Autor: Przemek (---.play-internet.pl)
Data: 2018-09-02 00:32
Zawsze w życiu byłem zdystansowany do wszelkich radosnych "eventów" w lokalnym Kościele. Czy to jakiś śpiew uwielbieniowy czy taniec, nigdy nie mogłem się przemóc. Także na koncert uwielbieniowy bym z trudem poszedł, bo nie czuję tego. Albo na taką Lednicę. Do głowy dawniej by mi nie przyszło, że katolik może być aż tak radosny. Ja jestem smutas. Mam wrażenie, że niektóre wspólnoty działają silnie emocjonalnie, a przecież wiara to racjonalny akt woli. Ja nie wiem, nikt mi nie pokazał katolicyzmu z tej strony. Czy ja jestem jakiś dziwny? Albo grzeszę takim myśleniem? Albo istnieje też taka możliwość, że jestem zakompleksiony i nie wierzę w pełni, dlatego nie przyjmuję tej radości.
|
|