

[9] H. J. M. Nouwen, W imię Jezusa. Refleksja nad chrześcijańskim przywództwem z praktycznym przewodnikiem, tłum. D. Chabrajska, Wydawnictwo SALWATOR, Kraków 2004, s. 57.
[10] Zob. J. Ratzinger, Bóg Jezusa Chrystusa, dz. cyt., s. 73.
[11] Tamże, s. 74.
[12] A. J. Heschel, Prosiłem o cud. Antologia duchowej mądrości, tłum. A. Gomola, W drodze, Poznań 2001, s. 19-20.
[13] T. Szpidlik SJ, Czy znasz Ojca?, tłum. ks. A. Duda CR, Wydawnictwo Zmartwychwstańców ALLELUJA, Kraków 1999, s. 43. 
 
poprzednia  1 2 3
Zobacz także
ks. Marek Dziewiecki
Serce czyste to serce, które kocha. Poza miłością czystość serca, a w konsekwencji także czystość w zachowaniach i kontaktach międzyludzkich, nie jest ani możliwa, ani zrozumiała. Miłość najlepiej chroni czystość – skuteczniej niż zasady moralne, normy obyczajowe czy dobra wola człowieka. Miłość nie ma niczego do ukrycia. Miłość nie jest nigdy bezwstydna. Miłość najlepiej chroni przed myleniem zakochania czy pożądania z troską o drugiego człowieka.  
 
ks. Paweł Kłys
Data święceń coraz bliżej. W niejednym seminarium, podobnie i w moim, przed przyjęciem święceń, był jeszcze jeden wyjątkowy moment. To rozmowa z Księdzem Arcybiskupem. Miłe i serdeczne spotkanie, którego celem jest poznanie i szczera rozmowa na temat tego, co ma niebawem nastąpić. Tak pomału zbliżamy się do wyczekiwanego przez sześć lat momentu, chwili święceń. 
 
Krzysztof Wons SDS
Słowo Boże, będąc napełnione natchnieniem Ducha Świętego, jest "świętą przestrzenią" Jego działania. Duch Święty wypełnia nas słowem Bożym i prowadzi w jego głąb. Bez Ducha Świętego nikt nie może prawdziwie spotkać się ze słowem Pana, nawet wtedy, gdy zna doskonale egzegetyczne zasady interpretacji Pisma Świętego oraz języki oryginalne i techniki czytania Biblii. Drogę lectio divina trzeba więc rozpocząć od modlitwy do Ducha Świętego.
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS