logo
Wtorek, 16 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Bernadety, Julii, Benedykta, Biruty, Erwina – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Paweł Teperski OFMCap
Dać nadzieję
Przewodnik Katolicki
 


Wielu z nas boi się pomagać, tym, którzy nie widzą sensu swojego życia. Tymczasem jak mało kto, właśnie oni potrzebują naszego czasu, uwagi, świadectwa i modlitwy.
 
Jako młody kapłan zorganizowałem dla dzieci wyjazd na letni wypoczynek. Codziennie mogliśmy korzystać z kąpieli w pobliskim jeziorze. Zasady ustalone na czas kąpieli były surowe i ściśle przestrzegane. Pierwsza brzmiała następująco: "Absolutnie nie wolno podczas kąpieli dla zabawy krzyczeć: «Ratunku» i «Pomocy»". Dzieci oczywiście myślały, że to tylko żart i w czasie bryzgania siebie wodą co rusz ktoś wołał w przypływie radości: "Pomocy!" lub "Ratunku!". Reakcja była jednoznaczna: "Natychmiast wychodzisz z wody!", a powód jeden: jeśli dzieci dla zabawy będą wykrzykiwać słowa, których używa się, wzywając pomocy, jest rzeczą zrozumiałą, że kiedy pojawi się realne zagrożenie, jako opiekun nie będę w stanie odróżnić wołania o pomoc od krzyków-żartów i najzwyczajniej w świecie zignoruję prawdziwe wołanie o pomoc.
 
Wołanie o pomoc
 
Czytając powyższy wywód, ktoś może powiedzieć: "No trochę brat przesadza. Ile w końcu jest takich przypadków, że ktoś się faktycznie topi w jeziorze?!". Odpowiedź jest prosta: "Jeśli miałby być choćby jeden, to dla mnie stanowczo za dużo". Życie człowieka jest zbyt cenne. Do czego zmierzam. W seminarium, studiując kwestie samobójstw, przeczytałem książkę, w której specjalista stawiał tezę, że samobójcy w większości przypadków informują wcześniej o swoich zamiarach. Podstawowe pytanie brzmi: jak odróżnić ich komunikat, skoro bardzo wielu ludzi używa (oczywiście żartując) zwrotów typu: "No ja się chyba zabiję", "Nic tylko skoczyć z mostu" itp. Dlatego warto zacząć od podjęcia postanowienia: wykreślam z mojego słownika stwierdzenia: "Ja się zabiję" itp. (które również z punktu widzenia duchowego jest bardzo niebezpieczne).
 
Jezus Zbawicielem
 
Co mogę zrobić, kiedy przychodzi do mnie osoba z informacją, że chce popełnić samobójstwo? Po pierwsze, traktuję to poważnie, czyli nie zaczynam się śmiać i mówić: "no nie żartuj, nie jest tak źle" itp.  Oczywiście może się okazać, że rozmówca żartuje, ale wówczas otrzymuje reprymendę należną dzieciom krzyczącym dla zabawy "Ratunku!" podczas kąpieli w jeziorze. Drugi krok: zbawiciel ma na imię Jezus Chrystus i to On zbawił świat. Ja jestem tylko człowiekiem. Ta świadomość jest bardzo ważna w czasie takiego spotkania. Ponadto przyszli/niedoszli samobójcy mają często tendencję szantażowania swoich rozmówców. To ludzie, którzy się jakoś w życiu pogubili, mają poważne problemy i czują się niekochani. Stąd każda poświęcona im uwaga jest tym, czego szukają. Mogą więc usiłować "ugrać" coś na fakcie robienia z siebie ofiary.
 
I tutaj ważny jest kolejny krok w świadomości osoby, która spotyka się z takim cierpiącym człowiekiem. Jest on dość trudny, dlatego aby go wytłumaczyć, posłużę się przykładem. Kiedy ratownik wodny podpływa do topiącej się osoby, na początku musi "unieszkodliwić" potrzebującego pomocy. W przeciwnym wypadku topiący się zawiśnie na ratowniku bądź w przypływie paniki wręcz go udusi i w ten sposób zginą obydwaj. Owo obezwładnienie często niestety sprowadza się do uderzenia topiącego się w twarz, na skutek czego przez chwilę zajmuje się on swoim bólem, co daje szansę ratownikowi umiejętnego chwycenia "topielca" i uratowania mu życia. Oczywiście nie chodzi tu o to, by zadawać kolejny ból już dostatecznie cierpiącemu człowiekowi, ale o to, by nie dać się usidlić lawiną szantaży emocjonalnych. Tym, który kontroluje sytuację, ma być zawsze lekarz, nie pacjent.
 
Mieć, by dać
 
Kolejna kwestia wiąże się z przysłowiem: "Z pustego i Salomon nie naleje". Nie jestem w stanie podarować niczego, czego wcześniej sam nie otrzymałem. Skoro sam nie żyję wiarą i nadzieją i nie jestem głęboko przekonany, że Jezus żyje i działa w moim życiu, że mnie kocha, że moje życie ma sens takie, jakie jest (z moimi chorobami, trudnościami, niespłaconymi kredytami i nierozwiązanymi sprawami), to cóż mogę dać drugiemu człowiekowi? Dlatego tak wiele osób w pewnym sensie lęka się przychodzić z pomocą drugim, którzy stracili sens życia. Boimy się pomagać "samobójcom", gdyż gdzieś przez skórę czujemy, że po prostu nie mamy nic do zaoferowania. Że w tak ekstremalnym przypadku zdawkowe słowa: "Nie martw się, jakoś to będzie, jutro będzie lepiej" – po prostu już nie wystarczają, że choroba jest na tyle poważna, że witamina C i wapno tu nie pomogą i trzeba podać poważne lekarstwo.
 
Powinniśmy prosić Boga o dar umiejętności wyważenia sytuacji. Z jednej strony Bóg pozostawił na ziemi nas i chce się nami posługiwać, by pomagać drugiemu człowiekowi, z drugiej zaś, to nie my, a On – Jezus Chrystus jest Zbawicielem świata. Dlatego jest dla nas wszystkich nadzieja, nadzieja, którą przynosi Bóg – właśnie Jezus. Stańmy więc po stronie Zwycięzcy i kierujmy ludzi do Boga. Jeśli nie pomieszamy w tym wszystkim ról i nie będziemy bawić się w psychologa, skoro nim nie jesteśmy, to wydaje mi się, że naprawdę dużo możemy zrobić.
 
1 2  następna
Zobacz także
Ks. Tomasz Stępień
Anioł przybierając ciało nie staje się człowiekiem. On nadal pozostaje aniołem! Oznacza to, że choćby w przybranym ciele chodził jak człowiek, jadł jak człowiek i wszystko robił jak człowiek, to i tak nie stanie się przez to człowiekiem. Św. Tomasz mówi, że w przybranych ciałach aniołowie nie wykonują czynności życiowych...
 
Cezary Sękalski
Radość wydaje się dziś najbardziej poszukiwanym towarem, zaraz po chlebie. Najlepiej widać to we wszędobylskich reklamach. Najczęstszym uwiarygodnieniem wartości jakiegokolwiek towaru jest uśmiechnięta i szczęśliwa twarz konsumenta. Specjaliści od marketingu i reklamy często mawiają wprost, że proponując droższe towary, tak naprawdę nie sprzedają ich, ale… dobre samopoczucie. Jednak gdybyśmy chcieli temat radości sprowadzić tylko do konsumpcji, bardzo byśmy go spłycili… 
 
Tarcisio Zanni

Józef był szczęśliwy w Nazarecie i nigdy w rozmowach nie wspomniał, że w rzeczywistości pochodzi z Betlejem. Fakt ten ukrył tak bardzo, że kiedy zarządzony przez Rzymian spis ludności zmusił go do wyjazdu, większość jego sąsiadów była zdumiona. Do tego czasu mieszkał w swojej stolarni i żył na wzór „prawdziwego Izraelity”. Jego dzień był pełen błogosławieństw. Cokolwiek robił, wykorzystywał każdą okazję, by chwalić Boga… Kierował się nauką duchowych mistrzów: „Kto używa dóbr tego świata, nie wypowiadając słów błogosławieństwa, profanuje rzecz świętą!”...

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS