Autor: Michał (---.zabrze.net.pl)
Data: 2009-04-14 02:14
Zadane pytanie sugeruje, jakoby chrześcijaństwo było religią kompletnych życiowych nieudaczników i ostatnich kretynów. Tymczasem chrześcijanie nie są osobami upośledzonymi umysłowo, którzy nie reagując na zło pozwalają mu się plenić jak chwastom. Oni po prostu są zobowiązani do Innej reakcji na zło niż powszechnie obowiązująca w świecie. Reakcji, która nie oznacza skończonego safandulstwa, tylko wymaga właściwej hierarchii wartości i ogromnej odwagi. Stąd udzielone odpowiedzi, nie dokładnie odpowiadają na problem zawarty w pytaniu. Jezus wcale nie chce cierpieć. Musi cierpieć, bo nie ma innego wyjścia (inaczej nie da się zbawić człowieka), więc przyjmuje cierpienie dobrowolnie (nie moja wola). Ale chce je maksymalnie ograniczyć (dając nam wzór, cierpienie samo w sobie nie jest wartością pożądaną, tylko konieczną), a jednocześnie pokazuje jak mamy postępować, (gdy będziecie ciągani przed namiestników). Jezus przez cały czas się broni, uznając wartość swojego życia i dążąc do ograniczenia swojego cierpienia. Jednocześnie, jeśli to możliwe wskazuje oprawcom na zło, które czynią. Jego uwaga, (dlaczego mnie bijesz?), ma na celu powstrzymanie bezmyślnego zadawania zła, ukazuje jawną niesprawiedliwość czynionego zła i pełni role wychowawczą, zmusza do myślenia oprawcę (tak jak uczynił to o. Kolbe). Jednak jest wartość nadrzędna, wobec której życie doczesna stanowi wartość drugorzędną. Ta wartość to Prawda. Prawda wieczna. Zmuszony do jednoznacznego samookreślenia się Jezus staje w obronie Prawdy o Sobie i oddaje za nią życie, choć wcześniej wykorzystywał, jak tylko było to możliwe, wszelkie dostępne środki do obrony swojego życia, zachowując swoją ludzką, (bo z Boskiej zrezygnował) godność, jednak nie za cenę Prawdy, w tej największej w historii farsie procesowej. Pokazuje nam w ten sposób jednoznacznie, co jest najważniejsze, jaka jest poprawna hierarchia wartości. Wychował też w ten sposób, co najmniej jednego oprawcę (z tradycji wiemy, że kilku). Ładnie takie smaczki pokazuje w swoim filmie Gibson.
Zasada "drugiego policzka", zwana także słuszniej zasadą drugiej mili, stanowi odrębny fragment, nie ma zastosowania w omawianej sytuacji i dotyczy nie tylko powstrzymania rozprzestrzeniania się zła, a przede wszystkim "czegoś więcej". Chodzi o odejście od kodeksu Hammurabiego "oko za oko, ząb za ząb", który był znacznym postępem ludzkości (powstrzymanie eskalacji zemsty), na rzecz zmiany nastawienia wobec czyniących niesprawiedliwość (wykorzystujących swoją przewagę, jak np. czynili to poborcy podatkowi). Pismo Święte ST daje szersze wyjaśnienie omawianych tu sytuacji i tam odsyłam. Uderzenie w policzek był bardzo silnym naruszeniem czyjeś godności. Dobrowolne nadstawienie drugiego oznaczało dobrowolną rezygnację z tej godności i gotowość do okazania tego. Bodajże św. Franciszek Salezy uderzony w ten sposób, gdy prosił o jałmużnę, spytał: "To dla mnie, a co dla moich biednych?" - i dostał, o co prosił. Szata, o której mowa, była często jedynym okryciem ubogich i ST w sposób ściśle określony precyzował, w jakich okolicznościach i na ile można ubogiego pozbawić szaty. Jednak istotę sprawy oddaje problem tysiąca kroków. Zgodnie z prawem, żołnierz rzymski mógł zatrzymać dowolnego Żyda i nakazać mu nieść swój bagaż przez tysiąc kroków (na podobnej zasadzie przymuszono Szymona Cyrenejczyka do niesienia Krzyża). Prawo to było traktowane przez Żydów, jako szczególnie niesprawiedliwe i uwłaczające ich godności. Nie dość, że stawiało ich wobec Rzymian w roli parobków, to jeszcze zmuszało do bezpośrednich kontaktów z gojami i powodowało zaciąganie nieczystości rytualnej (było, więc swojego rodzaju aktem religijnym dla Żyda, przypominającym mu o jego sytuacji członka narodu podbitego, którego religijność i godność jest bezczeszczona). Tymczasem Jezus mówi tak: ten pierwszy tysiąc kroków z narzuconym sobie niesprawiedliwie ciężarem musiałeś zrobić, ale jeśli dobrowolnie poniesiesz ciężar przez kolejny tysiąc kroków, do czego nikt i nic nie ma prawa cię przymusić, to ten drugi tysiąc, będziesz dźwigał ciężar, jako człowiek całkowicie wolny. A więc i przez pierwszy tysiąc będziesz wolny, choć tylko wewnętrznie. Co więcej jest to zachęta, do uczynienia tego z ochotą, a więc do nie traktowania tego ciężaru, jako ciężaru, ale jako aktu od początku do końca wolnego człowieka. Wam to trudno zrozumieć, ale motywacja jest bardzo istotna, ona pozwalała stojąc w kilometrowej kolejce po papier toaletowy, kupić nie przydziałowe 10 rolek, a jedną. Jeden z moich znajomych pracował wtedy w Holandii w nocnej rzeźni, wraz z innymi Polakami, zarabiając na bilet do Australii. Wszyscy przeklinali swój los, on początkowo, też miał dosyć, aż zaczął pracować tylko dla Boga, najlepiej jak potrafił, i poczuł się całkowicie wolnym człowiekiem. Chrystus wyswobadza nas do wolności. To nie o żałosne poddawanie się złu chodzi, a o wyzwolenie się z narzucanej nam, wbrew naszej woli sytuacji. To nie rzecz w zewnętrznym uwolnieniu, a w wewnętrznej motywacji. Tylko Syn może nas prawdziwie uczynić ludźmi wolnymi. My niestety, w dwadzieścia lat po odzyskaniu niepodległości dalej przejawiamy mentalność niewolników, czego dowodzą dobitnie ostatnie wydarzenia, ale o tym innym razem.
|
|