logo
Sobota, 20 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Agnieszki, Amalii, Teodora, Bereniki, Marcela – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
o. Geoffroy-Marie
Ewangelizować siebie
Wydawnictwo Homo Dei
 


Bóg chce wejść z impetem w nasze życie, dać nam zakosztować swojej obecności i przekazać nam swój pokój i swoją radość. Najpierw musimy jednak otworzyć serce na Miłość, a umysł na światło Boże. Czy można zatem podjąć ryzyko omówienia tematu życia wewnętrznego? Tak, ponieważ chodzi o królestwo Boże w naszym sercu! Czy możemy myśleć, że nawiążemy relację z Bogiem, pomijając życie wewnętrzne? Nie, ponieważ wymaga ona doświadczenia osobistego spotkania z Bogiem.


Wydawca: Homo Dei
Rok wydania: 2012
ISBN: 978-83-62579-58-7
Format: 125 x 195mm
Stron: 168
Rodzaj okładki: Miękka
Kup tą książkę 
    

 
Życie wewnętrzne przeżywane w samotności i ciszy 
 
 
Skoro rozumiemy dobrze, czym jest miłość włas­na, najważniejsze w tej chwili, by móc poddać nasze życie wewnętrzne ewangelizacji, jest zagłębienie się w samotność wypełnioną ciszą. Czy człowiek, który poszukuje swojego wnętrza, może uciekać w samot­ność? Czy ten stan jest konieczny do rozwijania ży­cia wewnętrznego? Często zdarza się, że konfronta­cja ze sobą samym jest przeżywana jak próba, przed którą wolimy uciec. Dzisiaj, może nawet częściej niż wczoraj, samotność jest prawdziwym wyzwaniem, z którym musimy się zmierzyć. 
 
Samotności możemy się poddawać lub sami ją wybierać. Narzucona jest trudna do zniesienia: po­myślmy o owdowiałych, rozwiedzionych, o celibacie, którego się nie wybrało, więzieniu. Istnieje także sa­motność z powodu bycia niezrozumianym, z powo­du braku komunikacji z tymi, którzy dzielą z nami życie, na przykład w rodzinie, między małżonkami albo w pracy. Niezadowolenie lub smutek mogą za­gnieździć się w naszej duszy i w ten sposób samot­ność zmieni się w uczucie wyizolowania, zamknięcia się w sobie, które w konsekwencji odcina człowieka od innych. Ten rodzaj samotności ciąży na duszy i powoduje niezadowolenie, często przytłaczające życie wewnętrzne. Jednym ze znaków źle przeżywa­nej samotności jest brak umiejętności dochowania tajemnicy. Tak jakby człowiekowi było za ciężko ją nosić, nieopanowana chęć popycha go do dzielenia się nią, przekazywania jej dalej: jest to sposób na dodanie sobie odwagi oraz jeszcze jedna możliwość ucieczki przed sobą. 
 
Samotność przeżywana pozytywnie, karmiąca nasze życie wewnętrzne, to ta, którą dobrowolnie przyjmujemy lub osobiście wybieramy. W jaki spo­sób dojść do postawy uwalniającego wyboru, dzię­ki któremu pozostajemy tylko sami ze sobą, aby żyć w komunii z Bogiem w pokoju duszy? Wróć­my do swoich doświadczeń: czy w naszym życiu był taki moment, kiedy zakosztowaliśmy tej kojącej samotności? W sensie psychologicznym zdarza się na przykład, że mimo regularnych spotkań z przy­jaciółmi i tak często ogarnia nas uczucie odosob­nienia. Zastanówmy się więc głębiej nad własnym życiem: Bóg jest naszym Stworzycielem, bez prze­rwy podtrzymuje nas w naszym bycie, w naszej eg­zystencji. Boska obecność w sercu naszego istnienia przekonuje nas, że w rzeczywistości nigdy nie jeste­śmy sami. Modlitwa adoracji przypomniała nam ten metafizyczny pewnik: osoba jest bezpośrednio związana ze swoim Stworzycielem. W świetle wiary chrześcijańskiej możemy pójść jeszcze dalej, ufając Chrystusowi, który nas stworzył raz jeszcze dzię­ki łasce odkupienia, a który bezustannie daje swoje życie w obfitości. Poprzez miłosną adorację jedno­czącą nas z Synem możemy dać naszej duszy odpo­cząć w czułości Ojca, przez Ducha zaś zanurzamy się w życiu Trójcy, w Jej wiecznej miłości. Im bardziej nasze życie wewnętrzne będzie wrośnięte w życie teologalne, tym częściej będziemy mogli doświad­czać tego cudownego zjednoczenia z Bogiem. Nie tylko nie jesteśmy sami w naszym istnieniu, ale jako Boże dzieci, możemy żyć w ciągłej obecności Trójcy Świętej, głęboko w nas zakorzenionej: Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go, i przyjdziemy do niego, i będziemy u nie­go przebywać (J 14, 23). Doświadczenie zjednocze­nia w samotności pomiędzy naszą duszą a Bogiem zainspirowało św. Jana od Krzyża do napisania tych pięknych słów: „Żyj tak, jakby nie było nikogo na tym świecie, tylko Bóg i ty” (Zasady miłości, nr 143) [6]. Jest to jakby echo słynnej formuły św. Teresy z Avili: „By zawsze być samej z Nim samym” [7]. Brat Wawrzy­niec od Zmartwychwstania natomiast oświadcza: „Po tym jak zupełnie oddałem się Bogu (…), uwie­rzyłem, że jedyną rzeczą, którą mogę robić w życiu, jest żyć tak, jakby na świecie nie było nikogo oprócz Boga i mnie” (O praktykowaniu Bożej obecności). 
 
Każdy mistyk daje świadectwo tego rodzaju sa­motności, w której pozostaje w komunii z Bogiem zamieszkującym jego wnętrze; pozwala mu to zno­sić wszystkie niedostatki życia w świecie. Samotność wybrana to odwrotność samotności szatana, dążą­cego do odcięcia się od woli Bożej. W konsekwencji ateista pogrążony jest w prawdziwej pustce. Skazuje się na przebywanie sam ze sobą, oddzielony od in­nych. Pisma Sartre’a albo Camusa są doskonałym przykładem tej metafizycznej próżni. 
 
Całe biblijne objawienie wyznacza nam drogę prowadzącą do miłosnego zjednoczenia z Bogiem, którego On dla nas pragnie. Wszystko zaczyna się w Księdze Rodzaju, kiedy Bóg chce, aby Adam uświadomił sobie przez doświadczenie, że nie został stworzony po to, by pozostawał sam ze zwierzętami, i że praca nie jest w stanie zaspokoić głębokich po­trzeb jego serca: Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam (Rdz 2, 18). Po wybudzeniu się z niesamowicie głębokiego snu, podczas którego Bóg daje Adamo­wi Ewę, mężczyzna od razu rozpoznaje w niej swo­je dopełnienie: Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała! (Rdz 2, 23). Adam nie potrze­buje wyjaśnień, nie szuka już u zwierząt dopełnienia siebie, od razu dostrzega cud, jakim jest Ewa: inny człowiek taki jak on, podobny do niego, z którym będzie mógł wejść w związek serca i ciała. Ta boska symbolika pierwszej pary wyjaśnia nam strukturę ludzkiej osoby. Tak jak Adam potrzebuje Ewy, tak samo my potrzebujemy jedni drugich. Objawienie biblijne rozpoczyna się od pary ludzkiej w ogrodzie Eden, a kończy na mnogości ludzi w Świętym Mie­ście. Księga Apokalipsy 21 przedstawia nam tę im­ponującą wizję końca czasów, której symbolem jest niebieskie Jeruzalem. Celem miasta jest połączenie ludzi, aby żyli wspólnie. To Boskie miasto jest obra­zem zgromadzenia wszystkich uratowanych przez Chrystusa, kochających się miłością braterską w mi­łosnym zjednoczeniu. Jest to symbol przeciwstawia­ny samotności. 
 
Jeśli Bóg nigdy nie zamierzał oddzielać jednego człowieka od drugiego, dlaczego tak wielu ludzi uwa­ża się za samotnych i swoje życie wewnętrzne ocenia jako nic niewarte? W pewnych momentach życia przytłaczające uczucie rozpaczy w obliczu cierpienia czy osamotnienie mogą doprowadzić do próby sa­mobójczej. Dochodzimy tutaj do zaburzeń sfery psy­chicznej, które mogą nam przeszkodzić w dotarciu do naszego celu, kiedy uważane są za rzeczywistość. To grzech pierworodny i jego zgubne konsekwencje stanowią przyczynę zaburzeń występujących w na­szej psychice, wzmocnionych dodatkowo siłą i po­wabem świata wyobrażeń. To właśnie grzech, bardzo często popełniany nieświadomie, najbardziej wzma­ga nasze poczucie wyizolowania, to życie bez Boga odcinające nas od naszych boskich korzeni i łatwo wywołujące niepokój o przyszłość. Kiedy człowiek koncentruje się tylko na samym sobie, mocno od­czuwa własną śmiertelność. Szatan, autor grzechu pierworodnego, sam siebie skazał na pewną samot­ność, odrzucając na zawsze wolę Boga. 
 
Nie byłoby sprawiedliwie sądzić, że źle przeżywa­na samotność jest skutkiem nieodpowiedzialności grzesznego człowieka. Chodzi jednak o to, aby zrozu­mieć, że uczucie wyizolowania wypływa z zaburzeń emocjonalnych i że istnieje samotność pozytywna, owoc życia wewnętrznego zbudowanego na relacji z Bogiem obecnym głęboko w nas. Gdy posiada się umiejętność odróżniania tych dwóch typów samot­ności, w życiu codziennym mogą się w nas łączyć poczucie wyizolowania i pewność, że wiara w Boga daje nam Jego realną obecność oraz miłosne z Nim zjednoczenie. 
 
Samotność prowadzi nas nieuchronnie w stronę pytania o ciszę, która stanowi jakby jej owoc. Zo­baczmy, w jaki sposób życie wewnętrzne może być wypełnione prawdziwą ciszą. Tak jak trudno jest przeżywać samotność wynikającą z cierpienia, tak samo uciążliwa i trudna do zniesienia jest cisza na­rzucona z zewnątrz. Niektóre rodzaje ciszy mogą powodować głębokie rany psychiczne, a nawet do­prowadzić do moralnej śmierci; mówi się wtedy o „ciszy, która zabija”. I odwrotnie, wybierając ciszę, odkrywamy głęboko w swoich sercach własną obec­ność oraz naszą obecność przed Bogiem, która zanu­rza nas w wewnętrznej ciszy. Nasze wnętrze bardzo lubi ten rodzaj ciszy, a nawet go potrzebuje, by nie zagubić się w hałasie i zgiełku słów. Mistycy mówią o „dziewiczej ciszy” różniącej się od wrażliwości i uczuciowości, pozwalającej związać się tylko z Bo­giem. Dziewictwo to czystość i przezroczystość mi­łości niczym niewstrzymywanej, a cisza jest jej wy­razem w najwyższym stopniu zjednoczenia. Kiedy dwoje małżonków się kocha, słowa oraz gesty cieles­nej czułości mogą być przekazywane w ciszy wypeł­nionej wzajemną obecnością. Cisza wypływa z daru miłości. Tak samo przedstawia się nasza miłos­na relacja z Bogiem, w prośbach, modlitwach i ad­oracji. Poprzez dar obecności Bóg przekazuje nam ciężar swojej cichej wiecznej miłości, a my możemy pozwolić Mu ogarnąć nasze istnienie. Możemy brać udział w misterium Boga w Trójcy Jedynego, który w wiecznej ciszy dokonuje wymiany Miłości. Wielki doktor Kościoła, mistyk, św. Jan od Krzyża dotknął tej tajemnicy, kiedy powierzył nam te piękne słowa: „Jedno Słowo wypowiedział Ojciec, którym jest Jego Syn, i to Słowo wypowiada nieustannie w wieczy­stym milczeniu. W milczeniu też powinna słuchać Go dusza” (Zasady miłości, nr 99) [8]. Ojciec jest źró­dłem Słowa, On je tworzy na wieki przez wypowie­dzenie tylko jednego słowa, w ciszy i z miłością. A ta­jemnica Wcielenia: „Słowo ciałem się stało”, wyraża wielką ciszę Ojca. Przez całe życie Jezusa Ojcowska cisza zamieszkuje w Nim, ujawniając się jedynie w pragnieniu „wypełniania woli Ojca” aż do końca Jego ziemskiej egzystencji. Chrystus przez trzydzie­ści lat życia w Nazarecie, a także przez cały okres działalności apostolskiej, aż po krzyż i grób, jest pro­wadzony przez tę cichą czułość Ojca i tę ciszę Trójcy chce nam przekazać. Maryja jest pierwszą osobą, która korzysta z tego dobrodziejstwa. Dzięki niemu pozostaje na poziomie kontemplacji, aby iść za Jezu­sem wszędzie, także na krzyż. Na Golgocie Maryja zanurza się w tę głęboką ciszę i w ofiarę z siebie sa­mej, jednoczącą Ją z Chrystusem. Wiedziała, że Je­zus wypełnia wolę Ojca, i jedyną rzeczą, jaką mogła zrobić, było zjednoczenie się z ciszą Ojca niosącego dar Syna. Czy nie powinniśmy, tak jak Maryja, wy­brać tej ciszy, by zjednoczyć się z Chrystusem i we wszystkim wypełniać wolę Ojca? Ta dziewicza cisza stanowi centrum naszego życia wewnętrznego lub naszego kontemplacyjnego życia w komunii z Bo­giem. Zakonnicy, mówiąc o życiu wewnętrznym, używają bardzo dobrze znanego obrazu małej iz­debki, którą nosimy w sobie, a którą trzeba kształ­tować i troszczyć się o nią przez całe życie. Jest jak sanktuarium, jak święte tabernakulum, nośnik ci­chej obecności Boga. Kto dochodzi do stanu, dzięki któremu przez cały dzień odczuwać może w głębi swego serca ciężar cichej miłości Boga, będzie mógł już od tej chwili żyć pełnią, ciągłą obecnością, być zamieszkanym przez Tego, który pragnie przekazać nam swoją tajemnicę.  

_____________________
Przypisy:

 [6]
Św. Jan od Krzyża, Dzieła, Kraków 2010; Słowa światła i miłości, tłum. B. Smyrak, s. 135.
 [7] Św. Teresa z Avili, Dzieła, t. 1: Księga życia, tłum. H.P. Kossowski, Kraków 1987, s. 468.
 [8] Św. Jan od Krzyża, Słowa światła i miłości, dz. cyt., s. 139.




 
Zobacz także
ks. prof. Mariusz Rosik
Obraz Rembrandta Powrót syna marnotrawnego zdobi ściany petersburskiego Ermitażu. Wszyscy dobrze znamy stojącą postać ojca i klęczącego przed nim syna (ojciec z narzuconym na ramiona czerwonym płaszczem, syn z pochyloną głową). Gra światła i cienia została przez artystę wykorzystana tak, aby niemal cała uwaga widza skupiła się na błogosławiących, spoczywających na ramionach syna dłoniach ojca.  Biografowie twierdzą, że Rembrandt, malując powrót marnotrawnego syna, w pewien sposób uwiecznił na nim własne doświadczenie. 
 
ks. Mieczysław Maliński

Co wspólnego ma wyśpiewywane Hosanna, jazda na osiołku i palmowe gałązki z odczytywaną męką naszego Pana Jezusa? Dlaczego sprawiedliwy zakwitnie jak palma? Dlaczego nie jak róża, bez czy goździk? Przecież to też piękne kwiaty. Na sześć dni przed świętem Paschy Jezus wjeżdża na osiołku do Jerozolimy. Rozentuzjazmowany tłum wita go okrzykami radości. Ścielą przed Nim palmowe gałązki.

 
Fr. Justin
W kościele staram się brać czynny udział we Mszy świętej. śledzę obrzędy. Nie wszystko jednak rozumiem. Przed kilkoma dniami nie potrafiłam odpowiedzieć na zarzut znajomej, że całowanie ołtarza przez księdza na początku i na końcu Mszy jest przesadą, więcej: bałwochwalstwem, bo cześć oddaje się martwemu przedmiotowi. Co Ojciec na to?
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS