logo
Sobota, 20 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Agnieszki, Amalii, Teodora, Bereniki, Marcela – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
ks. Marek Rybiński
Czasami tracę kontakt z rzeczywistością
Misje Salezjańskie
 


Cisza zawieszona w ciepłej nocy i nagle ryk motoru
 
A no właśnie. Odnośnie miejsca, w którym jadłem trzeba narysować przestrzeń, w której się znalazłem. Bardzo ruchliwa ulica w stronę Tunisu, czteropasmówka. Kurzu, co nie miara. Zjeżdżamy do baru. Ubita krowa lub owieczka, nie wiem, wisi przed moimi oczami. Mięso, które widzę zawieszone na haku musi tutaj zwisać już dość długo. Obok tego mięsa na hakach wiszą kiełbasy (podobne w wyglądzie do naszych kabanosów lub malutkich parówek). Choć już się ściemnia, nie można nie zauważyć kłębiącego się kurzu. Mięso wisi 5 metrów od drogi nie wzruszenie. W restauracji miło rozbrzmiewa tunezyjska melodia. Po wypowiedzeniu zamówienia pan idzie i okraja z tego mięsa kawałek dla nas. Idzie do pobliskiego grilla i piecze. Tak samo z malutkimi, jak się później okazało, pysznymi kiełbaskami. Następnego dnia tylko Richard – Anglik, przyjaciel Negiego - ponoć miał rewolucję, ale ja czułem się świetnie. Danie podane z pysznym okrągłym chlebkiem, również pieczonym na naszych oczach metr od ulicy (gdyż grill prawie wchodził na samochody), smakowało wyśmienicie! Naprawdę! I do tego cola z arabskimi literami, zimna! Niebo w ustach.
 
Wracając jednak do tych zapomnień w wyniku różnych dźwięków i zdarzeń, które dotykają mnie w ciągu dnia przez moje okno w pokoju (chyba nigdy nie opanuje moich rozbieganych myśli, które w podobnym stylu przelewają się na klawisze czy papier). Właśnie teraz, gdzieś w oddali usłyszałem ryk motoru – takiego, który najpierw rozgrzany do czerwoności stoi w miejscu, a potem jak koń spłoszony rusza cwałem przed siebie, wyłaniając się z ciemności i przez tę ciemność połykany robi przy tym dużo hałasu. Ten ryk przypomina mi lata spędzone w Łodzi. Tam też tacy kaskaderzy grali swoją melodię przy ulicy Piłsudskiego, przylegającej do naszej ulicy seminaryjnej. Cisza zawieszona w ciepłej nocy i nagle ryk motoru… Jakbym wracał do chwil mojej formacji, chwil beztroski i wielu jeszcze innych uczuć, które nigdy nie wrócą. Do modlitwy tej seminaryjnej, pełnej gorliwości - do której ciągle tutaj muszę się nawracać. I to ten dźwięk odsyła mnie do takich wspomnień... dziwne. Taki jest mój pokój ze swymi dźwiękami. Siedzę czytając Modlitwę za Owena (polecam tę książkę - to śmieję się to płaczę). Na ulicy w oddali słyszę, prócz ryku motoru - dźwięki muzyki. Wydaje się, że to śpiew weselny. Przerywany. Trudno znaleźć słowa, które by to wyraziło. Można tylko szukać porównań, może z filmem oglądanym w dzieciństwie? Kiedyś chodziłem z mamą do kina, były to pierwsze filmy oglądane w tym magicznym dla mnie do dziś miejscu. Bohaterem ich był Vineteu. Gdy jego kumple walczyli, atakując wroga wydawali z siebie charakterystyczny dźwięk. Podobne drganie dźwięku w głosie, trochę piskliwe, na wysokich tonach słyszałem potem w relacjach z każdego miejsca gdzie kobiety arabskie opłakiwały stratę kogoś bliskiego. Wydawały właśnie podobny dźwięk. Ten sam głos teraz towarzyszy mi w nocy. I ten sam śliczny głosik wydawały dzisiaj uczennice w mojej szkole. Dlaczego? Oto żartują sobie tutaj ze mnie bardzo często.
 
Wspominałem, że jak zrobię coś nie tak to dzieciaki przychodzą do mnie, żeby się moim kosztem (co mi się bardzo podoba) rozerwać. I tak dziewczyny z najstarszych klas zrobiły sobie zabawę - nie to, żebym sądził, że jako jedyny z nielicznych facetów stanowiących kadrę nauczycielską jakoś przypadł im do gustu, wcale nie. Zabawa wyglądała w sposób następujący: wyciągały białe chusty i jak rzutem do celu próbowały umieścić chustę na mojej ogolonej (nie łysej!!!) głowie, łapiąc mnie za rękę i wydając właśnie ten, znajomy z mojego dzieciństwa, głos towarzyszący też uroczystościom ślubnym za oknem. Zatem czyniąc tak, bawiły się przy tym świetnie i ja wraz z nimi bawiłem się nieźle, ale gdy zaczęły wydawać z siebie te dziwne dla mnie odgłosy, o których mowa powyżej, nie mogłem wytrzymać ze śmiechu. Ten śmiech udzielił mi się aż tak, że wbił mnie w siatkę boiska, na którym asystowałem. Dziewczyny oczywiście rozbawione moim śmiechem wtórowały mi równo. Potem tłumaczyły, że to ceremonia zaślubin. Takie zakładanie chusty na głowę. I że one mnie zaślubiały (dobrze, że mój przełożony tego nie czyta!!!). O właśnie dochodzimy do długo oczekiwanej konkluzji, głos który teraz słyszę przez okno, przypomina mi zdarzenie, które miało miejsce dzisiaj po południu w szkole. I ten głos, nie po raz pierwszy przeszywa tą cichą noc. Ulica, ruchliwa za dnia, choć w centrum Manouby, jest bardzo cicha (jest 23:00) Daleko od nas kwitnie życie. Poczytam jeszcze książkę z godzinę. Nie wiem dlaczego ale o 24:00 tam gdzie stacjonuje wojsko, rozbrzmiewać będzie tradycyjnie dzwonek podobny do dzwonu informującego o przerwie w szkole tylko ten jest o 24.00!!! Po czym nastaje znowu cisza, która trwa aż do szóstej rano. O tej porze zaczynają działać domy modlitwy, meczety ze swoimi muadinami - przykładnie dając znać całej okolicy, że jeśliś otworzył oko wierzący człowieku, to trudno byś pierwszej swojej myśli nie skierował do Stwórcy. A jeśliś człowieku wierzący jeszcze oka nie otworzył to my ci pomożemy! Trudno żebyś spał tak długo, skoro Pan Bóg budzi do życia nowy piękny dzień.
 
To nie jedyne zawieszenia w czasie. Podobnych do tych, które funduje mi dźwięk za oknem. Innym sponsorem moich wspomnień są obrazy – czasami bardzo banalne. Wczoraj szedłem ulicą, było ciemno. Uwielbiam ulice odsłaniane przez zawieszone wysoko latarnie. Ich światło, skromne i niepozorne potrafi zakryć wszystkie mankamenty danego miejsca, a wyłonić z otrzymanej do obróbki przestrzeni krajobraz bajeczny. Ten sam, który uwielbiałem wchłaniać czy to w Łodzi przy ulicy Piotrkowskiej, czy to w Olsztynie na starym mieście, czy w Warszawie, czy w moim kochanym Szczecinku, przy mojej kochanej ulicy Deredowskiego, gdzie stoi mój kochany rodzinny dom, kochaną ulicę, którą tutaj w Tunezji widziałem przez przeglądarkę google, ale przecież to nie to samo prawda? Tak przez moment idąc tą ulicą odleciałem i tylko zakręt dzielił mnie, by ujrzeć znowu prostokątną bryłę a w nim okno i krzątającą się w świetle pokoju mamę (naprawdę to nie bajka, mama nigdy nie zasłania okna i daleko dochodząc do domu widać ją, gdy prasuje lub sprząta gościnny pokój).  Dziwne, że człowiek już chyba dorosły jak ja, może tak nostalgicznie i trochę infantylnie odlecieć dzięki kolorom, w które bawi się noc…
 
ks. Marek Rybiński
 
 
Zobacz także
O. Józef Andrzej Grzywacz CSsR
Normalnie misjonarze śpią i spożywają posiłki w domach razem z rodzinami, które ich podejmują. Dojeżdżają do wszystkich nawet najmniejszych wspólnot parafialnych na 3-5 dni, a w większych wspólnotach, pozostają ok. 8-9 dni. Jest wtedy możliwość do spowiedzi, chrztu i pierwszej komunii dorosłych...
 
O. Józef Andrzej Grzywacz CSsR
W Bazylice Najświętszego Serca Pana Jezusa w Krakowie, na bocznym filarze po prawej stronie nawy, znajduje się sarkofag Bł. o. Jana Beyzyma SJ, zmarłego na Madagaskarze, gdzie pracował wśród trędowatych. Na jego temat ukazało się sporo publikacji w języku polskim i w językach obcych. W Polsce Kościół wspomina bł. Jana Beyzyma w liturgii 12 października...
 
Emilia Góźdź
Moja mama często powtarzała: "Jeśli chcesz wiedzieć, jak mężczyzna będzie cię traktował jako żonę, przyglądaj się jego relacji z matką. Patrz, jak się wobec niej zachowuje, słuchaj, jakimi słowami się do niej zwraca, i jak wypowiada się o niej, gdy nie ma jej w pobliżu". Tak też robiłam od samego początku, gdy zaczęłam przebywać w domu mojego przyszłego męża...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS