logo
Piątek, 19 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Alfa, Leonii, Tytusa, Elfega, Tymona, Adolfa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Wunibald Müller
Co nas naprawdę żywi? W trosce o duchowość zakorzenioną w ziemi
Wydawnictwo Homo Dei
 


Nasza duchowość musi być dla nas pokarmem. Musi nas ona umacniać, musi się przyczyniać do rozwoju naszego życia, do tego, byśmy się stawali "ludźmi żyjącymi". Wielu ludzi tęskni za przeżyciem duchowym!


 

Wydawca: Homo Dei
Rok wydania: 2013
ISBN: 978-83-62579-39-6
Format: 120x185
Stron: 170
Rodzaj okładki: Miękka

 
Kup tą książkę  
 

 

Być całkowicie przy sobie – życie tu i teraz

Abba Zenon [16] egzaminował kiedyś pewnego człowieka znanego z surowych postów. Zaprosił go do siebie. Zenon jadał co drugi dzień, tamten wielki pościciel tylko w soboty i niedziele. Podczas pobytu u Zenona był bardzo niespokojny i sądził, że to zły duch w niego wstąpił, gdyż nie był w stanie pościć. Wówczas abba Zenon powiedział: "We wsi żywisz się pochwałami ludzi. Tam czujesz się dobrze, bo wszyscy cię podziwiają. Tutaj, gdy powinieneś pościć w samotności, nie potrafisz tego".

Czasem żywią właśnie ludzkie pochwały. Pytanie tylko, czy to pokarm rzeczywiście sycący. Jak na przykład przedstawia się rzecz u pisarza duchowego, który w seryjnie wydawanych książkach relacjonuje swoje doświadczenia pustyni w spotkaniu z Bogiem? Czy nie żywi się on rozpowszechnianiem tych swoich doświadczeń oraz podziwem i uznaniem, które go za to spotykają od ludzi? Albo jak to jest u wielkich mężczyzn i kobiet, którzy już za swego życia są czczeni jako święci za swoje zaangażowanie społeczne i charytatywne? Czy są całkiem wolni od "pożywienia", które staje się ich udziałem poprzez ludzkie zainteresowanie, poklask i honory? Co by było, gdyby nie pisali o tym w książkach, gdyby dzięki swoim doświadczeniom i swojej działalności nie stali w blasku świateł rampy? "Czujesz się dobrze, bo wszyscy cię podziwiają"...

Jak to jest, gdy poszczę, przeżywam ciemne noce wiary, poświęcam się dla potrzebujących, nie otrzymując nic w zamian? Wtedy nie mam na talerzu pochlebnych słów, nie napycham się czcią i chwałą, które mnie nadymają, ale nie są w stanie mnie wyżywić. Wtedy pozostaję całkiem sam na sam ze sobą. I wtedy coś się dzieje w mojej bliskości – więcej, we mnie. Wtedy doświadczam czegoś, co pozostaje we mnie i u tych, którzy mają z tym bezpośrednio do czynienia. Nie uciekam już od siebie, pozostaję przy sobie, staję ze sobą twarzą w twarz. Nie wymiguję się od tego, nie próbuję sobie ulżyć. To, co wówczas otrzymuję, nie jest zapewne niczym podniecającym, ale za to czymś, co dokonuje we mnie jakiegoś dzieła, jakoś mnie przemienia i naprawdę mnie żywi.

Czuję w sobie głęboką tęsknotę, by być całkowicie przy sobie, nie rzucać już spojrzeń na prawo i lewo, żeby się porównywać z innymi. To tęsknota za pozostawaniem po prostu przy sobie, przy tym, co jest tutaj oto, przy sobie i przede wszystkim w sobie. To moja kotwica. To mnie trzyma, albo lepiej: niesie mnie. I czuję, że kiedy mi się to udaje i ta tęsknota się we mnie pojawia, kiedy mam kontakt ze sobą i na ten kontakt pozwalam, wtedy rodzi się we mnie kojące uczucie. Czuję się jakby wewnętrznie rozświetlony, robi się we mnie ciepło. W tym cieple staję się dla siebie dotykalny. Tak jak wcześniej byłem stwardniały, a nawet sztywny, i już siebie nie czułem, tak teraz w ociepleniu i rozmrożeniu doświadczam życia i ruchu.

Tęsknię za tym, aby w większym stopniu przeżywać i kształtować swoje życie w oparciu o to wewnętrzne jądro, które mnie stanowi, aby z jego perspektywy patrzeć i oceniać. I zauważam, jak ogarniają mnie niepokój, lęk, zazdrość i ból, kiedy się od tego punktu oddalam i już go nie uwzględniam, kiedy pozwalam się od niego odwieść innym, zewnętrznym wydarzeniom czy doświadczeniom takim jak poważanie u ludzi, sukces, działanie, zaspokojenie różnych potrzeb. Wtedy tracę kontakt ze sobą, światło we mnie gaśnie, ciepło ze mnie ucieka. Zaczynam więc ich szukać, często poza sobą, ale nie znajduję – dopóki, tak jak teraz, znów nie dopuszczę do siebie tęsknoty za byciem w sobie i nie pójdę za jej głosem.

Czuję, jak mnie to krzepi wewnętrznie i zewnętrznie, mam ze sobą lepszy kontakt, idę bardziej wyprostowany – w najprawdziwszym sensie tego słowa. O ile przedtem chodziłem pochylony, tak jakby mi u ramion zwisał jakiś ciężar, to teraz wyprostowana postawa nie jest już dla mnie trudna. Czuję przypływ energii i siły. Mam je do dyspozycji tak łatwo, jak gdyby to było całkiem oczywiste, nie są już one nieuchwytne, jakby za mgłą. Ponieważ jestem u siebie, spotykam się ze sobą, dlatego też mam je pod ręką i potrafię je spożytkować dla siebie.

Pozostawanie ze sobą w kontakcie żywi mnie. Docenienie tego, czym jestem, nietracenie tego z oczu poprzez nieustanne zerkanie w prawo i lewo daje mi siłę. Stałe utrzymywanie kontaktu z tym wszystkim, co jest tutaj, z tym, czym jestem i co mam, to żywi. Codziennie od nowa doceniać to, co jest, i cieszyć się tym, zamiast tracić to z oczu w napięciu frustracji z powodu tego, czego jeszcze nie mam, ale chętnie bym miał – to żywi.

"Jesteśmy skłonni – mówi Abraham Maslow – uważać za oczywiste to, co mamy, zwłaszcza jeśli nie musieliśmy na to pracować albo o to walczyć. Jedzenie, bezpieczeństwo, miłość, przedmioty podziwu, wolność – to wszystko zawsze mamy, nie musieliśmy z tego rezygnować czy też się o to starać. Istnieje niebezpieczeństwo lekceważenia tych rzeczy, niedoceniania ich rzeczywistej wartości – aż do tego stopnia, że się z nich drwi lub je niszczy. To zjawisko jest oczywiście postacią błędnego postrzegania rzeczywistości, czyli jakąś formą patologii. W większości przypadków można ją wyleczyć bardzo łatwo: po prostu poprzez doświadczenie, co znaczą bóle, głód, ubóstwo, samotność, odtrącenie przez innych itp." [17].

Kiedy zasiadam całkiem zwyczajnie do zastawionego stołu i biorę udział w uczcie, którą dla mnie przygotowano, świętuję życie. Zaprzestaję spoglądania na prawo i lewo, co ktoś tam ma, co robi, z kim się przyjaźni i w jakim domu mieszka. Jestem po prostu tutaj, siedzę przy swoim stole, zauważam, że jest zastawiony, i cieszę się tym, ale przede wszystkim jestem zadowolony z tego, że zaczynam nareszcie – ach, nareszcie! – żyć, żyć własnym życiem. Oddycham głęboko, czuję siebie, doświadczam najbliższych mi ludzi całkiem na nowo. Ogarnia mnie wielka wdzięczność, która się we mnie rozprzestrzenia coraz bardziej w miarę, jak ją dopuszczam. Nie uganiam się już za tym, co mi się wydaje jeszcze jednym koniecznym przedmiotem posiadania, przy tym nie zauważając tego czy zapominając o tym, co już mam i na czym się mogę oprzeć. Jestem tutaj i tu siedzę – odprężony, zadowolony, pełen wdzięczności, że tu właśnie się znajduję, że oddycham, żyję razem z tymi, którzy są mi najbliżsi. I jestem zdziwiony, jak mi jest radośnie, jak to dobrze usiąść wreszcie przy swoim stole i rozkoszować się przygotowanym dla mnie posiłkiem.

________________________________
Przypisy:

 [16] Jeden z najbardziej znanych ojców pustyni (przyp. tłum.).
 [17] A. Maslow, Motivation und Personality, New York 1970, s. 61. Zob. także: tenże, Psychologie des Seins. Ein Entwurf, Frankfurt [am Main] 1994; Th . Hora, Existential Metapsychiatry, New York 1977.


Zobacz także
Piotr S. Mazur
Wyjaśnienie, czym są uczucia i jakie jest ich miejsce w życiu człowieka zależy od rozumienia bytu ludzkiego. W myśli personalistycznej uznaje się człowieka za byt duchowo-cielesny, autonomiczny wobec przyrody i społeczności podmiot-osobę obdarzony nieredukowalną godnością, który jednak w swoim bytowaniu jest spotencjalizowany. Oznacza to, że do zrealizowania tego wszystkiego, co tkwi w jego osobowej naturze potrzebuje on istotnego wsparcia osób drugich. 
 
Dariusz Piórkowski SJ
Przypowieść o synu marnotrawnym, ojcu i starszym bracie jest rozwinięciem wcześniejszych obrazów o odnalezionej owcy i drachmie. Razem tworzą zwartą całość. Ponieważ Jezus zwraca się do celników i grzeszników oraz do zgorszonych faryzeuszów i uczonych w Piśmie, nie powinniśmy być zdziwieni taką kolejnością narracji. Owca zgubiła się, odłączając się od stada, podczas gdy drachma zapodziała się w domu. Dlatego w dalszej części opowieści pojawiają się dwaj różni synowie. 
 
ks. Sławomir Kamiński SCJ
Co zrobić, aby dopomóc naszemu wewnętrznemu sercu pozostać w dobrej kondycji? W tym względzie przychodzi nam z pomocą Jezus, który w Ewangelii sformułował konkretne wskazania. Wydaje się, że jednym z pierwszych jest gotowość słuchania. Nie przypadkiem ewangelista Marek, w przeciwieństwie do Mateusza i Łukasza, poprzedził wskazanie dotyczące miłości Boga i bliźniego słowem „słuchaj” (Mk 12,28-31). 
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS