logo
Piątek, 19 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Alfa, Leonii, Tytusa, Elfega, Tymona, Adolfa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Ela Konderak
Czy religia jest grą?
List
 


Gra to nie jest życie, a jednak życie stało się grą
 
Z tego, co mówisz, wynika, że gry są pożytecznym elementem życia. Również nasze, współczesne gry komputerowe?
 
Wszystko zależy od konkretnej gry. Gra, w klasycznym rozumieniu tego słowa, powinna uczyć nie tylko zasad postępowania w odniesieniu do niej samej, ale także generalnych zasad postępowania w życiu: szlachetnego zachowania, przestrzegania reguł, umiejętności przegrywania, właściwego angażowania emocjonalnego, dystansu do samego siebie.
 
Dla mnie ważne jest zawsze sprawdzenie: po pierwsze, z kim człowiek konkuruje w grze, a po drugie, jak wygląda tam stosunek do sukcesu i porażki. Dlaczego? Bo sukces i rywalizacja stały się dziś bardzo ważne. Do sportu wszedł doping, a ludzie żyją tak, że mają ciągłe problemy z tożsamością.
 
Gdy przyjrzymy się naszym grom, odkryjemy, że większość odbywa się, jak to nazywają specjaliści, per procura, czyli nie ty grasz, ale twoja reprezentacja. Sukces jest ważny, ale nie wszyscy mogą go osiągnąć. Za tych, którzy nie mogą, sukces osiąga np. jakaś drużyna (Wisła Kraków, reprezentacja Polski) albo jakiś jeden człowiek w dowolnej rywalizacji (Małysz). Ci ludzie grają niejako za nas. Ale popatrz, że i to się ostatnio bardzo zmieniło. Dawniej utożsamiałaś się z narodowością albo z miastem, albo z jakimiś ludźmi, którzy z różnych powodów, byli dla ciebie ważni. A dziś, kiedy odbywają się rozgrywki ligi mistrzów w piłkę nożną, to nie wiadomo z kim się utożsamiasz, bo zespół, który reprezentuje twoje miasto, może nie mieć ani jednego zawodnika z twojego miasta czy nawet z twojego kraju. Decyduje siła pieniądza. W klubie FC Barcelona grało kiedyś dużo Holendrów, Włosi grają w drużynach niemieckich, Niemcy w angielskich. A cały skład drużyny może tak się zmienić w ciągu dwóch sezonów, że nie powtórzy się ani jeden zawodnik. Ktoś mówi „Jestem kibicem Barcelony”. Można zapytać: „To znaczy, czego jesteś kibicem? Trenera? Zawodników? Obywateli tego miasta? Kraju?”. Nie, wydaje się raczej, że ten ktoś jest kibicem logo drużyny i siły pieniądza, bo o sile klubu decyduje sponsor, który go wybrał i jej właściciele. Właścicielem jednego z najbogatszych w tej chwili klubów piłkarskich – Chelsea – jest Rosjanin. Rosjanin kupuje i sprowadza zawodników do drużyny angielskiej. Jeśli porównujesz dwa zespoły, porównujesz to, kogo na jakich zawodników stać. Oczywiście, nie zawsze jest tak do końca, ale jak Wisła grała z Realem, to jednym z ważnych tematów było to, że jeden zawodnik Realu kosztuje więcej – a więc jest więcej wart – niż cała drużyna Wisły.
 
Tylko że nawet w takim dziwacznym kibicowaniu wydaje się więcej sensu niż w grach komputerowych.
 
Gry komputerowe też możesz badać w ten sposób. Nie znam się na nich zbyt dobrze, ale zawsze interesuje mnie w nich pewne przeniesienie na poziomie rywalizacji. Pierwsze pytanie: z kim rywalizujesz? W tych grach nie rywalizujesz z żywym przeciwnikiem, ale z maszyną albo z nieznajomym, jeśli grasz w sieci. Np. grając w szachy z komputerem, rywalizujesz z człowiekiem, który tę grę zaprogramował. Widziałem niedawno niesamowity film o słynnym szachiście Gary Kasparowie, który grał z komputerem i przegrał. To była nie tylko gra, to był pojedynek na śmierć i życie, bowiem firma komputerowa chciała wygrać za wszelką cenę. Przez cały film przewijał się wątek, czy oprócz komputera nie ma przypadkiem gracza, który dodatkowo pomaga komputerowi.

To jest ten obraz świata, w którym gra zaczyna być czymś innym niż tylko grą, staje się sposobem funkcjonowania. Straciła swoją najważniejszą cechę, czyli brak związku z życiem, z codziennością.
 
Grając powinieneś zamykać się w świecie gry, w którym „przełączenie” na życie nie istnieje. Cokolwiek zrobisz w grze, nie powinno to mieć związku z życiem, dopiero kiedy przestajesz grać, wracasz do życia, które jest zupełnie czymś innym.

Zostaje jeszcze to drugie pytanie, o stosunek do sukcesu i porażki.
 
I to jest problem złożony. Dlaczego warto go stawiać? Spójrzmy na to od innej strony. W pewnym sensie kapitalizm to jeden wielki agon, jedna wielka gra oparta na konkurencji. Istotą wolnego rynku jest dążenie do zmniejszenia alea do minimum – doprowadzenie do tego, żeby to nie los decydował o sukcesie. Czym było do tej pory alea w sensie kulturowym? Urodzeniem. Tym, co losujesz w życiu, jest zestaw genetyczny i pochodzenie. W społeczeństwach feudalnych było tak, że, czy się urodziłaś w królewskiej rodzinie, czy w chłopskiej, twój los był zdeterminowany.

Przez wieki społeczeństwa rozwijały się w tym kierunku, żeby zmniejszyć działanie alea do minimum, to znaczy żeby w twoim życiu decydował tylko twój wysiłek.
 
W świecie współczesnym – a ściślej: wolnorynkowych demokracjach – dąży się do tego, żeby wszystkie podmioty miały jednakowe szanse: walczy się z monopolem, z tzw. interwencjonizmem państwowym, z zaporami celnymi. Powinna decydować wolna gra sił rynkowych i twoje umiejętności. Stąd stypendia, kredyty, tak że nawet jeśli pochodzisz z biednej rodziny, a jesteś inteligentna, możesz zdobyć wykształcenie i wiele w życiu osiągnąć. Oczywiście, nie da się całkowicie zastąpić alea na rzecz agonu, bo jeśli się urodzisz z zespołem Downa, to, oczywiście, możesz w pełni zrealizować swoje człowieczeństwo, ale masz niewielkie szanse na Nobla w matematyce. Tego się na razie, a może nigdy, nie da zrobić.
 
Czy uczestnictwo w tej wielkiej grze, jaką jest współczesny „wyścig szczurów”, zmienia nasze nastawienie do gier, które są zabawą?
 
Wiele rzeczy się przemieszało. To, co dawniej było tylko grą i zabawą, przestało tym być i zaczęło mieć walor marketingowy, polityczny, społeczny. Grę i zabawę coraz częściej traktuje się jako środek do osiągania realnych celów. Ekstremalny przypadek to operacje plastyczne, w których chcesz przyjąć czyjąś konkretną twarz. Jest w MTV program pt. „Chcę mieć znaną twarz”. Zgłaszają się do niego ludzie, którzy chcą sobie zrobić operację plastyczną. Twórcy programu wybierają ich w drodze selekcji i finansują operację w zamian za pozwolenie na filmowanie całego procesu. Ktoś np. zapragnął wyglądać jak Brad Pitt i dzięki wielu operacjom zaczyna tak wyglądać. Można pomyśleć, że to rodzaj dawnego karnawału. A jednak tutaj przebieranie się nie następuje na poziomie ubioru, ale ciała i jest w zasadzie nieodwracalne. Pojawia się istotna kwestia tożsamości. Ktoś chce wyglądać jak jakaś inna osoba, przybrać czyjąś twarz, bo ta osoba osiągnęła swoim wyglądem sukces. Wygląd jest dziś sprawą niemal najważniejszą. Niektórzy mówią, że współcześnie panuje kult ciała. To nieprawda. To, co panuje, to raczej kult wyglądu. Ludzie daliby się posiekać na dowolne sposoby, byleby uzyskać ten właściwy, najbardziej pożądany.
 
 
Zobacz także
Bartłomiej Dobroczyński
Jest wiele określeń, za pomocą których opisujemy doświadczenia trudne, a jednocześnie w jakiś sposób przełomowe w naszym życiu: kryzys, tragedia, trauma… Czasami używamy też wyrażenia "sytuacja graniczna". Co ono właściwie oznacza? Czy sytuacje graniczne zawsze muszą być negatywne? Czy można się nauczyć, jak przeżywać sytuacje graniczne?...
 
o. Jacek Wolan SP

Koronka 12 Gwiazd ma bardzo prostą i regularną budowę. Polega na odmówieniu 12 Zdrowaś Maryjo, podzielonych na 3 części według trzech osób Trójcy Świętej. Każda część obejmująca 4 Zdrowaś Maryjo poprzedzona jest modlitwą Ojcze nasz i zakończona wezwaniem Chwała Ojcu. Prosta i regularna budowa to jej zaleta. 

 
ks. Paweł Bortkiewicz TChr
Kim nie chce być człowiek? – tak postawione pytanie budzi w pewnej chwili uśmiech politowania. Jak to: kim nie chce być? To oczywiste – nie chce być wielkim przegranym w grze tego życia. A więc – nie chce być chorym, biednym, pozbawionym prestiżu, odartym z uznania, nie chce być wykluczonym, nie chce być zmarginalizowanym, nie chce być samotnym… 
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS