Autor: ana (---.dynamic.mm.pl)
Data: 2017-04-14 17:19
Jestem zdruzgotana sytuacją w jakiej tkwię od paru miesięcy. Mój mąż parę lat temu zostawił mnie z dwojgiem dzieci w wieku 7 i 9 lat i zwiazał się z kobieta, z którą ma dziecko. Około pół roku temu zaczął napomykać, że zrozumiał swój błąd i być może byłaby szansa na powrót do mnie i dzieci. Początkowo nie ufałam mu i nie wierzyłam, że to jeszcze możliwe, ale stopniowo zaczęłam ufać, ze jednak naprawdę chce tego, bo zaczął się starać i nam pomagać w różnych sprawach, np. w malowaniu mieszkania, itp. Poza tym nasi synowie bardzo tęsknią za ojcem. Niestety, gdy kobieta, z którą żyje dowiedziała się o planach męża zacząła robić mu wymówki i straszyć, ze zażąda alimentów na dziecko i siebie, a co najgorsze, to zaczęła go przekonywać że teraz nie może jej zostawić. Zaczął się dla nas prawdziwy koszmar, bo z jednej strony moje dzieci uwierzyły, że ojciec wróci i czekają na niego, a z drugiej strony tamta kobieta przekonuje go, ze nie może zostawić jej i tamtego dziecka, bo ono też potrzebuje ojca. Nawet zaczęła chodzić na spotkania duszpasterstw dla niesakramentalnych i ciągnąć tam męża i wspominać coś o białym związku. I poradźcie co mam zrobić, jak przekonać męża, że ważniejsza jest żona sakramentalna, a nie żona cywilna? On jest jakiś rozdwojony i zaczął chyba ulegać jej argumentom. Sytuacja jest strasznie trudna, a gdy przeczytałam komentarze tu na forum w wątku "On musi chcieć i podjąć działanie. Godzę się na grzech" to się załamałam, że teraz w kościele jest takie liberalne nastawienie do drugich związków po rozwodzie i po prostu zdaje mi się, że nie ma szansy na odbudowanie naszego małżeństwa sakramentalnego, bo ten drugi związek też jest ważny, nawet tylko jako cywilny. Nie wiem już nawet czy powinnam rozmawiać z mężem o ratowaniu naszego małżenstwa, bo zaczęłam trochę czytać w internecie o celach duszpasterstw dla niesakramentalnych i widzę, że nie mogę liczyć nawet na pomoc kościoła, bo księża od związków niesakramentalnych, i osoby świeckie przekonują, że wolno, a nawet trzeba żyć w drugim zwiazku dla dobra dzieci? Tylko co ze mną i z naszymi dziećmi, czy są gorsze, bo starsze? Tak mi się zdaje, że my się już nie liczymy, jakby nas, czyli sakramentalnej rodziny, już nie było.... Co mam robić?
|
|