logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Joanna Gorecka-Kalita
Dlaczego dziś nie ma templariuszy?
List
 


 O templariuszach pisałam już w LIŚCIE (7-8/05). Wówczas, opisując w zarysie historię Zakonu Ubogich Rycerzy Chrystusa od jej początków aż po tragiczny koniec, napisałam: „nie warto rozwodzić się nad formalnymi oskarżeniami, które są stekiem rojeń zrodzonych w chorym umyśle osławionego królewskiego doradcy…”. Zmieniłam zdanie. Teraz myślę, że warto z bliska przyjrzeć się temu, jak za sprawą sprytnie prowadzonej gry można zniweczyć dzieło, które powstawało przez niemal dwa stulecia. A oskarżyciel, Wilhelm z Nogaret, wcale nie był umysłowo chory. Chyba że brak zasad moralnych jest chorobą.
 
O świcie, w piątek 13 października 1307 r., królewski doradca Wilhelm z Nogaret na czele uzbrojonych podwładnych prewota* Paryża wdziera się do komandorii templariuszy. Wywleka z łoża Wielkiego Mistrza Jakuba de Molay, zatrzymuje wszystkich jego towarzyszy i zajmuje dobra zakonu. W tym samym czasie identyczne, doskonale zsynchronizowane operacje policyjne zostają przeprowadzone w pozostałych komandoriach Francji (a jest ich około pięciuset, sześciuset!). Wszyscy templariusze zostają aresztowani i osadzeni w więzieniu, po czym, w trybie natychmiastowym, poddani przesłuchaniom i torturom; najpierw przez urzędników świeckich, potem przez inkwizytorów. Większość z nich przyznaje się do winy: herezji, apostazji i najszpetniejszych możliwych czynów – choć potem odwoła swoje zeznania, tłumacząc je załamaniem w obliczu tortur. W październiku 1312 r. papież Klemens V na soborze w Vienne zarządza kasatę zakonu templariuszy (choć bez formalnego wyroku skazującego; nie mogąc rozwiązać zakonu na drodze prawnej, papież kasuje go „ze względu na ogólne dobro”). O zmierzchu 18 marca 1314 r. na małej wysepce na Sekwanie płonie na stosie ostatni Mistrz templariuszy, Jakub de Molay, zwrócony twarzą ku wieżom katedry Notre-Dame, z modlitwą na ustach.
 
Z dziejów intrygi
 
W tych kilku datach zawiera się mroczna i zawiła historia jednego z pierwszych w dziejach procesu politycznego, wykorzystującego na szeroką skalę technikę pomówienia, nacisk opinii publicznej i kruczki prawne. Proces ten położył kres niemal dwustuletniej historii zakonu, który zaczynał od działalności dziewięciu idealistów, pragnących dbać o bezpieczeństwo chrześcijańskich mieszkańców Ziemi Świętej – by stać się następnie potęgą militarną i ekonomiczną, kładąc podwaliny pod nowoczesne formy gospodarki i zarządzania finansami.
 
Nic nie zapowiadało tak straszliwego końca. Choć chmury nad zakonem zbierały się już od dawna, aresztowania spadają na templariuszy jak grom z jasnego nieba. Czy można je czymkolwiek wytłumaczyć? Nawet gdybyśmy uznali za prawdziwe zeznania oskarżonych, przyznających się (na torturach!) do zarzucanych im czynów, nic nie uzasadni owej nieledwie antyterrorystycznej akcji, która dokonała się nad ranem w październiku 1307 r. Pierwsze nasze podejrzenie winien wzbudzić fakt, że kiedy tylko templariusze zostali aresztowani, król Francji Filip IV natychmiast wprowadził się do siedziby zakonu, przejmując nie tylko skarbiec królewski – którym templariusze zarządzali przez długie lata – ale i fundusze zakonne zgromadzone w oczekiwaniu na nową krucjatę. Fundusze te następnie rozpłynęły się w powietrzu… a Filip, rzecz jasna, nie przedstawił żadnego „sprawozdania finansowego”. Gospodarka nie miała się najlepiej, a skarbiec królewski pilnie potrzebował pieniędzy – nim król zabrał się za templariuszy, skoniskował najpierw mienie Żydów, następnie zaś Lombardów. Była to dobra okazja, by odwrócić gniew ludu od rządu. Co ciekawe, podczas jednej z manifestacji w 1305 r., król schronił się wraz z rodziną w warowni templariuszy przed rozwścieczonym motłochem.
 
Kryzysu inansowego nie sposób jednak przedstawić jako przyczyny przeprowadzenia operacji. Templariusze podlegali bezpośrednio jedynie papieżowi, z którym w owym czasie zdecydowanie należało się liczyć; groźba ekskomuniki była realna i brzemienna w skutkach, a można się było spodziewać, że Rzym weźmie w obronę swych protegowanych.
 
Wtedy na scenę dziejów wchodzi człowiek mały duchem, lecz wielki ambicjami, obdarzony do tego bystrym umysłem i pozbawiony skrupułów. Doradca królewski, Wilhelm z Nogaret – o nim bowiem mowa – ma już doświadczenie w tego typu sprawach. Już wcześniej, przejmując dochodzenie przeciw biskupowi Pamiers, oskarżonemu o zdradę i obrazę majestatu, wpadł na pomysł, aby wzmocnić oskarżenie zarzutami herezji, symonii, bluźnierstwa oraz rozmaitych innych potworności. Biskupa Pamiers uratowała, na szczęście, stanowczość jego przełożonego, arcybiskupa Narbonne. W historii tej widać już zaczątki tego, co stanie się swoistym znakiem rozpoznawczym Wilhelma z Nogaret i jego naśladowców w kolejnych stuleciach: tania, lecz sprytna retoryka, odwołująca się do emocji, oraz wykorzystanie dla celów politycznych oskarżeń o herezję.
 
 
 
strona: 1 2 3