15 grudnia
Pustynia i pragnienie narodzenia się
Na pustyni nie istnieje powtarzalność.
Poruszasz się po grzbietach wydm i po dziesięciu krokach twoje stopy znajdują twarde podłoże. A potem nagle zanurzasz się w piasku po sam pas.
Idąc, znaczysz drogę, zostawiając dobrze widoczne ślady na piasku. A już następnego dnia ich nie odnajdujesz. Wszystkie ślady zostały zatarte.
Rozpalasz ogień w osłoniętym miejscu, po tym, jak wnikliwie sprawdziłeś kierunek wiatru. Mija kilka minut i wiatr się zmienia, wpada nagle do twojego zacisza.
Znasz pewien szlak. Podążasz nim bezpiecznie. W drodze spotyka cię burza piaskowa, w konsekwencji ruchome wydmy gmatwają twój szlak i nie możesz już odnaleźć właściwej drogi.
Spałeś ukradkiem w szałasie. Poprzedniej nocy byłeś zmuszony z niego uciekać, mając do wyboru sen w towarzystwie zwierzątek niekoniecznie sympatycznych.
Patrząc na pustynię, wydaje się, że tutaj nigdy nic się nie dzieje, że ciągle jest ta sama panorama. Nic godnego uwagi. Ten sam kawałek chleba, ta sama woda, kubek mleka, ten sam kurz.
A jednak każdego dnia na nowo zostajesz zmuszony do improwizowania drogi, do podjęcia ryzyka nieodpowiedniej decyzji, do wykonania innego niż zamierzałeś działania, do adoptowania burzliwego rozwiązania wobec nowego problemu. Chciałbym powiedzieć: każdego dnia jesteś zobowiązany, by na nowo decydować o twoim życiu.
Wierzący nie może być człowiekiem z przyzwyczajeniami, godzącym się na ograniczenia. Powinien być człowiekiem improwizacji, odkryć. Skazanym na poszukiwanie sobie nowego umysłu, serca. A dokładniej: pozwolić sobie je darować.
Problem polega na tym, że jesteśmy przywiązani do naszych repetycji. Zależy nam bardzo na „kalkach”. Zawsze bardzo chcemy poruszać się zgodnie z tym samym scenariuszem, powtarzać zawarte w nim gesty. Bronimy się, na różne sposoby, przed ryzykiem życia.
Na pustyni to wszystko jest wręcz niemożliwe. Znajomy scenariusz rozmywa się, sufler nie spełnia swojej funkcji.
...Zostajesz zniewolony pragnieniem narodzenia się.