logo
Środa, 24 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Bony, Horacji, Jerzego, Fidelisa, Grzegorza – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Grażyna Starzak
Czy egzaminy testowe są potrzebne?
Don Bosco
 


Ministerstwo edukacji zapowiedziało rezygnację z testów szóstoklasistów. Z dr hab. Anną Sajdak, zastępcą dyrektora Instytutu Pedagogiki Uniwersytetu Jagiellońskiego, rozmawia Grażyna Starzak.
 
Testy to coraz bardziej powszechny sposób oceniania w naszym systemie edukacji. Coraz bardziej powszechny i coraz częściej krytykowany. Jaka jest Pani opinia na temat testów? 
 
To metoda jak każda inna. Źle się jednak stało, że w naszym systemie edukacji "testologia" stała się wszechobecna, wymuszając zmianę procesu nauczania w kierunku "pod klucz". Szczególnie wyraźnie widać to w liceum, gdzie wszystkim –uczniom, nauczycielom i rodzicom – chodzi o jak najlepszy wynik na maturze, czyli o jak najlepsze przygotowanie ucznia do zdania określonego typu testu. W mojej opinii należy osobno rozważyć zasadność stosowania metody testowego sprawdzania wiedzy uczniów w trakcie roku szkolnego, czyli w trakcie bieżącej nauki, a osobno po danym etapie kształcenia. W czasie roku szkolnego nauczyciel winien skupiać się na ocenianiu wspierającym, które oprócz funkcji informacyjnej miałoby funkcję motywacyjną. Takie ocenianie oparte jest na informacji zwrotnej o efektach wysiłków uczącego się dziecka. Ocena powinna być sformułowana w sposób życzliwy, powinna być opatrzona komentarzem uzasadniającym i zawierać wskazówki do dalszej pracy. Powinna też być informacją o postępach ucznia. Badania pokazują, że ludzie gotowi są podwoić swoje wysiłki, jeśli otrzymają informację zwrotną o tym, że czynią postępy. Testy natomiast dostarczają informacji statycznej, obiektywnej, suchej, w odniesieniu do jakiejś przyjętej skali. Nie są dobrym ani podstawowym narzędziem do oceniania wspierającego proces uczenia się. Stosowanie testów ma inną dominującą funkcję – wspieranie procesów selekcyjnych w szkolnictwie i potwierdzanie określonych kwalifikacji.
 
Przeciwnicy testów twierdzą, że ten sposób oceniania jest odhumanizowany, nastawiony na pseudosukces (zdobywanie punktów), co doprowadza do rywalizacji i niszczenia osobowości uczniów...
 
Podzielam ten niepokój. Testowe sprawdzanie wiedzy i umiejętności ucznia to nie wszystko. W żaden sposób nie możemy za pomocą testów sprawdzić tzw. kompetencji społecznych, czyli np. umiejętności współpracy w grupie, umiejętności komunikacyjnych, inter- czy intrapersonalnych. Dziecko zostaje samo z arkuszem testu i pracuje nad nim indywidualnie, na własny rachunek. Jeśli test ma spełniać funkcję selekcyjną, czyli np. przesądza o dostaniu się do lepszego liceum, to każdy punkt jest na wagę złota. W naturalny sposób dzieci zaczynają ze sobą rywalizować, obliczając swoje szanse, kalkulując dodatkowe punkty itd. Rywalizacja bywa niszcząca. Słabsi muszą konfrontować się z przegraną w tym wyścigu. Dochodzi często do krzywdzącego porównywania się uczniów ze sobą. Przeszkodami stają się nie zadania, ale inni uczestnicy. Dochodzi do pomylenia zdolności z wartością człowieka. Rywalizacja może mieć destrukcyjny wpływ zwłaszcza na słabszych, mniej odpornych psychicznie, bardziej wrażliwych. Nauka zamienia się w wyścig, a współpraca w konkurencję. Rywalizacja, zamiast motywować do osiągania lepszych rezultatów, motywuje do ścigania się, czyli wbudowuje w dziecko, uczy je mechanizmów rywalizacyjnych. 
 
Niektórzy powiedzą, że świat współczesny tak właśnie jest zbudowany. Zatem szkoła winna przygotować dziecko do funkcjonowania w nim. Im wcześniej, tym lepiej…
 
Takim osobom najczęściej stawiam pytanie, czego chcą dla swoich dzieci. Czy chcą dla nich sukcesów mierzonych korporacyjną karierą czy tego, by mogły pójść własną drogą rozwoju potencjału, a może po prostu szczęścia i życia w zgodzie z samym sobą. To są oczywiście fundamentalne pytania o wartości i systemy wychowawcze. 
 
"Testologia" jest krytykowana nie tylko przez rodziców, również przez nauczycieli. Ci ostatni nie mówią tego głośno, tylko ćwiczą uczniów w rozwiązywaniu testów, sądząc, że dzięki temu ich uczniowie lepiej wypadną na badaniu kompetencji, dostaną się do lepszej szkoły, szkoła lepiej wypadnie w rankingu, a nauczyciel okaże się bardziej skuteczny… 

Rozumiem i często słyszę takie argumenty. Tylko, czy o to chodzi w procesie uczenia? W ten sposób nauczamy "po śladzie" zostawianym przez nauczyciela albo eksperta układającego test. Gubimy ważną ścieżkę szukania własnych dróg, indywidualnych interpretacji, negocjowania znaczeń, konfrontowania się z odmiennymi stanowiskami. Na to najczęściej nie wystarcza czasu.
 
Do czego zatem, jeśli w ogóle, przydają się testy? 
 
Do masowego egzaminowania w oparciu o zewnętrzne standardy. Z pewnością ułatwiają porównywanie wiedzy i umiejętności uczniów osiągniętych po danym etapie kształcenia. Są informacją "w miarę" zobiektywizowaną. Wszyscy piszą takie same testy, w tym samym czasie, we względnie takich samych warunkach. Idea zewnętrznego oceniania i prowadzenia egzaminów za pomocą testów pojawiła się w odpowiedzi na zarzuty subiektywnego, wewnątrzszkolnego oceniania uczniów. Ocena ocenie nierówna, tak jak szkoła szkole nierówna. Pytanie zasadnicze brzmi jednak, na jakim etapie kształcenia takie zewnętrzne egzaminy są potrzebne? Można się zgodzić z tym, że potrzebny jest obiektywny, zewnętrzny, zgodny z najwyższymi światowymi standardami egzamin lekarski, prawniczy, ale dlaczego mamy testowo badać kompetencje dzieci po III klasie? A i takie pomysły się pojawiały…
 
Inne kraje, np. Stany Zjednoczone, wcześniej przeżyły szaleństwo stosowania testów wyboru i znają jego skutki. Czy nie uważa Pani Profesor, że uczenie się na cudzych błędach jest dużo tańsze niż na swoich…?

Doświadczenia innych krajów powinny być dla nas cenne, pamiętać jednak musimy, że edukacja oprócz pewnych obiektywnych cech konstytuujących, jest w każdym kraju różna. I szkolnictwo ma prawo być różne, bo związane jest z odmiennymi tradycjami, historycznymi doświadczeniami, autorskimi pomysłami nowych koncepcji szkolnych. Przypomnijmy, że początek XX wieku obfitował w prawdziwe fajerwerki pomysłów edukacyjnych w: USA, Francji, Niemczech, Austrii, Anglii, Włoszech, a także w Polsce. I w każdym z tych krajów znalazło się miejsce dla odmiennych wizji edukacji, koncepcji szkolnych, szkół alternatywnych itd. związanych z konkretnym miejscem i konkretnym twórcą. Wspólna była tylko idea alternatywności, wolności i zwrotu w kierunku dziecka i jego potrzeb. I o mocy tych idei świadczy to, że po ponad stu latach nadal zaufaniem rodziców cieszy się np. system Marii Montessori. Warto podkreślić, że żaden z tych systemów nie stosował testów jako narzędzi sprawdzających wiedzę ucznia.
 
Szefowa MEN podjęła ostatnio decyzję, że nie będzie testowania uczniów klasy szóstej. Jakie jest Pani zdanie w tej kwestii?
 
Moim zdaniem to dobra decyzja. Test uczniów po szóstej klasie miał być tylko informacją o osiągnięciach dziecka po ukończeniu szkoły podstawowej. W praktyce stał się narzędziem selekcyjnym, które decyduje, czy dany uczeń dostanie się do renomowanego gimnazjum, czy też tam, gdzie przyjmują wszystkich. A zatem uruchamiał mechanizmy rywalizacyjne i selekcyjne. Uważam, że egzaminy zewnętrzne, testowe, są potrzebne, ale trzeba zastanowić się, na którym poziomie warto po nie sięgać. Decyzja pani minister edukacji jest częścią większego planu przebudowy szkolnictwa, którego system egzaminów i progów selekcyjnych jest tylko częścią. Powinniśmy najpierw poznać całość koncepcji zmiany, by móc oceniać zasadność poszczególnych rozwiązań. 
 
Grażyna Starzak
Don Bosco marzec 2016
 
fot. Lecroitg, Test 
Pixabay (cc) 
 
Zobacz także
Wojciech Zagrodzki CSsR
Wywiad z ks. Waldemarem Chrostowskim:
Przyjście do kościoła raz w roku to nie ideał! Taki chrześcijanin nie będzie wzorem dla tych, którzy systematycznie uczestniczą w liturgii, ale może być powodem do refleksji dla tych, którzy do kościoła nie przychodzą wcale. Tym ludziom należy powiedzieć: jeżeli nie możesz dać Bogu więcej, daj choć odrobinę, ale nie pozwól sobie wmówić, że nie ma w tobie nic religijnego...
 
Grzegorz Ginter SJ

Wiara jest relacją Boga z człowiekiem i człowieka z Bogiem. Z jednej strony nazywamy Boga Przyjacielem (i Bóg nas tak też nazywa, patrz J 15,14-16), lecz nie możemy zapomnieć, że Bóg jest Kimś dużo „większym” niż jesteśmy w stanie sobie wyobrazić i nie da się Go poklepać po plecach jak „kumpla”. Zażyłość naszej relacji z Nim nie niweluje w żaden sposób autorytetu, jaki On posiada i naszej czci i szacunku, jaki względem Boga powinniśmy mieć...

 
ks. Zygmunt Kwiatkowski SJ
Ojcze, wyjaśnij mi, proszę, bo ja nie mogę zrozumieć, jak Bóg mógł dopuścić do tego, aby tyle nieszczęść spadło na ludzi. Oto nie gaśnie ani na moment ogień wojny. Na frontach tysiącami giną młodzi ludzie, poza frontami nie milkną lamenty. Jednocześnie coraz to nowe zastępy przygotowują się na śmierć. Skala nieszczęść jest tak wysoka: niesprawiedliwe rządy, terror tajnej policji, tortury, zsyłki, więzienia, choroby, na które brak lekarstw dla biednych...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS