logo
Sobota, 20 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Agnieszki, Amalii, Teodora, Bereniki, Marcela – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
ks. Marek Dziewiecki
Co to znaczy być chrześcijaninem?
materiał własny
 


Boże piękno, które odnawia i zbawia człowieka

konferencja I

"Śpiewajcie Panu pieśń nową, głoście chwałę Jego do krańców ziemi" (Iz 42, 10)

Chyba każdy z was chciałby, aby początek trzeciego tysiąclecia wiązał się z radością, z nadzieją na szczęśliwe życie. Niestety koniec starego tysiąclecia rozczarował chyba nas wszystkich. Współczesna kultura i cywilizacja oddaliła się od Boga, a przez to także od człowieka. Stare tysiąclecie zamknęliśmy w Europie i w Polsce niespotykaną dotąd ilością ludzi cierpiących i nieszczęśliwych. Nigdy wcześniej nie było wśród nas i w naszych domach tylu ludzi uzależnionych od alkoholu i narkotyków, tylu ludzi agresywnych, tylu przestępców, tylu chorych psychicznie i samobójców. Do Europy wróciła po 50 latach wojna na Bałkanach, a parlament holenderski pozwolił na zabijanie ludzi starszych i cierpiących, którzy przecież wołają o pomoc i o miłość, a nie o zastrzyk z trucizną i śmierć. Coraz więcej jest wśród nas ludzi dotkniętych największym kalectwem, w jakie może popaść człowiek. Tym kalectwem jest niezdolność do miłości, niezdolność do tego, by kochać i by kierować się w życiu prawdą. Coraz więcej wokół nas a czasem i w nas samych tego, co prymitywne duchowo i co brzydkie moralnie. Nawet sztuka staje się coraz częściej miejscem ukazywania brzydoty, a muzyka zamienia się w hałas, w którym wykrzykiwane są słowa pogardy, nienawiści i rozpaczy.

 

Stare iluzje i nowe dramaty

Ludzkość ciągle na nowo powtarza stare błędy. Pierwsi ludzie uwierzyli, że potrafią sami odróżnić dobro od zła i że nie potrzebują Boga, by być szczęśliwymi. Już na początku historii ludzie ukrywali się przed Bogiem i wyrządzali sobie nawzajem krzywdę. W jakimś stopniu każdy z nas powtarza te stare iluzje o istnieniu szczęścia bez Boga, bez zasad moralnych, bez pracy nad sobą. Powtarzając stare iluzje, błędy i grzechy, współczesny człowiek popada w nowe cierpienia i dramaty: w nowe choroby (np. AIDS), w nowe uzależnienia (np. od komputera), w nowe formy kalectwa psychicznego, duchowego i moralnego. Dramaty te stają się tak wielkie, że w ciągu ostatnich kilku lat dziesięciokrotnie wzrosła w Polsce ilość samobójstw wśród dzieci i młodzieży. Wielu młodych sięga po alkohol i narkotyk, ryzykując w ten sposób jakby samobójstwo na raty.
Prawdziwe piękno jest w naszych czasach często wyśmiewane. Modne staje się tolerowanie zła, natomiast czynienie dobra i szlachetne postępowanie jest traktowane jako naiwność czy słabość. Piękno i dobro jest negowane wszędzie tam, gdzie zwycięża przemoc i nienawiść, gdzie panuje egoizm i niesprawiedliwość, gdzie pojawia się demoralizacja, wyuzdanie, prymitywizm. A także tam, gdzie znika radość życia, gdzie zamiera entuzjazm, gdzie gaśnie nadzieja na życie w miłości i uczciwości. Piękno i dobro jest zagrożone wszędzie tam, gdzie dominuje przeciętność, miernota, gdzie zwycięża egoizm, znudzenie życiem, rozczarowanie. Piękno i dobro umiera wszędzie tam, gdzie "bohaterami" dzieci i młodzieży stają się te postaci ze świata muzyki, sportu, polityki czy biznesu, które okazują się ludźmi małymi, prymitywnymi, niezdolnymi do uczciwości i miłości, które niszczą własne życie rodzinne, które wchodzą na drogę przestępstw, uzależnień i przedwczesnej śmierci. Piękno i dobro jest zagrożone wszędzie tam, gdzie wzorem i ideałem jest ktoś inny niż Chrystus i Jego świadkowie: Ojciec Kolbe, Matka Teresa, Jan Paweł II.

 

Troska o nową przyszłość

W książce "Ziemia, planeta ludzi", A. De Saint-Exupery wspomina spotkanie w nocnym pociągu z grupą polskich górników, którzy w 1937 r. utracili pracę w kopalniach i z całymi rodzinami zostali wydaleni z Francji. Odbywając podróż do Ojczyzny, byli potwornie zmęczeni, smutni, zdeformowani fizycznie. Obserwując mężczyznę i kobietę, którzy przytuleni do siebie, spali na podłodze wagonu trzeciej klasy, Exupery napisał: "Pomyślałem: ta nędza, ten brud, ta brzydota - nie one są problemem. Ten mężczyzna i ta kobieta poznali się kiedyś, mężczyzna uśmiechał się na pewno do kobiety, na pewno przyniósł jej kwiaty po pracy. Nieśmiały i niezręczny, bał się może, że zostanie odtrącony. A kobieta przez wrodzoną kokieterię, kobieta pewna swego wdzięku, z upodobaniem podniecała może jego niepokój. I tamten, który dziś jest już tylko maszyną do kopania czy wiercenia, przeżywał rozkoszną udrękę. Niepojęte, jak mogli stać się tymi bryłami gliny." Snując takie refleksje, Exupery dostrzegł ich śpiące dziecko. "Cóż to była za twarzyczka! Z tej pary narodził się ten jakby złocisty owoc. Z tych ciężkich łachmanów zrodziło się arcydzieło piękna i wdzięku. Pochyliłem się nad gładkim czołem, delikatnym zarysem ust i powiedziałem do siebie: oto muzyk, dziecięcy Mozart, piękna zapowiedź życia. Mali książęta z bajki nie mogli być inni: otoczony opieką i staraniem, kształcony, wychowany, kim mógłby zostać! Kiedy drogą skrzyżowań uzyskuje się nowy gatunek róży, wszyscy ogrodnicy są poruszeni. Izoluje się tę różę, pielęgnuje, otacza dbałością. Ale nie ma ogrodnika dla ludzi. Mały Mozart trafi pod walce maszyny. Największe swoje wzruszenie będzie czerpał z banalnej muzyczki w zaduchu tancbudy. W każdym z tych ludzi, w jakimś stopniu, został Mozart zamordowany. Tylko Duch, jeśli tchnie na glinę, może stworzyć Człowieka."
Jakże aktualna jest ta refleksja Exuperego sprzed ponad sześćdziesięciu laty. Jakże wielu dzieciom i młodzieży w naszej Ojczyźnie grozi znowu nie tylko ubóstwo materialne, ale także to najbardziej groźne i bolesne: ubóstwo duchowe. Jakże wielu nastolatkom grozi, że zadowolą się zaduchem trzeciorzędnej dyskoteki, albo czwartorzędną ideologią o istnieniu łatwego szczęścia: bez autorytetów i zasad moralnych, bez dyscypliny i wewnętrznej wolności, bez miłości i odpowiedzialności. Jakże wielu młodych wokół nas i w naszych domach, w naszych szkołach i na naszych podwórkach jest głodnych miłości, czułości, poczucia bezpieczeństwa.

 

Jakie piękno może nas zbawić?

W powieści Dostojewskiego pt. "Idiota", człowiek niewierzący - Hipolit, pyta księcia Myszkina: "Czy to prawda, książę, że powiedzieliście kiedyś, iż świat będzie zbawiony przez piękno? (...) Jakie piękno może zbawić świat?". Myszkin, stojący obok umierającego na tyfus osiemnastolatka, nie odpowiedział. Swoją postawą zdawał się jednak wskazywać, że jedynym pięknem, które może zbawić ten świat, jest miłość współczująca w cierpieniu. My wiemy, jak nazwać tę miłość. Jest nią Bóg - Jezus Chrystus. Ten, który staje się człowiekiem, abyśmy zobaczyli Jego miłość, która współcierpi, gdy my cierpimy, i która zbawia, gdy my błądzimy. Święty Augustyn ze zdumieniem odkrywa, że nie zbawia nas jakieś pociągające piękno zewnętrzne, fizyczne, lecz piękno wewnętrzne, piękno Bożej miłości, piękno "tak stare i tak nowe jednocześnie" (Wyznania 10, 27).
Gdy jesteśmy z Bogiem, gdy przystępujemy do spowiedzi i komunii świętej, to odkrywamy jak bardzo jesteśmy piękni pięknem człowieka szlachetnego. Odkrywamy, że potrafimy kochać i cieszyć się życiem, że przeżywamy radość, jakiej nie może dać nam alkohol, narkotyk, popęd czy pieniądz. Gdy jesteśmy zaprzyjaźnieni z Bogiem, to powtarza się wtedy historia Apostołów na górze Tabor, gdy wznieśli się ponad ziemię i ponad samych siebie, aby pozostać sam na sam z Chrystusem. Uwolnieni od tego, co złe, co brzydkie i grzeszne, zawołali zupełnie spontanicznie: "Dobrze, że tu jesteśmy" (Mt 17,4). Kto czuje się kochany przez Boga i kto uczy się od niego kochać, ten dostrzega piękno życia i piękno własnego wnętrza. Tak dosłownie widać to u ludzi, którzy są już fizycznie starzy i umęczeni trudem życia, ale którzy kochają i mają święte wnętrze. Promieniuje wtedy z nich piękno, które sprawia, że z radością i zafascynowaniem patrzymy na pomarszczoną twarz Matki Teresy z Kalkuty czy na cierpiące oblicze Jana Pawła II.

 

Boże piękno czyni nas nowym człowiekiem

Gdy Apostołowie szli z Jezusem na górę Tabor, to wierzyli już, że jest On Zbawicielem. Widzieli, że potrafi on wielu ludzi uzdrowić i przemienić. Z pewnością jednak stawiali sobie pytanie: czy może On przemienić cały ten świat, już wtedy pełen zła, nienawiści, cynizmu, egoizmu. Apostołowie musieli stawiać sobie pytanie: w jaki sposób może ktoś taki jak Jezus, ktoś taki dobry, łagodny i delikatny przemienić tak agresywny i zły świat? Chyba każdy z nas stawia sobie podobne pytanie: W jaki sposób Jezus ukrzyżowany i wyszydzony może zbawić ludzkość, która tak często okazuje się cyniczna i okrutna?

A jednak od dwóch tysięcy lat Chrystus przemienia historię tej ziemi i zmienia życiorysy najbardziej nawet zatwardziałych grzeszników. W dwa tysiące lat od swoich narodzin na tej ziemi Chrystus nadal nas fascynuje, nadal porusza nasze serce i najgłębsze aspiracje. On jeden może nam powiedzieć: Nie bójcie się świata ani sami siebie, jeśli jesteście ze Mną. Gdy On jest naszą Drogą, Prawdą i Życiem, gdy słuchamy Go bardziej niż gazet i alkoholu, bardziej niż telewizji i mody, bardziej niż samych siebie, wtedy stajemy się nowym człowiekiem. On stwarza nas raz jeszcze, dając nam nowe wnętrze, w którym pojawia się piękno serca, czystość sumienia, szlachetność aspiracji. Czas rekolekcji to czas jakby przytulenia się do Chrystusa z naszymi słabościami, grzechami i lękami. To przyjście do Niego z naszymi rozczarowaniami i zranieniami. To oddanie się w ręce Tego, który nas zachwyca i który nas zaprasza, byśmy już teraz budowali Jego królestwo miłości, prawdy, sprawiedliwości i pokoju.

 

Na którą ucztę pójdziemy?

Celem wszystkiego, co czynił i co mówił Jezus, było pomaganie człowiekowi, by się nawrócił, czyli by nauczył się kochać. Syn Boży przyszedł na ziemię, aby nas zaprosić na ucztę wielkiej miłości: tej bezwarunkowej, wiernej i nieodwołalnej. Na ucztę wybawienia od wszystkiego, co nas niepokoi, krzywdzi, boli, co odbiera nam radość życia i co zagraża naszej przyszłości (Łk 14, 15-24). Jednocześnie On sam nam uświadamia i przypomina, że na tej ziemi wiele osób i środowisk kieruje do nas zaproszenia na inne uczty. Na uczty znacznie mniejszej miłości: tej niewiernej i odwołalnej. Na uczty egoizmu, agresji, naiwności. Na uczty alkoholizmu, narkomanii, pornografii. Na uczty, które kończą się cierpieniem, utratą wolności, rozgoryczeniem. Na uczty trujące fizycznie, psychicznie, moralnie, społecznie. Łatwo ulec takiemu zaproszeniu, bo są to uczty, na których nie trzeba mieć szaty ludzkiej godności i dojrzałości. Są to uczty, które obiecują iluzję łatwego szczęścia i perspektywę doraźnej przyjemności. Na takie uczty łatwo zapraszać i łatwo przyjąć zaproszenie.
Bóg, który zna serce człowieka, wie o tym lepiej od nas samych. Z tego właśnie powodu postanowił zaprosić nas na swoją ucztę miłości i radości w sposób najbardziej niezwykły: wysyłając do nas swego Syna, aby On nas osobiście zaprosił. Jego Syn przeszedł przez ziemię wszystkim czyniąc dobrze. Do końca. Do śmierci krzyżowej. Więcej nie mógł już zrobić. Teraz odpowiedź zależy od każdego z nas. Na którą ucztę pójdę? Kto lub co jest moją drogą, prawdą, życiem? To najtrudniejsze pytania i decyzje, przed którymi stoi każdy człowiek. Jezus nie pozostaje obojętnym obserwatorem w obliczu naszych zmagań, rozterek i poszukiwań (por. Mt 20, 1-16). On nieustannie znajduje ludzi, wydarzenia i doświadczenia, poprzez które ponawia swoje zaproszenie: Jeśli chcesz, pójdź za mną na ucztę tej miłości, za którą najbardziej tęsknisz. Niech teraz każdy z nas w chwili modlitwy i ciszy odpowie Chrystusowi na Jego zaproszenie.

Ks. Marek Dziewiecki
http://www.szkoly.edu.pl/szydlowiec/mardzie


Zobacz także
Jacek Ponikiewski
Nauka lubuje się w kulcie, a więc części obrzędowej, mającej konotacje z systemem religijnym, ale nie z rozumem. Kultem może stać się zatem sama nauka, traktowana jako jedyna i najwyższa wyrocznia, która mimo braku argumentów neguje coś, gdyż nie jest to zjawisko stricte naukowe...
 
Piotr Słabek
Jest wiele dróg ufności Bogu, bo każdy z nas jest inny, nazwany przez Boga jego własnym imieniem. Każdy z nas musi więc odkryć swoją drogę ufności. Będzie to droga tylko dla niego. Droga uwzględniająca to, kim był, kim jest, kim chce być i w jakich warunkach żyje.
 
Przemysław Radzyński

Nie ma życia chrześcijańskiego bez przeżycia kerygmatu, czyli doświadczenia tego, że Bóg kocha. Kerygmat to jest pierwsza nowina o tym, że Bóg kocha człowieka. Składa się z sześciu części. Pierwsza mówi o Bożej miłości, druga o grzechu, trzecia o tym, że grzech nad nami nie panuje, ale że jest odkupienie, czwarta o życiu z wiary, piąta tajemnica kerygmatu to Duch Święty, a szósta to wspólnota Kościoła.

 

Z Michałem Olszewskim SCJ rozmawia Przemysław Radzyński

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS