Autor: m (---.tnn.lublin.pl)
Data: 2001-11-08 18:43
Jest mozliwy taki slub.
Prawdopodobnie istnieje tylko jakis warunek dotyczacy wychowania dzieci.
Ja jestem po slubie pol roku. Z dziewczyna, ktora odeszla od wiary i praktyk w liceum uznajac, ze nie bedzie udawac, ze wierzy. Odlozyla sprawe na pozniej.
Kiedy przyszlo do decydowania o slubie, byla w podobnej sytuacji jak Ty. Powiedzialem jej, ze zrobi jak uwaza, ale poprosilem ja, aby rozwazyla, ze jest to jakas okazja, aby sie zastanowic. Z pytaniem podobnym do Twojego poszlismy - a raczej najpierw ja poszedlem - do znajomego ksiedza (byl u nas "po koledzie", kiedy mieszkalismy ze soba przed slubem).
Co ewentualnie mozna zrobic, zeby nie zaniedbac mozliwosci slubu koscielnego z moja narzeczona jako z osoba wierzaca? Chodzilo mi tylko o jakby "dopelnienie formalnosci", czy jest jakies "minimum", na ktore moglaby sie zgodzic.
Ksiadz powiedzial, ze jest jeden podstawowy warunek (przytaczam z pamieci, chodzi o sens): narzeczona musi sie zastanowic, czy zgadza sie, ze istnieje Bog, ktory ja osobiscie prowadzi i jest zainteresowany jej zyciem, chce jej dobra, mimo, ze nie wszystko, co On proponuje musimy rozumiec. Na to pytanie musi odpowiedziec sobie sama. Nie pamietam, czy tam bylo cos o katolicyzmie.
Troche sie balem, bo sam potrzebowalem czyjegos wsparcia w wierze - ale odpowiedz byla twierdzaca.
Zreszta ja rowniez odebralem to pytanie osobiscie. Bylo to pytanie, ktore jeszcze nigdy tak jasno przede mna nie stanelo.
Balem sie poniewaz ksiadz wcale nie staral sie jej "nawracac". tzn. nie uzywal zadnych argumentow, zachet itp.. Po prostu odcial siebie i mnie o decyzji narzeczonej pokazujac, ze to kwestia miedzy nia a Bogiem. Nikomu nic do tego. Ona musi sama.
Ksiadz przedstawil ta relacje w calej jej nagosci, ja przytoczylem ja mniej zgrabnie.
Potem bylo jeszcze wspolne jedno spotkanie, troche lez.
Ksiadz wspomnial o jeszcze jednej podstawowej kwestii: z wiara w Boga jest zwiazana pewna obietnica. Z wierzacym w Niego Bog zawiera osobiste przymierze, uklad. Jak z Izraelem. Cos za cos, bez popadania w czulostkowowsc.
Znamy pojecie czlowieka honorowego - ze mozemy mu zaufac, polegac na nim, ze nas nie zawiedzie. A teraz zobaczmy, ze ta obietnice nie daje nam czlowiek, ale Bog-Milosc. O ilez bardzie mozna polegac na Nim niz na jakimkolwiek czlowieku.
Oboje wyspowiadalismy sie w pokoju ksiedza (oczywiscie osobno), na czym mi zreszta zalezalo.
Byl to pierwszy sakrament, do ktorego w pelni (na ile moglem) i z wysilkiem sie przygotowalem. Wlasciwie pierwsza spowiedz, w ktorej siegnalem do spowiedzi jeszcze przed pierwsza komunia. Chcialem wyczyscic swoj "duchowy organizm" ze wszystkich potencjalnych barier dzielacych mnie od Boga. Nie zamierzalem zostawiac czegokolwiek za swoimi plecami.
Pomijajac katolicyzm, chcialem po prostu ofiarowac nasz zwiazek tej Niewidzialnej Osobie w postaci jak najczystszej. Chcialem byc uczciwy wobec Niego takiego, jakim go znalem, czyli w Kosciele katolickim.
I teraz niczego sie nie boje, o czym zreszta mowilem na swoim slubie, bo sami wybralismy sobie czytania. Bylo fajnie.
Ja sam cos odkrylem i mam poczucie, ze cos zbudowalem.
Mysle, ze moja zona tez cos odkryla i zbudowala, choc bynajmniej nie jest wzorem jakiegos naglego nawrocenia, a ja nie czuje sie wzorem duchowego przewodnika.
A ksiadz przeniosl sie na wies, jest proboszczem, bo tam i w tej roli czuje sie lepiej.
Ot i taka historia.
Pozdrawiam +
|
|