logo
Czwartek, 18 kwietnia 2024
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Żal niedoskonały a postanowienie poprawy.
Autor: Marzena (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2018-12-31 00:31

Po ostatniej spowiedzi mam wielki dylemat w temacie jak powyżej. Może ktoś z forumowiczów będzie mógł mi wskazać, gdzie szukać odpowiedzi na te wątpliwości. Jak czytam, motywem żalu niedoskonałego nie jest miłość do Pana Boga, tylko strach wynikający ze świadomości konsekwencji grzechu, czyli strach przed karą, przed potępieniem wiecznym, przed piekłem. Czytałam, że taki żal zachodzi wówczas, gdy popełniamy grzech i chociaż nie widzimy w nim zła, zawierzamy w tej materii instytucji Kościoła, więc go na spowiedzi wyznajemy. I oczywiście sytuacja komplikuje się, może nie w przypadku każdego grzechu, jednak w mojej sytuacji nie jest to proste. Wiem, że ten grzech raczej będzie powracał i jest to w pewnym sensie mój wybór. Ja nie widzę w tym jedynie zła. Wiadomo, że można modlić się o łaskę, by Bóg mnie od grzechu bronił. I tak ja robię, jeśli chodzi np. o kłótnie w domu, denerwowanie się na dzieci. Jednak o inną materię tu chodzi i tutaj więcej zależy od mojego wyboru, niż tylko chwili i okoliczności. Czy w takiej sytuacji jest w ogóle sens przystępować do spowiedzi, choćby raz w roku (jak nakazuje przykazanie), czy nie będzie ona świętokradzka?
Byłam blisko Boga i Kościoła wiele lat, przystępowałam bardzo często do Komunii św. i tak też zachęcałam całą moją rodzinę. Grzech ten zaistniał niedawno i po ostatniej spowiedzi czuję się strasznie, jakby nie było już dla mnie miejsca w Kościele. Czuję się jak ktoś zupełnie niepotrzebny, jakby ten jeden aspekt przekreślał całe dobro, które staram się w życiu dać. Wiem, że z pewnością moja miłość do Boga jest niedoskonała, ale wierzę, że Bóg mnie taką kocha i ufam w Jego Miłosierdzie. On wie, jak wiele rozważałam, podejmując taką a nie inną decyzję. Nic nie jest czarne albo białe, wpływa na to wiele okoliczności i doświadczeń życiowych, o których nieraz bardzo trudno mówić, nawet ze spowiednikiem. Tragedią dla mnie byłby brak możliwości przystępowania do sakramentu pokuty i oczywiście Komunii św. Spowiednik zalecił mi częstą spowiedź, a ja się waham, czy w ogóle jeszcze do niej przystępować. Nie chcę być nieszczera, być hipokrytką.
Proszę, nie oceniajcie mnie (nie wyrosłam w religijnej rodzinie i nie mam za bardzo z kim o tym porozmawiać), ale wskażcie drogę rozważań. Czy ktoś mógłby polecić jakąś mądrą osobę w Trójmieście, która może mi pomóc?

 Re: Żal niedoskonały a postanowienie poprawy.
Autor: Frodo (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2019-01-01 16:06

"Wiem, że ten grzech raczej będzie powracał i jest to w pewnym sensie mój wybór. Ja nie widzę w tym jedynie zła. [...] Jednak o inną materię tu chodzi i tutaj więcej zależy od mojego wyboru, niż tylko chwili i okoliczności."
Tak to jest, że grzechy wydają się być (chwilowym) dobrem.
Po prostu musisz podjąć decyzję, czy chcesz trwać w tym grzechu czy nie. W wypadku spowiedzi ważne jest też mocne postanowienie poprawy - które powinno obejmować także postanowienie unikania okoliczności do tego grzechu. Grzechy popełniane z rozmysłem mają większą wagę i trudno się za nie żałuje.

"Czy w takiej sytuacji jest w ogóle sens przystępować do spowiedzi, choćby raz w roku (jak nakazuje przykazanie), czy nie będzie ona świętokradzka?"
Spowiedź bez żalu za grzechy nie jest świętokradzka, ale płonna. Ty nie wiesz, czy żałujesz, więc jak najbardziej możesz (i powinnaś) przystępować do spowiedzi.

"Spowiednik zalecił mi częstą spowiedź, a ja się waham, czy w ogóle jeszcze do niej przystępować."
Spowiednik ma więcej wiadomości na Twój temat niż my, wie chociażby o jakim grzechu mówisz, wie też pewnie więcej o Twoim usposobieniu. Zatem zastosuj się do jego rad.

"Jak czytam, motywem żalu niedoskonałego nie jest miłość do Pana Boga, tylko strach wynikający ze świadomości konsekwencji grzechu, czyli strach przed karą, przed potępieniem wiecznym, przed piekłem."
Motywem żalu niedoskonałego może też być obrzydzenie sobie tego grzechu.

Trudno się mówi o czymś o czym się nie wie.

 Re: Żal niedoskonały a postanowienie poprawy.
Autor: A2 (---.icpnet.pl)
Data:   2019-01-01 16:57

Napiszę co mnie pomaga.
Kiedyś życie się skończy - to pewne; nie wiadomo tylko kiedy. Ale tak się stanie. Czy masz świadomość, że to będzie najważniejsza chwila w Twoim (i każdym) życiu? Nie narodziny, pierwszy rower, 18 lat, ale właśnie chwila śmierci - ona zadecyduje. A ściślej: Ty zadecydujesz, przez swoje uczynki. Wybrałaś grzech? To wielkie ryzyko, więcej: głupota. Głupi jest nie ten, co nie umie czytać czy pisać, ale ten, który wybiera grzech, w nim żyje. Grzech ostatecznie zawsze oznacza cierpienie, bez względu na to, jaki się pierwotnie kuszący i dobry wydaje. Nie daj się oszukiwać szatanowi. Tylko Jezus.

 Re: Żal niedoskonały a postanowienie poprawy.
Autor: Ј (---.austin.res.rr.com)
Data:   2019-01-03 02:58

Nie umiem odgadnąć, czy spowiednik odmówił Ci rozgrzeszenia czy jedynie doszłaś do wniosku, że jest ono nieważne? Mogłabyś to wyjaśnić?

 Re: Żal niedoskonały a postanowienie poprawy.
Autor: Martha78 (185.234.233.---)
Data:   2019-01-03 21:57

Marzeno :) Piszę to już dzisiaj w drugim wątku - na takie wątpliwości, zamiast nerwowego szukania odpowiedzi na forach, tylko stały spowiednik.

 Re: Żal niedoskonały a postanowienie poprawy.
Autor: Ј (---.austin.res.rr.com)
Data:   2019-01-03 23:25

Stały spowiednik to generalnie bardzo dobre rozwiązanie. Problem w tym, że osobie, która waha się, czy zbliżyć się do konfesjonału raz w roku, i sama wyklucza się z Kościoła, raczej trudno będzie takiego znaleźć. Nawet gdyby ktoś Marzenie wprost wskazał tę "mądrą osobę" (księdza?), o którą poprosiła, stałe spowiednictwo może po prostu nie "wypalić".

 Re: Żal niedoskonały a postanowienie poprawy.
Autor: Marzena (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2019-01-04 16:42

Rozgrzeszenie otrzymałam. W ostatnich latach przystępowałam do spowiedzi raz lub dwa razy w roku, gdyż nie odczuwałam potrzeby przystępowania częściej. Sumienie nie wyrzucało mi grzechów ciężkich (a gdy takowe zaistniały, szłam od razu), więc spowiedź powszechna wystarczała mi. Może mam zbyt wygórowane oczekiwania, ale nauki spowiedników jakoś nie wnosiły szczególnej pomocy, kierunku czy pouczenia do rozwoju duchowego, raczej były takie standardowe, więc też nie przystępowałam częściej. Głównie w Adwent i w Wielkim Poście. Tak jak mówi "J", stałe spowiednictwo może nie wypalić, ale uważam, że warto szukać tej odpowiedniej osoby. Na dzień dzisiejszy mam tyle pytań do ewentualnego spowiednika, któremu chciałabym zaufać, że wyobrażam sobie to jako rozmowę, bo w konfesjonale spędziłabym chyba z godzinę ("Co ludzie powiedzą?" ;) )
Jak napisałam, ten konkretny grzech pojawił się bardzo niedawno. Problem z nim polega na tym, że wiem, że niektórym osobom w mojej sytuacji zostało powiedziane podczas spowiedzi, że to nie jest grzech ciężki; że niejako okoliczności są łagodzące. Ja zapytałam wprost spowiednika, czy to grzech ciężki, przedstawiłam okoliczności i otrzymałam odpowiedź, że jest to grzech ciężki. Nietrudno się chyba domyśleć, że chodzi o VI przykazanie. Sprawa jest trudna, bo mąż nie jest głęboko wierzący. Nieraz mówił, że praktykuje ze względu na mnie i dzieci. Uważam, że lepiej tak, niż w ogóle być daleko od Boga i Kościoła. Może on kiedyś dojrzeje w wierze? Na tę łaskę czekam. Czasami myślę, że najlepiej by było zgodzić się na jego wazektomię, o której wspomina. Wyspowiadać się raz i, brzydko mówiąc, problem z głowy, no bo skutków tego zabiegu i tak nie cofnie. Ale ja nie chcę, aby dokonał rzeczy nieodwracalnej, dla mnie to jest właśnie ten ciężki grzech. W szesnastym roku małżeństwa i ze wskazaniami lekarskimi do unikania kolejnych ciąż jesteśmy sfrustrowani oboje NPR-em, który ogranicza nas bardzo mocno i powoduje z obu stron napięcia, niezrozumienie i frustrację. A będzie jeszcze trudniej. Rozumiem ideał czystej miłości małżeńskiej, jednak prościej do niego dążyć, gdy obie strony mają to samo spojrzenie na sprawę. I nie dostrzegam, co dobrego ma wynikać z faktu, że małżeństwo ma się do siebie zbliżać tylko 1-2 razy w miesiącu. Tych moich 5-7 bezpiecznych dni nie będę wykorzystywać dzień w dzień, bo nie jesteśmy automatami.To trudne dla nas obojga.
Nie wykluczam się sama z Kościoła. Tak można powiedzieć o każdym, kto grzeszy ciężko. Po prostu szukam odpowiedzi w nurtujących mnie kwestiach. Przecież jest to też portal dla "poszukujących".

 Re: Żal niedoskonały a postanowienie poprawy.
Autor: Gosia (---.wieszowanet.pl)
Data:   2019-01-04 20:25

Jeśli znasz angielski, to poczytaj o trudnościach innych osób:
https://www.catholicnewsagency.com/mamaneedscoffee/2015/09/can-we-talk-about-the-sex-were-not-having-guest-post
Czasem pomaga świadomość, że własna sytuacja nie jest nadzwyczajna, że wiele par to przeżywa.
Z komentarzy szczególnie autorstwa Liz o rozmowie z babcią.
Pamiętam opowieść pewnego księdza, który za granicą poznał małżeństwo chyba purytan. Powiedzieli mu, że współżyli tylko dwa razy w życiu i mają dwoje dzieci. To jest hardcore.

 Re: Żal niedoskonały a postanowienie poprawy.
Autor: Ј (---.austin.res.rr.com)
Data:   2019-01-04 20:31

"Nie wykluczam się sama z Kościoła".

Przytaczam Twoje słowa: "po ostatniej spowiedzi czuję się strasznie, jakby nie było już dla mnie miejsca w Kościele".
Nawet gdybyś się zdecydowała na ciężki grzech, miejsce w Kościele też dla Ciebie będzie. Tyle że inne niż dotychczas. Może konieczność powstrzymania się od Komunii Św. sprawi, że bardziej zapragniesz Boga. Bardziej niż grzechu.

"Problem z nim polega na tym, że wiem, że niektórym osobom w mojej sytuacji zostało powiedziane podczas spowiedzi, że to nie jest grzech ciężki; że niejako okoliczności są łagodzące. Ja zapytałam wprost spowiednika, czy to grzech ciężki, przedstawiłam okoliczności i otrzymałam odpowiedź, że jest to grzech ciężki".

Czyli chcesz teraz znaleźć takiego spowiednika, który Ci powie to, co słyszeli inni, tak? Bo to, co Ty usłyszałaś, Ci nie pasuje. Myślisz, że jak spowiednik będzie stały, to go przekonasz do swoich racji? Może Ci się to uda. Ale czy sumienie na pewno da Ci spokój?
Mnie stały spowiednik nigdy nie dał przyzwolenia na żadną formę antykoncepcji, choć chodziły za mną takie pokusy. I jestem mu za to ogromnie wdzięczna. A miałam sytuację trochę podobną do Twojej (m.in. NPR nie dawało żadnej pewności; mąż też nie głęboko wierzący). W końcu dotarło do mnie, że wcale nie zawierzyłam Bogu całego mojego życia, chociaż wydawało mi się, że to robię. Płodność chciałam mieć pod własną kontrolą. To odkrycie stopniowo doprowadziło mnie do powierzenia Mu również tej sfery, co zaowocowało spokojem i harmonią - z Bogiem i mężem.
Zrozumiałam też, że gdyby jakieś przykazanie nie do końca mi "pasowało" (szóste nie było jedynym), chodziłyby mi po głowie myśli, że Kościół za wiele wymaga, muszę koniecznie wrócić do pierwszego i w nim poszukać przyczyn.

"Ja nie widzę w tym jedynie zła".

Grzech nie jest tylko wtedy grzechem, kiedy postrzegamy go jako samo zło. Szatan kusi nas najbardziej "dobrą" stroną grzechu.

"Czasami myślę, że najlepiej by było zgodzić się na jego wazektomię, o której wspomina. Wyspowiadać się raz i, brzydko mówiąc, problem z głowy, no bo skutków tego zabiegu i tak nie cofnie".

No to sobie ku przestrodze poczytaj: klik ;klik ;

Zapoznaj się też z tą witryną: klik. Omawiane są tam problemy zbliżone do Twoich. Tylko najpierw się zastanów, czego chcesz. Czy usprawiedliwić pójście za pokusami, z którymi się zmagasz? Czy poszukać wskazówek, jak je odrzucić. Myślę, że w zależności od nastawienia, znajdziesz jedno i drugie.


"W ostatnich latach przystępowałam do spowiedzi raz lub dwa razy w roku".

Z mojego doświadczenia wynika, że to stanowczo za mało do duchowego wzrostu. Czy zależy Ci na nim?

 Re: Żal niedoskonały a postanowienie poprawy.
Autor: Marzena (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2019-01-05 00:26

Dziękuję za odpowiedzi i linki.

Pytanie do J (jeśli mogę spytać): skoro NPR nie dawało żadnej pewności, jak osiągnęliście spokój i harmonię w tej sferze? Poza zawierzeniem Bogu. Co konkretnie takiego stało się, że już nie rozważasz antykoncepcji? Zmieniłaś podejście, zrobił to mąż czy nie współżyjecie?

Argumenty z linków, że stosowanie antykoncepcji sprzyja zdradom w małżeństwie lub aborcji w przypadku jej zawodności mnie nie dotyczą, gdyż ani jednego, ani drugiego nie byłabym w stanie uczynić. Niestety, więcej dzieci mieć nie powinnam. Przy pierwszym porodzie lekarze powiedzieli, że gdyby nie fachowa pomoc, mogłam umrzeć i ja, i syn. Przy drugim było trochę bezpieczniej (dziecko nieznacznie mniejsze). Jestem po dwóch cięciach cesarskich ze wskazań medycznych. Przy trzeciej, nieplanowanej, ciąży (którą straciłam) byliśmy podłamani i bałam się, ale postanowiłam powierzyć wszystko Bogu. Wtedy je straciłam. Ale aborcja przez myśl nawet nam nie przeszła.

Rozważam stałego spowiednika, bo otrzymałam takie zalecenie podczas ostatniej spowiedzi, jednak w mojej parafii nie ma księdza, przed którym mogłabym całkowicie się otworzyć. Stąd pytanie, czy ktoś może kogoś polecić. I nie chodzi o to, że chcę przekonać spowiednika. Byłoby lepiej, żeby on mnie przekonał. Tu nie chodzi nawet o zrozumienie, bo ja rozumiem, tylko się z tym nie zgadzam. Cały problem polega właśnie na tym, czy kierować się tylko sumieniem (wtedy dylematu bym nie miała), czy tym, że Kościół uznaje to za grzech ciężki (wtedy żal niedoskonały i co z tym postanowieniem poprawy jako warunek spowiedzi)? Nie chodzi o to, by ksiądz mi powiedział, że to grzech lekki, tylko czy przy moim pojmowaniu tej sprawy, bez wyrzutów sumienia, mogę przystępować do spowiedzi.

Każdy ma swoje doświadczenia i własną drogę wzrastania w wierze. Żadna z nich nie jest lepsza lub gorsza. Ufam, że Bóg prowadzi nas najlepszą dla nas ścieżką. Nie można robić czegoś wbrew sobie, bądź nieszczerze, stąd moje rzadkie spowiedzi. Są przykładowo źli ludzie, raniący innych, którzy bardzo często są u spowiedzi, ale nie zmieniają się, dalej zatruwając życie swoim rodzinom i jeszcze wydaje im się, że są święci. Znam ze swego środowiska, ale nie mi oceniać. Czytałam np. o św. Augustynie, który się nie spowiadał. Nie, żebym porównywała się do niego, ale i dla takich osób jest miejsce blisko Boga. Staram się o duchowy rozwój, czytam, poszukuję. Czuję, że Bóg przeprowadził mnie przez niejeden kryzys wiary, szczęśliwie nadal tu jestem :)

 Re: Żal niedoskonały a postanowienie poprawy.
Autor: Mel (---.play-internet.pl)
Data:   2019-01-05 23:49

Nie piszesz jakie to przeciwwskazania zdrowotne wskazujące, że nie powinnaś mieć więcej dzieci. Nie przekonuje mnie "gdyby nie fachowa pomoc", bo właśnie dlatego rodzimy w szpitalach by taka pomoc była w standardzie. Nie piszesz, ile masz lat, a to istotne, bo z wiekiem nasza płodność spada, trudniej tez utrzymać ciąże.
Ja tak jak J. najbardziej jestem szczęśliwa gdy oddałam sprawy płodności Bogu, chociaż wcześniej się tego bałam.
Wasektomia, nie dość że grzech, to możecie żałować przeogromnie gdybyście zmienili za jakiś czas zdanie. NPR tak jak mówisz, ma swoje złe strony i uważam że nie jest do stosowania na stałe. No niestety bez otwarcia się na płodność zaburzona jest jedność małżeńska i satysfakcja z pożycia.

 Re: Żal niedoskonały a postanowienie poprawy.
Autor: Ј (---.austin.res.rr.com)
Data:   2019-01-07 21:14

"Co konkretnie takiego stało się, że już nie rozważasz antykoncepcji?"

Marzena, ja nie rozważałam antykoncepcji. Miałam raczej pokusy, które nie dawały mi spokoju, zaczęły przybierać na sile. Szukałam argumentów przeciwko antykoncepcji, a nie za, ale żaden tak do samego końca mnie nie przekonywał. Tzn. pewne formy zdecydowanie odrzucałam (mąż też), takie jak sterylizację, środki poronne czy wszelkie preparaty hormonalne. Było dla nas oczywiste, że w imię miłości nie będziemy okaleczać naszych ciał, zabijać naszych poczętych dzieci stosowaniem środków poronnych czy antyimplantacyjnych (to jedno z działań nowoczesnych pigułek, rzekomo wyłącznie antykoncepcyjnych), szkodzić zdrowiu. Pokusy dotyczyły jedynie "nieszkodliwego" ubezpłodnienia małżeńskiego aktu. Znałam naukę Kościoła. Wiedziałam, że to grzech. Nie bardzo rozumiałam dlaczego (w naszej nowej sytuacji). A chciałam zrozumieć.

Być może liczyłam trochę na przyzwolenie spowiednika. Piszę "być może", bo tego w sobie nie odkryłam. Ale poznanie własnych intencji nie zawsze jest prostą sprawą, nawet jak staramy zdobyć się przed sobą na szczerość. Na pewno miałam nadzieję, że spowiednik mnie w jakiś prosty sposób przekona i pomoże tym samym odeprzeć pokusę. Ale nie zrobił tego (w ogóle niektóre z jego nauk były dla mnie trochę na wyrost, co nie znaczy, że były nieprzydatne). Pomógł mi w czymś innym. I nie wprost. Bo zrozumienie przyszło od Ducha Świętego (ignacjański rachunek sumienia), jakiś czas później. Dotarło do mnie, co było przyczyną, że stałam się podatna na tę pokusę. I oddałam Bogu w sakramencie pokuty to, czego się dopuściłam, a co nie było zgodne z Jego zamysłem. Bez drobiazgowego wnikania, ile w tym było mojej ignorancji zawinionej, a ile niezawinionej. Chyba w ten sposób umożliwiłam Panu Bogu obdarowanie mnie łaskami, które mi były bardzo potrzebne. To one pomogły mi osiągnąć harmonię, o której wcześniej wspomniałam, i stopniowo doprowadziły do zawierzenia. Zauważyłam niejeden już raz, że Bóg szanuje moją wolność i niczego mi na siłę nie wciska. Czeka na moje przyzwolenie.

Ponieważ Twoje pytanie dotyczy jakby teraźniejszości, dodam, że moje opisane zmagania to rzecz dość odległa w czasie. Nie rok, nie dwa, ani pięć.


"Nie można robić czegoś wbrew sobie, bądź nieszczerze, stąd moje rzadkie spowiedzi. Są przykładowo źli ludzie, raniący innych, którzy bardzo często są u spowiedzi, ale nie zmieniają się, dalej zatruwając życie swoim rodzinom i jeszcze wydaje im się, że są święci".

No jasne, że nie można wymyślać sobie grzechów, żeby było z czym iść do konfesjonału. Ale pisałaś, że korzystasz ze spowiedzi powszechnej. A to chyba jest szczere, prawda? Nie masz więc problemu z własną "bezgrzesznością", tylko z sakramentem pojednania. Jeśli więc zechcesz, możesz się zacząć uczyć owocnie z niego korzystać, zamiast się usprawiedliwiać, że nie dostrzegasz pozytywnych efektów u wszystkich, którzy często się spowiadają.

Mnie wcale do konfesjonału nie ciągnie. Muszę się za każdym razem przełamać. Albo inaczej mówiąc, pokonać wszystkie pokusy, którymi Zły próbuje mnie zniechęcić do częstego korzystania z tego sakramentu. Ta batalia trwa już latami. Pan Bóg mnie stale zachęca. Sam i za pośrednictwem ludzi. Niedawno odwołał się nawet do mojego poczucia humoru.

Artykuł o św. Augustynie dobrze znam. Pisałam na ten temat tutaj: klik. Zachęcam Cię do przeczytania całego wątku.


"Stąd pytanie, czy ktoś może kogoś polecić".

Tak, mogę Ci polecić kogoś, kto we właściwy sposób przedstawi Ci temat autonomii sumienia:
1. klik
2. klik.

I jeszcze Katechizm Kościoła Katolickiego (artykuł szósty - Sumienie moralne): klik. Może od tego ostatniego zacznij.

 Re: Żal niedoskonały a postanowienie poprawy.
Autor: Marzena (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2019-01-11 19:39

J, w odpowiedzi na twoje słowa: "Jeśli więc zechcesz, możesz się zacząć uczyć owocnie z niego korzystać, zamiast się usprawiedliwiać, że nie dostrzegasz pozytywnych efektów u wszystkich, którzy często się spowiadają."
Ja nie usprawiedliwiam rzadkiego przystępowania do spowiedzi tym, że częste przystępowanie do niej nie przynosi niektórym pozytywnych efektów. Chodziło mi raczej o to, że rzadka spowiedź także może być wartościowa. Mam podobny problem z częstszą spowiedzią, jak Ty to opisałaś, ale postanowiłam przystępować częściej, zapewne wyjdzie to mi na dobre. A jak znajdę kiedyś dobrego, stałego spowiednika, to będzie jeszcze lepiej :)

Bardzo dziękuję wszystkim za odpowiedzi i chęć pomocy.

 Re: Żal niedoskonały a postanowienie poprawy.
Autor: Ј (---.austin.res.rr.com)
Data:   2019-01-15 01:01

"Chodziło mi raczej o to, że rzadka spowiedź także może być wartościowa".

Idąc tym tropem, mogłabym zaświadczyć, że nawet stronienie od konfesjonału może mieć pozytywne strony ;)) Bo był taki okres w moim życiu, że przed popełnieniem grzechu ciężkiego najbardziej powstrzymywała mnie właśnie konieczność sakramentalnej spowiedzi. A przecież życie w łasce uświęcającej niewątpliwie jest wartością :) Ale chyba zgodzisz się ze mną, że pomimo wyraźnego dobrego skutku, moje podejście do sakramentu pojednania pozostawiało wiele do życzenia.

Przyczyn mojego oporu przed spowiedzią w tamtym czasie było wiele. Chyba najistotniejszą było to, ze postrzegałam ją głównie jako przykry obowiązek nałożony przez Kościół, a nie - tak jak obecnie - jako dar Miłosiernego Boga. Dar, z którego korzystanie jest dla mnie wciąż dużym trudem.

Stały spowiednik z pewnością pomógł mi przełamać niektóre moje opory przed konfesjonałem. Moje częstsze niż rzadkie ;) w tamtym czasie spowiedzi stały się za jego konkretną sugestią jeszcze częstsze. Na samym początku dla mnie niewyobrażalnie częste :) Ale - jak się wkrótce okazało - możliwe i... potrzebne.

To nowe doświadczenie (stały spowiednik) przyniosło mi wiele ułatwień. Ale pojawiły się też nowe trudności, nieznane mi wcześniej wyzwania. Jednak ich obecność okazała się być dla mnie bardzo cenna. (Nie zniechęcaj się, jeśli też się okaże, że ze stałym spowiednikiem wcale nie wszystko stanie się łatwiejsze. Nie musi, naprawdę).

Ostrzegam też, że niełatwy może być powrót do "normalności". Bo stali spowiednicy nie zawsze są nam dani na stałe :) A do uwagi i czasu, jaką nam poświęcają, można się trochę przywiązać. Ja przeszłam terapię wstrząsową ;))) Po stałych spowiednikach trafiłam na księży, którzy ograniczali się tylko do rozgrzeszenia. Wcześniej się z tym osobiście nie spotkałam. Z jednej strony więc był to szok, ale z drugiej... nie sposób było nie dostrzec łask z tych spowiedzi płynących. Ale dopiero po jakimś czasie olśniło mnie. Pan Bóg mi namacalnie dawał do zrozumienia, że to On działa w tym sakramencie, On sam jest dawcą tych łask, a spowiednicy są pośrednikami. Odpowiadał tym samym na moją dawną gorącą prośbę, żeby żaden człowiek, który pomaga mi się do Niego zbliżać, nie przesłonił mi Jego samego.

Tak jak wcześniej wspomniałam, nie od samego początku prawidłowo przerobiłam tę lekcję z "milczącymi" spowiednikami. Najpierw unikałam ich jak tylko mogłam. Spowiadałam się u innych. Dopiero jak mi Pan Bóg poodcinał te inne możliwości, wróciłam do jednego, który nadal był w moim zasięgu. A Pan Bóg wkrótce mi go "odkneblował" ;) Zdaje się, że przy moim drobnym udziale :)

Wiele nauk usłyszanych w konfesjonale naprawdę cenię. Niektóre mi głęboko zapadają w pamięć, a raczej serce. Słyszę takie czasem od przypadkowych spowiedników. Zdarza się, że słyszę coś ważnego między wierszami. Ale nie spodziewam się ani nie oczekuję, że kiedykolwiek trafię na takiego spowiednika, który celnością swoich nauk zdoła mnie skierować na właściwe tory, jeśli we mnie nie będzie prawdziwej woli ciągłego nawracania się, uciekania do Bożego Miłosierdzia i współpracy z Bożą łaską.

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: