logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
ks. Henryk Seweryniak
Chrystus prawdą Boga
Zeszyty Karmelitańskie
 


Jest coś niezwykłego w Jezusowym zawołaniu, przekazanym w czwartej Ewangelii: „Ja jestem drogą (hodos), prawdą (aletheia) i życiem (dzoe)” (14,6). Chrystus – aletheia, to Ten, który odsłania rzeczywistość Ojca i drogę do zbawienia; który daje Siebie jako gwaranta drogi Bożej i zaprasza do naśladowania. Dla chrześcijanina prawda nie istnieje inaczej jak wpleciona w życie, w dorastanie do pełni darowanej nam w Chrystusie. Dlatego nasza moralność jest moralnością naśladowania i sumienia, a nie kamiennych tablic prawa, a nauka prawdy objawionej powinna być świadectwem i opowiadaniem wielkich dzieł Bożych. Oto kilka takich obrazów – narracji.
 
Argument za...
 
Zastanawiam się, co to znaczy: „Chrystus prawdą Boga”. I rozumiem to najpierw prosto, choć może dla niewprawnych uszu szokująco: „Chrystus jest argumentem za Bogiem”. Dla chrześcijanina największym argumentem za Bogiem jest Jezus Chrystus. Nie rozważanie dowodów z ostatecznej przyczyny czy celowości, nie zakład Pascala, nie Kantowska refleksja „praktycznego rozumu” („niebo rozgwieżdżone nade mną i prawo moralne w moim sercu…”), nawet nie dowód z „niespokojnego serca” św. Augustyna, ale właśnie Jezus Chrystus. Jeśli Bóg może się objawiać przez góry, gwiazdy, prawa naturalne i moralne, to dlaczego nie mógł, nie może objawić się, odkryć przez twarz człowieka, tego Jedynego, a w Nim każdego? Dlaczego w odkrywaniu Boga najważniejsze miałyby być racjonalne dowody? Przecież cała nauka o Bogu chrześcijan, o Trójcy Świętej, o Bogu Trójjedynej Miłości powstała z doświadczenia spotkań z Jezusem Chrystusem, z Tym, który do Boga mówił „Ojcze”, a samego siebie nazywał Synem. To dlatego trzeba nauczyć się na pamięć miejsc zapisów Jego modlitewnych zawołań, właściwie westchnień: Abba – „Tato!”, które jak żywą relikwię, jak „płonące słowo” przekazali św. Marek i św. Paweł. Pisali oni po grecku, ale na pamiątkę modlitwy Jezusa, Jego „wnikania w Ojca” w Jego człowieczeństwie – pozostawili to aramejskie Abba w tekście Ewangelii i listów. Bo On, tak bliski Bogu, że aż tożsamy z Nim, tak się modlił, tak wyrażał Siebie, i my też mamy prawo tak się modlić, i tak wyrażać swoje chrześcijaństwo.
 
No, dobrze, powie ktoś, a co zrobić ze scenami, zdaniami, które często przytaczają choćby świadkowie Jehowy: „Syn nie może nic uczynić sam z Siebie”, „Moja nauka nie jest Moja, lecz tego, który mnie posłał”? Czy nie jest paradoksem, wręcz nonsensem powiedzieć: „moje nie jest moje”? Pięknie tłumaczy ten paradoks w jednej ze swoich książek Joseph Ratzinger, nasz papież. Już św. Augustyn – tłumaczy Ojciec święty, pyta: „Cóż jest tak bardzo twoje jak ty sam i cóż jest tak mało twoje jak ty sam? Jezus jest „Słowem”, a zatem Jego nauka to On sam. Ale jednocześnie – jak każdy z nas nie należy On do siebie, Jego „Ja” należy do kogoś drugiego – do Ojca. To, co jest najbardziej własne, to, co do nas naprawdę należy ostatecznie – własne „ja”, jest zarazem najmniej własne, gdyż właśnie swojego „ja” nie mamy od siebie, ani dla siebie. To „ja” jest tym, co posiadam całkowicie, a co zarazem najmniej do mnie należy.
 
Co oznacza ta Chrystusowa prawda Boga dla nas, Europejczyków, dzisiaj? Papież Benedykt XVI w książce Europa w zderzeniu kultur – podkreśla, że w Europie zachowuje się szacunek dla osób, które nie są w stanie w Boga uwierzyć. Karom podlega także znieważanie wiary Izraela oraz religijnych przekonań islamu. Gdy zaś idzie o Chrystusa i o to, co jest święte dla chrześcijan, lansuje się tolerancję i wolność opinii jako najwyższe dobro, którego ograniczanie miałoby być zagrożeniem dla wolności. Kryje się w tej postawie, kontynuuje Benedykt XVI, patologiczne zjawisko „nienawiści do samego siebie”. Zachód w swojej historii dostrzega to, co było złe, ale nie jest już w stanie dojrzeć tego, co wielkie i czyste. Pluralizm kulturowy polega często na odrzucaniu tego, co własne, na ucieczce od własnych wartości. W konsekwencji Europa potrzebuje nowej „samoakceptacji”, zagłębienia się we własnym wnętrzu. Oznacza to odnalezienie punktów odniesienia we własnej tradycji, pielęgnowanie szacunku dla tego, co święte oraz ukazywanie oblicza Boga, jakie nam się ukazało – Boga, który sam stał się człowiekiem, i który cierpiąc razem z nami, nadaje cierpieniu godność i opromienia je nadzieją; Boga pełnego miłosierdzia dla ubogich i słabych, dla wdów i sierot, dla przybyszów. Jeśli tego nie czynimy, to nie tylko zdradzamy tożsamość Europy, ale i stajemy się niezdolni do pełnienia służby wobec innych.
 
Bóg ufności
 
Jest coś niezwykłego w tym, że Mistrz z Nazaretu tak często mówi o Bogu, o rzeczywistości Jego królowania w przypowieściach. O ile – ani wcześniej, ani w całej późniejszej literaturze rabinackiej – nie sposób znaleźć choćby jednej „przypowieści Królestwa”, to Jezus zazwyczaj na początku każdego maszalu odnosi całą narrację do Królestwa Bożego: „z Królestwem Bożym jest tak, jak...” z niepozornym ziarnkiem gorczycy, z ziarnem pszenicznym, które pada także między ciernie i na kamienie..., z szukaniem zagubionej owcy, z powoli pęczniejącym ciastem. Za pomocą przypowieści objawia zatem Jezus dynamikę Królestwa Bożego, inaugurowanego przez Niego w słowach i znakach. Przypowieściowe Królestwo nie upodabnia się jednak do rzeczy, do czegoś statycznego, jest podobne do stawania, wydarzania się, działania.... Inaugurację Królestwa Abby, które Jezus przyniósł, można wyrazić tylko przez stworzenie poetyckiej narracji: siewca już wyszedł siać, sieć już została rzucona, pasterz już wyruszył na poszukiwanie zagubionej owcy, młodego wina nie wlewa się do starych bukłaków. Jednocześnie przypowieść uwypukla wielką wartość Królestwa przychodzącego w Jezusie. Królestwo niebieskie podobne jest do skarbu ukrytego w roli… Sprzedał wszystko, co miał, kupił… Perłę… Sieć…
 
Najczęściej rozumiemy te przypowieści tak: Jezusa i Jego sprawę trzeba postawić ponad wszystko. I słusznie sądzimy – potwierdzają to choćby dzieje męczenników. Mnie uderzył jednak prosty komentarz, który do Jezusowych przypowieści Królestwa dał Janusz Zakrzeński, aktor Teatru Polskiego w Warszawie. Mówi tak:
 
Zastanawia mnie spokój i cierpliwość, z jakimi dzieją się opowiadane wydarzenia. Oto idzie człowiek i na roli znajduje skarb. Co powinien zrobić? Rozejrzeć się dookoła, sprawdzić, czy go ktoś nie widzi, zabrać skarb i uciec w pośpiechu. A potem szybko roztrwonić tę zdobycz. A on co robi? Z namysłem i rozwagą sprzedaje wszystko i kupuje ziemię – cały okrąg, który otacza skarb. To samo jest z perłą. A czy rybacy łowią z pośpiechem? Przecież oni powoli przygotowują sieci, czyszczą je, potem zarzucają. Pośpiech pojawia się dopiero wtedy, gdy jest „płacz i zgrzytanie zębów”… Dlaczego Chrystus zmartwychwstał trzeciego dnia, a nie od razu? Przecież na dobrą sprawę powinien natychmiast. A tak nie było: więc na wszystko potrzebny jest czas. Nic nie dzieje się bezmyślnie. Wydaje mi się, że trzeba spojrzeć na te przypowieści poprzez czas, cierpliwość. My jesteśmy wszyscy niecierpliwi, a tu potrzeba czasu dla Królestwa niebieskiego. Nawracać się mamy codziennie, to jest proces, a nie gwałtowne ruchy. Ten proces wymaga czasu, dojrzewania. Chrystus często mówi o dojrzewaniu.
 
Tyle Zakrzeński… Dodałbym do tego komentarza: przypowieści przenika jeszcze niezwykła ufność, że to dojrzewanie, wzrastanie, nawracanie ma wielki, choć często ukryty przed naszymi oczyma sens. Chrześcijaństwo, to ufność.
 
1 2 3  następna
Zobacz także
Józef Gaweł SCJ

Wielu papieży w ciągu wieków uczyło, że kult Najświętszego Serca Pana Jezusa nie jest tylko jednym z wielu istniejących nabożeństw. Jest on, obok Eucharystii, szczytową formą pobożności, bo jej podmiotem jest miłość Boga. W naszych czasach niektórzy wierni nie doceniają lub nie rozumieją sensu tego nabożeństwa. Dlatego miesiąc czerwiec jest dobrą okazją, aby przypomnieć jasną i wyraźną naukę papieży w tej materii.

 
abp Bruno Forte
Pytasz mnie: po co się modlić? Odpowiadam ci: aby żyć. Tak, by naprawdę żyć, trzeba się modlić. Aby żyć i kochać, bo życie bez miłości nie jest życiem. To samotność w pustce, więzienie i smutek. Tylko ten, kto kocha, prawdziwie żyje. I tylko ten kocha, kto czuje się kochany, ogarnięty i przemieniony przez miłość. Jak roślina wydaje owoce tylko wtedy, gdy ogarną ją promienie słońca, tak ludzkie serce nie otworzy się na pełne i prawdziwe życie, jeśli nie dotknie go miłość. 
 
Redakcja "Listu"
Kierownictwo duchowe od początku było wyłącznie towarzyszeniem ludziom w ich przeżywaniu wiary i rozpoznawaniu przeszkód na drodze do dojrzałej więzi z Bogiem, np. nieuporządkowanych uczuć. Nie jesteśmy marionetkami w rękach Boga; On daje nam pewne dary, ale nie wyznacza ściśle roli.

O kierownictwie duchowym, psychoterapii i coachingu Redakcja LISTU rozmawia z o. Jackiem Prusakiem, jezuitą, psychoterapeutą
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS