logo
Czwartek, 28 marca 2024 r.
imieniny:
Anieli, Kasrota, Soni, Guntrama, Aleksandra, Jana – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
dr Piotr Kwiatek OFMCap
Docenić rolę doceniania
Głos Ojca Pio
 
fot. Rawpixel (cc)


Wielką sztuką jest nie tylko wnosić dobro w życie innych, ale również nauczyć się owocnie je przyjmować. Niestety, w tradycyjnych formach wychowania rodzinnego, a także religijnego wciąż panuje przekonanie o niebezpieczeństwach płynących z pochwał czy uznania.
 
Kilka lat temu spotkałem niesamowitego człowieka. Był nim emerytowany profesor Philip Lichtenberg, wykładowca w Instytucie Terapii Gestalt w Filadelfii (GTIP). Podczas zajęć praktycznych studenci Bryn Mawr College okazywali mu swoje wielkie uznanie, niemalże zauroczenie. Podziwialiśmy nie tylko jego ogromny profesjonalizm i doświadczenie, ale również wielki humanizm, spontaniczność i zdolność przyjmowania człowieka takim, jakim jest. Profesor miał ogromną wrażliwość na dobro i doskonale potrafił łączyć skromność z autentyzmem. Kiedy spotykał się z uznaniem i komplementami ze strony innych, uważnie i przyjaźnie wsłuchiwał się w każde słowo, czasem okazywał wzruszenie, delikatnie głaszcząc się dłonią po klatce piersiowej. Nigdy nie tłumaczył tego gestu, bo dla wszystkich był on oczywisty i piękny. Kiedy dziś o tym myślę, jestem przekonany, że tym prostym gestem chciał niejako pomóc sobie przyswoić życzliwość innych, tak aby wszystkie pozytywne emocje rozeszły się po całym jego ciele. Wciąż mam w pamięci obraz profesora i jego konstruktywny gest względem doceniania, który wielokrotnie pomógł mi autentycznie i spokojnie spotkać się z prawdą o dobru we mnie.
 
Nie bądź taki dumny
Wielką sztuką jest nie tylko wnosić dobro w życie innych, ale również nauczyć się owocnie je przyjmować. Niestety, w tradycyjnych formach wychowania rodzinnego, a także religijnego wciąż panuje przekonanie o niebezpieczeństwach płynących z pochwał czy uznania, co rodzi lęk przed nimi, niechęć lub zażenowanie. W takich sytuacjach dzieje się w nas coś przeciwnego. Zamiast pozytywnego rozpoznania radości, poczucia dumy, entuzjazmu, zadowolenia czy wdzięczności wpędzamy się w lęk przed pychą, wyniosłością i koncentracją na sobie. Jakże często w kontekście emocji pozytywnych słyszymy zarówno w domu, jak i w szkole: „nie chwal się”, „nie bądź taki dumny”, „uważaj, żebyś nie popadł w pychę”, a także „to zbyt piękne, aby było prawdziwe”.
 
I chociaż wiemy, że każdy z nas do właściwego rozwoju potrzebuje uznania, zauważenia czy dobra innych, to jednak społecznie wciąż kształtuje się sztuczne poczucie skromności czy winy albo jako ideał czy cnotę promuje się postawę fałszywej pokory. W konsekwencji prowadzi to do obniżenia własnej wartości, smutku, braku zadowolenia, a często nawet do niechęci albo wrogości względem siebie.
 
Będąc naśladowcami Chrystusa, nie zawsze słyszymy pełną treść Jego nauczania o przykazaniu miłości: „Pierwsze jest: Słuchaj, Izraelu, Pan Bóg nasz, Pan jest jeden. Będziesz miłował Pana, swojego Boga, całym swoim sercem, i całą swoją duszą, i całą swoją myślą, i całą swoją mocą. Drugie jest to: Będziesz miłował bliźniego swego jak samego siebie. Nie ma innego przykazania większego od tych” (Mk 12,29–31). Nie mamy problemu z pierwszą częścią: wezwaniem do miłości Boga, ale umyka nam prawda, że miarą miłości bliźniego jest miłość do siebie. Być może nie potrafimy kochać innych, ponieważ nie potrafimy kochać właściwie samych siebie. Nie umiemy zaakceptować własnych wad i błędów, wydarzeń z przeszłości, na które mieliśmy bądź nie mieliśmy wpływu. Zdrowa miłość do samego siebie nie ma nic wspólnego z egoizmem czy narcyzmem. Sprawia jedynie, że dobrą częścią siebie potrafimy się dzielić z innymi, a dzięki temu, co w nas słabe i kruche, jeszcze głębiej możemy rozumieć i kochać innych. Miłość buduje się na prawdzie o sobie, a ona wiąże się z naszym pięknem i dobrem, a także z tym, co w nas grzeszne i niedoskonałe.
 
Podniosą cię na duchu
Umiejętność przyjmowania pochwał jest konieczna do harmonijnego rozwoju człowieka. Według profesor Barbary Fredrickson, badającej znaczenie i wartość emocji pozytywnych, każdy człowiek bez względu na wiek, poglądy czy pochodzenie społeczne ma potrzebę przeżywania uczuć pozytywnych w skali 3:1: „Na każde ściskające serce negatywne doświadczenie emocjonalne powinno przypadać co najmniej trzy rozpierające serce pozytywne doświadczenia emocjonalne, które podniosą cię na duchu”.
 
Poruszanie się w świecie uczuć pozytywnych jest nieco złożone. Po pierwsze nie zawsze potrafimy je uaktywnić, po drugie często ich po prostu nie zauważamy, a także mamy kłopoty z ich przyjmowaniem. Badaczka przyznaje, „że dobre uczucia przychodzą i odchodzą podobnie jak piękna pogoda. Nie chodzi o to, by walczyć z faktem jej przemijalności, lecz by ją rozsiewać w życiu”.
 
W latach 80. w Stanach Zjednoczonych w ramach rozwoju korporacji powstał nurt badawczy zwany „podejściem doceniającym” (Appreciative Inquiry). Polegał on na zmianie sposobu widzenia jednostki i instytucji. Pracownicy przestali być postrzegani jako problem, który trzeba stale rozwiązywać, a zaczęto traktować ich jako misterium, w którym znajdują się nieodkryte jeszcze zasoby dobra. Zatem szczere pytanie: czego szukam w sobie i w drugim człowieku, nabiera ogromnej wagi. Mogę bowiem zauważać tylko problemy czy braki i oczywiście je znajdę, ale mogę również szukać dobra i zdolności, a wtedy je odkryję. Zarówno pierwsza, jak i druga metoda może służyć rozwojowi, niemniej drugie podejście skuteczniej inspiruje, motywuje i przemienia.
 
Ujmij w nawias niedoskonałą rzeczywistość

Tematy pozytywne bardziej angażują i jednoczą ludzi niż tematy negatywne. Kiedy koncentrujemy się na problemie, szukamy zazwyczaj przyczyn i winnych danej sytuacji, co prowadzi do napięć i konfliktów. Kiedy mówimy o pozytywach, zaczynamy być bardziej przekonani o własnych możliwościach twórczych, stajemy się bardziej otwarci, wiedząc, że inni dają nam wsparcie. Jak zatem zastosować podejście doceniające w rodzinie, w małżeństwie, w szkole, w pracy czy we wspólnocie kościelnej? Po pierwsze należy odkryć to, co już funkcjonuje dobrze (na drodze własnych poszukiwań bądź poprzez dialog z drugą osobą), opisując lub po prostu dzieląc się z innymi tym odkryciem. Oto kilka przykładów: W mojej parafii działa… W moim małżeństwie funkcjonuje… W mojej rodzinie celebruje się… W pracy podoba mi się… W naszej relacji wartością jest… Podziwiam w tobie…
 
W technice doceniania ważne jest poszukiwanie elementu, który sprawia, że coś funkcjonuje dobrze, chociaż to wcale nie oznacza, że jest perfekcyjne. Jednak potrafimy na chwilę ująć w nawias ową niedoskonałą rzeczywistość i skupić się na jej dobrej stronie. Na przykład bezrobotny może zapisać na kartce wszystko, co udało mu się zrobić, aby znaleźć pracę: wysłałem podanie, porozmawiałem z kimś o tym, zadzwoniłem, przeglądałem oferty w gazecie itd. Jednym słowem działam i jestem zaangażowany!
 
Interwencja doceniająca polega więc na odkrywaniu tego, co najlepsze w człowieku lub w grupie społecznej, poznaniu i zrozumieniu mechanizmu działania i w końcu na wzmocnieniu tych procesów. Wyznaczamy sobie coraz bardziej optymalne i odważne cele, gdyż jeden talent czy umiejętność rodzi następne.
 
Daj, a otrzymasz
Podejście doceniające nie jest wrogie duchowości chrześcijańskiej. Nie przeczy też ascezie czy wyrzeczeniu. Można przyjmować pochwały i wciąż być osobą skromną, ponieważ w perspektywie chrześcijańskiej jest oczywiste, że każda nasza zasługa bierze swój początek od Boga i do Niego wraca. Tak przeżywane docenianie, nawet z codziennymi oklaskami i kwiatami, nie jest niebezpieczne. W zdrowej duchowości pozytywne wydarzenia cieszą, gdyż prowadzą do swego źródła – Boga. Jednak trzeba pozwolić, aby dobro przepływało przez nas i przemieniało nas wewnętrznie. Umiejętność przyjmowania poszerza serce nie tylko przyjmującego, ale i ofiarującego. Ten, kto daje – otrzymuje, ale otrzymujący powinien umieć przyjąć.
 
W kontekście przyjmowania doceniania ważne są trzy zdolności. Pierwsza z nich to zdolność tworzenia i rozsiewania dobra: „Tak bowiem jest: kto skąpo sieje, ten skąpo i zbiera, kto zaś hojnie sieje, ten hojnie też zbierać będzie” (2 Kor 9,6). Drugą jest umiejętność kultywowania procesu wzrostu – uważność i troska, a ostatnią – zbieranie plonów, czyli celebrowanie dobra i cieszenie się jego owocami.
 
Wspomniany wcześniej profesor Philip Lichtenberg wiedział, co robić z uczuciami pozytywnymi i przychodzącym dobrem. Wskazywał na to gest jego otwartej dłoni na sercu.
 
Piotr Kwiatek
Głos Ojca Pio 93/3/2015
 
Zobacz także
o. Albert Wach OCD
Stawianie takich pytań może przerażać, a nawet rodzić niechęć do Boga. Czuje się w nich bowiem powiew biurokratycznego chłodu, który przez uchylone drzwi wdziera się także do Kościoła i czyni z niego instytucję podobną do innych. Programowanie wszakże kojarzy się z rzeczami tego świata, z ekonomią i polityką, z biznesem i organizowaniem życia społecznego, z komputerami i maszynami do liczenia pieniędzy...
 
ks. Mieczysław Piotrowski TChr
Czy moment śmierci jest całkowitym unicestwieniem ludzkiej osoby czy też przejściem w nowy, nigdy niekończący się wymiar istnienia? Ucieczka od osobistej odpowiedzi na pytanie o sens mojej nieuniknionej śmierci sprawia, że życie traci swój autentyzm i okrywa się płaszczem hipokryzji. Trzeba otwierać się na tajemnicę człowieka i szukać ukrytej obecności Jezusa Chrystusa, który daje jedyną odpowiedź na pytanie o sens mojego cierpienia i śmierci...
 
o. Remigiusz Recław SJ
Czytając Ewangelie, widzimy, że Pan Jezus przez całe trzy lata zmagał się z dwoma problemami apostołów. Pierwszym z nich był lęk, w którym przejawiało się ich niedowiarstwo i brak wiary, dlatego Jezus ponawiał pytanie: „Czemu tak bojaźliwi jesteście?”. A drugim problemem były ambicje, postawa: „Ja muszę być wyżej niż ten drugi”. Obie te tendencje, lękliwość i chore ambicje, także współcześnie są utrapieniem ludzi posługujących.
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS