logo
Czwartek, 28 marca 2024 r.
imieniny:
Anieli, Kasrota, Soni, Guntrama, Aleksandra, Jana – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Dariusz Kowalczyk SJ
Dar kontrreformacji
Idziemy
 
fot. Samuel Zeller | Unsplash (cc)


Istotą kontrreformacji nie było sprzeciwianie się luteranizmowi i innym odłamom protestantyzmu, ale reforma Kościoła, by przekonywująco ukazać prawdę i piękno katolicyzmu.
 
Dziś nierzadko można przeczytać, że Luter chciał dobrze. Widząc rażące nadużycia w Kościele, pragnął jego reformy. Władze kościelne potraktowały go jednak w sposób lekceważący i niesprawiedliwy, oskarżając o herezję. Nic dziwnego, że Luter się oburzył i zareagował, być może przesadnie. Potem sprawy wymknęły mu się z rąk. Luter padł ofiarą społeczno-politycznych uwarunkowań. Tym niemniej z perspektywy pięciu wieków możemy powiedzieć, że na reformacji Kościół skorzystał. Co więcej, Luter pozostaje świadkiem wiary i może być punktem odniesienia dla tych, którzy chcą reformować Kościół katolicki dzisiaj. A po historycznym udziale papieża Franciszka w obchodach 500-lecia w Szwecji jedność jest coraz bliżej.
 
Tego rodzaju tezy pojawiły się ostatnio w niejednym tekście, jak np. w artykule mojego włoskiego współbrata, Giancarla Pani SJ, opublikowanym na łamach „Civilta Cattolica”. Sądzę jednak, że pierwsi jezuici, współtwórcy kontrreformacji, dziwią się wielce, patrząc z nieba na ten superekumeniczny hurraoptymizm.
 
Więcej roztropności

Święty Ignacy, założyciel jezuitów, uczył swych duchowych synów miłości roztropnej. Roztropność bez miłości może bowiem stać się zimną kalkulacją, a miłość bez roztropności może zdegenerować się do naiwnego podtrzymywania dobrej atmosfery kosztem nie tylko prawdy, ale zwykłej przyzwoitości. Miłość roztropna jest ważna w dialogu ekumenicznym. Otwartość, szacunek dla innych, szukanie tego, co łączy nie mogą oznaczać fałszowania historii i budowania na piasku postępowych ideologii. Ale z drugiej strony dbałość o katolicką tożsamość nie oznacza programowego widzenia innych od jak najgorszej strony.
 
Dlatego nie przekonuje mnie zajadła antyluterska retoryka, nawet jeśli jest jakoś oparta na fragmentach ukrytych głęboko dzieł samego Lutra. Ksiądz Tadeusz Guz na licznych fimikach krążących po internecie odziera luteranizm z jakiejkolwiek godności. „Świętować taką zbrodnię [500-lecie reformacji], świętować utożsamienie Boga z szatanem, to jest najwyższym aktem herezji” – stwierdza profesor KUL. I dodaje: „Nie znam drugiego człowieka w dziejach kultury duchowej, szeroko pojętej, poza Marcinem Lutrem, który w tak systematyczny sposób dokonał satanizacji Boga”. Natomiast włoski profesor filozofii i Danilo Castellano oznajmił, że „Luter zapoczątkował wszystkie nowożytne rewolucje ze względu na swój nihilizm, (…) swój radykalny subiektywizm, (…) i swoją koncepcję sumienia jako „właściwości natury” będącej zaprzeczeniem sumienia moralnego.
 
Z drugiej strony nie przekonuje mnie „kanonizowanie” Lutra. Katolicki biskup Magdeburga Gethard Feige w ubiegłym roku powiedział w homilii: „Luter, podobnie jak św. Franciszek (…) poprzez swoją wiarę w Boga gruntownie zmienił swoje życie. I jest to przykład, który powinni naśladować wszyscy chrześcijanie”. Biskupowi Feige’owi odpowiedziałbym, że zdecydowanie wolę naśladować św. Ignacego Loyolę. W diabolizowaniu, ale i w kanonizowaniu Lutra ze strony katolików brakuje miłości i roztropności.
 
W dialogu z luteranami potrzeba szczególnej roztropności, bo choć w dużej mierze udało się porozumieć np. w sprawie rozumienia Bożej łaski, to do starych rozbieżności doszły nowe, całkiem poważne. Otóż wiele kościołów luterańskich przyjęło za swoją ideologię homoseksualną. Podajmy jeden, wcale nie odosobniony, przykład. Biskupem sztokholmskiej diecezji Kościoła Szwecji jest Eva Brunne. Pani biskup żyje oficjalnie w lesbijskim związku. Razem ze swoją partnerką, pastorką Gunillą Lindén, wychowuje syna. Luter zapewne oburzyłby się taką sytuacją. Tym niemniej sam położył fundament pod tego rodzaju aberracje.
 
Jezuici kontrreformatorzy
Pomimo że nie brakuje współczesnych jezuitów, którzy zachwycają się Lutrem, wielu ludziom Towarzystwo Jezusowe kojarzy się z kontrreformacją. Nic dziwnego – w 1917 r., na 400-lecie reformacji, we wspomnianym jezuickim piśmie „Civilta Cattolica” opublikowano artykuł „Luter i luteranizm”. Znajdujemy w nim taką oto ironię: „Pod wygodnym pretekstem realizowania wymogów Pisma, które jako jedyne zawiera słowo Boże, wszczął wojnę z teologią scholastyczną, tradycją, prawem kanonicznym, wszystkimi ustanowieniami i wskazaniami Kościoła i soborów; a na miejsce tych pobożnych i czcigodnych rzeczy on, Marcin Luter, wiarołomny mnich i samozwańczy doktor, ustanowił siebie i swój autorytet. Papieże, doktorzy i święci ojcowie zostali pozbawieni wszelkiej wartości; słowo Marcina Lutra przewyższało je wszystkie”. Taki właśnie krytyczno-ironiczny stosunek do Lutra był charakterystyczny dla jezuitów przez całe wieki.
 
Towarzystwo Jezusowe powstało w 1540 r., a zatem 23 lata po wydarzeniach, które uznajemy za początek reformacji. Jezuici od początku zaangażowali się w działalność mającą na celu nie tylko zatrzymanie luteranizmu, ale także odbicie (pokojowe) z rąk luteranów zajętych przez nich terenów. Spisane przez Ignacego Loyolę „Reguły o trzymaniu z Kościołem”, choć nie wymieniają wprost Lutra, to zawierają wiele punktów, które wyraźnie przeciwstawiają się doktrynie protestanckiej. Na przykład reguła 6. głosi: „Pochwalać kult relikwii świętych, okazując im cześć i modląc się do świętych. Pochwalać odprawianie stacji, pielgrzymki, odpusty, jubileusze, krucjaty i świece zapalane w kościołach”. A w regule 9. czytamy: „Pochwalać wszystkie przykazania kościelne, trzymając umysł w gotowości do szukania racji dla ich obrony, w żaden zaś sposób dla ich zwalczania”. Natomiast w regule 17. znajdujemy odniesienie do kwestii łaski, woli i uczynków: „Nie powinniśmy mówić tak obszernie o łasce, kładąc na nią taki nacisk (…), żeby uczynki [dobre] i wolna wola doznały jakiejś szkody lub zgoła były lekceważone”.
 
Choć wielu jezuitów było torturowanych i zamordowanych przez protestantów, to nie oddawali pięknym za nadobne, ale starali się walczyć o dusze poprzez wykazywanie oponentom błędów i przyciąganie ludzi do ortodoksyjnej katolickiej nauki. W Polsce szermierzem kontrreformacji był Piotr Skarga, który na różne sposoby działał na rzecz Polski katolickiej. Jednym ze sposobów tego rodzaju działalności były publiczne dysputy, niekiedy wielogodzinne. Przedłużenie owych dysput stanowiły różnego rodzaju teksty, w których niekiedy nie brakowało, z obu stron, słów obraźliwych. Zdarzało się i tak, że rozgrzani dysputami ludzie, szczególnie młodzi, próbowali przekonać do swoich racji za pomocą pięści lub kamieni.
 
W Rzymie, w kościele Najświętszego Imienia Jezus, kolebce jezuitów, przy ołtarzu i grobie św. Ignacego znajduje się marmurowa rzeźba przedstawiająca „Religię, która zwycięża herezję”. Rzeźba ta stanowi rzeczywiście symbol działalności jezuitów w XVI-XVII w. Widać tu m.in. książki przeznaczone na zniszczenie. Swego czasu na jednej z nich można było odczytać napis „Luter”. To dobrze, że dziś nie palimy ksiąg. Tym niemniej nie powinniśmy odkładać do lamusa takich pojęć, jak herezja. Bo jeśli nic nie jest herezją, to i nic nie jest prawdą wiary. A jedyną nieomylną wiarą staje się lewicowo-liberalnie rozumiana tolerancja.
 
Jezuici reformatorzy

Istotą kontrreformacji nie było sprzeciwianie się luteranizmowi i innym odłamom protestantyzmu, ale reforma Kościoła, by przekonywująco ukazać prawdę i piękno katolicyzmu. W tej perspektywie można powiedzieć, że reformacja stanowiła wyzwanie, które pomogło Kościołowi się odnowić. Odnowa dokonała się przede wszystkim poprzez Sobór Trydencki, który odbył się w latach 1545-63. Uczestniczyli w nim w charakterze teologów papieskich dwaj jezuici: Laynez i Salmeron. Sobór zapoczątkował wiele reform i wyjaśnił niektóre aspekty doktryny katolickiej. Niektórzy uważają, że gdyby odbył się kilkadziesiąt lat wcześniej, to nie doszłoby do reformacji.
 
Towarzystwo Jezusowe przyczyniło się do reformy Kościoła przede wszystkim poprzez zakładanie i prowadzenie szkół, w których kształciły się elity. Szkoły te poziomem nauczania i siłą oddziaływania przewyższały szkoły protestanckie. Dwie najważniejsze szkoły jezuickie tamtego okresu to Collegium Romanum (obecnie Uniwersytet Gregoriański) i Collegium Germanicum w Rzymie. Studiowano w nich także pisma Lutra. W latach 80. XVI w. uczył w Kolegium Rzymskim słynny Robert Bellarmin. Papież Grzegorz XIII powierzył mu katedrę „kontrowersji”, czyli katedrę apologetyki. Wykłady Bellarmina zaowocowały wydawaniem wielotomowego dzieła, które było pierwszą próbą usystematyzowania herezji protestanckiej. Odbiło się ono szerokim echem w całej Europie.
 
Jednym z argumentów, jakie przedstawiał Bellarmin, by wykazać, że prawdziwym Chrystusowym Kościołem jest Kościół katolicki, była jego misyjność. W tamtym czasie bowiem reformatorzy nie byli w stanie podjąć w sposób skuteczny działalności misyjnej w Azji czy Ameryce Południowej. Kościół katolicki natomiast, w tym w znaczącej mierze jezuici, zyskiwał tam nowych wyznawców. Kiedy w Europie jezuici przeciwstawiali się protestantyzmowi, w Azji działali tacy ich współbracia – mocarze ewangelizacji, jak Franciszek Ksawery, a potem Mateusz Ricci. W Ameryce zaś rozkwitały redukcje paragwajskie, o których opowiada film „Misja”.
 
Zamiast dopatrywać się w Lutrze wzoru reformatora, trzeba – bez negowania dorobku autentycznego ekumenizmu – sięgnąć do przykładu pierwszych pokoleń jezuitów, których pasją było propagowanie wiary katolickiej aż po krańce ziemi.
 
Dariusz Kowalczyk SJ
Idziemy nr 49/2017 
 
Zobacz także
Wojciech Surówka OP
W Wielki Czwartek, tylko dzisiaj, Kościół celebruje obmycie nóg. W Biblii gest ten wyrażał gościnność, a następnie był praktykowany w społecznościach zakonnych. W Regule św. Benedykta czytamy: Wszystkich przychodzących do klasztoru gości należy przyjmować jak Chrystusa, gdyż On sam powie: Gościem byłem i przyjęliście mnie (Mt 25,35). Wszystkim trzeba też okazywać należny szacunek, a zwłaszcza zaś braciom w wierze (Ga 6,16) oraz pielgrzymom. 
 
Sławomir Zatwardnicki

Po co Dziewicy mąż? Gdy nie znajdujemy odpowiedzi – wzruszamy ramionami, uznając sprawę za nieistotną w przekonaniu, że jeśli "coś tu nie gra", to z pewnością lepiej to odrzucić. Inaczej postąpił Józef, któremu też coś nie zagrało na wieść o cudownej brzemienności Maryi. Ale na tej pierwszej reakcji nie poprzestał.

 
Michał Frąckowicz

Co robić, kiedy twoje ufne i pogodne dziecko z dnia na dzień staje się kimś zupełnie obcym? Zamiast uśmiechu, radości, dobrych relacji – pojawia się oschłość, brak zainteresowania nauką czy wspólną modlitwą. Znajomi stają się ważniejsi od rodziny. Dziecięcy pokój przypomina pole bitwy. A kolejne próby nawiązania kontaktu z dzieckiem – skutkują pogłębiającym się poczuciem twojej klęski jako rodzica i katolika…

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS