logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Wojciech Zagrodzki CSsR
Dlaczego ludzie przestają chodzić do kościoła?
Kwartalnik Homo Dei
 


Wielkie wrażenie wywarła na mnie wizyta w Rydze, w której nawiedziłem wszystkie świątynie katolickie (jest ich tam 5 lub 6).

Wszystkie były otwarte. W każdym kościele dyżur pełniły dwie osoby, które przy okazji rozprowadzały religijne gazety i książki. W takim mieście, w którym kościół jest stale dostępny, katolik oddycha zupełnie inaczej. Kardynał Ratzinger napisał – i to nie jest takie irracjonalne, jak na pozór mogłoby się wydawać – że tradycyjnie od pokoleń kościoły były otwarte, bo nad ich bezpieczeństwem "czuwały" kamienne lwy lub postaci aniołów umieszczone zwykle blisko wejścia. Te kamienne posągi symbolicznie przypominały nawet największym złoczyńcom, że świętości miejsc sakralnych po prostu się nie narusza[1].

Dzisiaj ta bariera sacrum została złamana. Zdarza się, że wśród tych, którzy włamują się do świątyni, znajdują się nawet miejscowi parafianie, czasem ministranci. A jeszcze nie tak dawno było to nie do pomyślenia! Jeśli jednak owa niewidzialna bariera sacrum została złamana, to jeszcze nie znaczy, że nie można próbować jej odbudować.

Ale jak to zrobić, żeby kościoły pozostawić otwarte przez cały dzień? Obawa przed kradzieżą czy nawet zbezczeszczeniem nie jest wyssana z palca...

Mniejszość katolicka w Rydze znalazła na to sposób. W naszych parafiach również nie brakuje pobożnych emerytów, którzy mogliby jedną czy dwie godziny w tygodniu poświęcić na dyżur w swojej świątyni parafialnej. Przy okazji czuliby się jeszcze bardziej współodpowiedzialni za nią, która, jako katolicka, powinna być dostępna dla wszystkich.

Płynie stąd jeszcze jedna korzyść. Im więcej będzie w Kościele uczestnictwa, aktywności wszystkich, tym bardziej będziemy doświadczać Kościoła jako rodziny. W instytucji usługowej pracują ci, którzy usługi świadczą, inni przychodzą z nich skorzystać. W rodzinie jakoś aktywni są wszyscy. Przypomina mi się pewien raport nuncjusza papieskiego w Polsce z roku mniej więcej 1551, kiedy wiele znaków wskazywało, że król opowie się za protestantyzmem. Nuncjusz napisał, że trzeba być dobrej myśli, bo król Zygmunt August podczas Mszy Świętej śpiewa pełnym głosem Credo oraz inne pieśni, a to każe przypuszczać, że łatwo od katolicyzmu nie odejdzie. Myślę, że nawet ten moment, czy atmosfera w kościele zaprasza czy zniechęca do śpiewania oraz innych form aktywnego uczestnictwa, może przyczynić się do tego, że ludzie do kościoła lubią przychodzić albo też chodzić przestają.

Czy chodzi tu np. o ogłoszenia parafialne, w których proponuje się zestaw "usług" (czyli nabożeństw) świadczonych w nadchodzącym tygodniu o określonych godzinach?

Trzeba robić możliwie wszystko, żeby nabożeństwo było nabożeństwem, a nie usługą. Na przykład ludzie wyczuwają, czy ksiądz wkłada w nie swoją osobistą pobożność, czy też prowadzi je tylko z obowiązku. A co do ogłoszeń, sam nie jestem proboszczem, to nie będę się mądrzył, ale na pewno nie powinny być rozwlekłe ani nie powinny zawierać treści niepotrzebnie denerwujących. Wróćmy jednak do poprzedniego wątku. Po prostu trzeba starać się o to, żeby podział uczestników Mszy Świętej na część czynną i bierną usuwać, a przynajmniej zmniejszać. Reforma liturgii otworzyła przestrzeń dla zaangażowania wielu osób: jedni czytają, wszyscy śpiewają, ktoś podczas sumy zajmuje się małymi dziećmi. Wielu wiernych mogłoby się zaangażować w sprawy parafii również poza liturgią – w radach parafialnych, w grupach charytatywnych czy w jakimś "ochotniczym pogotowiu remontowym". W ten sposób kościół stanie się autentycznie czymś naszym, a nie tylko punktem szacownych usług. W mniejszych miejscowościach nawet sprzątanie kościoła, zwłaszcza kiedy parafii nie stać na opłacenie sprzątaczki, może się stać okazją, dzięki której ludzie się ze swoim kościołem mocniej wiążą.

Nie jestem przekonany, że sprzątanie kościoła będzie wystarczająco atrakcyjną propozycją dla zaangażowania się ludzi w życie parafialne...

Oczywiście, nie jest to propozycja atrakcyjna. Ale... kiedy idę do fryzjera, to fryzjer nie oczekuje ode mnie, żebym zamiótł salon po skończonym strzyżeniu. Fryzjer prowadzi instytucję usługową, i to on ma zadbać o takie sprawy. Z Kościołem jest inaczej, i z tego powodu także sprzątanie świątyni może być formą uczestnictwa w jego życiu. Są zresztą również inne, trudniejsze formy aktywnego udziału w życiu parafii. Np. udział w prowadzeniu parafialnego punktu bezpłatnych porad małżeńskich lub prawnych wymaga szczególnych kompetencji. Innych kompetencji wymaga włączenie się do ekipy przygotowującej dorosłych do chrztu lub do Pierwszej Komunii Świętej. Jednak w parafii często są ludzie, którzy mogliby – i co ważniejsze: byliby gotowi – takie aktywności podjąć. Ale, jak to powiedziano w przypowieści o robotnikach w winnicy (por. Mt 20,7), proboszcz ich do takiej pracy nie zaprasza...

Są w kościele również takie aktywności, które poniekąd nie zabierają żadnego czasu. Ale może zacznę ten temat "od tyłu". Kiedy odprawiam Mszę Świętą, podczas której ludziom trudno otworzyć buzię i niemal jedynym śpiewającym jest organista, myślę sobie ze smutkiem, że ta wspólnota składa teraz antyświadectwo, jakoby chrześcijaństwo miało się już ku końcowi. Pojedynczy, nawet bardzo gorliwy katolik nie jest wówczas w stanie tej sytuacji zaradzić. Natomiast wystarczy nieraz jeden człowiek z charyzmą – kierownik chóru, ksiądz czy organista – który potrafi kościół tak rozśpiewać, że ludziom aż się chce na niedzielną Mszę przychodzić. Nasze zaangażowania w Kościół mogą być różne, ale postawa wobec Kościoła tylko konsumpcyjna wcześniej lub później musi człowieka z tego Kościoła wyobcować.
 
Zobacz także
Jędrzej Majka
Paul Johnson mówi o chrześcijaństwie jako o sekcie judaizmu. Ma rację. Było ono dla Żydów sektą religijną. Z drugiej strony rację ma i ten, kto powie, że polityczną sektą byli socjaliści, którzy w XIX w. religijnie tłumaczyli misję polityczną. Rację ma również ten, kto powie o sekcie ekonomicznej... Czym więc jest sekta?
 
Maria Król-Fijewska

Mówimy dziecku, gdy z przerażeniem obudzi się w nocy: „Nie bój się, to tylko sen”. Z drugiej strony uporczywe lub zaskakujące sny budzą w nas refleksję: „To musi coś znaczyć!”. Sen – tajemnicza rzeczywistość, w którą zanurzamy się z codzienną regularnością. Fabuła snów jest często zaskakująca, poszarpana, w najlepszym przypadku powiemy „poetycka”, w najgorszym – „bezsensowna”. Czy to chaotyczny zestaw przypadkowych elementów, czy przekaz od wyższej jaźni? Kosz na śmieci zmęczonej głowy, czy emanacja głębokiej mądrości?

 
Małgorzata Borkowska OSB

Jak konkretnie wyglądała modlitwa Ojców Pustyni? Była oczywiście zróżnicowana. Trochę zależało od indywidualnych zdolności. Czytamy o takim nowicjuszu, którego nauczono psalmu pierwszego; był oczywiście analfabetą jak bardzo wielu, więc uczył się wszystkiego na pamięć i kiedy się tego pierwszego psalmu nauczył, to powiedział: Dosyć! To mi na razie wystarczy. Po czym odmawiał ten psalm przez cały rok, zastanawiając się nad jego treścią, a po roku przyszedł po następny. Nie wiadomo, ile ich zdążył poznać przez całe życie. Normalnie jednak uczono się na pamięć całego psałterza, odmawiając część w stałych godzinach modlitwy, a resztę przy pracy. 

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS