To nie był spokojny wieczór. Jezus wiedział, że od kilku dni Żydzi, Jego współwyznawcy, chcieli Go zabić. Bezpośrednią przyczyną miało być oskarżenie o bluźnierstwo. Że On, będąc człowiekiem, Boga nazywał Ojcem, a przez to czynił się Mu równym. Atmosfera gęstniała od kilku dni. Zamiary dojrzewały. Gdy na szczęść dni przed Paschą był w Betanii, arcykapłani już dawno zdecydowali o zabiciu Jezusa. I On miał tego świadomość, gdy mówił, że Maria namaściła Go na pogrzeb.
Podobne doświadczenie spotkało także Apostołów na górze Przemienienia, gdy twarz Jezusa zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło (Mt 17,2). Potem osłonił ich gęsty, choć tym razem świetlisty obłok, a z niego usłyszeli głos samego Boga. Jak to opisuje Ewangelista: Uczniowie, słysząc to, upadli na twarz i bardzo się zlękli. (Mt 17,6) Co ciekawe, przemienionemu Jezusowi towarzyszą Mojżesz i Eliasz, tak jakby chcieli zadziwionym uczniom przekazać coś najistotniejszego ze swoich własnych spotkań z Bogiem, które miały miejsce właśnie na górze Horeb.