logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Joanna Brodniewicz, Paweł Kozacki OP
Daję, abyś dawał
Miesięcznik W drodze
 


Jest Ksiądz zaangażowany w duszpasterstwo, Odnowę, Taizé, opiekuje się kolejarzami, tramwajarzami, domem rekolekcyjnym w Morzęcinie, dziesiątkami różnych spraw — oznacza to także nieprzespane noce, znalezienie czasu na kontakty indywidualne, które wymagają dużego skupienia i uwagi, koncentracji na osobach, oznacza to setki ludzi, którzy się przez ten most duszpasterski przewijają. Jak Ksiądz to wszystko godzi?
 
Usiłuję. To nie jest tak, że to się da zrobić. Ja to usiłuję zrobić. Doceniam teraz wyraźnie szlachetne zdrowie i siły, które miałem. To jest dar. Nauczyłem się wykorzystywać czas. Na przykład korzystam z „podwózki”. Wszelkie wyjazdy wakacyjne zawsze odbywałem w stadzie. To daje czas na rozmowy. Przy czym nie zawsze chodzi o gadanie. Odkryłem, że ważniejsze jest wysłuchanie, tak by ludzie mogli sami nazwać swoje sprawy... Kiedyś przyszedł student po radę do biskupa Harnasia — Adama Dyczkowskiego. Ale w pewnym momencie mówi: „Zanim ksiądz mi wszystko wyjaśni, to niech ksiądz mnie najpierw przytuli”. Oni szukają ojców.
 
Powołanie duszpasterza jest powołaniem do ojcostwa. Ojciec czasem przytula, a czasem mobilizuje do wysiłku. Z jednej strony chciałoby się przyciągać ludzi łagodnością, a z drugiej strony trzeba postawić im wymagania. Jak w Księdza posłudze wygląda to napięcie?
 
Chcę powiedzieć, że nie ma mojej spowiedzi, na której nie przepraszałbym Pana Boga za to, że za mało przytulam. Sądzę, że wiele rzeczy trzeba chwalić, uznać, pokazać jakieś dobro, które ktoś rzeczywiście zrobił w życiu duchowym. Ojciec powinien uznać: „za mało chwaliłem”. Myślę, że pomoże mi w tym rok Ojca... Najlepiej wymagać w indywidualnych kontaktach, zwłaszcza, jeśli są sakramentalne. Warto by człowiek widział, że to służy jego rozwojowi. Jednak trzeba szukać możliwości pogodzenia wymagań z akceptacją. Wiele razy musiałem czegoś uczyć, powtarzać. Tłumaczyłem to na przykładzie suszenia siana. Tyle razy się je rozwala i zwala. Gdy przychodzą deszcze, jest to syzyfowa praca. Jeśli ktoś ma problemy ze sobą, to musi po raz setny zaczynać. Tak jak siano: normalnie można wysuszyć je przez cztery dni, a czasem dwa tygodnie trzeba przewracać i suszyć, by było dobre.
 
Myślę, że absolutnie duszpasterzowi nie wypada tak głosić, by ludzi dołować, by wykazywać, że są do niczego. W tego rodzaju tendencje można wpaść wtedy, kiedy ma się swoje choróbki, zawódki i gorycz może się potem wylewać. Duszpasterz musi pilnować własnych nastrojów, ran, niepotrzebnie nimi nie zatruwać. Podczas napięć trzeba dopuścić młodzież do dialogu, sprowokować, żeby wyrażała swoje zdanie. Nie jest też dobrze, kiedy oni chcą — a taka może być tendencja — ustawić duszpasterstwo jako punkt usługowy: „Przychodzimy, płacimy, wymagamy”. Dlatego pragnąłbym, żeby o tym chcieli i mogli rozmawiać.
 
Czy są takie rzeczy, o których Ksiądz kiedyś marzył, aby zaistniały w duszpasterstwie, pomysły, które są ważne, nadal żyją, a są niezrealizowane?
 
Rzeczywiście marzył mi się dom duszpasterski, w którym mieszkaliby studenci. Trochę mam wyrzuty sumienia, że tego nie zrobiłem, bo myślę, że mając duże wpływy w czasach Solidarności, można było na placu Grunwaldzkim postarać się o możliwość wybudowania centrum duszpasterstwa akademickiego. Wówczas by to przeszło. Ale nie wykorzystałem dobrej passy. Wyobrażałbym sobie, że obok McDonald’ów, których tu jest pełno, stanąłby jakiś ładny, stylowy dom z kaplicą, z salami. Wtedy byłoby się bliżej ludzi. Pokusiłbym się o rzecz, która jest marzeniem. Jak daleko można podprowadzić formę wspólnoty w Kościele wśród ludzi świeckich? Zachęcałbym młodych duszpasterzy do następującego szaleństwa — wykupienia dla siebie mieszkania w domu akademickim. To chyba będzie trzeba zrobić. Zacząłbym od proponowania wspólnej kolacji. Nie wyszukanej, oczywiście bez żadnej modlitwy wstępnej. Trochę już takich rzeczy robiliśmy. Ale bez zamieszkania. Marzeniem każdego duszpasterza jest budowanie wspólnoty na serio. Wspólnota mieszkania ludzi, którzy się spotykają, wspólne śniadania odżywające w duszpasterstwach są dobre, choćby z tej racji, że to ludzi jakoś łączy. To mi się nie udało. Nie wykorzystałem szansy, która była.

Jak zmieniła się rola DA po roku 1989?
 
Przed rokiem 1989 nie było tak wielkiego uzależnienia młodego człowieka od różnych rzeczy, jak teraz: od komputera, od seksu, od własnego wyglądu... To jest nowy problem. Akurat znalazłem człowieka, którego już dwa razy wyrzuciło sito pracy. Nie dlatego, że on nie chce pracować, ale trafia na takie toksyczne prace. Czym on się teraz zajął? Ponieważ trafił w pracy na uzależnienie człowieka od szefa, zaczął zajmować się sprawą uzależnienia. Myślę, że rolą duszpasterstwa jest pomoc w tym względzie. Trzeba w to bardziej angażować świeckich, za mało się po nich sięga. To też jest szansa duszpasterstwa...
 
Jak świeccy jeszcze mogliby się włączyć?
 
Myślę o dziełach charytatywnych. Czekają domy dziecka, więzienia, itd. Następnie liturgia: ubogacenie jej starannie przygotowaną oprawą. Nie chodzi o burzenie, ale o wejście z nowym elementem do tego, co jest. To już jest zatrudnienie dla fachowców od aranżacji, scenografów, muzyków... Wyobraźmy sobie pochód z ewangeliarzem. On może być wystrzałowy, by rzeczywiście było widać, że ludzie cieszą się z obecności Jezusa między nimi. Zwłaszcza młodzież lubi znaki. Tu widzę wielkie pole do popisu. Marzę o duszpasterstwie jako zespole wielu ludzi odpowiedzialnych.
 
Zobacz także
Radosław Molenda

Dziecko związane silnymi więzami z matką i ojcem, którzy żyją w zgodzie, w sposób naturalny utożsami się z ich fundamentalnymi wyborami duchowymi i moralnymi. To, co jest dla nich ważne, staje się ważne dla dziecka. Jeżeli tata, któremu dziecko ufa, mówi, że Bóg je kocha, ono przyjmuje to jako prawdę.


- mówi o. Józef Augustyn SJ w rozmowie z Radosławem Molendą.

 
Wojciech Czywczyński OFMCap
Nigdy nie byłem miękkim facetem. Moje otoczenie uważało, że podejmuję twarde decyzje i potrafię kierować ludźmi. Ja natomiast wiedziałem, że to nie tak. Siła człowieka nie polega na samodzielnym radzeniu sobie w życiu – mówi Paweł Zaremba w nozmowie z Wojciechem Czywczyńskim OFMCap 
 
Edward Kryściak SP
Jezus wiele razy wychodzi w Ewangelii naprzeciw tym, którzy nie cieszyli się szacunkiem społeczności. Nic zatem dziwnego, że Jego postępowania narażało Go na liczne sprzeciwy, komentarze, czy – jak mówi św. Łukasz w 15 rozdziale – na szemranie ze strony uczonych w Piśmie i faryzeuszy. Dlaczego szemrano? 
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS