logo
Czwartek, 28 marca 2024 r.
imieniny:
Anieli, Kasrota, Soni, Guntrama, Aleksandra, Jana – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Jan Halbersztat
Ciemna noc
Wieczernik
 


Oddajmy głos Janowi:


Matka bowiem, tuląc do piersi maleńkie dziecię, ogrzewa je swym ciepłem, karmi mlekiem - lekkim i słodkim pokarmem. Pieści je również i nosi na swych rękach. Gdy jednak dziecię dorasta, umniejsza matka pieszczoty, ukrywa swoją czułą miłość, a słodki pokarm zaprawia goryczą. Nie nosi już dziecka na rękach, lecz każe mu stąpać własnymi nóżkami, aby powoli wyzbyło się słabości i zabierało do rzeczy większych i istotniejszych.


Łaska Boża, jak czuła matka, czyni to samo z duszą, gdy ją już odrodzi gorącością i zapałem w służbie Bożej.

A więc „noc duchowa” ma służyć naszemu rozwojowi, wzrostowi, doskonaleniu. Oczywiście – co bardzo ważne – nie możemy rozumieć tego „rozwoju” i „doskonalenia” na sposób czysto naturalny: nie chodzi o to, żebyśmy stawali się w sensie abstrakcyjnym „doskonalsi”, ale abyśmy byli coraz bliżej Chrystusa.

Fascynująca jest lista „niedoskonałości duchowych” wymieniana przez Jana. Pisze on o niecierpliwości, o nieczystości, pysze, gniewie - ale także o „łakom-stwie duchowym”, które nie pozwala „początkującym” pogłębiać relacji z Chrystusem. Pisze o działaniu złego ducha, który robi, co może, aby „początkujących” z tej drogi zawrócić. Jeśli „początkującemu” udaje się te przeszkody pokonywać, to tylko dzięki działaniu Bożej łaski. Także dzięki takim doświadczeniom, jak „ciemna noc duszy”, kiedy wszystkie „dodatki” – miłe, ale mogące zasłaniać samego Boga – zostają mu odebrane.

Czas szczególny dany przez Boga

To bardzo ważna myśl – „noc ciemna” jest czasem szczególnie danym nam przez Boga dla naszego dobra, dla pogłębiania więzi, dla umocnienia miłości, dla oczyszczenia (to bardzo ważne słowo, klucz do mistyki Jana od Krzyża) naszego serca.

A więc nie mamy do czynienia z jakimś bogiem-sadystą, który cieszy się naszym cierpieniem. Nie mamy także do czynienia z bogiem nieczułym, odległym, którego nasze cierpienie nie obchodzi. Postępujemy w relacji z Bogiem, który jest Miłością i który nie robi nic – nic! – co nie byłoby dla nas dobre.

Ale jest coś jeszcze. Jest u Jana od Krzyża myśl, która dawno temu wydała mi się niemal absurdalna – i która nadal (choć dziś na poziomie intelektualnym lepiej ją rozumiem) wywołuje we mnie coś w rodzaju buntu.

Bo Jan, pisząc o tym doświadczeniu duchowym, porównuje je do miłosnej nocy męża i żony, do rozkoszy prowadzącej do pełnego zjednoczenia. I personifikuje tę noc, zwracając się do niej z emfazą:

„O nocy któraś prowadziła, o nocy milsza niż świtanie...”.
„Milsza, niż świtanie”?!

Jestem w stanie zrozumieć, że cierpienie może mnie uszlachetniać i zbliżać do Boga. Że poprzez takie doświadczenia Bóg oczyszcza moje serce, dzięki czemu jest na Niego bardziej otwarte. Że On dopuszcza moje cierpienie, aby ostatecznie przygarnąć mnie do serca i zanurzyć w swojej miłości.

Żyć nadzieją na światło

Ale kiedy cierpię – chcę, aby cierpienie się skończyło. Kiedy brnę przez ciemność - żyję nadzieją na światło, na nowy poranek, na nowe życie (choćby miało ono na mnie czekać dopiero „po Tamtej Stronie”). Mogę znieść cierpienie, mogę (choć to chyba jeszcze nie mój poziom rozwoju duchowego) zaakceptować je – ale jednak idąc przez noc czekam na świt. Czekam tym bardziej, im noc jest ciemniejsza.

A jednak – słowa Jana od Krzyża przewracają do góry nogami moje rozumienie cierpienia i Bożej miłości: „...nocy milsza niż świtanie”.

Bo dla kogoś, kto kocha, każdy sposób pogłębienia miłości i zbliżenia się do Ukochanego jest błogosławieństwem. Bo jeśli wiem, że cierpiąc zbliżam się do Tego, Kogo kocham - to jestem szczęśliwy. To niczego więcej mi nie trzeba.

A więc noc jest konieczna. Bez niej nie ma świtu, bez niej nie ma prawdziwej miłości do Boga, prawdziwej więzi z Chrystusem. A więc „noc duchowa” nie jest „złem koniecznym”, które trzeba jakoś znieść - jest esencją relacji z Ukochanym, rzeczywistością, która tę relację buduje.

A więc Krzyż nie jest tylko przykrym etapem na drodze do zmartwychwstania. Jest esencją Miłości i samą miłością (choć rzeczywiście nabiera Sensu w kontekście zmartwychwstania).

Ciemna noc ducha to nie oddalenie się od Chrystusa, ani - tym bardziej! - oddalenie się Chrystusa od nas. To dar - fakt, że niezwykle trudny - dany nam właśnie po to, aby się do Chrystusa zbliżyć i wejść głębiej w Jego Miłość. Bo „...drogi moje nie są jako drogi wasze - mówi Pan”.

Jan Halbersztat

 
strona: 1 2 3