logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Mario Marini
Dalmanuta
Księgarnia Św. Jacka
 


Tytuł:    Dalmanuta. Chwała Boża
Autor:    Mario Marini
Tłumaczenie:  Andrzej Cehak
ISBN:   83-7030-384-6
Format:   A5 (145 x 205mm)
Liczba stron:  328
Oprawa:  miękka
Dział:   duchowość
Cena detal.  27,00 zł.

 
ROZWAŻANIE PIERWSZE
 
WPROWADZENIE DO REKOLEKCJI
 
Duch – Miłość – jest jak wiatr, wieje tam, gdzie chce, i szum jego słyszysz, lecz nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd cię prowadzi (por. J 3, 8).
 

1 – „Jak wiatr”
 
„Miłość jest jak wiatr, wieje tam, gdzie chce, i szum jego słyszysz, lecz nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd cię prowadzi”. Obierzemy to zdanie za motto naszych rekolekcji. To bardzo piękne zdanie.
Mogłoby pasować do którejś z piosenek znanego meksykańskiego kompozytora Agustína Lary. Ale to zdanie zostało wypowiedziane na długo przedtem, nim Augustín Lara ujrzał światło. Zostało wypowiedziane przez samego Jezusa Chrystusa, Naszego Pana. Te piękne słowa, które teraz uważamy za swoje, zostały skierowane do Nikodema. Opisują jednocześnie wspaniałą rzeczywistość i wielką tajemnicę: jest to rzeczywistość, której można doświadczać (słyszysz szum wiatru, czujesz go na skórze), a jednocześnie tajemnica, ponieważ za każdym razem, gdy cię przenika, nie wiesz skąd przychodzi i dokąd prowadzi. Coś podobnego dokonuje się w naszym powołaniu.
 
Chciałem uczynić z tych słów motyw przewodni naszych rekolekcji, bo są to bardzo głębokie słowa i naprawdę bardzo mi się podobają. W gruncie rzeczy decyzja należy do mnie. Kiedy rekolekcjonista przygotowuje rozważania, ma pełną swobodę działania i może dowolnie wykorzystywać swoją przewagę.
Cóż więc postanowiłem? To mianowicie, że podstawowym tematem będzie Chwała Boża – temat, który dobrze się wiąże ze zdaniem Jezusa, które przed chwilą przytoczyliśmy.
 

2 – Z ziemi Don Camilla
 
Czuję, że zanim zaczniemy, mam obowiązek przedstawić się. Mam nadzieję, że w ten sposób ułatwię początek rekolekcji. A to dlatego, że wiem, iż od tej chwili będę potrzebował zrozumienia, a nawet Waszego przebaczenia.
Jestem bowiem pewny, iż otrzymam od Was znacznie więcej, niż Wam uda się ze mnie wyciągnąć. Przybywam przecież z daleka i staję w obliczu młodości Kościoła. Wy zaś, wprost przeciwnie, będziecie się bardzo nudzić z mojej winy, mam więc nadzieję, że przebaczycie mi łatwiej, gdy weźmiecie pod uwagę moją historię – wszak poznać czyjąś historię to zawsze poznać coś z tajemnicy Boga.
 
Widzieliście może film z serii Don Camillo albo czytaliście jedną z książek o Don Camillu? Są to krótkie historie, opowiadające o pewnym księdzu, napisane w bardzo ironicznym, lecz serdecznym tonie. Polecam je Wam jako lekturę przyjemną, a jednocześnie duchową. Człowiek ten – Don Camillo – pochodzi z moich stron, tylko że jego miejscowość leży nad rzeką, natomiast moja nad morzem. Jestem człowiekiem, który pochodzi z miejscowości nadmorskiej, jak zresztą mówi moje nazwisko, „Marini”(*1). Trudno o jaśniejszą wskazówkę... Właśnie w mojej rodzinnej miejscowości, w Cervii, zmarł Giovanni Guareschi, pisarz, który stworzył Don Camilla.
 
W cyklu powieściowym Guareschiego o Don Camillu przedstawiona jest historia konfliktu pomiędzy światem laickim i zsekularyzowanym, niekiedy antyklerykalnym i ateistycznym, nieco agresywnym wobec Kościoła a nielicznymi praktykującymi katolikami. We Woszech mamy regiony bardzo katolickie, lecz mój region leży w części, która stała się ateistyczna i wiele rodzin zeświecczyło się. Ja sam wywodzę się z jednej z takich rodzin. Kiedy się urodziła moja mama, nie została ochrzczona. Moi dziadkowie nie mieli ślubu kościelnego, nie używali imion świętych... Mam jeszcze dwie ciotki, które noszą imię „Nair” – nie wiem, skąd się ono wzięło, może jest pochodzenia arabskiego. Każde imię było dobre pod warunkiem, że nie było imieniem jakiegoś świętego.
Wartości, jakie wyznaje rodzina o takich przekonaniach, różnią się od wartości chrześcijańskich. Czym jest cierpienie?, czym jest radość?, czym jest śmierć?, czym jest życie?, czym jest choroba?... To pytania, na które udziela się bardzo różnych odpowiedzi. Wy wyznajecie wartości, które wydają się Wam naturalne. Ale nie są takimi. Nie ma wartości naturalnych. Są to wartości chrześcijańskie, które otrzymaliście w spadku od Waszych rodzin.
 
My, w każdym razie – to znaczy moja rodzina – mamy najstarszą w naszym miasteczku łódź rybacką. Ja zostałem wysłany na studia inżynierskie do Bolonii, na najstarszym – obok Paryża – uniwersytecie Europy.
Tam również spotkałem środowisko nieprzychylne wierze i cierpiałem, gdy zapaliło się we mnie światło wiary i powołania. Tajemnica mojej wiary i mego powołania to był naprawdę cud: doskonale zdawałem sobie sprawę, że jest to dar nadzwyczajny. Niekiedy wracam myślą wstecz i mówię Jezusowi: „Jak to zrobiłeś, Panie, żeby ze środowiska tego rodzaju wyprowadzić kapłana?”.
 
Z powodu mego powołania musiałem stawić czoła prawdziwej wojnie domowej. Mój ojciec powiedział mi (Przykro mi jest o tym opowiadać, lecz sądzę, że powinienem): „Wolałbym każde inne nieszczęście od tego, że mój syn jest księdzem”. To była pierwsza reakcja, a następne były bardzo podobne. Ale ja spotkałem Jezusa Chrystusa: „Miłość jest jak wiatr, wieje tam, gdzie chce, i słyszysz jej głos, lecz nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd cię prowadzi”. Wiatr ten porwał mnie i prowadzi.
Mnie, człowieka, który przeżył drugą wojnę światową. Byłem wtedy jeszcze dzieckiem, lecz dobrze pamiętam, jak to jest, gdy z nieba lecą bomby.
 

3 – Pio-Latinos-Americanos
 
Skąd przychodzę? Dokąd jestem prowadzony? Kiedy opracowywałem tę serię rekolekcji, zostałem zaprowadzony do Meksyku, do Cruzados...
Po wstąpieniu do seminarium zostałem wysłany na studia do Rzymu, gdzie wkrótce polubiłem Pio-Latino-Americanos, seminarzystów z Ameryki Łacińskiej, którzy studiują we włoskiej stolicy. Dzięki pewnym okolicznościom miałem okazję mieszkać z nimi trzy lata w Kolegium Pio-Latino-Americano, razem z moimi kolegami seminarzystami z Papieskiego Seminarium Lombardzkiego.
 
Byłem seminarzystą w Rzymie w okresie soboru watykańskiego II. Sobór zachęcał młodych księży, aby spędzili jakiś czas w Ameryce Łacińskiej, w miejscach, gdzie brakowało powołań. Zgłosiłem się natychmiast i nie byłem jedyny: około 650 młodych kapłanów i zakonników włoskich chciało jechać do Ameryki Łacińskiej.
I gdy na ogół Hiszpanie są kierowani do Ameryki hiszpańskojęzycznej, Włosi są wysyłani do Brazylii, bo, zważywszy, że i tak muszą się nauczyć nowego języka, portugalski jest równie dobry jak hiszpański.
 
Ponieważ jednak miałem już w Meksyku przyjaciół, poznanych w Kolegium Pio-Latino-Americano, uzyskałem zgodę, by dołączyć do nich w ich kraju. Spędziłem dwa lata kapłańskiej służby w seminarium w Chihuahua, na północy kraju. Byłem profesorem – wykładałem i prowadziłem dni skupienia – a także koordynatorem życia duchowego w seminarium regionalnym.
 
Następnie – jako że wcześniej poznałem papieża Pawła VI – w wyniku całego ciągu okoliczności zostałem wezwany, by pracować w Watykanie. I tak zostałem „biurokratą”, pogrzebanym pod papierami, które muszę pożerać jeden po drugim. Tym właśnie jest biurokrata: „pożeraczem papieru”. Możecie sobie wyobrazić, z jaką radością przyjąłem serdeczne zaproszenie ojca Pepe (założyciela Cruzados), który prosił mnie o wygłoszenie serii rekolekcji w Meksyku. Była to przede wszystkim pociągająca perspektywa ucieczki od biurokracji i od papierów...
 

4 – Rekolekcje na miejscu pustynnym
 
Lecz teraz na serio przyjrzyjmy się temu, co nas czeka. Pierwsza refleksja ma charakter przygotowawczy, byśmy mogli zrozumieć, co będziemy robili podczas rekolekcji.
Zacznę od dwóch fragmentów z Ewangelii św. Marka. Oba są znaczące:
– „A Jezus rzekł do nich: «Pójdźcie wy sami osobno na miejsce pustynne i wypocznijcie nieco!»”(Mk 6, 31).
– „Odpłynęli więc łodzią na miejsce pustynne, osobno” (Mk 6, 32).
 
Oto mamy ważną wskazówkę dla rekolekcji: Jezus miał zwyczaj proponowania swoim uczniom, by odeszli od ludzi, aby wypocząć w spokojnym miejscu.
Osoba Pana Jezusa zawsze niezmiernie mnie pociągała. Ciekawość kazała mi zawsze iść za tym Człowiekiem, rozmyślać nad tym, co mówi i co czyni w swoim życiu publicznym. W tym przypadku możemy zauważyć satysfakcję, jakiej Jezus doświadczał, oddalając się „na miejsce pustynne” razem z uczniami, pokazując im miejsca stosowne do wypoczynku. Odkrywamy też, że Jezus spędzał „wakacje” ze „swoimi”.
 
Jego ziemia, Galilea, jest bardzo piękna, prawie tak jak... Puebla. Jest to kraj zielony, o pięknych jeziorach, w przeciwieństwie do Judei, która nie jest zielona i w znacznej części pustynna. W Galilei są kwiaty i krzewy migdałowe; na wiosnę cała zakwita i wygląda cudownie; w koronie wzgórz Galilea jest zachwycająca.
 
W Ewangelii nie ma o tym mowy, bo dla tego, który ją pisał, stwierdzenie to było tak oczywiste, że wydawało się zbędne, ale w krajobrazie Galilei dominuje wielka góra o szczycie stale pokrytym śniegiem – góra Hermon. Pan Jezus lubił wspinać się na tę górę i zabierał tam swoich uczniów. Na stoku góry leżała mała miejscowość, dokąd chodzili odpoczywać – nazywała się Cezarea Filipowa. Jezus lubił również przemierzać wzgórza i wychodzić na plażę, na piękny morski brzeg w okolicach Tyru i Sydonu. Chętnie też zapuszczał się w stronę Jerycha, najstarszego miasta na świecie (powstało siedem tysięcy lat przed Chrystusem).
To właśnie w Galilei Jezus wypowiada piękne zdania, które przed chwilą przeczytaliśmy: „Pójdźcie wy sami osobno na miejsce pustynne i wypocznijcie nieco!” oraz – „Odpłynęli więc łodzią na miejsce pustynne, osobno”.
 

5 – Dalmanuta
 
Jak się nazywa to miejsce pustynne? Św. Marek używa innego jeszcze wyrażenia, które mnie zawsze fascynowało. Jest to nazwa miejsca, które wskazuje nam Pan w chwili, gdy jesteśmy już, Wy i ja, na łodzi z Nim (Jezus miał zwyczaj wsiadać z uczniami do łodzi): „Zaraz też wsiadł z uczniami do łodzi i przybył na drugi brzeg morza (Tyberiadzkiego) w okolice Dalmanuty” (por. Mk 8,10).
 
Miejsce to, Dalmanuta, jest bardzo interesujące, bo tak naprawdę… nic o nim nie wiemy. Są bibliści, którzy strawili życie na studiowaniu Biblii, lecz nie wyłowili niczego, co by dotyczyło Dalmanuty.
Może to było zwykłe miejsce, maleńka osada na brzegu Morza Tyberiadzkiego. Fascynuje mnie nazwa „Dalmanuta” właśnie dlatego, że zawiera sekret; to tak jakby powiedzieć: „Odpłynęli na drugi brzeg morza w tajemnicze miejsce”. Dlatego że, jak jest napisane, wiatr prowadzi nas ku miejscu, którego nie znamy – ku Dalmanucie – nie wiecie, dokąd dotrzecie w trakcie tych Waszych rekolekcji, nikt z Was nie wie. A może tak: zdążamy do Dalmanuty!
Płyniemy razem, pod tchnieniem wiatru, na łodzi z Panem Jezusem do tajemniczego miejsca, do Dalmanuty, dokąd On nas prowadzi.
 

6 – Cel: nawrócenie serca
 
Nie ma lepszej okazji, aby móc czytać we własnym wnętrzu niż przebywanie w samotności. Nauczono Was czytać książki, lecz najtrudniejszą lekturą jest odczytywanie samego siebie. Księga mojego „ja” jest zawsze w zasięgu ręki.
Egzystencja człowieka ma strukturę zagadki. Z kurami jest inaczej – one nie mają zagadek do rozwiązania. Istota ludzka je ma. Bóg złożył w jej ręce wielką tajemnicę, którą trzeba odczytać. I aby to zrobić, nie ma lepszego sposobu niż przebywanie w samotności.
 
Dlatego rekolekcje trzeba przeżywać z entuzjazmem, jako przeprawę przez morze z Jezusem. Mają one też nieodzowny cel, jakim jest zainspirowanie do tego, aby każdy dokonał refleksji nad własnym życiem.
Wynikiem tej refleksji powinno być nawrócenie serca, co w istocie jest głównym celem rekolekcji.
Trzeba wyjaśnić te terminy. W szczególności bardzo ważne jest „serce”, jest tutaj gospodarzem.
 
 
Przypisy:
1 -  W języku włoskim na określenie morza lub wybrzeża morskiego używa się słowa „marina” (przypis tłumacza).

Zobacz także
ks. Andrzej Trojanowski
Wydzielając Jezusowi odrobinę czasu na rutynowy pacierz, poświęcając Mu może kilka myśli, lecz zarazem zważając na to, by „nie zaszkodziły” one „ważniejszym” sprawom w moim życiu – przytrzymuję Go wraz z moim zbawieniem przy drzwiach mojego serca. On nie wej­dzie do środka, jeżeli nie zostanie za­proszony.
 
 
Dorota Peplińska
Fundamentem chrześcijańskiej specyfiki życia moralnego jest uczestnictwo w naturze Bożej. Bóg bowiem, zwracając się do ludzi jak do przyjaciół, przewidział i przeznaczył ich, aby się stali podobni do Syna Jego, który miał być pierworodnym między wielu braćmi. W tym podobieństwie do Jednorodzonego Syna Bożego człowiek otrzymuje udział w życiu Bożym i żyje w pełni uczestnictwem w naturze Bożej...
 
Jacek Salij OP
Powinniśmy się modlić za naszych zmarłych – należy jednak pamiętać, że skuteczność naszej modlitwy zależy od tego, czy wstawiając się za nimi u Boga, jesteśmy w stanie łaski uświęcającej. Jeżeli króluje w nas grzech, niweczy on skuteczność naszych modlitw. Warto sobie uprzytomnić, że miłość możemy okazać naszym zmarłym nie tylko przez modlitwę za nich. 
 
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS