logo
Czwartek, 25 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Jarosława, Marka, Wiki – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
prof. Franciszek Adamski
Czy rodzina ma przyszłość?
Wychowawca
 


Rewolucja antropologiczna
 
Mamy tu zatem do czynienia ze swego rodzaju „rewolucją antropologiczną”, którą należy określić raczej mianem błędu antropologicznego. Tu bowiem człowiek kwestionuje, że ma uprzednio ukonstytuowaną naturę swej cielesności, charakteryzującą go jako istotę ludzką, i że kobieta i mężczyzna wzajemnie się dopełniają w sferze cielesnej, psychicznej i społecznej, a przede wszystkim małżeńsko-rodzinnej. Poza akademickimi ośrodkami (studia gender) upowszechnieniu tej „rewolucji antropologicznej” ma służyć tzw. nowoczesne wychowanie seksualne (poczynając od wieku przedszkolnego), które winno uwzględniać nie tylko oddzielenie sfery seksualnej od małżeństwa, funkcji seksualnej małżeństwa od prokreacji, ale też tzw. nowe formy seksualnej i małżeńsko-rodzinnej samorealizacji człowieka. Owe „nowe formy samorealizacji” opisuje się w ramach teorii „alternatywnego rodzinnego bycia człowieka”. Nowością w stosunku do dotychczasowych nurtów kwestionujących naturalny charakter małżeństwa i rodziny jest tu poszukiwanie „podbudowy teoretycznej” w psychologii ewolucyjnej, genetyce behawioralnej i teorii socjalizacji grupowej. A to wszystko czyni się dla przygotowania „naukowych podstaw” do dokonania redefinicji dotychczasowego rozumienia ludzkiej natury, ludzkiej seksualności, a w konsekwencji także małżeństwa i rodziny. Sama idea zasadza się na dwóch przesłankach, z których pierwsza głosi, że dotychczasowa definicja ludzkiej natury, seksualności a przede wszystkim małżeństwa i rodziny jest osadzona na ideologiczno-religijnym podłożu. Druga natomiast wyrokuje, że owa definicja jest nieadekwatna do „współczesnych w kulturze zachodniej form życia seksualnego i wspólnotowego traktowanych jako rodzinne”.
 
Obie przesłanki posłużyły niemal jako hipotezy robocze dla licznych dochodzeń badawczych (mniej czy bardziej naukowo poprawnych) zmierzających do tego samego celu, którym jest odrzucenie zapisanej w „starych księgach” i zakotwiczonej w świadomości minionych i odchodzących pokoleń wizji małżeństwa i rodziny. Jak pisze Tomasz Szlendak w Socjologii rodziny (2010), owa dotychczasowa wizja jawi się jako nieadekwatna do współczesnej rzeczywistości, bowiem obejmuje w swych ramach sformalizowany związek kobiety i mężczyzny, rodzicielstwo i wspólne gospodarstwo domowe. Nie ma natomiast w niej miejsca na małżonków tej samej płci, rodziców tej samej płci, ani na wolny związek partnerski homo- czy heteroseksualny.
 
Tymczasem – jak to zapisują „nowe księgi” – współcześnie mamy do czynienia z wieloma typami małżeństw i rodziny. Ten fakt wyznacza konieczność mówienia o rodzinie nie jako o strukturze, w ramy której wchodzą jednoznacznie określone stałe elementy, ale raczej jako o procesie. Dzisiejsza struktura rodziny jest zmienna: głównie pod względem składu przedmiotów wchodzących do zbiorowości określanych często przez badanych jako rodzina. Co więcej, dawna definicja osadzająca rodzinę na naturalnym sformalizowanym małżeństwie i określająca, kto do rodziny wchodzi, nosi znamiona „prawnego narzędzia opresji”, wyłączając niektóre podmioty i formy „rodzinnego bycia” z obowiązującej normy. Jedynym zatem wyjściem z tej sytuacji jest rezygnacja z jednej obowiązującej definicji małżeństwa i rodziny (skoro ona prowadzi do opresji) i przyjmowanie definicji, jakie tkwią w świadomości badanych i pytanych o to osób. Przemawia za tym także Jona Bernardesa „nowa teoria działania”, która w zastosowaniu do małżeństwa i rodziny zakłada, że „jednostki konstruują rodzinę, dokonując samodzielnych wyborów, jednocześnie będąc ograniczone wymaganiami środowiska politycznego, ekonomicznego i kulturowego, w którym faktycznie żyją”. Życie rodzinne ludzi jest dziś bowiem umieszczone „poza definicjami wpisanymi do starych ksiąg”.

Podstawowe środowisko wychowawcze
 
A co z rodziną jako podstawowym środowiskiem wychowawczym? Jak wiadomo, tak była traktowana w „starych księgach”. Dla podważenia tej tezy przywołuje się wyniki badań, realizowanych w ramach koncepcji teoretycznej Erica Turkheimera, „dowodzących” ogromnego wpływu wyposażenia genetycznego na osobowość człowieka i jego cechy behawioralne. Zdaniem owych badaczy (za: T. Szlendak, Socjologia rodziny), wpływ ten jest bezwarunkowo większy aniżeli wychowanie rodzinne: rodzice mają niewiele do powiedzenia w odniesieniu do tego, jak zachowują się ich dzieci, istotną bowiem rolę w wychowaniu odgrywają (poza wyposażeniem genetycznym) grupy koleżeńskie i zabawowo-podwórkowe tworzące „swoiste środowisko wychowawcze”.
 
Tą drogą podważa się dotychczasowe ustalenia teoretyczne nauk społecznych podkreślających niekwestionowane znaczenie rodziny w procesie rozwoju i wychowania dziecka. Formułuje się nawet tezę, zgodnie z którą „wychowanie rodzinne jest mitem”: rola rodziców winna się sprowadzać do sterowania grupami rówieśniczymi, do których przynależą ich dzieci. Winni troszczyć się o to, by „dzieci pozostawały przy życiu i dotrwały do okresu, w którym będą mieć własne dzieci”. Autorzy tych rzekomo naukowo udowodnionych tez pomijają zupełnym milczeniem doświadczenia wychowania prorodzinnego, łącznie z podejmowanymi w tym zakresie głośnymi ekspertyzami, jakie miały miejsce w pierwszej połowie XX wieku. 
 
 
Zobacz także
o. Rafał Skibiński OP
Jeśli mówimy, że małżonkowie jako rodzice są współpracownikami Boga Stwórcy w poczęciu i zrodzeniu nowego człowieka, to sformułowaniem tym nie wskazujemy tylko na prawa biologii, ale na to, że w ludzkim rodzicielstwie sam Bóg jest obecny - obecny w inny jeszcze sposób niż to ma miejsce w każdym innym rodzeniu w świecie widzialnym, "na ziemi"...
 
ks. Przemysław Bukowski SCJ
Człowiek żyje dzięki wszystkiemu, co istnieje poza nim. Również to, w jaki sposób doświadcza oraz rozumie on siebie samego, zależy przede wszystkim od tego, w jaki sposób przeżywa oraz rozpoznaje on własny świat. Człowiek żyje w określonym świecie. Dzięki niemu jest tym, kim jest oraz staje się tym, kim chce i może się stać. Świat stanowi jedyny „rzeczywisty” punkt odniesienia dla jego wielorakich możliwości.  
 
ks. Zbigniew Woźniak

Słowo „czuwać” ma wiele odniesień. Najpierw znaczy ono po prostu „nie spać”, „odmawiać sobie snu” lub „otrząsnąć się ze snu”. Czuwa się po to, by dłużej pracować (Mdr 6, 15) lub by nie dać się zaskoczyć wrogowi (Ps 127, 1). Czuwać więc to „walczyć ze zmęczeniem, lenistwem, opieszałością”. Dalej to „uważać na coś”, „strzec czegoś” albo „pilnować”. To „trzymać się z uwagą wytyczonego kierunku lub celu”. W duchowym kontekście modlitwy brewiarzowej czuwanie Godziny czytań nosi znamiona wielu tych znaczeń.

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS