logo
Czwartek, 28 marca 2024 r.
imieniny:
Anieli, Kasrota, Soni, Guntrama, Aleksandra, Jana – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Przemysław Radzyński
Dał się poprowadzić Panu Bogu
eSPe
 


Stanisław Kostka – chociaż zrobiono z niego patrona buntowników i uciekających ze szkoły – tak naprawdę nieustannie rozeznaje i nie robi tego sam, ale słucha kierowników duchowych i przełożonych – mówi o. Przemysław Wysogląd SJ, współbrat świętego jezuity i autor komiksu „K.O.S.T.K.A.”
 
W jakich okolicznościach pierwszy raz „spotkał się” Ojciec ze św. Stanisławem Kostką? Już w zakonie czy wcześniej?
 
Pamiętam jak jeszcze w podstawówce opowiadała nam o nim siostra katechetka. Może w trzeciej klasie. Mieliśmy później na zadanie domowe narysować świętego Stanisława Kostkę. Narysowałem go jak przebrany za żebraka idzie do Rzymu. Tę samą scenę (ale już inny obrazek!) umieściłem w tym roku na moim obrazku prymicyjnym. Wiele lat później usłyszałem o Towarzystwie Jezusowym – jakie było moje zdziwienie, kiedy wówczas się dowiedziałem, że również Stasiu Kostka był jezuitą!
 
Zainspirowało coś Ojca w tej postaci prezentowanej na lekcji religii?

To, co już w dzieciństwie mnie w nim inspirowało, to właśnie jego determinacja. Musiało minąć dużo czasu aż zrozumiałem, że co innego w tej jego historii jest najważniejsze – nie to, że on był taki zdeterminowany, ale to, że dał się poprowadzić Panu Bogu. My za często ciągle (niestety słuchając tego, co było mówione w tym roku, można się było o tym przekonać) podkreślamy aktywizm Kostki, jakby to od niego wszystko zależało, jakby on to wszystko zrobił własnymi siłami… A w takim wypadku jest duże zagrożenie poczucia samowystarczalności, skoro nawet świętych przedstawia się tak, że sami, własnym wysiłkiem, doszli do świętości.
 
Przygotowując się do pracy nad komiksem o św. Stanisławie studiował Ojciec jego liczne biografie. Jakieś nowe odkrycie, albo zaskoczenie?
 
Najbardziej zaskoczyło mnie pewne opracowanie mojego współbrata, o. Stanisława Majkowskiego pt. „Święty Stanisław Kostka: studium z dziedziny hagiografii psychologicznej” z 1965 roku. Praca naukowa, daleka od pobożnej lektury, próba opisu charakteru Kostki od strony psychologii. Ktoś by powiedział, że to dzieło dzisiaj już przestarzałe, ale to ciekawa próba oczyszczenia portretu świętego z warstw tego pobożnego werniksu, który na niego nałożyliśmy w ciągu wieków: zwykło się go przedstawiać jako bladolicego młodzieńca o wątłej budowie ciała, który rzeczywiście sprawia wrażenie, jakby miał mdleć na dźwięk przekleństw. Skoro jednak przeszedł na piechotę pół Europy, to musiał to być tymczasem zdrowy, normalny chłopak. Jest niestety ciągle taka tendencja, żeby pokazywać historie świętych, jak jakichś superbohaterów. Tymczasem to byli zwykli ludzie, którzy po prostu na zaproszenie Pana Boga odpowiedzieli „tak, niech mi się stanie według słowa Twego” (Łk 1,38) — nie mówili „ja zrobię to i to”, ale pozwalali Bogu działać w swoim życiu.
 
Kiedy zrodziła się myśl o przygotowaniu komiksu o św. Stanisławie?
 
Przygotowywaliśmy w nowicjacie kolejny numer naszego periodyku. Padł pomysł, żeby tematem był Stanisław Kostka, bo już wtedy (w 2008 roku!) myśleliśmy o zbliżającym się jubileuszu 450 lat od śmierci świętego. Powstała 8-stronicowa historyjka, która spodobała się na tyle, że przełożeni polecili mi zrobienie „pełnometrażowej” wersji. Czasu niestety nie było dużo, miałem na to niecałe pół roku, z czego pierwszych kilka tygodni spędziłem na studiowaniu literatury. Później bardzo pomogli mi moi współbracia, z którymi byłem w nowicjacie – wspierając mnie niektórymi pomysłami na różne rozwiązania fabularne oraz motywacją.
 
Zaskoczyło Ojca dobre przyjęcie tego komiksu?
 
Dużo trudności miałem w przekonaniu władz wydawnictwa do wydania komiksu – trwało to jakieś półtora roku. Dlatego dużym zaskoczeniem był Feniks (Nagroda Wydawców Katolickich – przyp. red.) w 2012 roku za najlepszą książkę dla młodzieży. Dowiedziałem się o nim wieczorem w zakrystii, bo wcześniej, w ciągu dnia z jakiegoś powodu nie mogłem nawet odebrać telefonu.
 
Był Ojciec świadkiem jakichś „owoców”, które przyniósł K.O.S.T.K.A.?

Komiks został w tym roku zaadaptowany jako przedstawienie teatralne przez grupę akademicką Klema z Grodziska Mazowieckiego. Widziałem to przedstawienie dwa razy, zaimponowało mi to bardzo, bo zrobienie czegoś takiego wymaga o wiele więcej wysiłków niż narysowanie takiego komiksu! Przez tę inicjatywę zrodziła się też między nami pewna relacja, ostatnio spotkaliśmy się na rekolekcjach na dobry początek roku akademickiego.
 
Byłem ostatnio w Dublinie na prezentacji tłumaczenia komiksu na język irlandzki. Podeszła do mnie jedna Irlandka i powiedziała, że wracała kilka dni wcześniej samolotem z Brukseli i obok niej siedział młody mężczyzna, który czytał ten komiks.
 
To, co jest dla mnie najcenniejsze, to pewne drobne spotkania z ludźmi, do których tylko pretekstem był ten komiks.
 
Powstaną kolejne komiksowe historie?
 
Ostatnio próbuję swoich sił w innych dziedzinach twórczości niż tylko komiks. Obecnie pracuję nad powieścią graficzną o życiu św. Ignacego Loyoli, założyciela jezuitów, widzianą oczyma św. Franciszka Ksawerego.
 
Podkreśla Ojciec, że to, co najbardziej zainspirowało Ojca w historii św. Stanisława, było jego „nie-planowanie”. Co ma Ojciec na myśli? Pełna ufność w Bożą opatrzność, a nie pokładanie nadziei w swojej wiedzy i umiejętnościach?
 
Chodzi o to, że my ciągle myślimy, że musimy najpierw siąść i obmyślić plan, a później mamy go realizować. My, księża, jesteśmy mistrzami w pisaniu takich programów pastoralnych, z których później niewiele wynika, bo punktem wyjścia są idee, a nie życie. To jest to, o czym mówiłem już na początku: otworzyć się na to, co przygotował dla nas Pan Bóg – Jego plan jest dla nas dużo ciekawszy niż to, co my sobie wymyślimy!
 
Mówi Ojciec, że „Stanisław może uczyć młodych ludzi dzisiaj dwóch rzeczy: cierpliwości i wytrwałości”. To jest diagnoza duszpasterza młodzieży – młodym brakuje cierpliwości i wytrwałości?
 
Cierpliwości i wytrwałości brakuje nie tylko młodzieży. Wydaje mi się, że brakuje jej nam wszystkim, przyzwyczajonym do wygody. Zaczynając od tego, co dzieje się w kolejkach w supermarketach – myślę, że wszyscy wiemy o co chodzi. Kostka nie czeka na specjalne zaproszenie z Rzymu, nie oczekuje specjalnego traktowania jako szlachcic, ale podejmuje się najniższych posług, nie zniechęca się nawet przy poważnych przeciwnościach, jak ciężka choroba, trudna relacja z bratem czy długa i niebezpieczna podróż.
 
Zwraca Ojciec uwagę, że Stanisław podążał za swoimi pragnieniami. Uważa Ojciec, że nasze pragnienia pochodzą od Boga. Jak odkrywać to, czego pragnie dla mnie Bóg i jak odróżnić to od „mojego widzi-mi-się”?
 
To złożone pytanie. Św. Ignacy, nasz założyciel, daje w swoich Ćwiczeniach Duchowych całą metodę rozeznawania duchów, to jest odczytywania, które myśli pochodzą od Boga, a które od Złego. W największym uproszczeniu można by chyba powiedzieć, że pragnienie delikatnie przywołuje, a zachcianka gwałtownie popycha. Nieustannie więc trzeba przyglądać się temu i zaprosić do tego przyglądania się Pana Boga i innych ludzi. Proszę zauważyć, że Stanisław Kostka – chociaż zrobiono z niego patrona buntowników i uciekających ze szkoły – tak naprawdę nieustannie rozeznaje i nie robi tego sam, ale słucha kierowników duchowych i przełożonych.
 
Kim dziś dla Ojca jest św. Stanisław?

Dla mnie to jest mój młodszy współbrat, który jest w Niebie i wstawia się za nami. I wiem, że czeka na to, aż będziemy prosili go o wstawiennictwo. Mam na biurku jego relikwie, które przypominają mi o tym, że on — i inni święci — to nie są tylko postacie historyczne, ale że oni żyją życiem w pełni, tym, które przyszedł nam przynieść Pan Jezus (często zapominamy o tym, że On właśnie przyszedł dać nam nowe życie, nie nową religię) i są po to, żeby nam pomagać w naszej ziemskiej wędrówce.
 
***
 
„Wszystkie moje drogi są Ci znane” (Ps 139,3). 28 października św. Stanisław Kostka dotarł ze swoimi towarzyszami do Rzymu. Przeszedł już przez Alpy, czyli największe przeciwności w drodze do realizacji powołania. Ale jest uśmiechnięty, bo wie, że Bóg go prowadzi, nawet jeśli on nie wie dokąd. Nie ma nic ze sobą, wierny pouczeniu Pana Jezusa, żeby nie brać ze sobą dwóch sukien – to jest, żeby nie być za bardzo obciążonym, ale też żeby się nie wyróżniać, bo chrześcijanina nie odróżnia strój, a to, że przez chrzest jest uczestnikiem misterium paschalnego Chrystusa. Nie mieć nic ze sobą, to też nie mieć uprzedzeń co do tych ludzi, których spotykamy na swojej drodze.
 
Święty Stanisławie Kostko – módl się za nami!
 
***
 
Rozmawiał Przemysław Radzyński
eSPe nr 132