To jest taki paradoks modlitwy, adoracji, bycia i trwania przy Jezusie i dla Niego. Po pierwsze dając wtedy siebie, jeszcze więcej otrzymujemy. Bóg oczyszcza nasze serca, umacnia je, by bardziej być dla innych. A więc adorując, i słuchając Jezusa zmienia się nasze patrzenie na świat, na rzeczywistość. Zaczynamy patrzeć tak jak On. Tak klarownie i przejrzyście, a jednocześnie z miłością i miłosierdziem wobec drugiego człowieka.
Historycy stwierdzają, że w tych latach, kiedy narodził się Jezus, miało miejsce szczególnie żywe, powszechne oczekiwanie na największe wydarzenie w historii świata. Dla Narodu Wybranego miało to być przyjście mesjasza, a dla ludów pogańskich – narodzenie władcy świata. Wszyscy byli przekonani, że zdarzy się to w Judei w 7–6 roku przed Chrystusem.