logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
o. Wacław Hryniewicz OMI
Cierpienie jest wołaniem o przemian
List
 


Odwieczne pytanie
 
Definicja zła jako braku dobra niczego nie wyjaśnia i w niczym nie pomaga. Zło jest dla człowieka czymś, co niszczy życie, odbiera zdrowie ducha i ciała, pozbawia najdroższych osób i najbliższych przyjaciół. Dotkliwą formą zła jest także cierpienie, gdyż paraliżuje lub niszczy szanse rozwoju człowieka. Istnieje bardzo wiele form zła fizycznego i moralnego. Tradycja chrześcijańska mówi także o działaniu w świecie zła osobowego w postaci szatana. Bóg nie jest sprawcą cierpienia.
 
To tylko w wyobraźni i marzeniach można stworzyć sobie taki świat, w którym Bóg nie dopuszcza żadnego zła. Byłby to jednak nie świat rozumnych i wolnych istot, ale świat manekinów.
 
Tak nie jest w naszym rzeczywistym świecie. Często sami ludzie są sprawcami cierpienia własnego i innych... Nasza cywilizacja jest przyczyną nieznanych przedtem chorób, na które umiera wielu ludzi, w tym także niewinne dzieci. Tradycja chrześcijańskiego Wschodu mówi, że Bóg będąc wszechmocnym, jest zarazem „wszech-słaby” wobec ludzkiej woli. Niech się dzieje wola twoja, człowieku! Przekonaj się sam, dokąd świat wiedziesz swoją bezmyślnością.
 
Czy rzeczywiście Bóg milczący?
 
W obliczu doświadczanego zła i cierpienia wzywamy Boskiej pomocy. Często wydaje się nam, że Bóg milczy. Najbardziej dramatycznym tego przykładem były wołania dziesiątków tysięcy ludzi w obozach koncentracyjnych czy w sowieckich gułagach. Ileż wykrzyczanych lub niemych skarg! I cisza. Nie wiemy, dlaczego widzialna interwencja Boska nie nadeszła. Widocznie Bóg nie chce interweniować bezpośrednio, czynić cudów na każdym kroku, uśmiercać zbrodniarzy, przemawiać wprost do ludzi. On postępuje i działa inaczej. Jego nierozpoznana ręka przychodzi z pomocą przez czyjąś dobroć, szlachetność, życzliwą i cierpliwą obecność, przez bliskość, przez samo bycie razem z osobą cierpiącą. Oczywiście, nie jest to ręka wszechmocna. Człowiek nie potrafi wyzwalać od cierpienia i uzdrawiać chorych tak, jak to czynił Jezus: „wstań i chodź”! Nie jesteśmy cudotwórcami.
 
Milczenie Boga ma w sobie coś z tajemnicy Wielkiego Piątku. Dlaczego Bóg zdecydował się przybrać postać sługi? Dlaczego Syn Boży chciał doświadczyć opuszczenia i ogołocić samego siebie z blasku chwały i mocy (zob. Flp 2,7)? Nie po to, byśmy mogli ubłagać rozgniewanego Boga i zadośćuczynić Mu za obrazę majestatu. Boski zamysł kryje się znacznie głębiej. Krzyż i cierpienie Chrystusa są apelem o to, by krzyży w ludzkim życiu było jak najmniej; żeby nie powtarzały się takie sytuacje, kiedy człowiek zadaje bliźniemu cierpienie. Historia Chrystusa pokazuje, do czego prowadzi ludzka złość, bezwzględność, zaślepienie, ograniczenie i niewierność. Dlatego Jezus wołał: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią (Łk 23, 34). W głęboko ukrytej ignorancji nie zdajemy sobie często sprawy z tego, jak daleko sięga zło, które czynimy. Można by pytać Boga, dlaczego nie interweniował w chwili ukrzyżowania Jezusa, który modlił się słowami psalmu: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił? (Mk 15, 34). Odpowiedź Boga przychodzi, ale później – jest nią Zmartwychwstanie. Nie wiem, kiedy Bóg przełamuje swoje milczenie w stosunku do człowieka. Może czasem bardzo późno, a może wcale nie na tej ziemi. Jest to dla nas niesprawdzalne. Nie mamy możliwości takiej weryfikacji. Często ludzie odchodzą z tego świata zrozpaczeni. Jak ci w obozach, którzy tracili wiarę w to, że istnieje Ktokolwiek po tamtej stronie.
 
Poszukiwanie sensu
 
Cierpienie samo w sobie nie ma sensu, jest destrukcyjne. Usiłujemy odnaleźć lub nadać mu jakiś sens. Życie w cierpieniu pozbawionym sensu wydaje się niewarte przeżycia. Człowiek wierzący szuka religijnego sensu cierpienia. Bardzo trudny do odkrycia sens jest często w tym, że człowiek zmiażdżony cierpieniem „przebija się” do głębszej duchowo formy własnego istnienia. Cierpienie mija, ale to, co się przecierpiało, pozostawia ślad. Coś się w człowieku wskutek cierpienia może zmienić i wykrystalizować. Staje się on wówczas mniej egoistyczny, bardziej wrażliwy na drugich. Potem, z perspektywy czasu, może powiedzieć: to przyjęte i duchowo rozświetlone cierpienie miało sens. Kto potrafi odnaleźć wewnętrzne światło i rozświetlić swoje cierpienie, łatwiej zdoła przejść przez „cienistą dolinę” i nadal trwać godnie przy życiu. Ale do tego trzeba wielkiej siły ducha, wiary, nadziei i dobrych ludzi dookoła.
 
Ale jaki sens ma cierpienie, które zniszczyło kogoś całkowicie? Ktoś powie: było karą dla grzesznych ludzi. Zbyt często nadużywamy tego sposobu myślenia czyniąc z Boga wielką instancję karzącą. Wobec tajemnicy zła i cierpienia stajemy często bezradni. Istnienie ukrzyżowane jest najtrudniejszą formą istnienia. Samo w sobie, jako istnienie pomniejszone i zdegradowane, jest ustawicznym wołaniem o ocalenie – tym, co tradycja Wschodu nazywa epiklezą, przyzywaniem Boga. Epikleza ludzi cierpiących jest najgłośniejszym wołaniem do Boga z powierzchni naszej Ziemi, „ojczyzny ludzi”.
 
Czy Bóg cierpi?
 
Współczesna teologia zdecydowanie odchodzi od starego aksjomatu o Bogu niezdolnym do cierpienia, szczęśliwym w zaświatach bez względu na to, co dzieje się na ziemi. Dzisiaj w całym chrześcijaństwie widać zwrot w kierunku wizji Boga zdolnego do współcierpienia – nie z samej swojej natury, ale z osobowej miłości i troski o los swoich stworzeń. To współcierpienie Boga możemy dostrzec kontemplując dramatyczny moment śmierci Jezusa. Cierpi nie tylko Jego ludzka natura. Przenikanie się Osób Boskich sprawia, że jeśli dotknięta jest jedna z nich, pozostałe również biorą w tym udział. Wierzę, że Chrystus – najbardziej niewinny z ludzi, potraktowany jak największy złoczyńca – solidaryzuje się z niewinnie cierpiącymi ludźmi przez poczucie osamotnienia i doświadczenie niesprawiedliwości.
 
Wydarzenie Krzyża utwierdza w przekonaniu, że Bóg nie pozostaje obojętny na cierpienie swoich stworzeń. Jego współcierpienie i współ-czucie nie jest dowodem niedoskonałości. Jest oznaką pełni i zdolności do samo-transcendencji, czyli przekraczania samego siebie. Do tego zdolna jest tylko osoba kochająca. Wizja Boga zamkniętego w kręgu własnego szczęścia, obojętnego i nieczułego, jest niezgodna ze świadectwem Biblii. Imię Boga, będąc synonimem i znakiem przyzywania, jest zaprzeczeniem wszelkiego narcyzmu i egocentryzmu. Wierzę, że Jego współcierpienie jest pewną formą Opatrzności i przełamywania milczenia. Mimo iż nie chce On łamać praw przyrody ani gwałtownie odwracać spraw, które toczą się w świecie ludzkim, jest Bogiem wrażliwym, wszystko ogarniającym swoją troską i miłością. Nas również będzie rozliczać z wrażliwości na cierpienie bliźnich, o czym mówi przypowieść o Sądzie Ostatecznym (por. Mt25, 31-46).
 
Dar błogosławiony
 
Bóg nie żałuje daru wolności danego człowiekowi. Wszystkie Jego dary są, jak napisał z głębi swego ducha apostoł Paweł (Rz 11,29), nieodwołalne w dosłownym przekładzie nieżałowane). Człowiek potrafi nadużywać błogosławionego daru wolności, pomnażać zło i cierpienie w świecie. Wierzę jednak, że Bóg zdoła w każdym człowieku swój dar ocalić, jeśli nie w tym, to w przyszłym życiu. Dar wolności jest cudem, zdumiewającym uczestnictwem w wolności samego Boga. To dar, do którego i dzięki któremu dojrzewamy: „Poznacie prawdę i prawda będzie was wyzwalać” (J 8, 32). Tak można przetłumaczyć ten wers z oryginału greckiego, chodzi bowiem o proces ciągły, a nie o jednorazowe wydarzenie.
 
Chora ludzka wolność schodzi na bezdroża, niszczy siebie, zadaje cierpienie i kaleczy innych. Jej stan chorobowy jest wołaniem o przemianę, uzdrowienie i ocalenie. Wolność zwrócona ku Bogu i ludziom jest błogosławieństwem. To ona tworzy dobro i piękno, a dobro jest największym „sakramentem” życia. Dobro przeobraża i wyzwala w nas piękno człowieczeństwa. Jest największym rozjaśnieniem ludzkiego istnienia. Dzięki dobru i pięknu możemy doświadczyć, że Bóg rzeczywiście jest miłością i miłosierdziem. Do Niego, a nie do zła i cierpienia, należy słowo ostatnie: I otrze wszelką łzę z ich oczu, i śmierci już nie będzie, ani żałoby, ani krzyku, ani bólu już nie będzie, bo pierwsze rzeczy przeminęły. A Ten, który siedzi na tronie, powiedział: Oto wszystko czynię nowe (Ap 21, 4-5; przekład ekumeniczny 2001).
 
Żyjemy w czasie, poddani prawu przemijania i wciąż boleśnie doświadczamy owych „rzeczy pierwszych”. Do tego, co nowe, wybiegać można tylko siłą nadziei i zaufania Boskiej obietnicy.
 
Wacław Hryniewicz OMI
LIST 1/2003 

fot. Sheila Tostes Jesus Christ 
Flickr (cc)
 
Zobacz także
kl. Michał Tomaka scj
Człowiek jest integralną całością i z szacunkiem należy podchodzić do każdej sfery jego życia. Na wszystko powinien znaleźć się odpowiedni czas. Ważne jest chyba to, by indywidualnie podchodzić do każdego. Dyskomfort fizyczny ma wpływ na ogólne samopoczucie, czyli i na psychikę, i na ducha, a w drugą stronę też to działa.

Z s. Teresą Pawlak ze Zgromadzenia Sióstr Albertynek Posługujących Ubogim rozmawia kl. Michał Tomaka SCJ
 
o. Wojciech Jędrzejewski OP
To jest przypowieść o modlitwie, którą powinniśmy zanosić do Jezusa w chwilach wewnętrznego dysonansu: jeszcze słyszymy dźwięk Bożej melodii, jej piękna a jednocześnie wdziera się w to brzmienie fałszywy ton naszego grzechu. Czujemy zapach, woń Chrystusa, który kocha, okazuje swoją moc, interweniuje w oczywisty sposób, a zarazem czujemy smród naszej niewierności, niestałości, rozchwiania. Zetknięcie świętości i grzeszności.
 
Andrzej Koprowski SJ
W Europie narasta kryzys więzi międzyludzkich i umiejętności rozmawiania, ale też różnienia się. Jakby znikł fundament, na którym się stoi, o który można się oprzeć, który daje poczucie sensu i tożsamości, identyfikacji samego siebie we wspólnocie; odniesienia dla wszelkiego wartościowania i budowania przyszłości...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS