Autor: Bogumiła z Krakowa (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data: 2015-03-12 00:32
"Latanie do spowiedzi" co miesiąc naprawdę nie jest "grubą przesadą". Nadaje to rytm życiu duchowemu, pozwala na lepszą pracę nad sobą, na uchwycenie i eliminowanie swoich wad i grzechów z pomocą nowego napływu łaski Bożej. Owszem, Kościół mówi o spowiedzi raz w roku ale jako MINIMUM. Coś koniecznego, aby nie zaciągnąć grzechu ciężkiego. Żaden jednak spowiednik nie zaproponuje takiej częstotliwości, bo człowiek jest słaby i gnuśnieje bez ciągłego nawracania się. Nie o to chodzi, aby nastawiać budzik na comiesięczną spowiedź i mieć wyrzuty sumienia przy pięciu tygodniach. Chodzi o uleczenie ran, a sakrament pokuty jest właśnie miejscem i czasem, gdzie te rany grzechu leczymy. Tu przecież nie chodzi jedynie o sprawozdanie bilansowe, chodzi o życie, o korzystanie z sakramentów, o oczyszczanie serca, o siłę do podjęcia dalszej pracy nad sobą. Zbyt rzadka spowiedź powoduje, że lekceważymy grzechy lekkie, wiedząc, że i tak ich nie spamiętamy, przyzwyczajamy się do nich, przestajemy mieć wyrzuty sumienia. To prawda, że komunia święta maże grzechy lekkie, ale nie można tego traktować jako ucieczki od trudu uklęknięcia w konfesjonale.
Aby spowiedź nas przemieniała, a nie tylko była wyliczanką grzechów, powinniśmy w rachunku sumienia podjąć jakieś szczegółowe, konkretne zobowiązanie próby eliminacji czy zmniejszenia częstotliwości choć jednego grzechu. Stali spowiednicy często wymagają tego przy każdej spowiedzi, a przy następnej - zdania relacji jak nam poszło w tej sprawie. Przypadkowi spowiednicy rzadko podejmują ten temat, ale to przecież jest nasz problem, nasza praca, nasze ciągłe nawracanie, a nie ich. Zbyt rzadkie spowiedzi temu nie służą, bo zobowiązania do pracy podjęte raz na rok nie mają żadnej wartości w praktyce, dobrze wiemy jak realizujemy noworoczne postanowienia. Nie umiemy po prostu przez cały rok zajmować się jedną sprawą, szybko przestajemy o tym myśleć. Spowiedź raz w roku nie przemienia nas, jest tylko pańszczyzną dla Boga. Dajemy, bo musimy.
Dalej. Chodzi o to, aby w nas niebo było już na ziemi. A to nie tylko życie w łasce uświęcającej, czyli bez grzechu ciężkiego. To także wolność od wszelkich pozostałości po grzechu i ciężkim i lekkim. Kościół daje nam możliwość odpustu zupełnego także dla siebie samych. Mamy możliwość zmazać te wszystkie brudy po grzechach, ale jedynie po tych, które zostały już przebaczone podczas sakramentalnej spowiedzi. A więc nie za te, które zostały zmazane podczas komunii świętej. Jeśli idę do spowiedzi raz w roku, to jedynie raz w roku (kiedykolwiek, przez cały rok, ale praktycznie jeden raz, bo zostaną już zmazane) mogę z tego korzystać dla siebie, a reszta brudów leży i czeka na spowiedź. Oczywiście, że NIE MUSIMY korzystać z odpustów zupełnych, tak samo jak NIE MUSIMY chodzić do komunii częściej niż raz w okresie wielkanocnym. Ale to tylko świadczy o naszym zaangażowaniu, a raczej jego braku, o tym, że nam nie zależy na byciu z Bogiem jak najbliżej, jak najmocniej.
Nie wiem, czy jakiś ksiądz powie penitentowi, że NIE WARTO chodzić często do spowiedzi (że wystarczy raz w roku), a ponieważ nie wiem, to mogę założyć, że któryś tak powiedział. Ale jestem pewna, że tylko wtedy, kiedy spowiedź penitenta za każdym razem była jedynie wyliczanką grzechów, a nie sięgnięciem w głąb siebie, w swoje wady, do źródła grzechu i podjęciem konkretnej pracy nad sobą.
Warto, żeby każdy kto chodzi dużo rzadziej do spowiedzi niż około raz w miesiącu zrobił porządny rachunek sumienia z... rachunku sumienia. I z tego, czy zwyczajnie nie idzie na łatwiznę, czy zwyczajnie mu się po prostu nie chce zastanawiać nad sobą. Może w ogóle nie podejmuje nawrócenia, a wtedy wyliczanka grzechów jest tylko nudnym obowiązkiem. Papież jakoś "lata do spowiedzi" dość często, a nie sądzę, żeby bardziej potrzebował rozgrzeszenia niż my.
W Biblii nie ma wprost odpowiedzi na każde pytanie. Zastanawiałam się jednak kiedyś nad tym, czy właśnie "pierwsze piątki" i "pierwsze soboty" - które przecież nie są wymysłem księży lubiących nas spowiadać w długich kolejkach - nie są propozycją samego Jezusa, mówiącą o najlepszej częstotliwości spowiedzi i pewnym minimum komunii. To jest objawienie, którego oczywiście nie musimy przyjmować, ale powoduje większą pobożność i większe otwarcie serca, gdy je przyjmiemy. I choć chodzi o komunię, a nie spowiedź, to jednak (niekoniecznie w tym dniu) ale w czasie wiążemy to ze spowiedzią. Mam takie osobiste odczucie, jakby Jezus mówił: najlepiej nawracajcie się raz w miesiącu, klękając w tym rytmie do spowiedzi, a komunię ofiarujcie we wskazanych intencjach.
Dlatego dla mnie ten rytm jest najbardziej optymalny. Podkreślam jednak jeszcze raz, że nie chodzi tu o patrzenie na zegarek. Raz trzy tygodnie, raz pięć czy sześć, może siedem, dla mnie tego rytmu nie zmienia, bo przecież żyjemy i różnie w życiu bywa z czasem. Ale dużo rzadsza spowiedź czy dużo częstsza powinna już być konsultowana ze spowiednikiem. (Nie mówię tu o nagłej potrzebie po grzechu ciężkim, ale o rytmie spowiedzi). O ile zbyt rzadka może być brakiem pracy nad sobą, to zbyt częsta może być skrupulactwem lub zbytnim zatrzymywaniem się nad grzechami. Jeśli jednak spowiednik wyznaczy inny rytm spowiedzi, to trzeba się tego trzymać. Bo na pewno ma jakiś powód.
|
|