logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Jan Halbersztat
Ciemna noc
Wieczernik
 


A zatem: najpierw jest zachwyt. Potem zachwyt się wycisza i przychodzi normalność. Raz jest lepiej, raz gorzej, raz droga i boku Chrystusa wydaje nam się lekka i cudowna (wtedy, kiedy oddajemy Mu nasze życie), kiedy indziej - mozolna i pod górkę (najczęściej wtedy, kiedy staramy się „być mądrzejsi”, kiedy ulegamy grzechowi, kiedy na siłę staramy się realizować własne pomysły na życie). Błogosławieństwo tego duchowego rytmu polega także na tym, że „wiemy, co nas czeka”. Że kiedy nasza dusza „fruwa” i raduje się bliskością Boga - mamy świadomość, że nie zawsze tak będzie. Ale też - że kiedy jest nam duchowo ciężko i źle, kiedy cały świat wydaje się pusty, możemy pocieszać się tym, że to przecież minie. Że po nocy zawsze przychodzi dzień, bo burzy znowu widać słońce, po zimie musi nastąpić wiosna.

A co by było, gdyby dzień nie wstał?

Co by było, gdyby nagle okazało się, że ta noc nie ma końca? Że będzie trwała wiecznie? Że nieprzyjaciel - jak we „Władcy Pierścieni” - zasnuł niebo dymem zła tak, że słońce nie rozświetli już mroków?

Co byś zrobił mając świadomość, że już zawsze będzie ciężko i pod górkę? Że zawsze już będziesz musiał zmagać się ze zniechęceniem, z brakiem poczucia Bożej obecności, z duchowym chłodem, z pustką w sercu? Że już zawsze modlitwa czy Eucharystia będą (na poziomie uczuć) ciężkim obowiązkiem, a nie radością? Że już do końca będziesz musiał walczyć z pokusą grzechu, nie mając za grosz satysfakcji ze zwycięstwa? Że miejsce radości wiary i poczucia bliskości Boga zajęła pustka - i że ta pustka wcale nie zniknie jutro, pojutrze ani za rok?

Wielu świętych przeżywało taki czas. Czas beznadziei, poczucia opuszczenia, duchowego zimna, pustyni wiary. Czas, kiedy wszechogarniająca świadomość pustki i oddalenia od Boga jest tak silna, że człowiek (znowu - mówimy o poziomie uczuć i emocji) po prostu nie wierzy już w to, że kiedykolwiek może być inaczej.

Nie, nie chodzi - mówiąc językiem Ignacego - o „nieco dłużej trwające strapienie”. Chodzi o stan, który może trwać miesiącami, latami, a nawet do końca życia. Porównanie go ze „zwykłym” strapieniem to jak porównanie chwilowego złego nastroju do ciężkiej, klinicznej depresji.

Wielu świętych przeżywało taki czas, wielu też o nim pisało. Dzięki nim wiemy, że nie jesteśmy sami w naszych cierpieniach, że inni także przed nami szli taką drogą. Wielu dzieliło się swoimi doświadczeniami, wielu także pisało, że ten czas - choć potwornie trudny, choć bolesny i mozolny - może być (co za paradoks!) czasem niezwykłego zbliżenia się do Chrystusa. Tak, właśnie zbliżenia - choć nasze uczucia próbują nam wmówić, że nigdy jeszcze Chrystus nie był tak daleko...

Nikt chyba nie opisał tego doświadczenia tak głęboko - i tak wymownie - jak święty Jan od Krzyża. Tytuł jego poematu - „Ciemna noc duszy” - stał się wręcz synonimem tego czasu duchowego cierpienia i poczucia osamotnienia.

Nie śmiałbym tu analizować słów doktora Kościoła i jednego z najważniejszych tekstów mistycznych w naszej historii. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na trzy aspekty tego, o czym pisze Jan od Krzyża, na trzy myśli, które każą zupełnie inaczej spoglądać na „noc ciemną”.

Po pierwsze - wielki mistyk pisze jednoznacznie o tym, kiedy w życiu człowieka czas taki może nastąpić:

W tę ciemną noc zaczynają wstępować dusze wtedy, gdy Bóg wyprowadza je ze stanu początkujących. Dzieje się to wówczas, gdy dusze rozmyślające już na drodze życia duchowego zaczyna Bóg podnosić do stanu doskonałych, czyli do zjednoczenia duszy z Bogiem.

„Gdy Bóg wyprowadza je ze stanu początkujących”. Kiedy byliśmy na etapie „duchowych dzieci”, zapewne nie znieślibyśmy takiego doświadczenia. Zapewne odpadlibyśmy od Chrystusa, zerwali ścisłe więzi, jakie nas z Nim łączą. A przecież Bóg nigdy nie daje nam ciężarów ponad nasze siły. Jeśli zatem nakłada na nasze barki taki ciężar - czy też dopuszcza jego obecność - to tylko wtedy, kiedy jesteśmy w stanie go dźwigać.

Życie duchowe to droga

Kto na tej drodze przystaje - już zaczyna się cofać. Nie możemy całe życie być „początkującymi” w relacjach z Bogiem - tak samo, jak nie da się całego życia spędzić w stanie zakochania w drugim człowieku. Albo zakochanie przerodzi się w prawdziwą miłość (ze wszystkimi jej konsekwencjami, tymi radosnymi i tymi trudnymi), albo wygaśnie. Trudności i strapienia nie oznaczają wygaśnięcia miłości - oznaczają jedynie przejście na następy jej etap. A „noc ciemna” to etap jeszcze głębszego zaangażowania, głębi miłości dla której najważniejsze jest dążenie do jedności z Ukochanym - nawet za cenę cierpienia.

Po drugie - Jan od Krzyża wyjaśnia nam dlaczego (czy raczej: po co) człowiek przeżywa takie doświadczenie, czemu ono ma służyć.

 
strona: 1 2 3