Pójdę boso…
A jak jest ze zbawionymi? Czy można ich o coś prosić? Bo logiczne wydaje się twierdzenie, że skoro są w niebie, to są bliżej zdroju łask…
Najpierw należy podkreślić fakt, iż człowiek umierając pozostaje człowiekiem. Nie zmienia swej natury. I jeśli nawet dostanie się do Nieba i ma doświadczenie poznania Pana Boga i spraw Bożych, to przez to nie staje się wszechmogący, ani nawet nie ma większej możliwości rozdawania dóbr wszelakich. Mamy przecież świadomość, że człowiek nagi z tego świata odchodzi ("Pójdę boso…" śpiewa Zakopower). A więc wszystko, co ma on w Niebie, jest z daru Boga. Gdy więc modlimy się i chcemy wzywać duchy naszych zmarłych krewnych czy przyjaciół, to tylko po to, aby prosić ich o wstawiennictwo u Pana Boga, wsparcie nas w naszych modlitwach.
Powstaje jeszcze jedno pytanie - czy wolno prosić ich w sprawach "tego świata", czy nie spotka nas z tego powodu jakaś "kara"? Czy wolno "zawracać im głowę" sprawami przyziemnymi?
Wolno i pewnie żadna kara nas za to nie spotka. Tylko trochę głupio. Bo to świadczy o naszej małości. Oni radują się oglądaniem Bożego Oblicza, starają się o to także dla nas i dla cierpiących w czyśćcu, a my im startujemy z niezdanym egzaminem czy potrzebą finansową…
Tu przypomina mi się anegdotka: W rozmowie z moim bratem, kapłanem Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów, wspominam, że zagubiłem płytki instalacyjne do Windowsów. Przekopałem całe mieszkanie i nic. Nie pomogła nawet modlitwa do św. Antoniego. A na to mój brat: "To mu wytłumacz dokładnie. Chyba nie myślisz, że XIII-wieczny mnich wie, co to są płytki instalacyjne?".
Moi drodzy, gdy staniemy nad grobami naszych bliskich, zapalimy znicze i wzniesiemy modlitwy w ich intencji, pamiętajmy o tej podstawowej zasadzie, która kieruje wszelkimi naszymi czynami: nieważne, co robimy, ważne, ile miłości w to wkładamy. Oni nas kochają, okażmy więc i my im swoją miłość…
ks. Krzysztof Wieczorek